Taniec jest jej wielką pasją
2023-10-26 09:00:00(ost. akt: 2023-10-26 09:35:18)
Aleksandra Łaszczyńska - Zubkowicz od 12 lat prowadzi w Olecku Gabinet Kosmetyczny „Strefa Piękna”. Pasjonuje się też tańcem i uczy zumby dzieci i dorosłych. Ma też jeszcze jeden specyficzny zawód, którego jednak na razie nie wykonuje.
— Co zadecydowało o wyborze przez panią zawodu technika usług kosmetycznych?
— Na początku chciałam być weterynarzem. Przynajmniej takie miałam plany, ale po tragicznej śmierci mojego psa po prostu się zniechęciłam i uznałam, że się do tego nie nadaję. Od drugiej klasy liceum byłam bardzo zbuntowaną nastolatką i postanowiłam, że matury w ogóle nie będę zdawać, ale moja mama w zasadzie mnie zmusiła, więc podeszłam do egzaminu i go zdałam, choć zupełnie nie wierzyłam w swoje umiejętności i przed ogłoszeniem wyników zajęłam sobie miejsce w Policealnym Technikum Kosmetycznym w Białymstoku. Postanowiłam zostać wizażystką, ale niestety nie utworzyli profilu, było za mało chętnych. Nie chciałam rezygnować z tej szkoły, więc przeniosłam się na kosmetologię i takim sposobem zostałam technikiem usług kosmetycznych.
— Jakie były początki pani pracy?
— Rozpoczęłam od stażu w salonie kosmetycznym, a później pracowałam w Klinice Zdrowia i Urody w Olecku. Po dwóch latach uznałam, że czas przejść na swoje. W 2011 roku złożyłam wniosek i otrzymałam dotację na uruchomienie własnej działalności. To było bardzo duże wyzwanie, bo wówczas wsparcie finansowe było bardzo małe, sam fotel kosmetyczny kosztował 4 tys. zł, a dotacja wynosiła coś około 10 tys. zł, więc trzeba było jeszcze trochę dołożyć. Jestem bardzo uparta, łatwo się nie poddaję i ostatecznie otworzyłam własną firmę, która po dziś dzień prosperuje, raz lepiej, raz gorzej, ale nie mogę narzekać. Na początku miałam gabinet kosmetyczny wspólnie w jednym lokalu z fryzjerką. Potem zostałam sama, podnieśli mi opłaty i znalazłam nowy lokal w centrum Olecka, w którym pracuję już bodajże 8 lat. Zatrudniłam także swojego brata Mateusza, który jest masażystą i zajmuje się masażami leczniczymi, relaksacyjnymi i upiększającymi. Razem prowadzimy ten biznes. Jest również bratowa Agnieszka, która wykonuje makijaże, a więc mamy kompleksową obsługę. Początkowo miałam szerszy zakres usług, ale teraz skupiłam się po prostu na tym, co cieszy się największym zainteresowaniem, czyli wykonuję stylizacje rzęs, brwi i dłoni. Zajmuję się tym osobiście. Mam także bardzo duży popyt na depilację całego ciała. Przyjeżdżają nawet panie z innych miast np. z Węgorzewa i Gołdapi.
— Na początku chciałam być weterynarzem. Przynajmniej takie miałam plany, ale po tragicznej śmierci mojego psa po prostu się zniechęciłam i uznałam, że się do tego nie nadaję. Od drugiej klasy liceum byłam bardzo zbuntowaną nastolatką i postanowiłam, że matury w ogóle nie będę zdawać, ale moja mama w zasadzie mnie zmusiła, więc podeszłam do egzaminu i go zdałam, choć zupełnie nie wierzyłam w swoje umiejętności i przed ogłoszeniem wyników zajęłam sobie miejsce w Policealnym Technikum Kosmetycznym w Białymstoku. Postanowiłam zostać wizażystką, ale niestety nie utworzyli profilu, było za mało chętnych. Nie chciałam rezygnować z tej szkoły, więc przeniosłam się na kosmetologię i takim sposobem zostałam technikiem usług kosmetycznych.
— Jakie były początki pani pracy?
— Rozpoczęłam od stażu w salonie kosmetycznym, a później pracowałam w Klinice Zdrowia i Urody w Olecku. Po dwóch latach uznałam, że czas przejść na swoje. W 2011 roku złożyłam wniosek i otrzymałam dotację na uruchomienie własnej działalności. To było bardzo duże wyzwanie, bo wówczas wsparcie finansowe było bardzo małe, sam fotel kosmetyczny kosztował 4 tys. zł, a dotacja wynosiła coś około 10 tys. zł, więc trzeba było jeszcze trochę dołożyć. Jestem bardzo uparta, łatwo się nie poddaję i ostatecznie otworzyłam własną firmę, która po dziś dzień prosperuje, raz lepiej, raz gorzej, ale nie mogę narzekać. Na początku miałam gabinet kosmetyczny wspólnie w jednym lokalu z fryzjerką. Potem zostałam sama, podnieśli mi opłaty i znalazłam nowy lokal w centrum Olecka, w którym pracuję już bodajże 8 lat. Zatrudniłam także swojego brata Mateusza, który jest masażystą i zajmuje się masażami leczniczymi, relaksacyjnymi i upiększającymi. Razem prowadzimy ten biznes. Jest również bratowa Agnieszka, która wykonuje makijaże, a więc mamy kompleksową obsługę. Początkowo miałam szerszy zakres usług, ale teraz skupiłam się po prostu na tym, co cieszy się największym zainteresowaniem, czyli wykonuję stylizacje rzęs, brwi i dłoni. Zajmuję się tym osobiście. Mam także bardzo duży popyt na depilację całego ciała. Przyjeżdżają nawet panie z innych miast np. z Węgorzewa i Gołdapi.
— Czyli na brak klientek nie może pani narzekać, ale czy panowie również korzystają z usług kosmetyczki?
— Przychodzą do nas głownie panie, ale panowie także bywają. Najczęściej usuwają zbędne owłosienie z klatki piersiowej, uszu czy nosa i czasami robią sobie stylizację brwi. Panowie po prostu coraz bardziej dbają o siebie. Kiedyś było tak, że dzwoniła żona, aby zapisać męża, który prosił, aby koniecznie być ostatnim klientem, żeby nikt go nie widział. Teraz to się zmieniło i mężczyźni już się kompletnie nie przejmują i korzystają z usług w moim salonie.
— Przychodzą do nas głownie panie, ale panowie także bywają. Najczęściej usuwają zbędne owłosienie z klatki piersiowej, uszu czy nosa i czasami robią sobie stylizację brwi. Panowie po prostu coraz bardziej dbają o siebie. Kiedyś było tak, że dzwoniła żona, aby zapisać męża, który prosił, aby koniecznie być ostatnim klientem, żeby nikt go nie widział. Teraz to się zmieniło i mężczyźni już się kompletnie nie przejmują i korzystają z usług w moim salonie.
— Jakie konkretnie zabiegi najczęściej wykonuje się w pani gabinecie kosmetycznym?
— Aktualnie największa ilość osób korzysta u mnie ze stylizacji paznokci, którą dobieram indywidualnie pod klientkę, staram się, żeby się nie powtarzały. Bywa również, że dana klientka przynosi zdjęcie w telefonie i prosi o wykonanie takich paznokci. Nie zawsze jest to łatwe, ale bynajmniej się staram. Wykonuję również zagęszczanie i wydłużanie rzęs od metody 2D-6D, czyli do każdej pojedynczej naturalnej rzęsy doklejam od 2 do 6 sztucznych rzęs, w zależności od prośby klientki i stanu jej naturalnych rzęs. Nie zabraknie u mnie również laminacji rzęs, stylizacji brwi, przekłuwania uszu oraz depilacji ciała - od miejsc intymnych po ręce, pachy, brwi, uszy i twarz.
— Aktualnie największa ilość osób korzysta u mnie ze stylizacji paznokci, którą dobieram indywidualnie pod klientkę, staram się, żeby się nie powtarzały. Bywa również, że dana klientka przynosi zdjęcie w telefonie i prosi o wykonanie takich paznokci. Nie zawsze jest to łatwe, ale bynajmniej się staram. Wykonuję również zagęszczanie i wydłużanie rzęs od metody 2D-6D, czyli do każdej pojedynczej naturalnej rzęsy doklejam od 2 do 6 sztucznych rzęs, w zależności od prośby klientki i stanu jej naturalnych rzęs. Nie zabraknie u mnie również laminacji rzęs, stylizacji brwi, przekłuwania uszu oraz depilacji ciała - od miejsc intymnych po ręce, pachy, brwi, uszy i twarz.
— Zgodnie z powiedzeniem, że nie samą pracą człowiek żyje, ma pani także swoją pasję, czyli taniec, który jest pani żywiołem, ale też stał się dodatkowym źródłem dochodów.
— Już od dziecka lubiłam muzykę i taniec. Niestety, kiedyś moich rodziców nie było stać, żeby mnie gdzieś dalej posyłać i uczyć tańca, więc jedynie chodziłam na zajęcia taneczne w szkole. Zawsze muzyka latynoska była dla mnie czymś, co sprawiało, że świat w koło przestawał istnieć i słuchając jej aż dostawałam dreszczy. To były moje rytmy, nie lubiłam hip-hopu ani rapu. Przyszedł czas, że u mego męża na siłowni odbywały się zajęcia fitness, ale prowadząca je dziewczyna postanowiła odejść, więc mąż zaproponował, abym ja się tym zajęła. Nie zgodziłam się, bo bez szkolenia nie chciałam tego robić. Urodziłam drugiego syna i kilka miesięcy później pojawiło się ogłoszenie, że w Grodzisku Mazowieckim odbędzie się szkolenie zumby i po prostu się zapisałam. Od razu zaliczyłam dwa szkolenia – dla dorosłych i dla dzieci. Jednak zakładałam, że ukończę szkolenie, ale będę tańczyć do lustra i tak początkowo było, bo jestem trochę wstydliwa, choć ludzie mnie za taką nie uważają.
— Ostatecznie otworzyła pani szkołę tańca „Dance from A to Z”
— Przyznam, że to ludzie mnie namówili do prowadzenia zajęć, a ostatecznie przekonał mnie mój mąż, który mówił mi, że skoro wpakowałam tyle pieniędzy na szkolenia, to powinnam się nie poddawać i odważyć na prowadzenie zajęć, i tak się stało. W 2018 roku zaczęłam prowadzić pierwsze zajęcia i początkowo było ciężko, bo przychodziła tylko garstka dzieci. Można powiedzieć, że nawet na wodę nie zarabiałam, a dodam, że licencja na prowadzenie zajęć, którą mam, wynosi ponad 100 dolarów miesięcznie. Miałam chwile zwątpienia, ale wspierał mnie mąż, dodawał otuchy i powtarzał - trzymaj się tego, dasz radę i dałam. Teraz mam około 20 kobiet i 60 dzieci w trzech grupach wiekowych, począwszy od trzech lat. Zumba stała się bardzo popularna, ale tak naprawdę trochę ją przekształciłam i dlatego nazwałam „Dance from A to Z”, aby uatrakcyjnić zajęcia z dziećmi, żeby się nie zniechęcały. Poszłam w tę stronę, że każdego układu do danej piosenki uczę od podstaw, potem przechodzimy do kolejnego, przy czym nie posługuję się tylko zumbą, bo jeszcze skończyłam Ritmo do Brazil, czyli tańce brazylijskie, a także zumbę step-taniec z elementami choreografii na stepie, strong zumbę - taniec wysiłkowy, a już niebawem zawita slavika, czyli fitness ludowy.
— Już od dziecka lubiłam muzykę i taniec. Niestety, kiedyś moich rodziców nie było stać, żeby mnie gdzieś dalej posyłać i uczyć tańca, więc jedynie chodziłam na zajęcia taneczne w szkole. Zawsze muzyka latynoska była dla mnie czymś, co sprawiało, że świat w koło przestawał istnieć i słuchając jej aż dostawałam dreszczy. To były moje rytmy, nie lubiłam hip-hopu ani rapu. Przyszedł czas, że u mego męża na siłowni odbywały się zajęcia fitness, ale prowadząca je dziewczyna postanowiła odejść, więc mąż zaproponował, abym ja się tym zajęła. Nie zgodziłam się, bo bez szkolenia nie chciałam tego robić. Urodziłam drugiego syna i kilka miesięcy później pojawiło się ogłoszenie, że w Grodzisku Mazowieckim odbędzie się szkolenie zumby i po prostu się zapisałam. Od razu zaliczyłam dwa szkolenia – dla dorosłych i dla dzieci. Jednak zakładałam, że ukończę szkolenie, ale będę tańczyć do lustra i tak początkowo było, bo jestem trochę wstydliwa, choć ludzie mnie za taką nie uważają.
— Ostatecznie otworzyła pani szkołę tańca „Dance from A to Z”
— Przyznam, że to ludzie mnie namówili do prowadzenia zajęć, a ostatecznie przekonał mnie mój mąż, który mówił mi, że skoro wpakowałam tyle pieniędzy na szkolenia, to powinnam się nie poddawać i odważyć na prowadzenie zajęć, i tak się stało. W 2018 roku zaczęłam prowadzić pierwsze zajęcia i początkowo było ciężko, bo przychodziła tylko garstka dzieci. Można powiedzieć, że nawet na wodę nie zarabiałam, a dodam, że licencja na prowadzenie zajęć, którą mam, wynosi ponad 100 dolarów miesięcznie. Miałam chwile zwątpienia, ale wspierał mnie mąż, dodawał otuchy i powtarzał - trzymaj się tego, dasz radę i dałam. Teraz mam około 20 kobiet i 60 dzieci w trzech grupach wiekowych, począwszy od trzech lat. Zumba stała się bardzo popularna, ale tak naprawdę trochę ją przekształciłam i dlatego nazwałam „Dance from A to Z”, aby uatrakcyjnić zajęcia z dziećmi, żeby się nie zniechęcały. Poszłam w tę stronę, że każdego układu do danej piosenki uczę od podstaw, potem przechodzimy do kolejnego, przy czym nie posługuję się tylko zumbą, bo jeszcze skończyłam Ritmo do Brazil, czyli tańce brazylijskie, a także zumbę step-taniec z elementami choreografii na stepie, strong zumbę - taniec wysiłkowy, a już niebawem zawita slavika, czyli fitness ludowy.
— Ma pani chyba ogromną satysfakcję ze swojej pracy, ale też ze swojej pasji?
— Lubię swoją pracę, a pracuję, bo przecież muszę zarobić na życie, ale moja pasja sprawia mi ogromną frajdę. Taniec daje mi ogromną energię i ta radość dzieci, jestem z nich zawsze ogromnie dumna. Jest mi bardzo przyjemnie, gdy idę ulicą, a dzieci z moich grup wołają do mnie ciocia albo pani Zumba i biegną do mnie i się przytulają. Zawsze też jest mi miło, gdy dziękują mi rodzice, szczególnie tych dzieci, które poprzez taniec zaczęły się otwierać, rozmawiać, nabrały pewności siebie, zrobiły się odważniejsze.
