Boże Narodzenie w górach w Buriacji

2014-12-26 19:54:23(ost. akt: 2014-12-26 20:02:05)

Autor zdjęcia: Andrzej Malinowski

Skała „Omulowa Góra” (właściwa nazwa „Śpiący lew”) jest świętym miejscem dla Buriatów – zamieszkują ją duchy. Znajduje się 60 km od Ułan Ude w paśmie Cagan-Daban nad rzeką Selengą - napisał Andrzej Malinowski z Judzik, który obecnie uczy języka polskiego w Buriacji w Rosji.
Czwartek, 25 grudnia 2014 r.
Wstaliśmy o godz. 6.30. Za oknem ciemno i -21°C (w dzień -25°C). Po świątecznym śniadaniu poszliśmy na dworzec autobusowy. Na głowie obowiązkowo czapka, na szyi szalik, na nogach po dwie pary spodni. Wsiedliśmy do busa jadącego do miejscowości Tarbagataj. Płacąc za przejazd (100 rubli) poprosiłem kierowcę, żeby wysadził nas przy Omulowej Górze. I tak się stało po 45 minutach jazdy. Skała „Omulowa Góra” (właściwa nazwa „Śpiący lew”) jest świętym miejscem dla Buriatów – zamieszkują ją duchy.

Znajduje się 60 km od Ułan Ude w paśmie Cagan-Daban nad rzeką Selengą. Jest unikalnym pomnikiem przyrody. Zarys góry jest bardzo podobny do śpiącego lwa. Jego głowa z bujną grzywą spoczywa na łapach, widoczne są silne plecy, a droga przy zboczu przypomina lwi ogon. Występują tutaj puszyste susły, które wyczuwając nawet najmniejsze niebezpieczeństwo, natychmiast chowają się w norach. Zbocza porastają rzadkie gatunki roślin, których wiele jest zagrożonych wyginięciem; na kamieniach i głazach rosną porosty.

Roztacza się stąd malowniczy widok na dolinę Selengi – największej rzeki wpływającej do Bajkału i na okoliczne góry. Teraz już wiem, dlaczego tak niezwykła.


Po zamarzniętej Selendze, na drugi brzeg jeżdżą … samochody. Lód jest gruby. My przeszliśmy na własnych nogach. Wrażenie robią kry lodowe, powstałe w wyniku zatoru (w miejscach silnego nurtu), do którego przyczynił się nagły mróz. Widzieliśmy, jak rośnie lód – przybiera postać narastających igieł lodowych.

Śnieg chrzęścił pod butami, a mróz szczypał w policzki i przenikał do szpiku kości. Miałem zamarznięte wąsy. Żeby się rozgrzać postanowiliśmy iść po lodzie przed siebie, ale w słońcu (w cieniu było przeraźliwie zimno; cienie są tutaj bardzo długie). Później szliśmy 5 km poboczem drogi. Doszliśmy do wsi Sołoncy i tam wsiedliśmy do busa, jadącego z Tarbagataju do Ułan Ude. Po powrocie do domu przez dłuższy czas nie mogliśmy się rozgrzać.

Po południu do Domu Polskiego przyszła pani Olga (nie widziałem jej wcześniej). Zjedliśmy wspólnie obiad i przez dwie godziny rozmawialiśmy na różne tematy.

Pani Olga urodziła się w Ułan Bator, w Mongolii. Żałuje, że nie dane jej było ukończyć studiów wyższych, a życie nie szczędziło kłopotów i rozczarowań. Po godzinie 17 pojechaliśmy marszrutką nr 100 (można i 56) do kościoła. Zwykle przejazd zajmuje 20 minut, jednak tym razem zajął aż 45. Korki, korki, korki. Na szczęście msza się jeszcze nie rozpoczęła, trwał różaniec. We mszy uczestniczył m.in. pan Konsul i pani Małgorzata Ptasińska, która przyleciała z Warszawy i we Wschodnio-Syberyjskiej Państwowej Akademii Kultury i Sztuki w Ułan Ude wygłosiła dzisiaj wykład na temat: „Jerzy Giedrojć i Rosja”.

Przy kościele ustawiono piękną szopkę betlejemską. To jedna z najstarszych tradycji Bożego Narodzenia. W drodze powrotnej zaszliśmy na plac Sowietów i podziwialiśmy pięknie podświetlone figury lodowe. Władze miasta corocznie ogłaszają konkurs na najpiękniejsze lodowe place miejskie. Zwycięska dzielnica (urząd dzielnicy) może otrzymać w nagrodę np. samochód – tak było w zeszłym roku. Wszyscy się więc starają. I dlatego w Ułan Ude jest jak w bajce.
Lubię tę moją krainę śniegu i lodu.





2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5