Mariusz Bartkowski z Mszanowa zajął drugie miejsce na XIX Biegu Rzeźnika

2022-07-02 09:43:11(ost. akt: 2022-07-02 10:10:29)

Autor zdjęcia: archiwum Mariusza Bartkowskiego

Bieg Rzeźnika jest towarzyskim rajdem miłośników biegania i Bieszczadów. Tradycyjna, blisko osiemdziesięciokilometrowa trasa wiedzie bieszczadzkim czerwonym szlakiem z Komańczy przez Cisną, góry Jasło i Fereczata, Smerek oraz połoniny do Ustrzyków Górnych. Od 2016 meta nie jest w Ustrzykach. Od 2017 jest w Cisnej - Połonina Wetlińska i Caryńska odpadły na rzecz Rabiej Skały, pasma granicznego i połonin Hyrlatej. Limit czasu wynosi 16 godzin.
W tym morderczym biegu wystartował Mariusz Bartkowski z Mszanowa w duecie z kolegą Tomaszem Szałachowskim z Dobrego Miasta. O godzinie 3:00 ruszyli i po 10 godzinach biegu po górach, na mecie zameldowali się na drugim miejscu, co jest ogromnym osiągnięciem. Warto podkreślić, że na linii startu stanęło prawie 800 osób.
— Dwóch ludzi z północy w jednym zespole jeszcze nie wygrało Biegu Rzeźnika, ale i tak podobno jesteśmy niespodzianką tegorocznej edycji — opowiada Mariusz Bartkowski — Zajęliśmy drugie miejsce, ale to drugie jest dla nas jak zwycięstwo. Tak jak w kuluarach mówiliśmy różnym osobom, że przyjechaliśmy wygrać tak ich reakcja śmiechem dawała jasny znak, że nikt w to nie wierzy. Tym lepiej dla nas.

Niepozorni profesjonaliści zaskoczyli wszystkich. Bo może nie prezentowali się mocno profesjonalnie (tak twierdzą), to ich przeszłość, ich forma codziennie budowana bez blasku fleszy, zaprowadziła ich na podium jednego z natrudniejszych i najbardziej prestiżowych biegów górskich w Polsce. Zostawili z tyłu setki osób.

— Tomek w czapce za 1,40 zł ze sklepu z odzieżą używaną, pożyczonymi kijkami, które miał używać pierwszy raz w życiu, ścigający się po raz 3 w górach, z kolei ja w spodenkach od tenisa stołowego, w koszulce mającej 8 lat i kominie w serduszka nieznanej firmy. Mówią, że przez Bieg Rzeźnika rozleciało się wiele przyjaźni dlatego na starcie życzyłem sobie i Tomkowi, żebyśmy zakończyli bieg w relacjach nie gorszych niż są teraz — wspomina Mariusz Bartkowski i dzieli się wspomnieniem tego niezwykłego biegu.

Droga po brąz Rzeźnika w relacji Mariusza Bartkowskiego.


