Piórem i sercem pisany felieton Anny Jarosz
2023-01-16 22:37:09(ost. akt: 2023-01-22 09:45:09)
"Piórem i sercem pisane" — to felietony Anny Jarosz, mieszkanki Nowego Miasta, która swoim nietuzinkowym słowem, pozwala spojrzeć na rzeczywistość odrobinę inaczej. W gąszczu komunikatów i informacji, felietony Anny Jarosz, to niezwykła uczta słowa, myśli, przemyśleń, refleksji. Dziękujemy pani Ani za możliwość ich publikowania.
Na co dzień nie zastanawiam się specjalnie nad upływem czasu. W pewnych sytuacjach temat sam wyłazi. Bo jak się usiądzie na podłodze, a po jakimś czasie chce się wstać, to ma się wrażenie, że coś jest nie tak z grawitacją.
Siedziałam na podłodze w Sylwestra; podczas największego natężenia huków i łomotów.
Siedziałam na podłodze w Sylwestra; podczas największego natężenia huków i łomotów.
Przy moim biednym psinku-starowinku, który dostał trzęsionki. Istniała obawa, że może zejść na zawał; pomimo wcześniejszego zaaplikowania środka uspokajającego. Na ogół jestem pacyfistką, ale wówczas chodziły mi po głowie bardzo paskudne myśli. Najłagodniejszą było: „Jak się komuś chce huków w Sylwestra, to powinien huknąć się w łeb”. Potem stwierdziłam, że ogarnia mnie nostalgia za czasami PRL-u. Fajerwerków nie było w sklepach. Milicja Obywatelska odpalała, co miała odpalić. Mało huku, dużo wielobarwnych rozbłysków. Przez kilkanaście minut.
A dziś? Sama byłam świadkiem, w kolejce do kasy supermarketu, jak grupka znanych mi (niepracujących) młodych ludzi płaci za petardy ponad pięćset złotych. Można się upajać hukiem przez kilka dni z rzędu. Jeśli ktoś potrafi tylko w ten sposób udowodnić światu, że istnieje…
Na szczęście mam to już za sobą. Na rok. W pierwszy noworoczny poniedziałek jeszcze coś pohukiwało, ale jakby ciszej i bardziej odlegle. Kończyło się mleko; chleb też przydałby się świeższy. Dla poprawienia z lekka skisłego nastroju wybrałam się więc do sklepu. Nie było szaleństw, bo banknoty z frędzlami nie weszły jeszcze do obiegu. Z frędzlami, żeby można było związać koniec z końcem. Nie do końca wiedziałam, po co idę (oprócz mleka i chleba).
Ot, na rekonesans. Bo tylko mężczyźni idą do sklepu wiedząc, czego chcą. Kobiety idą, żeby sprawdzić, czego ewentualnie potrzebują. Na przykład sałaty albo nowej pary butów.
Wchodzę więc do marketu, mrucząc pod nosem: „Boże, spraw, żebym kupiła tylko to, po co przyszłam”. I na kogo się natykam? Na znajomą, która nie ma nic do powiedzenia, ale za to na każdy temat. Spędziła chyba ostatnie dni milcząc jak grób, więc na mnie wylewały się już nie potoki, a kaskady słów. Choćbyście mnie szydłem ekscytowali, nie powiem, na jaki temat. Nie pamiętam.
W końcu – z lekka ogłuszona – uwolniłam się i pożeglowałam w kierunku stoiska z nabiałem. Mleko do koszyka i tylko rzut oka na artykuł z nadrukiem „BIO”. Zdrowa żywność… Hmm, jeśli akurat ta żywność jest zdrowa, to jaka jest pozostała? Jeszcze tylko chleb i kierunek kasy. Precz, szatanie w postaci wielkich czekolad z orzechami. W promocyjnej cenie. Ach, okazałam się tak dzielna, że aż sama siebie zadziwiłam. Pozostawiłam czekolady ich własnemu losowi i wrzuciłam do koszyka chleb. Jak tu kupić czekoladę, jeśli mój sweter się sfilcował, a ja nie mogę?...
Anna Jarosz, nowomieszczanka urodzona jako Anna Bukowska ponad 2 miliardy sekund temu. Miłośniczka futrzaków. Aktualnie na stanie trzy koty w domu, stareńki pies znaleziony w lesie (w przeliczeniu na ludzki wiek ponad stulatek) i parę kotów w garażu (mają specjalne wejście). Również miłośniczka książek. Czasem nazbyt rozmowna. Jej dewiza - TU i TERAZ. I jeszcze - czasem, zamiast wyolbrzymiać problemy, warto wyolbrzymić radość. Ma trochę belferskich zapędów; jako że nauczycielem się nie bywa. Nauczycielem się jest.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez