Robert Schuman: Z różańcem przez trudy rządzenia
2024-10-11 09:22:21(ost. akt: 2024-10-11 10:06:51)
W październiku pisałam już o roli różańca w życiu duchowym katolików. Dziś chciałabym przedstawić sylwetkę Roberta Schumana, zasłużonego dla Europy, wybitnego polityka, doktora prawa, premiera, ministra, głównego działacza politycznego w kształtowaniu powojennej Europy i stosunków transatlantyckich, uznawanego za jednego z ojców Unii Europejskiej, Rady Europy i NATO, Czcigodnego Sługi Bożego Kościoła katolickiego, który modląc się na różańcu, dostąpił chwały Nieba.
Trudno dziś usłyszeć o polityku czy o mężu stanu, który rozpoczynałby dzień od modlitwy na klęczkach, który odmawiałby codziennie różaniec, nie krępując się o tym mówić, lub który medytowałby codziennie fragmenty Pisma Świętego. Dlatego warto przypomnieć, że po drugiej wojnie światowej fundamenty Unii Europejskiej stworzyło czterech wybitnych katolików: Konrad Adenauer, Robert Schuman, Alcide de Gasperi i według moich własnych badań Luigi Sturzo. Łączyła ich nie tylko wspólna wizja Europy, ale także codzienne odmawianie różańca świętego. Trzej ostatni są ogłoszeni Sługami Bożymi Kościoła katolickiego, o czym rzadko się dziś wspomina wśród elit Europy.
Katolik z urodzenia, postępowania i głoszonych idei
Na marginesie warto zadać pytanie, czy ci Słudzy Boży mieliby dziś szansę piastować ważne funkcje w strukturach zjednoczonej Europy. Czy w swoich krajach byliby wybrani przez współczesnych wyborców do Parlamentu Europejskiego? Trudno mi sobie wyobrazić, że eurodeputowanym mógłby być wybrany Roman Schuman. Poznajmy zatem biografię tego wyjątkowego polityka z różańcem w dłoni.
Urodzony w Luksemburgu, wychowany w Lotaryngii. Najpierw obywatel niemiecki, gdyż Lotaryngia należała wówczas do Niemiec. Potem, po zakończeniu pierwszej wojny światowej, obywatel francuski. Przede wszystkim jednak żarliwy katolik z urodzenia, postępowania i głoszonych idei, według którego życie najlepiej zorganizowane to takie, które oparte jest na wartościach i zasadach chrześcijańskich, ponieważ te „zawierają wszystko, co człowiekowi jest niezbędne do życia”. Rodzina Schumanów, od pokoleń katolicka, była naturalnym środowiskiem wychowania Roberta, który od młodzieńczych lat zaczytywał się w dziełach świętego Tomasza z Akwinu i świętego Jana od Krzyża. Przyszły premier swój dzień zaczynał od różańca, będąc gorliwym czcicielem Matki Bożej. Organizował też pielgrzymki do Lourdes, które były dla niego ważną formą pobożności. Po stracie rodziców młody Schuman chciał zostać duchownym, ale pewien jego przyjaciel nakłaniał go do pracy jako świeckiego katolika, widząc w jego chęciach raczej ból po stracie rodziców i potrzebę odsunięcia się od codzienności aniżeli powołanie kapłańskie. Tenże przyjaciel miał powiedzieć, że „religia, ojczyzna, prawo potrzebują cię jako człowieka odważnego, bo w naszym społeczeństwie pilną koniecznością staje się apostolat świeckich. Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego apostoła od ciebie”.
We wszystkim miłość
I Schuman stał się świeckim apostołem. Jak wspomniał mi postulator jego procesu, o. prof. Bernard Ardura, prawdopodobnie Schuman był franciszkańskim tercjarzem, choć nie znaleziono w dokumentach takiego potwierdzenia. Schuman nie założył nigdy rodziny, poświęcając się całkowicie swojemu apostolatowi służby na rzecz innych w polityce. Już jako wykształcony młody mężczyzna z doktoratem z prawa, po egzaminie sędziowskim, po wykładach w zakresie ekonomii, gospodarki, filozofii i teologii staje się autorytetem moralnym w rozmaitych kręgach, także wśród ludzi ubogich, którym przekazuje swoje życiowe motto: „Jedność w tym, co konieczne, wolność w sprawach wątpliwych, we wszystkim miłość”. Schuman nigdy nie krył się ze swoim katolicyzmem, nie uważał go za prywatną sprawę. Żył nim na co dzień, mówił o nim i według niego stworzył swoją wizję nie tylko osobistego życia, ale wizję swej ojczyzny i całej Europy. Wizja ta była ufundowana na uniwersalnych wartościach ewangelicznych. Trudno się temu dziwić, gdyż polityk od dzieciństwa starał się w miarę możliwości codziennie uczęszczać na mszę świętą, medytować systematycznie Słowo Boże, odmawiać różaniec. Ksiądz proboszcz powiedział po jego śmierci, że w spotkaniach z Bogiem znajdował tę nadprzyrodzoną siłę, która uczyniła go nie tylko promotorem wartości humanistycznych, mężem stanu, ale także prawdziwym sługą Kościoła. Dlatego wicepostulator procesu beatyfikacyjnego o. Joseph Jost zanotował, że „Eucharystia i Biblia ukierunkowały całe życie przyszłego Sługi Bożego”. I zapewne tak było, gdyż bez tej transcendentalnej mocy Schumanowi z pewnością trudno byłoby znieść rozmaite upokorzenia i zniewagi.
