Piórem i sercem pisany felieton Anny Jarosz

2022-09-12 10:17:10(ost. akt: 2022-09-12 10:17:30)

Autor zdjęcia: archiwum

"Piórem i sercem pisane" — to felietony Anny Jarosz, mieszkanki Nowego Miasta, która swoim nietuzinkowym słowem, pozwala spojrzeć na rzeczywistość odrobinę inaczej. W gąszczu komunikatów i informacji, felietony Anny Jarosz, to niezwykła uczta słowa, myśli, przemyśleń, refleksji. Dziękujemy pani Ani za możliwość ich publikowania.
Nauka zaczęła się mniej więcej w wieku czterech lat. Na „Trybunie Ludu” i kolanach taty. Miał do mnie świętą cierpliwość. Niezliczoną ilość razy odpowiadał na pytanie: „A jaka to literka?”. Po jakimś czasie przestałam pytać i zaczęłam czytać. Niekoniecznie „Trybunę Ludu”. Najpierw tylko dla przyjemności, potem już z konieczności. Najbardziej wrył mi się w pamięć wieszcz.

„Był sad. Drzewa owocne zasadzone w rzędy ocieniały szerokie pole; spodem grzędy”. Pamiętam, a jakże. To i parę innych fragmentów „Pana Tadeusza”. Co nie znaczy, że pałałam wielką miłością do Mickiewicza. Miałam jednak w podstawówce polonistkę, która pałała. I uwielbiała zadawać do wykucia na blachę różnorakie fragmenty narodowej epopei. Sama – jak podejrzewam – znała ją na pamięć w całości. Raz tylko z tego skorzystaliśmy. Miał być sprawdzian, ale pani od polskiego została przez nas sprytnie zmanipulowana. Kiedy padło: „A teraz wyjmijcie karteczki”, jeden z kolegów wyciągnął pięknie ilustrowanego Mickiewicza i powiedział: „Pani podobno zna całego „Pana Tadeusza” na pamięć. Ale to chyba niemożliwe”.

Nauczycielka potraktowała sprawę ambicjonalnie i pozwoliła nam się przez 45 minut przepytywać. Otwieraliśmy książkę na dowolnej stronie, czytaliśmy pierwszy wers, a ona recytowała dalej. Najlepszy nie-sprawdzian w moim życiu.

O wiele większą estymą darzyłam „Małego Księcia”, „Wesele” czy „Nad Niemnem”. Tę ostatnią z pominięciem opisów przyrody. Co paskudnie się na mnie zemściło. Zdarzył się sprawdzian z opisów właśnie. Puściłam wodze fantazji; chyba jednak w niewłaściwym kierunku. Albo z florą albo z fauną coś było nie tak, co ewidentnie odzwierciedliła ocena. Cóż, nigdy nie byłam nad Niemnem.

Bywałam natomiast na preriach towarzysząc Winnetou i jego białemu bratu. Nosiło mnie po Australii i Amazonii mając Tomka Wilmowskiego za kompana. W Dolinie Muminków zbierałam z rodziną trolli złoto, by ozdobić nim grządki Mamy Muminka. Jeździłam po wertepach w wehikule Pana Samochodzika. Scarlett O’Hara i ja przeżywałyśmy chwile grozy w czasie wojny secesyjnej. Przeminęło z wiatrem…
Ale jednak nie! Nie przeminęło nic z dawnych zachwytów. Wspomnienia radości nadal są radością. Książkowi przyjaciele pozostaną nimi do końca. Wracam do nich co jakiś czas i mogę zapewnić, że za każdym razem odkrywam coś nowego. Jedna z moich koleżanek lekko się bulwersuje tą moją recydywą. „Tyle nowych książek się ukazuje” – wykrzykuje – „A ty kręcisz się jak pies za własnym ogonem”. Pozwalam sobie być odmiennego zdania. Lubię poznawać nowe książki, tak jak nowych ludzi. Ale zawsze pozostaję wierna starym przyjaciołom.

Fot. archiwum
Anna Jarosz, nowomieszczanka urodzona jako Anna Bukowska ponad 2 miliardy sekund temu. Miłośniczka futrzaków. Aktualnie na stanie trzy koty w domu, stareńki pies znaleziony w lesie (w przeliczeniu na ludzki wiek ponad stulatek) i parę kotów w garażu (mają specjalne wejście). Również miłośniczka książek. Czasem nazbyt rozmowna. Jej dewiza - TU i TERAZ. I jeszcze - czasem, zamiast wyolbrzymiać problemy, warto wyolbrzymić radość. Ma trochę belferskich zapędów; jako że nauczycielem się nie bywa. Nauczycielem się jest.


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B