Piórem i sercem pisany felieton Anny Jarosz
2022-10-29 09:31:30(ost. akt: 2022-10-29 09:31:41)
"Piórem i sercem pisane" — to felietony Anny Jarosz, mieszkanki Nowego Miasta, która swoim nietuzinkowym słowem, pozwala spojrzeć na rzeczywistość odrobinę inaczej. W gąszczu komunikatów i informacji, felietony Anny Jarosz, to niezwykła uczta słowa, myśli i refleksji. Dziękujemy pani Ani za możliwość ich publikowania.
Czasem trzeba naprawdę dużej odwagi, by wyciągnąć wagę. Nabrałam tchu. Nabrałam odwagi. Wyciągnęłam. Pokazała debet.
Moja mentalna waga twierdziła, że za mało było we mnie ostatnio radości. Za mało dostrzegania piękna w codzienności. Wszystkich małych cudów dookoła. Począwszy od wróbla stroszącego piórka na płocie, a skończywszy na starej lipie szumiącej w ogrodzie. Tych braków nie mogły zrównoważyć kwękania, narzekania i utyskiwania. A tym oddawałam się ostatnio aż nazbyt często. Nic to. Zawsze można zrobić reset i zacząć od nowa. Dopóki głowa w górze, a ciało w pozycji pionowej. Cóż, czasem może lekko odbiegać od pionu, jako że z biegiem lat człowiek nabywa sporo detali mogących zainteresować lekarza. Ale z tym się żyje. Czasem lepiej, a czasem jakoś.
Teraz – po uwagach ze strony wagi – trzeba było ze sobą pogadać. Odpowiednio dobierając słowa. Przecież na początku też było słowo. Sądząc po tym, co się stało później, musiało być bardzo niecenzuralne. Nie planowałam obrzucać się inwektywami. Raczej wesprzeć moralnie. Wsparłam. A potem podparłam się jeszcze śmiechem. Niezawodny wujek Google poinformował mnie, że śmiech dotlenia, uwalnia endorfiny, a nawet wspomaga przemianę materii. W to mi graj! Tym bardziej, że waga wyciągnięta z głębin szafy (tym razem realna i namacalna), zakrzyknęła: „Proszę wchodzić pojedynczo!”.
I co? Odchudzać się? Mam koleżankę, która wiecznie się odchudza. Podejrzewam, że głównie między posiłkami. Oraz zapewnia, że codziennie się waży. Ale czy chudnie się od ważenia? Odpuszczę sobie. Wolę się pośmiać. Również z siebie – to rozrywka do końca życia.
Poza tym, mam już sposób szybkiego zrzucenia wagi. Z pierwszego piętra. Stracić na wadze też bym potrafiła. Kupię za pięćdziesiąt złotych, sprzedam za trzydzieści.
Bywałam w życiu smukła jak sylfida. Bywałam szczęściem trudnym do objęcia. A po drodze nauczyłam się zwyczajnie siebie lubić. Nieważne, w jakich ilościach. Jestem sobą – stać mnie na odrobinę luksusu. Poza tym jestem też ekologiczna. Bo jeśli jestem grubsza, to mniej zużywam wody do kąpieli w wannie.
Bądź sobą. Lub się. Bądź ekologiczny jak rzepak – olej wszystko i rozkwitaj!
Moja mentalna waga twierdziła, że za mało było we mnie ostatnio radości. Za mało dostrzegania piękna w codzienności. Wszystkich małych cudów dookoła. Począwszy od wróbla stroszącego piórka na płocie, a skończywszy na starej lipie szumiącej w ogrodzie. Tych braków nie mogły zrównoważyć kwękania, narzekania i utyskiwania. A tym oddawałam się ostatnio aż nazbyt często. Nic to. Zawsze można zrobić reset i zacząć od nowa. Dopóki głowa w górze, a ciało w pozycji pionowej. Cóż, czasem może lekko odbiegać od pionu, jako że z biegiem lat człowiek nabywa sporo detali mogących zainteresować lekarza. Ale z tym się żyje. Czasem lepiej, a czasem jakoś.
Teraz – po uwagach ze strony wagi – trzeba było ze sobą pogadać. Odpowiednio dobierając słowa. Przecież na początku też było słowo. Sądząc po tym, co się stało później, musiało być bardzo niecenzuralne. Nie planowałam obrzucać się inwektywami. Raczej wesprzeć moralnie. Wsparłam. A potem podparłam się jeszcze śmiechem. Niezawodny wujek Google poinformował mnie, że śmiech dotlenia, uwalnia endorfiny, a nawet wspomaga przemianę materii. W to mi graj! Tym bardziej, że waga wyciągnięta z głębin szafy (tym razem realna i namacalna), zakrzyknęła: „Proszę wchodzić pojedynczo!”.
I co? Odchudzać się? Mam koleżankę, która wiecznie się odchudza. Podejrzewam, że głównie między posiłkami. Oraz zapewnia, że codziennie się waży. Ale czy chudnie się od ważenia? Odpuszczę sobie. Wolę się pośmiać. Również z siebie – to rozrywka do końca życia.
Poza tym, mam już sposób szybkiego zrzucenia wagi. Z pierwszego piętra. Stracić na wadze też bym potrafiła. Kupię za pięćdziesiąt złotych, sprzedam za trzydzieści.
Bywałam w życiu smukła jak sylfida. Bywałam szczęściem trudnym do objęcia. A po drodze nauczyłam się zwyczajnie siebie lubić. Nieważne, w jakich ilościach. Jestem sobą – stać mnie na odrobinę luksusu. Poza tym jestem też ekologiczna. Bo jeśli jestem grubsza, to mniej zużywam wody do kąpieli w wannie.
Bądź sobą. Lub się. Bądź ekologiczny jak rzepak – olej wszystko i rozkwitaj!
Anna Jarosz, nowomieszczanka urodzona jako Anna Bukowska ponad 2 miliardy sekund temu. Miłośniczka futrzaków. Aktualnie na stanie trzy koty w domu, stareńki pies znaleziony w lesie (w przeliczeniu na ludzki wiek ponad stulatek) i parę kotów w garażu (mają specjalne wejście). Również miłośniczka książek. Czasem nazbyt rozmowna. Jej dewiza - TU i TERAZ. I jeszcze - czasem, zamiast wyolbrzymiać problemy, warto wyolbrzymić radość. Ma trochę belferskich zapędów; jako że nauczycielem się nie bywa. Nauczycielem się jest.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez