Piórem i sercem pisany świąteczny felieton Anny Jarosz
2022-12-26 11:09:32(ost. akt: 2022-12-26 11:09:52)
"Piórem i sercem pisane" — to felietony Anny Jarosz, mieszkanki Nowego Miasta, która swoim nietuzinkowym słowem, pozwala spojrzeć na rzeczywistość odrobinę inaczej. W gąszczu komunikatów i informacji, felietony Anny Jarosz, to niezwykła uczta słowa, myśli, przemyśleń, refleksji. Dziękujemy pani Ani za możliwość ich publikowania.
Ona i on mają się ku sobie. Następnie ona się waha. Potem on robi coś takiego, że ona wraca. Potem on się waha. Ona przychodzi, on odchodzi. Ona się obraża, on przeprasza. I tak co najmniej przez dziewięćdziesiąt minut.
Nierzeczywisty świat pięknych, wymodelowanych ludzi. Przyodzianych w swetry w renifery, stojących przy kominku z zawieszonymi na nim skarpetami na prezenty i szczerzących się do kamery. Jeśli więc nie mamy takiego swetra, kominka, skarpet i wybielonych zębów, to nie możemy być w pełni szczęśliwi w święta.
A właśnie w okresie świątecznym zaleje nas cały ocean komedii romantycznych. W których nie będzie nawet wzmianki o napiętym budżecie, wielogodzinnych przygotowaniach, szorowaniu garów i zmęczeniu. Odrealniony świat, mający pokazać nam, że miłość ponad wszystko.
Z tym ostatnim akurat się zgadzam. Tyle, że miłość jest na ogół cicha i nie kłuje tak bardzo w oczy. Nie wymaga blichtru, pięknych dekoracji i gładkich, urodziwych twarzy. Jest czasem dalekim światełkiem u kresu drogi. Biciem serca i gonitwą myśli. Pamiętaniem, by przygotować kanapki i do zaparzonej kawy wsypać półtorej łyżeczki cukru.
Liściem tańczącym na wietrze i wspólnym podziwianiem brązów i purpury jesieni. Jest uchyleniem drzwi przed bezdomnym zwierzakiem. Chwilą, gdy czas wydaje się zatrzymywać. Wiatrem wiejącym od rzeki i śniegiem na rzęsach najbliższej osoby. Pełnymi ufności oczami dziecka i kota. Całusem na dobranoc. Zawiązaniem szalika na szyi kogoś bliskiego. Pewnością spokojnego snu u boku kochanego. Spokojnym porankiem i urodą szarych dni. Dzieleniem się chlebem i sobą. Krzywo wyrysowanym serduszkiem i niezgrabnym wierszem. Urokiem babiego lata i chóralnie odśpiewaną kolędą.
Jest zawsze, gdy otwieramy przed nią serca. Gdy patrzymy oczami miłości na ludzi i braci mniejszych. Była, jest i będzie. Czasem trochę przykurzona. Czasem niedostrzegana w nadmiernym zabieganiu i wszechobecnym pośpiechu. Czasem zagłuszana pretensjami i sprzeczkami.
Mnoży się, gdy się ją dzieli. Nie obawiajmy się więc, że wyczerpiemy limit, szafując nią w nadmiarze w okresie świąt. Wystarczy jej na cały rok. Do końca świata i dłużej. Byleby pamiętać, że JEST. I że więcej nas łączy niż dzieli.
Nierzeczywisty świat pięknych, wymodelowanych ludzi. Przyodzianych w swetry w renifery, stojących przy kominku z zawieszonymi na nim skarpetami na prezenty i szczerzących się do kamery. Jeśli więc nie mamy takiego swetra, kominka, skarpet i wybielonych zębów, to nie możemy być w pełni szczęśliwi w święta.
A właśnie w okresie świątecznym zaleje nas cały ocean komedii romantycznych. W których nie będzie nawet wzmianki o napiętym budżecie, wielogodzinnych przygotowaniach, szorowaniu garów i zmęczeniu. Odrealniony świat, mający pokazać nam, że miłość ponad wszystko.
Z tym ostatnim akurat się zgadzam. Tyle, że miłość jest na ogół cicha i nie kłuje tak bardzo w oczy. Nie wymaga blichtru, pięknych dekoracji i gładkich, urodziwych twarzy. Jest czasem dalekim światełkiem u kresu drogi. Biciem serca i gonitwą myśli. Pamiętaniem, by przygotować kanapki i do zaparzonej kawy wsypać półtorej łyżeczki cukru.
Liściem tańczącym na wietrze i wspólnym podziwianiem brązów i purpury jesieni. Jest uchyleniem drzwi przed bezdomnym zwierzakiem. Chwilą, gdy czas wydaje się zatrzymywać. Wiatrem wiejącym od rzeki i śniegiem na rzęsach najbliższej osoby. Pełnymi ufności oczami dziecka i kota. Całusem na dobranoc. Zawiązaniem szalika na szyi kogoś bliskiego. Pewnością spokojnego snu u boku kochanego. Spokojnym porankiem i urodą szarych dni. Dzieleniem się chlebem i sobą. Krzywo wyrysowanym serduszkiem i niezgrabnym wierszem. Urokiem babiego lata i chóralnie odśpiewaną kolędą.
Jest zawsze, gdy otwieramy przed nią serca. Gdy patrzymy oczami miłości na ludzi i braci mniejszych. Była, jest i będzie. Czasem trochę przykurzona. Czasem niedostrzegana w nadmiernym zabieganiu i wszechobecnym pośpiechu. Czasem zagłuszana pretensjami i sprzeczkami.
Mnoży się, gdy się ją dzieli. Nie obawiajmy się więc, że wyczerpiemy limit, szafując nią w nadmiarze w okresie świąt. Wystarczy jej na cały rok. Do końca świata i dłużej. Byleby pamiętać, że JEST. I że więcej nas łączy niż dzieli.
Anna Jarosz, nowomieszczanka urodzona jako Anna Bukowska ponad 2 miliardy sekund temu. Miłośniczka futrzaków. Aktualnie na stanie trzy koty w domu, stareńki pies znaleziony w lesie (w przeliczeniu na ludzki wiek ponad stulatek) i parę kotów w garażu (mają specjalne wejście). Również miłośniczka książek. Czasem nazbyt rozmowna. Jej dewiza - TU i TERAZ. I jeszcze - czasem, zamiast wyolbrzymiać problemy, warto wyolbrzymić radość. Ma trochę belferskich zapędów; jako że nauczycielem się nie bywa. Nauczycielem się jest.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez