Spotkał się ze zjawami na wyspie Czapka Napoleona

2019-07-15 10:45:39(ost. akt: 2019-07-15 16:14:26)

Autor zdjęcia: Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski, nauczyciel z Judzik kontynuuje swoją kolejną podróż. Tym razem jest w Rwandzie. To już 113 kraj, który zwiedza. Przesyła nam swoją kolejną relację z wyprawy do tego kraju w środkowowschodniej Afryce. Cz. 9

7.07.2019 r., Kibuye (Karongi), Jezioro Kiwu
Łódź przypłynęła do wyznaczonego miejsca o ustalonej godzinie, ale zamiast trzech pływaliśmy prawie cztery godziny. Dopłaciliśmy 10 tys. RWF, ale to była nasza decyzja. Płynęliśmy wzdłuż brzegu, opływaliśmy wyspy i na niektórych z nich byliśmy. Woda chłodna, dość przejrzysta. Pan z łódki zapytał, czy Kornelia i Martyna są naszymi córkami i czy ja z Anią jesteśmy małżeństwem. Odpowiedziałem, że nie są, a my nie jesteśmy małżeństwem, że żyjemy w nielegalnym związku.

Największe wrażenie zrobiła na mnie wyspa o nazwie Czapka Napoleona. Mieszkają na niej zjawy płowe – największe nietoperze kontynentalnej Afryki. Są ich tysiące. Obsiadają drzewa. Są owocożerne. Wydają niesamowite dźwięki. Kiedy zeszliśmy z łodzi na wyspę, nie było ich widać, ani słychać. Pan z łodzi zaczął nagle klaskać w dłonie i gwizdać. I w tym momencie pojawiły się, jak „Ptaki” z filmu Alfreda Hitchcocka; mnóstwo skrzydeł rozdzierało niebo, ich szelest i wydawany przez zjawy pisk otępiał, ogłuszał.
Futro tych nietoperzy jest koloru brudnożółtego z ciemnymi przypalanymi końcówkami. Zjawa płowa waży od 230 do 340 g, długość ciała wynosi 14-23 cm, rozpiętość skrzydeł około 76 cm. Żywi się m.in. owocami palm, kwiatami baobabu, mango, figami, owocami męczennicy. Czasem zjada miękką korę niektórych drzew.

Na Czapkę Napoleona, podczas rzezi w 1994 r. uciekło osiemdziesięciu Tutsi, ale Hutu ich śledzili i pojmali, spalili żywcem.
Widzieliśmy także kotawca zielonosiwego. To koczkodan, gatunek małpy wąskonosej. Żywi się owocami, liśćmi, kwiatami i owocami. W nocy śpi na drzewach lub w krzewach. Długość ciała dochodzi do 85 cm, ogona do 72 cm, waży 2,5-7 kg. Grzbiet żółty lub oliwkowy. Kotawiec był bardzo odważny. Wszedł nawet do łodzi. Kiedy dostał banana przestał się nami interesować.

Zainteresowało mnie nietypowe zestawienie łodzi. Trzy łodzie są ze sobą połączone nagiętymi grubymi gałęziami eukaliptusowymi. W taki sposób rybacy wspólnie wypływają na połów. Każdej nocy sieciami łowią sambazę i tilapię. Po lewej i prawej stronie środkowej łodzi zapalają latarnie gazowe, światło których przyciąga ryby. Po wyciągnięciu sieci sambazę sortuje się i wrzuca się do wiader. Grupa rybaków jednorazowo może złowić od 30 do 100 kg. Zarobek prawie żaden – 10 tysięcy franków miesięcznie (42 zł). W dodatku niektórzy rybacy wypożyczają od innych łodzie i latarnie, muszą kupić paliwo (w ostateczności pozostają wiosła). Kilogram sam bazy kosztuje od 1500 do 2000 franków (6,40-8,50 zł). Rybacy liczą na turystów, bo jak będzie ich wielu, wtedy hotele będą kupować od nich rybę.

Na wyspach na jeziorze Kiwu pasą się krowy. Przepływają z wyspy na wyspę. Krowy mogą przepłynąć dystans nawet do 10 km. Nie płyną jednak na oślep, dogląda ich pastuch. Pływające krowy są poniekąd atrakcją turystyczną tego miejsca.
Byliśmy w centrum miejscowości. Nikt nie zaczepiał, tylko wszyscy się nam przyglądali. Kobiety, które noszą towary na głowach są smukłe, mają piękne sylwetki, mężczyźni też.
Na kolację zajadaliśmy się sambazą.

8.07.2019 r., Kibuye (Karongi), Jezioro Kiwu, Kigali
Noc spokojna.
Od razu po śniadaniu zapłaciliśmy za pobyt i poszliśmy na dworzec autobusowy. Myśleliśmy, że busy odjeżdżają z tego samego miejsca, gdzie przyjechaliśmy. Okazało się inaczej. Ktoś z życzliwych pokazał nam, gdzie jest dworzec i zaprowadził. Nie chciał „sody”. Bilety kupiliśmy bez problemu. Wracaliśmy busem firmy Capital. Tym razem jechaliśmy prawie cztery godziny. W busie karaluchy, bardzo głośna muzyka i głośne rozmowy. Pakunków, węzełków i tobołków więcej niż pasażerów. Kierowca nie pilnował kierownicy tylko telefonu komórkowego, ciągle z kimś rozmawiał i pisał SMS-y. Wszystkie okna pootwierane, wiało.
Na dworcu w Kigali rozstaliśmy się z Kornelią i Martyną. One pojechały kolejnym busem do Masaki, a my wróciliśmy do Pallotynów motocyklami za 700 RWF (2,90 zł) od osoby. Jazda niesamowita. Dawno tak nie jeździłem.
W Kigali nie widziałem parkomatów. Parkingowy fotografuje telefonem komórkowym tablicę rejestracyjną samochodu. Jeżeli ktoś nie zapłaci za postój będzie ścigany. Zdjęcie nie kłamie.
W Centrum kolejna kilkudniowa konferencja religijna. Tym razem goszczą anglikanie z dwiema kobietami pastorami. Byliśmy na kolacji w formie bufetu. Uczestnicy konferencji nakładali czubate talerze jedzenia. Cena za obiad lub kolację w Centrum to wydatek 5500 RWF (23 zł). Niewiele. Tylko dlaczego ceny za noclegi są tak bardzo kosmiczne?!