Już jako czynny polityk musiał wysłuchiwać od francuskich parlamentarzystów o komunistycznym rodowodzie, że jest „pruską świnią”, Charles de Gaulle nazywał go „Szwabem”, a obywatele Francji mieli go za politycznego heretyka, ponieważ mówił, że celem jego polityki jest francusko-niemieckie pojednanie.
W niektórych kręgach uważany był też za zdrajcę, niemieckiego agenta albo agenta papieża. Niektórzy nawet traktowali go jako „człowieka pozbawionego rozumu”, dlatego że ośmielał się mówić o swojej wizji zjednoczonej Europy opartej na wartościach chrześcijańskich, w której było miejsce dla Niemiec.
Pojednanie szansą Europy
Paradoksalnie druga wojna światowa spowodowała, że w Schumanie dojrzewała koncepcja wspólnoty i współpracy wszystkich państw Europy. Utrzymywał on, że nie logika nienawiści i zemsty, ale logika pojednania i współpracy jest prawdziwą szansą dla Europy, a politycy powinni dążyć do stworzenia wspólnoty interesów jako zaczynu inicjującego poszerzanie i pogłębianie wspólnoty interesów i państw, które przez długi czas żyły w konflikcie. Takie zatem słowa faktycznie mógł wypowiedzieć albo szaleniec, albo autentyczny chrześcijanin, zważywszy na fakt uwięzienia i prześladowania Schumana przez hitlerowców i przymuszania go do współpracy, której nigdy nie podjął. Szykanowany, prześladowany i gnębiony był przeznaczony do wywózki do obozu koncentracyjnego. Znamienne są też jego słowa z tego okresu: „Chrześcijanin nie może się poddawać dopóty, dopóki cieszy się zdrowiem i ma szansę działania. Ja nie dam się pogrzebać za życia”.
W czasie działań wojennych udaje mu się schronić w opactwie, a więc niejako u samego świętego Benedykta, pierwszego ojca Europy. Czy to był przypadek, czy znak dla Schumana, że musi podążać drogą świętego ojca, patrona Europy, i stać się nowym europejskim świętym poprzez działanie na rzecz jedności i pokoju w Europie, we współpracy z Niemcami, swymi prześladowcami? Niemcami, które jako „człowiek pogranicza”, jak mówił o sobie, znał przecież doskonale. Stąd jego mocna teza, którą stawiał: „Niemcy są najbardziej niebezpieczne, gdy są pozostawione same sobie i w ten sposób wydane na działanie budzącego grozę niszczącego fermentu”.
Już po wojnie, w 1950 roku Schuman śmiało ogłosił swój projekt pojednania Niemiec i Francji. Jak pisze w „Für Europa”, „chrześcijaństwo nauczyło nas naturalnej równości pomiędzy wszystkimi ludźmi, zbawionymi dziećmi tego samego Boga i przez tego samego Chrystusa, bez różnicy, rasy, klasy i zawodu”. W maju 1950 roku zrealizowano wreszcie plan Schumana, Adenauera i Monneta, zawiązując Europejską Wspólnotę Węgla i Stali. Ta wspólnota jednak nie miała koncentrować się wokół samej gospodarki, ale przede wszystkim wokół tych samych wartości, aby Europa „mogła zapewnić ludzkości jej pełny rozwój, przyjęcie różnych kultur, wyjście ze zniewolenia”. Te słowa wypowiedziane przez premiera Francji, ministra spraw zagranicznych, aktywnego polityka, społecznika i katolika, którego wiara, jak mówił, skłoniła do zaangażowania na rzecz jedności Europy, są świadectwem jego autentycznego rozumienia jedności bliźnich.
Być może dlatego inny Sługa Boży, Alcide de Gasperi, jako premier Włoch powiedział o nim: „Ludzie mają zapisane w sercach to, czego według Chrystusa chciałby od nich Bóg, aby stanowili jedno. My, ludzie, przyjęliśmy to posłanie, a żywym dowodem na to jest ten mądry, dalekowzroczny i jasno myślący człowiek, który nazywa się Robert Schuman”.
Schuman jako polityk, premier, minister i katolik, który uważał, że służba wobec ludzkości jest takim samym palącym obowiązkiem jak wierność wobec swojego narodu, jest przykładem na to, jak z jednej strony nie ulegać skrajnie nacjonalistycznym pokusom, ponieważ nie przystoi to katolikom, a z drugiej jak nie poddawać się kosmopolitycznym zapędom. Równowaga bowiem zrodzona z roztropności, męstwa, sprawiedliwości i umiarkowania jest tą drogą, którą warto podążać nie tylko w realizacji wizji politycznych, ale i wizji realizacji własnego życia, ale to nie byłoby możliwe, jak twierdził Schuman, bez systematycznej Eucharystii, adoracji, słowa Bożego i zawierzenia Maryi przez codzienny różaniec.
Zdzisława Kobylińska
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez