Dorothy Day – Aborcjonistka na ołtarze?

2024-11-16 15:05:16(ost. akt: 2024-11-17 16:25:35)

Autor zdjęcia: Materiał nadesłany

Czcigodna Służebnica Boża Dorothy Day – lewicowa dziennikarka, pisarka, redaktorka, działaczka społeczna. W młodości związana była ze środowiskami anarchistycznymi, także z bohemą artystyczną. Niespokojny duch. W jej życiorysie splatają się wątki buntu, poszukiwań duchowych, pracy społecznej, a także osobistego nawrócenia. Porównywana do Gandhiego czy Martina Luthera Kinga, postrzegana jest jako jedna z najciekawszych i najbardziej wpływowych osób minionego wieku, jak również specyficzna kandydatka na ołtarze w Kościele Katolickim.
„Bóg pragnie niespokojnych serc, a nie burżuazyjnych dusz, które zadowalają się tym, co jest” – napisał papież Franciszek we wstępie do włoskiego wydania autobiografii Dorothy Day. Tak, Dorothy Day miała „niespokojne serce”, podobnie jak św. Augustyn, które uspokoiło się dopiero wtedy, gdy Dorothy po wielu burzliwych przejściach swojego życia, już jako dojrzała kobieta, przylgnęła całym swym sercem do Boga. Jej droga do Niego była bardzo kręta, trudna, długa i nieprzewidywalna.

Narodziny „Daru Boga”

Dorothy (imię jej oznacza "Dar Boga") urodzona w 1897 r. w Nowym Jorku, zmarła tamże w 1980 r. Jej rodzice nie narzucali się Bogu i nie podziękowali za ten Dar, jakim była ich córka. Ojciec nielubiący dzieci, zwłaszcza własnych, za to kochający konie; sceptyk, ale zawsze z nierozłącznym egzemplarzem Biblii, nie był dla Dorothy dobrym punktem odniesienia. Córka, nieakceptowana w swych wyborach, trzymała się od niego z daleka. Natomiast matka, którą dziewczynka kochała i szanowała, w Boga wierzyła, ale nie była na tyle religijna, aby chodzić do jakiegokolwiek kościoła i prowadzić do niego dzieci. Z wiarą Dorothy zetknęła się samodzielnie, znajdując stary egzemplarz domowej Biblii, który zaczęła czytać oraz zachodząc do sąsiadów, którzy byli metodystami. Ogromną rolę w przybliżaniu się do wiary miała jej wrażliwość na piękno. Zwłaszcza na słowo pisane i muzykę, a to potem sama odnajdowała w czasie nabożeństw w kościele episkopalnym, do którego zaczęła uczęszczać za namową pastora. Psalmy, przepiękne słowa Biblii, potem także lektura „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis, śpiew liturgiczny, muzyka sakralna miały niezatarty wpływ na jej późniejszą dojrzałą wiarę.

Wraz z dorastaniem zaczęła pojawiać się u Dorothy także wrażliwość polityczna, która za sprawą lektur wyraźnie skłaniała się ku lewicy. Rewolucjonista Piotr Kropotkin i jego wizja anarchizmu zafascynowały na tyle Dorothy, że była w pewnym sensie pod jego wpływem do końca życia, ponieważ „to on uświadomił jej sytuację ludzi ubogich”, aby potem w ubóstwie odnajdywać… piękno. W okresie studiów, kiedy rodzina przestała się nią opiekować, Dorothy zdecydowała, że będzie samodzielnie utrzymywać się z pracy własnych rąk. Na początek wybrała ciężką pracę fizyczną. Za zarobione pieniądze nabywała przede wszystkim książki, idąc za słowami Erazma z Rotterdamu: „Jeśli mam pieniądze kupuję książki, a jeśli mi coś zostanie to jedzenie i ubranie”. W przypadku Dorothy były to także papierosy. Nie wiedząc kim chce zostać dziewczyna szukała dla siebie różnych lektur. Oprócz literatury pięknej były to pozycje z dziedziny polityki, spraw społecznych, socjologii. W końcu młodziutka dziewczyna wstąpiła do Partii Socjalistycznej, ale ta ją szybko znudziła. Religia też wydawała jej się „przeszkodą w pracy” i słusznie należy ją uważać za „opium dla ludu”. Dorothy w tym okresie sporo pisała, więc, gdy z rodzicami ponownie przeniosła się do Nowego Jorku, z teczką swych artykułów po pięciu miesiącach poszukiwania pracy, trafiła do gazety nowojorskich socjalistów „The Call”. Od tego czasu zaczęła się jej prawdziwa przygoda dziennikarska i pisarska, której celem było przede wszystkim opisanie przeżyć i doświadczeń tych, którzy albo nie mogli albo nie umieli się wypowiedzieć, i którzy cierpieli, także z powodów różnorakich wad systemów społecznych.

Traumatyczne doświadczenie

Dorothy chciała szukać środków zaradczych tej sytuacji nędzy, wyzysku, poniżania godności ludzkiej. Dlatego też Dorothy nie tylko pisała, ale i demonstrowała na ulicach, przez co kilkakrotnie siedziała w areszcie lub w więzieniu. Równocześnie jednak czuła w sobie tęsknotę za Transcendencją, która jej nie opuszczała. Często zachodziła do kościoła św. Józefa, aby pomedytować, chciała bowiem coś więcej z siebie dawać innym. Zdecydowała się na kurs pielęgniarstwa. Tam na oddziale męskim poznała Lionel’a Moise’sa, ówczesnego pielęgniarza, a później znanego dziennikarza. Zakochała się w nim i wkrótce zamieszkali razem. Bez nadziei na małżeństwo, które jej wybranek odrzucał, podobnie jak zdecydowanie nie chciał mieć dzieci. Chimeryczny, zazdrosny, powodował u niej stany od euforii aż po próbę samobójczą. Po jakimś czasie Dorothy zorientowała się, że jest w ciąży, co oznaczało odejście kochanka, gdyby zdecydowała się na urodzenie dziecka, ponieważ ich „doskonała miłość wykluczała ideę posiadania dzieci”. Dorothy jednak powiedziała mężczyźnie o swoim stanie, a on doradził jej, aby ciążę przerwała, zwłaszcza, że wkrótce miał wyjechać do pracy w Caracas.

Dorothy zabieg wykonała w prywatnym mieszkaniu, rodząc martwe dziecko w 20 tygodniu ciąży. Po zabiegu Moise miał na nią czekać, ale nie pojawił się. W domu znalazła tylko list z poradą, aby szybko wyszła za mąż za bogatego mężczyznę. Dorothy posłuchała rady i wyszła za mąż cywilnie za 20 lat starszego od siebie Berkeleya Tobeya, z którym wyjechała na dłuższy czas do Europy, pisząc tam swoją autobiografię. W książce wspomina o aborcji, która była dla niej głęboko traumatycznym doświadczeniem, nazywając je jednym z największych błędów swojego życia. W tamtym czasie była jednak zagubiona, samotna i pozbawiona duchowego oparcia. Jej życie pełne było wewnętrznych sprzeczności – z jednej strony pragnęła miłości i sensu, z drugiej żyła w świecie, który promował wolność bez odpowiedzialności.

Ataki skierowane przeciwko Kościołowi udowodniły mi jego boskość

Ponieważ nie kochała męża, rozstali się po powrocie do Ameryki, a Dorothy wyjechała do Chicago, gdzie dla tamtejszej gazety pracował jej były kochanek Lionel. W Chicago wynajęła pokój w domu, w którym mieszkali katolicy, chyba dość religijni i pobożni, gdyż Dorothy poczuła fascynację Kościołem Katolickim, a opuściła ją wreszcie fascynacja kochankiem. Dorothy wkrótce dowiedziała się, że jej „europejska” powieść autobiograficzna zostanie wydana, a Hollywood zakupił nawet prawa do nakręcenia filmu na jej kanwie. Za pieniądze z książki Dorothy kupiła mały domek nad oceanem. W nim mieszkała i pisała, a także spotykała z kolejnym kochankiem - Forsterem Batterhamem, anarchistą, biologiem, Anglikiem, który także był przeciwny „instytucji rodziny i tyranii miłości”, i który podkreślał, że jego „ciało i dusza muszą być wolne”. Z tego związku w 1926 r. narodziła się córka Tamar Teresa, choć Day była pewna, że w wyniku aborcji nigdy nie będzie mieć dzieci. Trzeba jednak podkreślić na bazie jej zapisków, że to macierzyństwo, które Dorothy potraktowała jako niezasłużony dar ostatecznie doprowadziło ją do nawrócenia. Dorothy zanotowała: „żadna istota ludzka nie może otrzymać i zachować w sobie tak wielkiej fali miłości i radości, jaką często czułam po narodzinach mojej córki. Razem z tym uczuciem pojawiła się potrzeba okazywania uwielbienia i czci”.

Wiara w Boga, która w niej się utwierdzała, paradoksalnie, w owym czasie, a także narodziny córki spowodowały odejście ojca dziecka, z którym jednak przyjaźniła się do końca swojego życia. Dorothy przyjęła chrzest w grudniu 1927 r. Nikt z rodziny i z dotychczasowego grona znajomych nie podzielał jej religijnych przekonań, a z drugiej strony ludzie Kościoła też jej do końca nie ufali, znając jej zawiłą przeszłość.