— Mało kto wie, że ma pani jeszcze trzeci, bardzo specyficzny zawód, którego jednak pani nie wykonuje.
— Ukończyłam szkołę balsamacji w Łodzi i jestem balsamistą, ale niepraktykującą. Tak naprawdę nie potrafię powiedzieć dlaczego poszłam do tej szkoły, może dlatego, że chciałam zrobić coś wyjątkowego, czego nie ma na każdym rogu w mieście. Jestem też tanatopraktykiem, czyli mogę zajmować się kosmetyką pośmiertną. Dziesięć lat temu po śmierci moich dziadków, którzy zmarli w przeciągu siedmiu dni, jedno po drugim, natknęłam się na artykuł, że jest takie szkolenie i pomyślałam, że chyba mogę to robić. Po weekendzie szkolenia z tonatopraktyki powiedziałam, że więcej tam nie pójdę, a nie ćwiczyło się na manekinach, bo pracowaliśmy w największym domu pogrzebowym w Łodzi. Pierwszy kontakt ze zwłokami był dla mnie dziwnym uczuciem, ale potem się przełamałam. I zapisałam się na kolejny poziom, czyli balsamację. Ostatecznie ukończyłam roczne szkolenie i chciałam w moim mieście podjąć pracę, ale okazało się, że nie ma zapotrzebowania na takiego pracownika. Jednak jeżeli miałabym szansę, to podjęłabym pracę w tym zawodzie. Zobaczymy, co czas pokaże, może kiedyś otworzę swoje prosektorium. Wiem jednak, że ten zawód dał mi na pewno inne spojrzenie na świat.
— Lubię swoją pracę, a pracuję, bo przecież muszę zarobić na życie, ale moja pasja sprawia mi ogromną frajdę. Taniec daje mi ogromną energię i ta radość dzieci, jestem z nich zawsze ogromnie dumna. Jest mi bardzo przyjemnie, gdy idę ulicą, a dzieci z moich grup wołają do mnie ciocia albo pani Zumba i biegną do mnie i się przytulają. Zawsze też jest mi miło, gdy dziękują mi rodzice, szczególnie tych dzieci, które poprzez taniec zaczęły się otwierać, rozmawiać, nabrały pewności siebie, zrobiły się odważniejsze.
— Mało kto wie, że ma pani jeszcze trzeci, bardzo specyficzny zawód, którego jednak pani nie wykonuje.
— Ukończyłam szkołę balsamacji w Łodzi i jestem balsamistą, ale niepraktykującą. Tak naprawdę nie potrafię powiedzieć dlaczego poszłam do tej szkoły, może dlatego, że chciałam zrobić coś wyjątkowego, czego nie ma na każdym rogu w mieście. Jestem też tanatopraktykiem, czyli mogę zajmować się kosmetyką pośmiertną. Dziesięć lat temu po śmierci moich dziadków, którzy zmarli w przeciągu siedmiu dni, jedno po drugim, natknęłam się na artykuł, że jest takie szkolenie i pomyślałam, że chyba mogę to robić. Po weekendzie szkolenia z tonatopraktyki powiedziałam, że więcej tam nie pójdę, a nie ćwiczyło się na manekinach, bo pracowaliśmy w największym domu pogrzebowym w Łodzi. Pierwszy kontakt ze zwłokami był dla mnie dziwnym uczuciem, ale potem się przełamałam. I zapisałam się na kolejny poziom, czyli balsamację. Ostatecznie ukończyłam roczne szkolenie i chciałam w moim mieście podjąć pracę, ale okazało się, że nie ma zapotrzebowania na takiego pracownika. Jednak jeżeli miałabym szansę, to podjęłabym pracę w tym zawodzie. Zobaczymy, co czas pokaże, może kiedyś otworzę swoje prosektorium. Wiem jednak, że ten zawód dał mi na pewno inne spojrzenie na świat.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez