"Wyzwolenie" po sowiecku, czyli jak bestialstwo weszło w krew
2024-01-27 00:00:11(ost. akt: 2024-01-27 00:20:21)
Pod koniec styczniu 1945 r. olsztynianie żołnierzy Armii Czerwonej bynajmniej nie witali kwiatami. Stosunek krasnoarmiejców do podbitych terenów i ich mieszkańców sprowadzał się do zorganizowanej grabieży, mordów, gwałtów i bezprzykładnych zniszczeń.
Jest w „Rodzinnej Europie” symboliczna, aczkolwiek przerażająca scena z 1945 r., w której Czesław Miłosz, opisując egzekucję niemieckiego jeńca, zawarł nie tylko demonizm wojny, ale przede wszystkim swoistą kulturową przepaść pomiędzy, najogólniej mówiąc, zachodnim światem a przychodzącym ze wschodu nowym porządkiem.
Polski noblista przywołał obraz siedzących na progu wiejskiego domu smętnych i znudzonych sowieckich żołnierzy, którzy leniwie spoglądając, ujrzeli mężczyznę „w długim białym kożuchu, o ładnej twarzy typu spotykanego w Nadrenii. Jeniec niemiecki; konkwistador, teraz w ich mocy. (…) za nim schludne domy, łazienki, choinki z kolorowymi kulami, starannie uprawiane od pokoleń winnice i muzyka Jana Sebastiana Bacha. (…) Ponieważ bał się, jak złapane w klatkę zwierzę, nieznanego, jeden z nich wstał i dał mu papierosa, ten ruch oznaczał pojednanie. Inny podszedł i poklepał go po plecach. (…) Litość, a nawet serdeczność w głosie (…) uspokajały jeńca i nieśmiało uśmiechnął się; wdzięczność. Kiedy jeden z żołnierzy zebrał się sennie z ławy, choć nie padł żaden rozkaz, i wziął go z izby, powrócili w poprzednią apatię (…). Po upływie paru minut konwojent wrócił, wlokąc za sobą biały kożuch, rzucił go obok swego worka, siadł i skręcał papierosa. We wciąganiu dymu, w pluciu na podłogę zawarta była ich melancholijna refleksja o kruchości życia ludzkiego: »ot los«”.
Według dr. Tomasza Glinieckiego bezwzględność Armii Czerwonej w trakcie operacji wschodniopruskiej jest w istocie „opowieścią o zemście”. Krwawym odwecie za śmierć ponad 3 mln sowieckich jeńców wojennych, którzy po dostaniu się do niemieckiej niewoli poznali, czym jest „piekło na ziemi”. Skądinąd, jak ich rodziny, gdyż wedle tajnego szyfrogramu 4976 szefa Sztabu Generalnego Armii Czerwonej gen. Gieorgija Żukowa: „rodziny tych, którzy poddadzą się wrogowi, zostaną rozstrzelane, a po powrocie z niewoli oni również zostaną straceni”.
Bestialstwo najeźdźców ze wschodu wynikało również z faktu, że Warmia i Mazury były traktowane przez ZSRR jako ziemie niemieckie, dlatego ich mieszkańcy na własnej skórze odczuli, co znaczy sowiecka sprawiedliwość dziejowa. Stosunek krasnoarmiejców do podbitych terenów i ich mieszkańców sprowadzał się do zorganizowanej grabieży, mordów, gwałtów i bezprzykładnych zniszczeń.
Dość powiedzieć, że Olsztyn w 1945 r. wskutek działań wojennych de facto nie uległ większym zniszczeniom. Pożoga rozpoczęła się dopiero po „wyzwoleniu”, gdy hordy barbarzyńców przystąpiły do palenia miasta (zniszczonych zostało ponad 1000 budynków). Zdaniem prof. Norberta Kasparka „wyzwolenie” w kontekście Olsztyna tak naprawdę oznaczało „wyzwolenie ze wszystkiego, co to miasto miało”. Do historii przeszła zwłaszcza masakra w Kortowie, w której żołnierze Armii Czerwonej zabili pacjentów szpitala psychiatrycznego, personel oraz pensjonariuszy lazaretu wojskowego (wcześniej mordów na pacjentach szpitala dopuścili się również Niemcy).
Od tamtych wydarzeń minęło prawie osiemdziesiąt lat, ale wojna w Ukrainie pokazuje, że zdziczenie weszło rosyjskim wojakom w krew. Bestialstwo, jakiego dopuścili się spadkobiercy krasnoarmiejców w podkijowskiej Buczy, Irpeniu czy Hostomelu sprawia, że potomkowie „wyzwolicieli” z 1945 r. dorównali prymitywnym czerwonoarmistom w śmierdzących onucach, którzy smar maszynowy brali za marmoladę, krem Nivea za smalec, a z nocników zrobili sobie kubki do picia…
Koniec I wojny światowej oznaczał upadek imperiów. Trony Habsburgów, Hohenzollernów i Romanowów zostały obalone. Stary świat nieuchronnie dogorywał na polu bitew, pośród huku armatnich wystrzałów. Ale Olsztyn przez dwie kolejne dekady jako część Prus Wschodnich należał do ginącego świata, którego rychła śmierć była tylko kwestią czasu. Aż przyszedł 1939 r., a następnie 1945 r. i olsztynianie, podobnie jak reszta Polaków, stanęli przed dylematem: dołączyć do obozu zwycięzców, dostosować się i współtworzyć nową rzeczywistość, czy może odciąć się od najeźdźców i chociaż mentalnie pozostać w obozie starego świata.
Michał Mieszko Podolak
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
pioter #3113413 27 sty 2024 09:44
"Warmia i Mazury były traktowane przez ZSRR jako ziemie niemieckie" cytat z powyższego tekstu mnie zadziwił, a jakie były?
odpowiedz na ten komentarz