Nie będzie oddziału położniczo-ginekologicznego?

2008-02-01 00:00:00

Lekarze z oddziału ginekologiczno—położniczego domagają się podwyżek płac. Zapowiadają, że jeśli ich żądania nie zostaną spełnione, to od 1 lutego odejdą z pracy. Wypowiedzenia złożyli już w grudniu.

Rozmowy na temat podwyżek płac w szpitalu trwają już od grudnia ubiegłego roku. Lekarze zatrudnieni dotychczas na kontraktach zaproponowali przejście na umowę o pracę z wynagrodzeniem zasadniczym wynoszącym równowartość trzech średnich płac krajowych. Jednak spółka Olmedica nie jest w stanie spełnić żądań płacowych lekarzy. Podczas posiedzenia komisji zdrowia starosta zapoznał radnych z obecną sytuacją w szpitalu i żądaniami płacowymi lekarzy z oddziału ginekologiczno - położniczego, którzy jako jedyni złożyli wypowiedzenia.
— Trzy oddziały szpitalne na razie nie sprawiają nam większego kłopotu — twierdzi starosta Stanisław Ramotowski. — Natomiast cały czas rozmawiamy z pięcioma lekarzami oddziału ginekologiczno-położniczego, którzy łącznie chcą zarabiać miesięcznie 113 tys. zł brutto, w tym ordynator 29,7 tys. zł, a jego zastępca 25 tys. zł. To są straszne i wręcz niemoralne żądania, których nie możemy spełnić. Już prawie wyszliśmy z kłopotów, bo do spłaty starych długów szpitala zostało 2,4 mln zł i widać światło w tunelu. Czy znowu mamy się pogrążyć?

Radna Krystyna Wawrzyn uznała, że lekarze żądają kokosów, na które powiatu nie stać. Ze stoickim spokojem do sprawy podszedł radny Jarosław Kuczyński.
— Nie ma się czego bać, tylko trzeba po prostu podziękować panom doktorom za dobrą współpracę — mówi radny Jarosław Kuczyński. — Jednocześnie musimy szukać innych ginekologów. Być może nie będą to tak wysoko wykwalifikowani fachowcy, ale zapewnią podstawową opiekę ginekologiczną i wykonywanie zabiegów.
W posiedzeniu komisji uczestniczył sekretarz powiatu Edward Adamczyk.
— Nawet gdybyśmy znaleźli pieniądze, to są przecież inni lekarze, pielęgniarki, położne i pozostały personel — podkreśla Edward Adamczyk. — Szpital jest jedną firmą, w której wszystko jest powiązane. Nie można dać pieniędzy lekarzom, a pielęgniarkom nie.
Komisja zdrowia RP zajęła negatywne stanowisko w sprawie podwyżek dla lekarzy oddziału ginekologiczno-położniczego. Ordynator Ireneusz Kowalik przyznaje, że los jego oddziału jest niepewny.

— Nasze rozmowy nic nie dały — mówi Ireneusz Kowalik. — Zaproponowane nam stawki są o połowę mniejsze niż planowane dla lekarzy w Ełku i we wszystkich ościennych szpitalach, w których toczą się rozmowy. Wydaje mi się, że żądanie pracy na etacie z wynagrodzeniem 6,2 tys. zł brutto miesięcznie nie jest niemoralną płacą dla lekarza specjalisty z kilkudziesięcioletnim stażem. Pan starosta liczy to inaczej i dlatego mówi o 30 tys. zł. Owszem, od płacy zasadniczej są pochodne, ale nie można zapominać, że 32 lata jestem lekarzem.
Do wtorku, do chwili zamknięcia tego wydania gazety lekarze nie porozumieli się z prezes szpitala Katarzyną Mróz.
— Rozmowy trwają, ale niestety nie napawają optymizmem — wyjaśnia prezes Katarzyna Mróz. — Spełnienie żądań rozłożyłyby szpital finansowo. Poza tym pozostali lekarze i cały personel na razie zgodzili się poczekać i jeśli ustąpię ginekologom, to nie wykluczone, że oni też przyjdą z żądaniami. Owszem, ginekologia przynosi nam duże profity, ale przecież pozostali też ciężko pracują. Jest mi bardzo przykro, ale do czasu znalezienia następców oddział nie będzie czynny.
W ubiegłym roku średnie miesięczne wynagrodzenie w szpitalu wraz z premią i godzinami nadliczbowymi lekarzy zatrudnionych na podstawie umowy o pracę wynosiło brutto 3194 zł, lekarzy kontraktowych 9015 zł, pielęgniarek1751 zł i położnych 1619 zł.
Zbigniew Malinowski
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.
2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B