Dlaczego pomnik oddający hołd okupantom, gwałcicielom i mordercom wciąż góruje nad Olsztynem?

2024-05-10 09:03:29(ost. akt: 2024-05-10 10:38:10)
Bieżąca polityka i wynikające z niej linie podziałów powodują, że sami zamykamy się ciasnych klatkach partyjnego myślenia. Uwolnić się z tego więzienia intelektu jest niełatwo, tym bardziej, gdy z tyłu głowy pojawia się refleksja, że ustąpienie pola może wiązać się ze wzmocnieniem politycznych adwersarzy.

Spór o olsztyński Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej, powszechnie nazywany „szubienicami”, jest oczywiście elementem fundamentalnego sporu ideowego, ale bynajmniej nie rozpala zbiorowej wyobraźni. Gros społeczeństwa nie postrzega bowiem monumentu jako symbolu komunistycznego dziedzictwa. „Szubienice” dla większości olsztynian to po prostu odarty z jakiegokolwiek przekazu pomnik, element miejskiego krajobrazu, który chętnie usunęliby, by powiększyć znajdujący się przy szkaradztwie parking. Ów pragmatyzm nierzadko irytuje, zwłaszcza ideowców, bo burzy dychotomiczny obraz świata, w którym antykomuniści walczą z duchowymi spadkobiercami sierpa i młota. Takowi naturalnie istnieją, ale na przykład wtłaczanie byłego już olsztyńskiego prezydenta w rolę broniącego komunistycznego dziedzictwa bolszewika spokojnie możemy uznać za, delikatnie mówiąc, nadużycie semantyczne. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że snu z powiek Piotrowi Grzymowiczowi nie spędzała świadomość, że w Olsztynie nie będzie górującego nad miastem Sowieta, ale koszt jego przeniesienia oraz związane z tym względy techniczno-logistyczne. Poza tym stosunek PiS do pomnika jest znany, a przekora to nader silna emocja...

Obrońcy „szubienic”, a tym samym pewnego ciągu tradycji, jednak istnieją i pod płaszczykiem „ocalenia kultury” stoją murem za tym, co na płaszczyźnie historycznej, narodowej, etycznej, artystycznej i tożsamościowej, jest nie do obrony.

„Złożoność dziejów nazizmu”

Powiedzmy sobie wprost. U podstaw tego, że socrealistycznego monumentu, jak dotąd, nie dosięgły kilofy i młotki, leży asymetryczne podejście do komunizmu i nazizmu. Admiratorzy „szubienic” spod znaku prof. Roberta Traby mogą oczywiście powtarzać frazesy w stylu: „Dzieł sztuki, nawet jeżeli są trudnym dziedzictwem minionej epoki, nie powinniśmy niszczyć”, ale wystarczy zadać jedno proste pytanie. Gdyby w centrum miasta stał ozdobiony swastykami pomnik sławiący Adolfa Hitlera, to czy broniliby go z równym zaangażowaniem? Starczyłoby im odwagi, by wokół gloryfikującego nazizm pomnika radośnie paradować z transparentami „Historia Tak” albo „Projekt dla pokoju”?

Parafrazując słowa Aleksandra Wata można by powiedzieć, że komunizm rozbił się o atom europejskiej duszy. Szczególnie tej zachodniej, albowiem po 1945 r. antyfaszyzm, rozumiany jako sprzeciw wobec totalitaryzmu, stał się jedną z kluczowych wartości, na których oparto liberalną demokrację. Faszyzm, skądinąd słusznie, uznano za synonim zła, objęto infamią, a wszelkie jego przejawy wypala się gorącym żelazem. W przypadku komunizmu nic podobnego nigdy nie nastąpiło, bo jego realne odrzucenie niechybnie wiązałyby się postawieniem w stan oskarżenia niemałej części dominującej na Zachodzie lewicowej myśli.

Lekcję poglądową, wiele mówiącą o obłudzie w podejściu do komunizmu przez ludzi aspirujących do miana elit kulturotwórczych, stanowi napisana przez Leszka Kołakowskiego satyra pt. „Trzydziesta rocznica nowego ładu w Europie – zwycięstwo zdrowego rozsądku”, którą filozof przeczytał w połowie lat 70. XX w. podczas konferencji we Włoszech. Niejeden znajdujący się wówczas na sali profesor poczuł się zgorszony słowami wygłoszonymi przez autora „Głównych nurtów marksizmu”. O czym traktował ów pastisz? Ano o tym, że Hitler wygrał wojnę i zmarł w 1953 r. (data śmierci Stalina), po czym rozpoczęła się dehitleryzacja nazizmu.

„Jednakże dopiero po latach omyłek – mówił Kołakowski – udało się amerykańskim mężom stanu i historykom wyzbyć wielu przestarzałych, wulgarnych komunałów antynazistowskich, które najzwyczajniej utożsamiały nazizm z hitleryzmem i nie pozwoliły nam zrozumieć ani złożoności dziejów nazizmu, ani historycznego sensu Nowego Ładu w Europie. Prezydent Gerald Ford spotyka się z Wielkim Kanclerzem Trzeciej Rzeszy Josephem Goebbelsem, który, mimo swojego wieku, jest w zadziwiająco dobrej formie i tryska humorem, Himmler jako honorowy przewodniczący Towarzystwa Przyjaźni Amerykańsko-Europejskiej przemawia podczas bankietu wydanego w Berlinie na cześć Kissingera i wszystko jest cacy”.

Fot. Igor Hrywna

„Skończyłeś już z tą mordą – to przesuń się, bo buty będę malował”

Istotą komunistycznej retoryki jest manipulacja, objawiająca się zakłamywaniem języka, wypaczaniem sensu słów. Używanie terminu „wyzwolenie” w kontekście ustanowienia w Jałcie nowego geopolitycznego porządku jest w dużej mierze zwycięstwem sowieckiej propagandy, która nie odeszła do lamusa. Włosy stają na głowie, gdy prof. Traba (historyk!), broniąc sowieckiego monumentu, dokonuje „intelektualnego morderstwa”, pisząc: „Głównymi argumentami za zostawieniem pomnika są jego wartość artystyczna oraz walka Armii Czerwonej przeciw zbrodniczej Trzeciej Rzeszy, bez której nie zostałaby tak szybko zakończona wojna i wyzwoleni więźniowie, np. KL Auschwitz”.

Zostawmy na chwilę osobliwe przemyślenia na temat „bohaterskiej” roli Armii Czerwonej i przekierujmy uwagę na rzekomą „wartością artystyczną” pomnika, który wedle Roberta Traby jest „świadectwem wybitnego dzieła sztuki pomnikowej”.
Gustaw Herling-Grudziński uważał, że „Nie ma takiej możliwości, żeby książka fałszywa była dobrze napisana”. Czy zatem w pełni podporządkowana zbrodniczej ideologii sztuka, tworzona na polecenie i z inspiracji partyjnych notabli, w dodatku z założenia prosta i nieskomplikowana, a w rzeczywistości prostacka i ordynarna, zasługuje na podziw i zrozumienie?

Faktycznym celem socrealizmu było zniszczenie polskiej kultury, zatrucie społecznej świadomości i sprowadzenie ludzi sztuki do roli marionetek, użytecznych agitatorów. Nieprzypadkowo jedna z najważniejszych prac na temat socrealizmu, autorstwa prof. Michała Głowińskiego, nosi tytuł „Rytuał i demagogia. Trzynaście szkiców o sztuce zdegradowanej” (1992). Upodleni artyści, dopasowując się do obowiązującej w ZSRR od lat 30. XX w. metody twórczej, na kilka lat ugrzęźli w groteskowym świecie, produkując „dzieła” małe, głupie i podłe. „To było jak rozwiązywanie łatwego rebusu – mówił Zbigniew Herbert – na przykład list do Prezydenta Bieruta, zabawna wprawka literacka, oda na cześć gubernatora. Ja widziałem, jak malowano kolektywnie obraz (szkoła sopocka), na którym było dużo postaci, i to się nazywało Rok 1905. Nie malowali Świerczewskiego i nie malowali Bieruta, słowem mniejsze zło. Jeden z nich w czasie pracy mówił: Julek, skończyłeś już z tą mordą – to przesuń się, bo buty będę malował”.

Pomnik oddający hołd Armii Czerwonej, zaprojektowany przez Xawerego Dunikowskiego, także jest stworzonym na sowiecką modłę kolektywnym dziełem. Kto wie, czy przy produkcji olsztyńskiego krasnoarmiejca, notabene wymyślonego przez Mieczysława Moczara, który mówił o sobie, że jest „partyjniakiem”, a za ojczyznę uważał Związek Radziecki, również nie dochodziło do podobnych dialogów? Może rzeźbiarze, wykuwając sowieckiego najeźdźcę, wrzeszczeli do siebie: Masz już buciory? To dawaj, teraz zrobimy mordę, potem wsadzimy czapę na łeb, a sierpa i młota dorobimy na końcu. I fajrant! Do kasy.

Fot. Zbigniew Woźniak

Socrealizm = wstyd

Koronnym argumentem obrońców pomnika jest nieustanne przypominanie, że jego twórcą był Xawery Dunikowski. Lekko infantylne, ale czasami działa, bo wielbiciele kołchozowej twórczości tylko czekają, by wykrzyknąć: Jak możesz być przeciwko wielkiemu twórcy?! Patrzcie, atakują taki autorytet! Hołota! Ciemnogród, który nie wie, kim był Dunikowski!

Oświeconej elicie wystarczy więc przypomnieć, że Wisława Szymborska jest ważną częścią naszej kultury nie dlatego, że zachwycała się Leninem, którego nazywała „nowego człowieczeństwa Adamem”, Władysława Broniewskiego cenimy za „Bagnet na broń” i „Żołnierza polskiego”, a nie wiernopoddańcze „Słowa o Stalinie”. Literacki kunszt Juliana Tuwima objawił się w „Kwiatach polskich” i pięknych wierszach dla dzieci, a nie w łzawym wierszu o Jerzym Borejszy. Tadeusz Borowski w pamięci kolejnych pokoleń przetrwa dlatego, że jak nikt inny opisał piekło na ziemi. Gdyby autor wstrząsających opowiadań obozowych zostawił po sobie tylko prokomunistyczną twórczość, to dawno już pokryłby go kurz niepamięci. Roman Bratny nieśmiertelność zyskał dzięki powieści „Kolumbowie. Rocznik 20”, a nie książce „Rok w trumnie” – jednej z najohydniejszej epoki PRL-u.

Powyższe nazwiska przeszły próbę czasu nie z powodu swojej komunistycznej twórczości, ale właśnie pomimo niej. Kto dziś pamięta o Janie Wilczku i Witoldzie Zalewskim, autorach sztandarowych socrealistycznych powieści o znamiennych tytułach: „Nr 16 produkuje” i „Traktory zdobędą wiosnę”?

Prof. Traba sam strzela sobie w kolano, gdy mówi, że monument ku czci Sowietów jest „najwybitniejszym (obok pomnika Czynu Powstańczego na Górze św. Anny) dziełem Xawerego Dunikowskiego”, bo przecież socrealistyczne dziwactwa przez lata były garbem, dla tych, którzy ulegli nowemu panu. To był po prostu wstyd dla Jerzego Andrzejewskiego, że napisał żenującą książeczkę „Partia i twórczość pisarza”, Adam Ważyk nie szczycił się dedykowaną Stalinowi „Rzeką” i absurdalną „Piosenką o Coca-Cola”, a Andrzej Mandalian przez dekady musiał spuszczać wzrok, gdy przypominano mu wiersz „Towarzyszom z bezpieczeństwa”, w którym utyskiwał nad losem zmęczonego przesłuchiwaniem majora UB.

Entuzjaści olsztyńskiego Sowieta podkreślają, że Dunikowski był więźniem Auschwitz, co w ich przekonaniu powinno rozgrzeszać rzucenie się w objęcia czerwonemu reżimowi. Jest to kuriozalny punkt widzenia, ponieważ oświęcimskie doświadczenie Dunikowskiego nie powodują, że jego służalcza twórczość nabiera wartości, choć z pewnością rzuca światło na potencjalne motywacje, za którymi stało dołączenie do piewców nowego ładu. Borowski również przeszedł przez Oświęcim, co nie zmienia faktu, że popełnił napisane najpewniej z ubeckiej inspiracji opowiadania: „Dysputy księdza dobrodzieja” czy „Kłopoty pani Doroty albo śmierć frajerom”.

Fot. szubienice

„Lepszy” gwałciciel

Bronienie wartości artystycznej „szubienic” to jednak błahostka wobec tezy, że powinniśmy być wdzięczni Armii Czerwonej za pokonanie III Rzeszy, szybkie zakończenie wojny i wyzwolenie więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych.

Proszę wyobrazić sobie, że do Państwa domu wdziera się dwóch bandytów, którzy razem mordują, gwałcą i niszczą dom. Po pewnym czasie bandyci zwracają się przeciwko sobie. Zostaje jeden, który oznajmia gospodarzom: „Zostawiam wam dom, ale będę was pilnował i od czasu do czasu przysyłał moich ludzi, by kogoś zgwałcili albo zamordowali. Pamiętajcie tylko, że jestem przyjacielem, bo obroniłem was przed strasznym zbirem. Ba, wspólnie pozbyliśmy się tamtego oprycha, wypędzając go z waszego, wróć, naszego domu. Bądźcie mi wdzięczni”. Brzmi absurdalnie, ale to tylko brutalny opis stosunków polsko-sowieckich z lat 1939-1989! Komu i za co mamy być wdzięczni?

Wiem, że Robert Traba chodził do szkoły w minionym ustroju, ale o pakcie Ribbentrop – Mołotow, 17 września 1939 r., Katyniu, deportacjach na Sybir, białych krematoriach i innych sowieckich „dobrodziejstwach” doskonale przecież wie. Przypomnijmy więc, że za wybuch II wojny światowej w równym stopniu odpowiadają Niemcy i ZSRR. „Jeden odtąd łączy sztandar/Gwiazdę, sierp, hakenkreuz i młot” – śpiewał Jacek Kaczmarski w „Balladzie wrześniowej”. Po jaką zatem cholerę człowiek z tytułem profesora powiela ukutą w interesie Kremla wersję historii mówiącą o zwycięstwie komunizmu nad strasznym nazizmem? A propos obozów: jaka jest różnica pomiędzy Auschwitz-Birkenau a sowieckimi gułagami?

Teza o sowieckim „wyzwoleniu” Polski w 1945 r., to tak naprawdę rozmiękczona wersja „wyzwolenia” z 17 września 1939 r. Wszak sowieciarze początkowo próbowali napadowi ZSRR na Polskę nadać pozytywne skojarzenia. Znaleźli się nawet polscy poeci, którzy 17 września potrafili nazwać „dniem wyzwolenia”…

„A jednak podejmij kalendarz zdeptany,
część kart jego będziesz sławił w pieśniach,
gdy padła granica, pękły więzień bramy,
w ten dzień wyzwolenia: siedemnasty września”.

Leon Pasternak, „Wiersz noworoczny”, „Czerwony Sztandar” (1940)

Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej straszy w centrum Olsztyna.
Fot. Stanisław Kryściński
Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej straszy w centrum Olsztyna.