Na drodze wiary, Dorothy odkryła też „Boską naturę Kościoła”, pisząc: „Same ataki skierowane przeciwko Kościołowi udowodniły mi jego boskość. Tylko Boska instytucja mogła przetrwać zdradę Judasza, zaparcie się Piotra, grzechy wielu wyznających jej wiarę, którzy powinni byli troszczyć się o jej biednych”. Obecność w Kościele początkowo nie była dla niej łatwa. Uważała, że „przeszła na stronę opozycji, ponieważ Kościół był identyfikowany własnością, bogactwem, z kapitalizmem, z wszystkim tymi siłami reakcji”.

„Katolicka robotnica”

Dorothy mimo to zaczęła radykalnie zmieniać swoje życie. Praktykowała codzienną mszę świętą, co sobota była na adoracji, nie rozstawała się też z Biblią i różańcem. Mówiła: „Jeśli kochamy, jesteśmy nachalni. Naszą miłość powtarzamy jak zdrowaśki różańca". Widziała też konieczność pokuty. "Pojednanie, pokuta poprzedzają Eucharystię" – przypominała.

Ale modlitwę wiązała z ofiarnym działaniem. Gdy spotkała Petera Maurina, francuskiego samouka, wizjonera i filozofa, wyznawcę „rewolucji personalistycznej", który był przekonany, że Dorothy Day jest dwudziestowieczną Katarzyną Sieneńską i jak owa święta „poruszy góry, wpłynie na rządy, w sprawach ziemskich i duchowych", dla Dorothy zaczął się nowy okres w życiu. Dzięki inspiracji nowego przyjaciela Day rozwinęła ewangeliczny program pomocy najuboższym. Obok założonego przez nich, istniejącego do dziś „Catholic Worker" pojawił się ruch o tej nazwie, a także tworzenie przytulisk zwanych „Domami Gościnnymi". Pierwszym z nich było mieszkanie Dorothy. Wkrótce w Stanach było już ponad trzydzieści takich miejsc, a pod koniec lat 30. każdego dnia zupę wydawano tysiącom ubogich ludzi. Następnym krokiem było organizowanie dążących do samowystarczalności farm na wsi. Dzisiaj w Stanach jest ponad setka takich domów z inspiracji ruchu Catholic Worker, jak również kilka w innych krajach.

Dorothy na tym etapie swojego życia pozostała wierna Bogu, Kościołowi i swojemu sumieniu, będąc jednak krytyczna wobec niektórych wskazań społecznej nauki Kościoła, wobec duchownych, którzy epatowali bogactwem i nie żyli ewangelicznym ubóstwem, które ona przyjęła za swój styl bycia, żyjąc bardzo skromnie i ciężko pracując. Sama miała szczególny szacunek do ciężko pracujących ludzi. Chętnie udzielała się w obszarze pomocy międzywyznaniowej. Była zagorzałą przeciwniczką antysemityzmu. Zamiast teologicznych debat wolała rozmowy o etyce, duchowości, polityce społecznej. Opierała się na Ewangelii oraz na społecznej nauce Kościoła z encyklik Leona XIII i Piusa XI, filozofii Mouniera i Maritaina, a także mistycznej, choć bardzo konkretnej duchowości św. Teresy z Lisieux, którą określała jako „świętą ludzi odpowiedzialnych". Pozostała „kobietą dzielną” o silnym charakterze, bezkompromisowości wobec zła, nędzy, cierpienia, broniła słabszych, była śmiała w wyrażaniu swych poglądów. Choć jak wyznawała - brakowało jej wsparcia męża, rodziny - nie zrezygnowała z celibatu i nie zeszła z wytyczonej drogi. Z biegiem czasu jej preferowanymi cnotami stały się wierność i stałość. „Katolicka robotnica” zmarła 29 listopada 1980 roku i została pochowana kilka przecznic dalej od domku, w którym odnalazła Boga. Na pogrzeb przybył także Forster, którego nazywała „mężem”, mimo pięćdziesięcioletniej separacji oraz córka Tamar z gromadą wnuków, które niosły jej trumnę.

Czy Dorothy Day zostanie kiedyś kanonizowana? To pytanie pozostaje otwarte. Niezależnie od tego jej życie już teraz inspiruje do refleksji nad własną wiarą, działaniem i miejscem w świecie.


Zdzisława Kobylińska
Zdzisława Kobylińska

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5