15 km – zaczyna robić się jasno, aczkolwiek jesteśmy w lesie. Wyłączenie latarki o 4:13 powoduje, że nie widać korzeni, z kolei włączenie latarki sprawia, że w gęstej mgle prawie nic nie widać. To kwestia 10 min kiedy sytuacja się wyklaruje, ale tutaj tracimy bardzo dużo czasu.
19 km – gdzieś koło tego km zaliczyłem największą wywrotkę w swojej przygodzie biegowej. Co dziwne, stało się to pod górkę. Na kamienistym podejściu zawadziłem o… kamień. Zdążyłem podeprzeć się dłońmi, ale uderzyłem przedramieniem o wystający kamień. Pierwsze co robię to patrzę czy nie rozbiłem zegarka Agnieszki, a dopiero po chwili oceniam stan zdrowia. Kość łokciowa boli jak mały palec, gdy się w niego uderzysz o nocną szafkę. Lewy nadgarstek również. Z kolana leje się krew. Tomek z troską oczekuje na moje zebranie się. Mówię tylko, że dopóki ręka nie zgina się między łokciem, a nadgarstkiem to jestem w stanie biec.
28 km – tracimy 4 miejsce. Zagaduję do Tomka, że nie jest źle. Przyjechaliśmy realnie walczyć o TOP10 więc jak nas co 30 km wyprzedzi jedna para to dalej będzie to TOP10. I tak sobie lecimy.
32 km – pierwszy punkt żywieniowy. Cisna – tutaj czeka nasz support: Agnieszka i Asia. Robią wszystko możliwe szybko. Napełniamy bukłaki, zmieniam koszulkę, Agnieszka pomaga przepiąć mi numer startowy, łapiemy coś na ząb i lecimy.
36 km – odzyskujemy 4 miejsce. Mijamy parę, która chyba chciała dobić się piosenką Grechuty: Dni, których nie znamy. Akurat w momencie ich wyprzedzania lecą słowa: „Jak odnaleźć nagle radość i nadzieję?”. Chłopaki, nie tak. Lepiej byłoby słuchać AC/DC i piosenkę Thunderstruck.
47 km – przebijamy się na 3 lokatę. Biegniemy tutaj tempem 4:40, 4:34, 4:24. Rywale nawet nie podejmują walki.
62 km – tutaj czekają nas Agnieszka i Asia. Choć słowo czekają trochę tu nie pasuje. Dziewczyny myślały, że biegniemy na 5 miejscu, a my je z zaskoczenia wzięliśmy i przybiegliśmy tuż za drugą parą. Już chcieliśmy od nich wziąć to co miały przygotowane, ale mój jasny umysł krzyczy: „Tomek, nie możemy, bo nas zdyskwalifikują”. Dlatego wzięliśmy tylko buziaki mocy, a to chyba dozwolone Dziewczyny poinformowały nas, że do drugich mamy niewielką stratę.
68 km – kolejny punkt żywieniowy i tutaj spotykamy parę z miejsca 2. Napełniamy szybko softflaski i ruszamy 5 sekund po nich. Tempo 4:21 min/km. Na tym etapie ścigania to czyste szaleństwo, ale Panowie tak samo jak poprzednia para nie podejmują rzuconej im rękawicy, a my biegniemy jakby nas unosiło 5 cm nad ziemią. Zostaje 11 km do mety i mam już w głowie myśli, że nic nas nie powstrzyma, aż tu nagle…
69 km – zaczynamy ogromne wspinanie się na kolejny szczyt. Mijamy potok i krzyczę do Tomka, że mam bóle lub skurcze pachwin. Nie wiem czy coś takiego istnieje, ale wyglądało to jak ogromny skurcz w obu pachwinach. Zaczynam tańczyć: szpagat męski, szpagat kobiecy, prostuję się jak struna, siadam – rozkładam nogi, a tu dalej skurcz. Tomek nie wie czy śmiać się z moich wygibasów czy raczej jakoś pomóc. Wstaję, prostuję nogi i wtem słyszę kijki rywali, które uderzają o kamienie. Ten dźwięk zadziałał na mnie lepiej niż morfina (choć nigdy nie próbowałem). Niedługo później to Tomkowi coś zaczęło doskwierać. Jednak myśli o drugim miejscu niosą nas aż do samej mety.
76 km - Tomek przywala głową w drzewo tak, że aż się ziemia zatrzęsła.
81,5 km – meta. Ostatni kilometr to czysta przyjemność i radość. Zastanawiamy się czy nasze partnerki zdążyły na metę. Ku zaskoczeniu nas samych, organizatorów, kibiców zostajemy drugą drużyną na Biegu Rzeźnika. Jednym z najsłynniejszych i trudniejszych biegów w Polsce. Walczyliśmy o te drugie miejsce jak panny na weselu walczą o welon.

Krótko mówiąc, chłopak z Dobrego Miasta oraz chłopak z Mszanowa namieszali w czołowym biegu w Polsce, czego im serdecznie gratulujemy i trzymamy kciuki za kolejne starty.

red.
a.laskowska@gazetaolsztynska.pl



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5