Zabawa z mordercami

Muszę przyznać, że na swój sposób bawią mnie groteskowe popisy olsztyńskiego poety Kazimierza Brakonieckiego, który broniąc sowieckiego pomnika, stwierdził, że powinien on funkcjonować: „jako miejsce zabawy, miejsce otwarcia. Bez samochodów, bez tych roślin tu i ówdzie, bez przeszkód, bez tych śmiesznych, świńskich – ograniczających umysł tych ludzi, którzy tutaj (to) powiesili – znaków”. Mówiąc o śmiesznych, świńskich znakach, poeta wskazał na transparent z symbolami sierpa i młota, swastyki oraz litery Z (symbol poparcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę).

Nie bardzo rozumiem, co jest śmiesznego w swastyce albo sierpie i młocie, ale podzielam niechęć pana Brakonieckiego do totalitarnych symboli. Tyle tylko, czy Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej nie jest jednym wielkim kłującym w oczy znakiem? Skądinąd, próba zrobienia z monumentu oddającego hołd okupantom, mordercom i gwałcicielom „miejsca zabawy” to, nie powiem, dość oryginalny pomysł. Równie osobliwe są fantazje prof. Traby, któremu marzy się zdemilitaryzowanie pierwotnego przesłania pomnika. Znaczy, że co: sowiecki żołnierz przestanie być sowieckim żołnierzem? Z całym szacunkiem, ale czy Hitler bez wąsów przestaje być zbrodniarzem? A może od razu staje się nowoczesnym Europejczykiem?

Pozornie mówimy tylko o przemyśleniach dwóch olsztynian, ale sprawę można potraktować o wiele głębiej i dostrzec wywodzącą się z Oświecenia ideę, zakładającą budowę nowego świata, na podstawie pomysłów rojących się w głowach nielicznej elity. Niniejszą ideę kontynuował komunizm, będący swoistym dzieckiem Oświecenia. Ekonomiczny i polityczny krach minionego ustroju nie sprawił jednak, że zaprzestano kreowania postępowych elit, których zadaniem jest tłumaczenie nieoświeconej większości, jak ma rozumieć świat.

Zwykły człowiek dziwi się, że można wpaść na pomysł, by przyjść pod pomnik morderców i bez skrępowania bronić go przy pomocy tabliczek z napisami: „Nienawiść Nie”, „Ideologizacja Nie”, „Historia Tak”, a na sztandary wziąć gołębia opatrzonego hasłem: „Projekt dla Pokoju”. A może właśnie chodzi o to, by w wypadku krytyki światłe umysły mogły zawołać, że atakują ich nieuki, które nie wiedzą, że gołąb jako symbol pokoju występuje od czasów Starego Testamentu, a autorem współczesnej wersji gołąbka pokoju jest Pablo Picasso. Niech więc postępowcy przypomną, że malarz za tego gołąbka, którego namalował na serwetce podczas komunistycznego spędu zwanego „Światowym Kongresem Intelektualistów w Obronie Pokoju”, dostał sowiecką Nagrodę Leninowską.
Sierp i młot to sierp i młot. Ale dla pana Brakonieckiego totalitarna symbolika najwidoczniej jest czymś innym, gdy zaprojektował ją Dunikowski, a czym innym, gdy wisi na metalowych barierkach, zawieszona przez niedostatecznie wrażliwych na sztukę olsztynian.

Kolonialny syndrom

Wedle prof. Traby dążenie do usunięcia „szubienic” jest „aktem wyrugowania z naszej historii wszystkiego, co mogłoby zburzyć martyrologiczno-bohaterski obraz polskości”. Przepraszam bardzo, ale sławiący okupantów pomnik nie ma nic wspólnego z polskością. Nie myśmy go stawiali, lecz ci, którzy próbowali stworzyć na Wisłą sowiecką kolonię. Wszak w latach 1945-1989 państwo polskie istniało na podobnej zasadzie jak w latach 1815-1830. Ale czy Królestwo Polskie, potocznie nazywane Kongresówką, rzeczywiście było Polską?

Sowieci pokryli podbite przez siebie obszary pomnikami będącymi widocznymi symbolami ich dominacji. Zainstalowano je także po to, by poprzez butę wtłoczyć podbite narody w kolonialny syndrom. Dlaczego Moskwa reaguje histerycznie na każdą próbę pozbycia się przez Polaków (w swoim kraju!) sowieckich symboli?

Ps. Porównywanie sowieckich pomników do obozów koncentracyjnych i podkreślanie, że monumentów nie należy ruszać, tak jak nie zrównano z ziemią Auschwitz, jest całkowitym pomieszaniem pojęć. Niemieckie obozy zagłady są gigantycznym wyrzutem sumienia dla naszych zachodnich sąsiadów, którzy nie mają problemów z biciem się we własne piersi, choć w głębi duszy pewnie woleliby już zapomnieć o piekle stworzonym przez ich rodaków. W przypadku Rosji nie ma mowy o wstydzie, lecz o dumie z krasnoarmiejców, którzy w kufajkach i śmierdzących onucach triumfalnie instalowali imperium zła. Nadal to robią, czego dowodem jest wojna w Ukrainie, która przypomina również o tym, że historia się nie skończyła i warto o niej pamiętać.

Michał Mieszko Podolak

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Rak #3114718 16 maj 2024 19:10

    A czy ktoś z dyskutantów ma jakiś sensowny pomysł jak ten pomnik zagospodarować? W taki sposób żeby te sołdaty zniknęli ale aby obeszło się bez burzenia? W końcu to czyjaś praca...

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. SumRed #3114675 13 maj 2024 13:31

    Jedyny argument żeby nie burzyć tego straszydła to przegapienie idealnej daty na to wydarzenie - 9 maj. Trudno poczekam do 9.05.2025.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  3. antyradny #3114672 13 maj 2024 09:40

    Autor i jego poplecznicy nazywając nas (jestem za pozostawieniem pomnika) "obrońcami szubienic" dowodzą, że nie rozumieją argumentów przeciwników wyburzania i usuwania pomnika, a dokładna lektura wywodów przynosi refleksję, że nawet nie chcecie prowadzić dyskusji. Wybieracie wygodne Wam argumenty poboczne, pomijając szereg innych. Część argumentów wyśmiewacie. Odnoszę wrażenie, że albo nie rozumiecie tego, albo jest to Waszym celem - zburzenie lub przeniesienie pomnika jest na rękę Rosji. Usunięcie z przestrzeni publicznej pomnika przypominającego o radzieckich zbrodniach, jest świetnym prezentem dla rosyjskiej propagandy. Wasze działania doprowadzą do tego, że dyskusja o zbrodniach Armii Czerwonej będzie zanikać, aż nikt o tym nie będzie pamiętał i rozmawiał. To jest Wasz cel?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-7) odpowiedz na ten komentarz

  4. Rumcajs #3114664 11 maj 2024 01:34

    Ten masakryczny pseudopomnik to hańba dla tych co zginęli z rąk sowietów i dla tych co jeszcze zginą w imię tej patologicznej świadomości.

    Ocena komentarza: warty uwagi (18) odpowiedz na ten komentarz

  5. frost #3114647 10 maj 2024 14:01

    Odpowiedź jest prosta. Nigdy nie gasnąca miłość olsztyńskiej lewicy do ZSRR i opór KO bo to pisowska inicjatywa. Natomiast Grzymowicz nie zamierzał się narażać tym środowiskom. Wyrażam swoją opinię, której i tak nie opublikujecie, zresztą jak wszystkie komentarze.

    Ocena komentarza: warty uwagi (20) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5