Legenda rwandyjska
Nie będę posłuszny temu, którego nie widzę

Dawno, dawno temu żył sobie człowiek imieniem Ndalikizi. Był on bardzo biedny. Kiedyś najął się do pracy i jako zapłatę otrzymał motykę. Wróciwszy do domu powiedział do żony: "Idę uprawiać pole, które od dawna leży odłogiem". Powiedziawszy to wziął motykę i poszedł je uprawiać. Posiał na nim różne warzywa.
Kiedy w czasie zbiorów zaszedł na pole, stwierdził z ogromnym zdziwieniem, że plony były przeobfite. Wtedy to odezwał się do niego Imana mówiąc: „Ndalikizi, uderz kijem o ziemię”. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, ale nikogo nie zobaczył. „Kim jesteś, ty, który rozkazujesz mi uderzyć kijem o ziemię?” Imana nalegał: „Uderz kijem o ziemię, wtedy zobaczysz kim jestem”. „Nie będę posłuszny komuś, kogo nie widzę" - powiedział Ndalikizi i poszedł do domu.
Opowiedział żonie: „Kiedy byłem w polu i oglądałem wspaniałe zbiory usłyszałem jakiś głos, który żądał bym uderzył kijem o ziemię. Rozglądałem się dookoła, ale nikogo nie widziałem. Głos nalegał, bym uderzył kijem o ziemię, wtedy zobaczę tego, który mówi, ale ja kategorycznie odmówiłem”. Żona zapytała: „Czy naprawdę nic nie widziałeś? Czy dobrze się rozglądałeś?”. „Tak” - odpowiedział mąż, prosiłem nawet tę istotę by mi się pokazała, ale ona mi odmówiła". – „Dobrze zrobiłeś! Masz rację. Nie słuchaj nigdy kogoś, kogo nie widzisz”.
Następnego dnia kiedy mężczyzna powrócił na swoje pole, Imana ponownie zwrócił się do niego: „Ndalikizi, uderz kijem o ziemię”. Lecz ten postawił Imanie ten sam warunek: „Jeśli chcesz abym był ci posłusznym, pokaż mi się. Nie będę przecież posłuszny komuś, kogo nie widzę”. W tym momencie nadszedł jakiś człowiek. Zobaczywszy go, powiedział: „Posłuchaj głosu, bądź mu posłuszny, zobaczysz co się stanie”. – „Nie, nigdy tego nie zrobię” - powiedział Ndalikizi. Kiedy jednak Imana powtórzył żądanie, a Ndalikizi odmówił posłuszeństwa, wtedy przechodzień wziął kij i uderzył o ziemię.

I oto co się stało. Pole zapełniło się wielkim stadem krów. Duże dynie stały się dorodnymi krowami, a małe przemieniły się w cielęta. Podróżny zrozumiał wtedy jasno, niewątpliwie był to głos Imany. Uszczęśliwiony bogactwem chciał zaprowadzić do siebie stado, ale Ndalikizi się temu sprzeciwił. „Krowy pojawiły się na moim polu - powiedział - należą więc do mnie a nie do ciebie”. – „Za kogo ty mnie masz” - odrzekł spokojnie przechodzień. - Gdzie były twoje krowy przed moim przybyciem?”. Sprawa oparła się o trybunał królewski.

W dzień procesu Ndalikizi ukląkł przed królem: „Imana niech będzie z tobą, o władco, obrońco twoich sług...”. Potem opowiedział o tym, co się stało na polu. Zanim jeszcze jego przeciwnik zdążył odpowiedzieć, w sali sądowej dał się słyszeć głos Imany: „Ndalikizi, poleciłem ci uderzyć kijem o ziemię, a ty odmówiłeś. Nie masz więc prawa domagać się czegokolwiek. Krowy należą do tego, który był mi posłuszny. Ty otrzymasz je ode mnie innym razem”.
Wróciwszy do domu, Ndalikizi opowiedział wszystko swojej żonie. „Okazaliśmy się głupcami” - stwierdził na koniec. Nie stracił jednak nadziei i któregoś dnia poszedł znowu na pole. Posiał na nim różne warzywa. Gdy nadszedł czas zbiorów stwierdził, że były one obfite, ale nie tak jak poprzednio. Teraz Ndalikizi z kijem w ręku był gotów natychmiast wykonać rozkaz Boga. Gdy więc usłyszał głos: „Ndalikizi...”, nie czekając aż Imana skończy to, co ma mu do powiedzenia, uderzył kijem o ziemię. Pole zapełniło się owcami i kozami. Wtedy Imana odezwał się ponownie: „Straciłeś wiele, uderzając kijem o ziemię wcześniej, niż usłyszałeś mojego polecenia. Dostaniesz tylko owce i kozy. Kiedyś nie mogłeś otrzymać krów przez nieposłuszeństwo i opieszałość, dziś nie dostaniesz ich przez twój pośpiech”.

Ndalikizi poprowadził swoje stado do domu. Potem poszedł na służbę do króla. Za wierną służbę otrzymał od niego krowy. Stał się bogaty i szczęśliwy.
cdn.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5