Ojciec dwojga dzieci: Siłą odebrano mi syna i córkę

2019-11-06 20:10:00(ost. akt: 2019-11-07 09:20:06)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Pixabay

Policjanci nie zrobili nic, a przecież zostałem napadnięty i odebrano mi dzieci — mówi pan Mirek. Policja odpowiada, że żadne z rodziców nie jest pozbawione praw rodzicielskich i nie mogła ingerować w rodzinny spór, a sprawa jest... delikatna.
Pan Mirek spod Olecka od siedmiu lat był w związku partnerskim z Bożeną. Po roku wspólnego pożycia urodził im się syn, który ma teraz 6 lat. Para zdecydowała się na wyjazd do Anglii, gdzie przed trzema laty na świat przyszła ich córeczka.
Niestety, relacje między obojgiem zaczęły się psuć. Przed pięcioma miesiącami — mieszkali wtedy w Anglii — gdy pan Mirek był w pracy, jego partnerka spakowała wszystkie swoje rzeczy i zniknęła wraz z dziećmi. Mężczyźnie, jak twierdzi, nie udało się ustalić miejsca jej pobytu, a kobieta nie dawała żadnego znaku życia.

Jednak pewnej nocy zadzwoniła do niego z dramatyczną prośbą o pomoc.
— Bożena powiedziała mi, że jej nowy partner — Anglik, bije ją i ona boi się o nasze dzieci — opowiada pan Mirek. — Byłem akurat w pracy i nie mogłem do niej pojechać. Poprosiłem o pomoc kolegę, żeby pojechał i zobaczył na miejscu, co się dzieje. Drzwi otworzyła Bożena, ale ten "Angol" zaraz do nich dobiegł i było po rozmowie. Później Bożena napisała sms-a, żebym zabrał dzieci ze szkoły i wziął do siebie. Załatwiłem urlop i zaopiekowałem się nimi. Do pomocy na pewien czas ściągnąłem z Polski moją mamę, bo tylko w ten sposób mogłem wrócić do pracy.

W lipcu, gdy w Anglii rozpoczęły się wakacje, pan Mirek ponownie wziął urlop i przyjechał z dziećmi do matki mieszkającej pod Oleckiem. Prosiła go zresztą o to jego była partnerka, która nadal obawiała się swojego angielskiego kochanka.

— Syn przyjechał, pobył dwa tygodnie i wrócił do Anglii do pracy, a ja zostałam z dziećmi w Polsce. Były pod moją opieką — mówi mama pana Mirka. — Miałam z nimi później pojechać do Anglii, ale nie można było porozumieć się z Bożeną, która wróciła do tego Anglika, choć nadal ją bił. Ostatecznie syn rzucił pracę i wrócił do Polski, do dzieci. Wydawało się, że sytuacja wraca do jako takiej normy. Po wakacjach wnuczka poszła do przedszkola, a wnuczek do szkoły.

Wszystko zmieniło się z początkiem października. Kiedy pan Mirek odprowadzał dzieci do szkoły, został napadnięty.

— Z busa wyskoczyło pięć osób... — pan Mirek wciąż nie może spokojnie relacjonować przebiegu tamtych zdarzeń. — Wśród nich była Bożena, czyli matka moich dzieci i jej "Angol", jej siostra, brat i jeszcze jakiś mężczyzna. Rzucili się na mnie, szarpali i wykręcili ręce, a przerażone dzieci szybko zabrali do busa. Nie mogłem nic zrobić.

Napastnicy już mieli odjeżdżać, ale całe zdarzenia zobaczyła sąsiadka pana Mirka, która swoim samochodem błyskawicznie zablokowała drogę. Pan Mirek wezwał policję. Niestety, interwencja mundurowych dała niewiele.

— Policjanci w zasadzie nie zrobili nic, a przecież zostałem napadnięty, poturbowany i przede wszystkim odebrano mi dzieci, które wtedy widziałem po raz ostatni, bo policja pozwoliła odjechać napastnikom — denerwuje się pan Mirek. — Nikogo nie zatrzymała, a przecież nie jestem pozbawiony praw rodzicielskich i dzieci mogły być ze mną. Zostałem też napadnięty, miałem wybity palec, który nastawił mi lekarz w szpitalu w Ełku, ale policja nikogo nie zatrzymała. Wieczorem, po powrocie ze szpitala, zgłosiłem policji pobicie.

Wkrótce pan Mirek dowiedział się, że jego była partnerka wywiozła syna do Anglii, a córka, która nie miała wymaganych dokumentów, aby wyjechać legalnie z kraju, przebywa w Giżycku pod opieką siostry matki jego dzieci.

— Jeszcze przed napadem złożyłem do sądu wniosek o wydanie orzeczenia dotyczącego meldunku moich dzieci pod Oleckiem. Gdy moja partnerka dostała orzeczenie sądu, że dzieci mają być na stałym adresie w Polsce, to ona od razu wystąpiła do sądu w Anglii o opiekę nad dziećmi. W ten sposób policja dowiedziała się, że moja córka przebywa w Giżycku — wyjaśnia pan Mirek. — Natychmiast zgłosiłem się na policję, która zadzwoniła do matki moich dzieci, pojechała też ze mną pod podany adres, ale tam nikogo nie było. Później partnerka wyłączyła telefon i kontakt z nią się urwał.

Jak twierdzi, wie, że jego córka córka jest ukrywana przez ciotkę, ale sprawa stoi w miejscu. — Minęły ponad trzy tygodnie, a policja w Olecku i w Giżycku nic nie robi. A przecież mają sądowe orzeczenie, że dzieci powinny przebywać pod Oleckiem. Prosiłem, żeby uruchomili ChildAlert, bo zaraz i córkę wywiozą mi z kraju bez mojej zgody i wtedy nic nie będę mógł zrobić, ale policja odmówiła — mówi z żalem.

I dodaje, że chciał też w Olecku oficjalnie zgłosić zaginięcie dzieci, ale tamtejsi policjanci — jak twierdzi — nie chcieli przyjąć zgłoszenia.

— Olecka policja odsyła mnie do Giżycka, a giżycka do Olecka, a przecież nie doszło by do tego, gdyby policjanci od razu wykazali się zdecydowanymi działaniami, gdy moje dzieci były w busie — mówi przygnębiony sytuacją.

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy oleckich i giżyckich policjantów.
Oficerowie prasowi poprosili nas o przesłanie pytań na piśmie. Niestety na odpowiedź długo nie mogliśmy się doczekać. Ostatecznie po naszych ponagleniach po niemal dwóch tygodniach otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź z KPP w Giżycku.

"Komenda Powiatowa Policji w Giżycku w zgłoszonej sprawie przyjęła zawiadomienie dotyczące uprowadzenia osoby małoletniej — informuje w niej oficer prasowy Iwona Chruścińska. — Czynności te mają na celu ustalenie, czy doszło faktycznie do złamania prawa oraz do wyjaśnienia całej sytuacji. Policjanci ustalili miejsce przebywania dzieci. Chcę podkreślić, że sprawa ma bardzo delikatny charakter, dotyczy spraw rodzinnych i dobra małoletnich dzieci. Dlatego też podjęcie każdej decyzji w tej sprawie wymaga rzetelnego i skrupulatnego wyjaśnienia."

W tym samym dniu nadeszła odpowiedź, już bardziej wyczerpująca, od oficera prasowego komendy policji w Olecku, która wyjaśnia, że w trakcie interwencji pod Oleckiem funkcjonariusze ustalili, że żadna ze stron — ani ojciec dzieci, ani matka — nie była pozbawiona praw rodzicielskich, nie miała ograniczonej władzy rodzicielskiej, a miejsce pobytu dzieci w momencie podjęcia interwencji nie zostało określone. Dodaje też, że wydział kryminalny prowadzi postępowanie w sprawie uszkodzenie ciała.

— W takiej sytuacji policjanci nie są upoważnieni, aby decydować z którym z rodziców mają przebywać dzieci — informuje Justyna Sznel. — Policjanci na miejscu interwencji wylegitymowali wszystkie osoby tam przebywające. Pokrzywdzony złożył zawiadomienie w sprawie uszkodzenia ciała podczas zdarzenia. W przedmiotowej sprawie Wydział Kryminalny KPP w Olecku prowadzi czynności sprawdzające.

15 października pokrzywdzony mężczyzna ponownie zgłosił się do KPP w Olecku i chciał zawiadomić o uprowadzeniu swoich dzieci. Poinformowano go, że w tej sprawie prowadzone jest już postępowanie przez KPP w Giżycku i złożenie kolejnego zawiadomienie jest bezzasadne. Obecnie KPP w Olecku prowadzi jedynie postępowanie dotyczące uszkodzenia ciała zgłaszającego — kończy Justyna Sznel.

Policja w Olecku i Giżycku zgodnie twierdzi, że nie zaistniały żadne przesłanki do uruchomienia systemu ChildAlert, gdyż zgodnie z prawem, w momencie podejmowanej interwencji, dzieci mogły przebywać zarówno z ojcem jak i z matką, ich miejsce pobytu było znane zarówno rodzicom jak i służbom, a także nie uzyskano żadnych uzasadnionych podejrzeń, że życie i zdrowie dzieci jest bezpośrednio zagrożone. Do sprawy powrócimy. Imię partnerki pana Mirka zostało zmienione.


W 2017 roku polska policja odnotowała
610
przypadków porwań rodzicielskich


Komentarze (26) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Sergej #2842509 | 37.120.*.* 1 sty 2020 11:29

    Mężczyźni! Znalazłem fajny serwis randkowy dla seksu, wiele dostępnych dziewcząt i kobiet z mojego miasta! Może być przydatny dla kogoś innego --- http://russex.xyz

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. kleo #2828153 | 5.172.*.* 2 gru 2019 00:23

    My, zwykli ludzie, nic nie możemy dla pana ani dla pana dzieci zrobić. Dzieci szkoda. Trzeba uważać komu się oddaje swoje uczucia. Ja też nie uważałam i też musiałam cierpieć. Tylko, że ja nie zrobiłam nic złego.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Luks kasyno #2825746 | 5.173.*.* 27 lis 2019 21:22

    To ojciec dziecka miał zebrac ekipe z kowal i pogonic tych psychopatow i Policje zeby dzieci zostaly tam gdzie powinny były zostac ? Ludzie! Wredne babsko znalazlo fagasa. Ten ja napierdala a ona wniebowzieta bo taki jej sie macho trafil. Myslala o dziecku czy o swoim zadowoleniu sie ? A w Polsce sredniowiecze. Matka jedyny wlasciwy i uprzywilejowany opiekun. Chroniony przez sady i policje. Ocknijcie sie. Tata tez jest rodzicem.Czuje tak samo i z taka sama troska moze zadbac o dzieci. W tym przypadku pani nalezy podziekowac za macierzynstwo bo myslala "krokiem" chciala sie rozstac ? Mogla isc w pizdu i robic z soaba co zechc ale dzieci zostawic z tata. Kowalanki ...nie obrazajac wszystkich kobiet z Kowal i nie ladujac do jednego worka zlych. Znam kilka.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  4. L6 #2820243 | 89.228.*.* 18 lis 2019 01:10

    Ja tak z ciekawości. Na FB jest konto Pana Mirosława (z fotografią profilową). Tak patrzę na tą fotografię, i się zastanawiam, ile Mirosław ma lat (tak na oko z tego zdjęcia można stwierdzić, że niewiele już mu brakuje do emerytury) No i ile lat ma ta konkubina, skoro jej siostra wygląda na około 20-letnią dziewczynę (przyjmując nie za dużą przerwę w urodzinach między jedną a drugą dziewczyną)?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  5. ddd #2818108 | 155.136.*.* 13 lis 2019 10:39

    Pacan umoczyl, z kolejna konkubentką, teraz płacze.......

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (26)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5