Dzieciątko Jezus niesie miłość

2023-12-23 16:49:18(ost. akt: 2023-12-23 17:00:25)

Autor zdjęcia: PAP/W. Deska

„A u żłóbka Matka Święta czuwa sama uśmiechnięta nad Dzieciątka snem”, „Poszli, znaleźli Dzieciątko w żłobie”; „Przybieżeli do Betlejem pasterze, grając skocznie Dzieciąteczku na lirze; Cyt, cyt, cyt niech zaśnie małe Dzieciątko, oto już zasnęło niby kurczątko; Cyt, cyt, cyt wszyscy się spać zabierajcie, mojego Dzieciątka nie przebudzajcie”; „Podnieś rękę, Boże Dziecię! Błogosław krainę miłą”.
W Święta Bożego Narodzenia, jak sama nazwa wskazuje wspominamy narodzenie. Czyje narodzenie? Narodzenie Boga. A zatem Bóg był też dzieckiem, słodkim maluszkiem, najpewniej o ciemnych, kędzierzawych włoskach i oczach koloru migdałów. Może miał skórę jakby muśniętą słońcem i śliczny uśmiech. Chciałabym zobaczyć Boga, gdy był maluchem, dopiero co narodzonym. Ponieważ Jego Mamusia na pewno była piękną dziewczyną, a Jego Tatą był sam Bóg, który jest czystą doskonałością, to Jezus musiał być przecudownej urody maleństwem, jakiego świat wcześniej ani potem nie widział.

Gdy przychodzi na świat mały, śliczny człowiek, to w rodzinie wszystko się zmienia. Bo oto ten maluszek przewraca do góry nogami nasz uładzony, przewidywalny i dobrze funkcjonujący dom i zaprowadza swoje porządki. Ba, wciela własny aksjologiczny ład, zmienia priorytety i prerogatywy. Okazuje się nagle, że przy maluchu można wiele odkryć i wiele nauczyć się, że zwraca się uwagę na zupełnie inne wartości, że ceni się zupełnie coś innego. Taki mały człowiek zmienia wielki świat rodziców. Zawsze na lepsze. I wprowadza w zupełnie inne przestrzenie życia. Skoro Jezus był dzieckiem, to można zapytać - a czego nas uczy Dzieciątko Jezus? Odpowiedź wydaje się prosta. Uczy nas po prostu dziecięctwa, a więc takiej postawy, bez której nie można stanąć w prawdzie wobec Ojca. Zrozumienie tajemnicy Boga, który jest Ojcem zakłada postawę dziecięctwa w życiu dorosłym, dojrzałym. Ewangeliczne dziecięctwo jest ciągłym uczeniem się miłości, życzliwości, empatii, prostoty, szczerości, czystości. A trzeba wiedzieć, że to prostota i czystość serca pozwalają patrzeć na rzeczywistość oczami zdumienia, zachwytu, podziwu i wdzięczności; pozwalają dostrzec Boga i Jego obecność w codzienności. A od kogo można się tego nauczyć najszybciej i najlepiej?

Centrum życia

Gdy rodzi się nowy człowiek w rodzinie, to staje się on centrum życia matki, rodziców, rodziny. Radości nie ma końca. Nawet przed narodzinami organizuje się już przyjęcia na cześć malucha, który ma się urodzić, przynosi mu się prezenty, ubranka, zabawki, różne akcesoria do pielęgnacji. Mojemu Synkowi urodzonemu w Stanach Zjednoczonych, z okazji baby shower, znajome zorganizowały piękne przyjęcie i przyniosły prezenty. Świętowanie zbliżającej się daty narodzin dziecka stanowi swoisty sposób na pokazanie kobiecie wsparcia, troski oraz miłości. Przyjęcia baby shower zapoczątkowano już w starożytności, aby pokazać, że dziecko, które się narodzi jest już obecne wśród nas, już przynosimy mu dary, prezenty, czekamy na nie. A po narodzeniu stanie się punktem odniesienia wszystkich działań, rodzinnych ustaleń. Dla osób wierzących, dobre postanowienia, które podejmuje się już w okresie Adwentu, uczestnictwo w roratach, rekolekcjach, to właśnie takie świąteczne baby shower w oczekiwaniu na narodzenie Jezusa, który powinien stać się centrum naszego życia, zmieniając je o 180 stopni. Wraz z Jego przyjściem na świat wszystko przeobraża się na lepsze. Smutek zamienia się w radość, lęk w nadzieję, uraza w przebaczenie, nieprzespana noc w energię i dynamizm do działania, płacz w uśmiech, samotność w obecność innych. Jeśli zatem Dzieciatko Jezus stanie się jądrem naszej uwagi, to wszystko zyska właściwy sobie wymiar i miejsce. Nabierze blasku, transparentności, harmonii i sensu.

Logika dziecięctwa

Sługa Boży o. Anzelm Gądek OCD (+1969) w jednej ze swoich prac zauważył: „Od Ojca w niebiesiech pochodzi i rodzi się dziecko na ziemi. Dzieli się Ojciec niebieski z tym dzieckiem swoją naturą, przez łaskę uświęcającą, która jest uczestnictwem Jego natury (por. 2P 1, 4), rozwija to życie łaski przez cnoty wiary, nadziei i miłości, doskonali je przez dary swego Ducha Najświętszego. Duszą dziecięctwa, która wszystko napełnia, jest miłość, na wzór i uczestnictwo tej miłości, którą jest i żyje Ojciec: Deus Caritas est – Bóg jest Miłością! (1J 4, 8.16). Ponieważ jesteśmy Jego dziećmi, a On Dobrocią i Miłością nieskończoną, stąd nie spuszcza nas z oka, Jego Opatrzność ojcowska przejmuje się i zajmuje się najdrobniejszymi szczegółami naszego życia” (Traktat o dziecięctwie duchowym).

Dziecięctwo najpierw zobowiązuje rodziców i opiekunów do najwyższej troski o dziecko i jego dobro, do niespuszczania go z zasięgu wzroku. Ale aby tak troszczyć się o dziecko, to najpierw trzeba się dzieckiem przejąć. Tak jak trzeba przejąć się Jezusem - boską kruszyną w betlejemskim żłobie. Nie wolno zaniedbywać dziecka, gdyż potem to mści się nie tylko na dziecku, ale także na samym rodzicu.

Nie ma nic gorszego w życiu, gdy dziecko będące w naszej pieczy cierpi, nie rozwija się, gdy jest nie dość kochane, zaniedbywane, lekceważone, nie traktowane poważnie. Nie można też tak traktować Jezusa, także tego małego, jako nieważnego, który jest tylko symbolem, sympatycznym wspomnieniem biblijnej opowiastki. Nigdy bowiem nie zbudujemy z Nim więzi, nie uświadomiwszy sobie, że to jest Bóg, który w akcie kenozy schodzi do człowieka, aby go zbawić. Jeśli nie zrozumiemy, że „Bóg się rodzi”, to trudno będzie budować tę więź, gdy dzisiejsze Dzieciątko Jezus stanie się dojrzałym Chrystusem, który powie nam „nie znam was”. Jezus pragnie miłości już od swojego narodzenia, tak jak dziecko jej pragnie już od swojego poczęcia. Miłość w logice dziecięctwa jest fundamentem wszystkich relacji. Jeśli nie kochamy dziecka, to nie wyjdzie nam jego wychowanie. Jeśli dziecko zaniedbamy, nie poświęcimy wystarczająco dużo czasu, to skończy ono w świecie przemocy, narkotyków, niepożądanych środowisk i wpływów. I nie tylko dziecko wówczas będzie cierpiało, ale także jego rodzice. Jeśli nie przylgniemy do Jezusa od razu, od momentu Jego pojawienia się na świecie, to nigdy nie dotrze do nas to, co dla nas zrobił schodząc do tego świata, aby nas odkupić i wyzwolić z tego, co w nas najgorsze, najprymitywniejsze, najpodlejsze. Wiedziała o tym św. Teresa z Lisieux, której droga duchowego rozwoju została określana jako droga dziecięctwa duchowego lub po prostu „mała droga”.

Mała droga to całkowite i dziecięce zaufanie Bogu, okazywanie Mu miłości poprzez wierność w małych rzeczach. Matka, paradoksalnie może uczyć się na drodze dziecięctwa Bożego tego, że musi być wierna, ofiarna, cierpliwa, wytrwała w małych rzeczach, pokorna w służbie dziecku. W przypadku dziecka – w jego pielęgnacji, nakarmieniu, kontakcie fizycznym, elementarnej opiece. Będąc tak cierpliwą i wytrwałą wobec swojego dziecka będzie cierpliwa i wytrwała w służbie Panu. Dlatego cechami charakterystycznymi małej drogi św. Teresy są właśnie: pokora, ufność, miłość Boga i bliźniego, prostota, duch wyrzeczenia i ofiary, cierpliwość, konsekwencja. W tej logice dziecięctwa będzie wzrastać i matka i dziecko, dzieląc naturę samego Boga, który jest Ojcem nas wszystkich.

Ufność i zawierzenie

Dziecko od początku pojawienia się na świecie czuje, „wie”, że potrzebuje pomocy, opieki, pielęgnacji, wsparcia i potrafi z wiarą i zaufaniem najpierw poddawać się instynktownie swym rodzicom, potem o wszystko z ufnością prosić. Dziecko jest symbolem spontaniczności, naturalności, prostoty, braku komplikacji, otwarcia, szczerości, oddania się i bezgranicznego zaufania. Jezus też taki był, mimo tego, że był Bogiem. Oddany Matce, posłuszny swoim Rodzicom, uczący się od Nich prostoty, pracowitości, oddania, pokory, zwyczajności bez fajerwerków, zawierzenia Bogu. Jezus ufał swej Matce, ufał Józefowi. Jego pierwszy cud – zwiększenie zasobów wina na weselu w Kanie Galilejskiej, zaistniał na prośbę, a nawet plecenie swej Matki, którego nie zlekceważył, ale podszedł do niego konstruktywnie i konkretnie. Jezus ufał i wierzył swym Rodzicom, będąc dla Nich prawdziwym błogosławieństwem. Bo warto bowiem pamiętać, że w mentalności hebrajskiej dzieci były postrzegane przede wszystkim jako Boże błogosławieństwo. W czasie ceremonii zaślubin na progu domu lub namiotu rozbijano owoc granatowca, tak, aby ukazały się liczne ziarna, mające symbolizować dzieci, których życzono małżonkom. Jezus zatem był błogosławieństwem dla Maryi i Józefa, ale także był i jest nim także dla nas. Patrząc na Jezusa, który był przecież także i małym chłopcem możemy nauczyć się od Niego otwartości, ufności, pokory i czystości.
Ileż razy osobiście odczulam na własnej skórze dobroć Boga, o ile prosiłam go o coś z całkowitym, dziecięcym zaufaniem. Zdarzały się wówczas rzeczy, które w normalnych okolicznościach nie miały prawa zaistnieć.

A jednak! Mając to doświadczenie, zwracania się do Boga i proszenia Go o najbardziej niemożliwe interwencje, wiem z pewnością, że ufność w Jego miłość, wszechmoc, troskę może działać cuda. Podobnie jak w przypadku matki, która, jeśli ma zrealizować ważny cel w kontekście swego dziecka, to poruszy niebo i ziemię, aby mu pomóc.

Uczmy się zatem od Nowonarodzonego, od Dzieciątka Jezus tego dziecięcego zaufania, zawierzenia, cudownej logiki bycia dzieckiem Boga, które przewyższa każdą filozofię, a nawet najmodniejsze prądy teologii rodem z Niemiec, Argentyny czy Rzymu. Bo w życiu duchowym nie jest najważniejsze poznanie Boga, ale dziecięce zaufanie i zawierzenie Jezusowej Ewangelii, Jego postawom, także tym z okresu Betlejem i Nazaretu, gdy był dzieckiem i nastolatkiem. A wraz z zaufaniem, autentycznym przyjęciem Go przyjdzie stopniowe poznanie i rozumienie.

Zdzisława Kobylińska

Źródło: Gazeta Olsztyńska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5