Piórem i sercem pisany felieton Anny Jarosz
2023-01-02 22:05:35(ost. akt: 2023-01-08 08:53:57)
"Piórem i sercem pisane" — to felietony Anny Jarosz, mieszkanki Nowego Miasta, która swoim nietuzinkowym słowem, pozwala spojrzeć na rzeczywistość odrobinę inaczej. W gąszczu komunikatów i informacji, felietony Anny Jarosz, to niezwykła uczta słowa, myśli, przemyśleń, refleksji. Dziękujemy pani Ani za możliwość ich publikowania.
Nic już nie jest takie, jak kiedyś. Nawet bajki. Kiedyś uczennica zafascynowana Małą Syrenką zaczęła snuć opowieść o jej przygodach. Chciałam rzec: „Znam, czytałam”, ale mnie przytkało. To była zupełnie inna bajka; no może z fragmentami dawnej. Jak „Błękitna Rapsodia”, do której domorosły „aranżer” dołożył elementy hip-hopu, techno i rapu. Cóż, świat się zmienia. Łatwiej teraz spotkać Królewnę Śmieszkę, Ali-Babę i czterdziestu zboczeńców albo Kopciucha.
Niekoniecznie mam tu na myśli piece opalane „wszystkim oprócz opon”. Bardziej namiętnych palaczy. Sama należę do ich grona. Gdybym mogła cofnąć czas, pewnie odpuściłabym sobie mentolowe „Zefiry”, „Caro”, tudzież inne wyroby polskiego przemysłu tytoniowego. Ale mając naście lat czułam się strasznie dorosła z papierosem w ręku. Szpan? Pewnie. No i ten „zakazany owoc”…
Kiedy podjęłam pierwszą pracę, nie było zakazu palenia w miejscach publicznych. Siedziało nas w biurze cztery, a po zakończeniu pracy w pomieszczeniu można było zawiesić przysłowiową siekierę. Tylko jedna nie paliła; biedactwo. Ale dożyła dziewięćdziesiątki, mimo biernego palenia. Kiedyś jednak ludzie byli z solidniejszego tworzywa.
Długo nie zdawałam sobie sprawy, że to już nałóg. Palę, ale mogę w każdej chwili przestać. Akurat! Kiedy sobie to uświadomiłam, zaczęło mnie w środku skrobać. Może jednak warto coś z tym zrobić? Byłam bardzo wytrwała i konsekwentna. Rzucałam palenie dziewięć razy. Drażetki antynikotynowe. Pierwszy dzień super. Drugiego dnia dostałam czkawki, która nie chciała przejść. Trzeciego dnia mdłości. Potem plastry. Szybko zrywałam, bo okazało się, że mam uczulenie. Potem ołówek, który trochę trzymałam w ustach, a trochę pogryzałam. Do momentu kiedy siedzący naprzeciwko uczeń, z oczami jak koła, powiedział: „Pobrudziła się pani…”. Wizja lokalna wykazała, że mam wokół ust grafitową otoczkę. Prawie ten ołówek zjadłam. Jeszcze potem pan, do którego – jak wówczas sądziłam – żywiłam gorące uczucie. Z perspektywy czasu wiem, że była to raczej fascynacja i zauroczenie. Pan rzucił palenie; ja też. Pół roku później pan zniknął z mojego życia. Papierosy wróciły.
Dziewięć lat temu ostatnie podejście. Mój połówek (palący więcej ode mnie) po kolejnym zawale. Podczas jego pobytu w szpitalu uprzątnęłam wszystkie popielniczki. Razem będzie łatwiej rzucić! Odbieramy go z kardiologii w Iławie. Na parkingu, przy samochodzie, mój blady i z lekka przywiędły małżonek wyciąga papierosa ze skarpetki…
Dziewięć lat temu ostatnie podejście. Mój połówek (palący więcej ode mnie) po kolejnym zawale. Podczas jego pobytu w szpitalu uprzątnęłam wszystkie popielniczki. Razem będzie łatwiej rzucić! Odbieramy go z kardiologii w Iławie. Na parkingu, przy samochodzie, mój blady i z lekka przywiędły małżonek wyciąga papierosa ze skarpetki…
Idę więc do Tęczowego Mostu niosąc w ręku – jak powiedzieliby niektórzy – gwoździe do własnej trumny. Lubię je i w tym szkopuł. Ale na coś trzeba umrzeć. Choć najfajniej byłoby umrzeć ze śmiechu.
Anna Jarosz, nowomieszczanka urodzona jako Anna Bukowska ponad 2 miliardy sekund temu. Miłośniczka futrzaków. Aktualnie na stanie trzy koty w domu, stareńki pies znaleziony w lesie (w przeliczeniu na ludzki wiek ponad stulatek) i parę kotów w garażu (mają specjalne wejście). Również miłośniczka książek. Czasem nazbyt rozmowna. Jej dewiza - TU i TERAZ. I jeszcze - czasem, zamiast wyolbrzymiać problemy, warto wyolbrzymić radość. Ma trochę belferskich zapędów; jako że nauczycielem się nie bywa. Nauczycielem się jest.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez