Powrót w rodzinne strony na kartkach najnowszej powieści

2024-02-14 09:24:49(ost. akt: 2024-03-06 06:55:29)

Autor zdjęcia: archiwum autorki/ Alina Laskowska

„Książka o pięknych relacjach międzyludzkich, o odnalezieniu zaniedbanej kiedyś miłości, poruszających do łez wspomnieniach z II wojny światowej i bezcennym krzemieniu pasiastym, zwanym kamieniem optymizmu. Polecam!” tak o „Tajemnicach różanego ogrodu mówi autorka powieści obyczajowych Magdalena Witkiewicz. A co o swojej książce mówi sama autorka?
"Tajemnice różanego ogrodu" to nie jest pani pierwsza książka. Skąd wziął się pomysł na napisanie właśnie takiej historii?

Tajemnice różanego ogrodu" to moja piąta wydana książka. Już dawno postanowiłam, że kiedyś napiszę powieść, która zadzieje się w Nowym Mieście Lubawskim, gdzie się urodziłam i przez wiele lat mieszkałam. Wyprowadziłam się stamtąd dwadzieścia lat temu, i czasem, podczas spotkań słyszałam pytania skierowane do mnie, od znajomych, od koleżanek ze szkolnych lat - czy myślę o napisaniu takiej książki. Wtedy wyraźnie poczułam w sobie mocno zachęcający impuls. Jednak długo nie miałam konspektu, nawet nie wiedziałam w jakiej przestrzeni czasowej osadzę fabułę, ani jakie postaci umieszczę w niej. Tkwił we mnie tylko mgielny pomysł, który powoli nabierał realnych kształtów. Gdy postanowiłam, że ważnym miejscem tej historii będzie kultowy nowomiejski Ogród Róż, od razu poczułam woń tamtych kwiatów, i ujrzałam niemalże całą historię, którą napiszę. Już po pierwszym zdaniu palce same oszalały na klawiaturze.

Skoro pojawił się wątek Ogrodu Róż, to muszę zapytać, czy to przypadek, że główna bohaterka nosi właśnie imię Róża. Czy to imię, a może ten kwiat, jest dla pani czymś wyjątkowym?

Kwiat! Kocham róże za ich zapach, chociaż te nowoczesne bywają bezwonne. Za ich tajemniczość i nieobliczalność, gdyż najpierw wabią pięknem, a potem mogą zranić do krwi. Za zjawiskowość formy, jaką tworzą płatki. W końcu róża to królowa kwiatów. Poza tym mają bogatą symbolikę. Najbardziej lubię różowe i subtelnie pachnące. Lubię je dostawać i spacerować pomiędzy ogromnymi ich połaciami. Chciałam, aby w mojej książce było sporo róż, a także kobiecej zwiewności, eteryczności, tajemnicy i dojrzałego piękna, więc postanowiłam, że główna bohaterka też będzie Różą. Przyjedzie z Rzeszowa do małego miasteczka, a tam jest ogród, jakby specjalnie nazwany jej imieniem, aby to było dla niej zachętą do zamieszkania na stałe w Nowym Mieście.

Eteryczność i tajemnica… od razu nasuwa się na myśl pytanie o bardzo ciekawy element pojawiający się w książce, a mianowicie o krzemień pasiasty. Wiara w moc minerałów stała się ostatnio bardzo popularna. Dlaczego w pani powieści pojawił się akurat taki, a nie inny kamień?

Krzemień pasiasty jest niezwykłym kamieniem, ze względu na swoją malowniczość, a najpiękniejsza i najciekawsza odmiana występuje tylko w jednym miejscu na świecie - w Polsce na kielecczyźnie. To czyni go ewenementem na skalę światową. Z podróży po tamtych miejscach przywiozłam wisorek z tym kamieniem, dopiero wtedy zainteresowałam się nim. Dziś wiem, że to kamień optymizmu, i rzeczywiście już samo spojrzenie na niego koi wnętrze i porządkuje myśli, które stają się pozytywne i jasne. Stonowane barwy jego pasiastości emanują ciepłem, dlatego lubię go nosić i zamykać na chwilę w dłoni. Jest jak gorące kakao, dlatego z sympatii do mojego wisiorka uczyniłam go nieożywionym bohaterem książki. Kto nosi krzemień pasiasty pozytywnie poukłada swoje mocno zagmatwane sprawy, jak w mojej powieści. Ten kamień mocno zaistniał w książce i świetnie się spisał.

Trzeba przyznać, że pani powieść obfituje naprawdę w wiele wątków. Czy pojawiające się tematy wojenne są to jakieś rodzinne opowieści, czy może całkowita fikcja literacka?

Wojenne wspomnienia, które snuje staruszka Zyta są prawdziwe. Ponieważ w jej życiu znalazła się słuchaczka z nieudawanym zainteresowaniem, więc jej opowieści mogły wybrzmiewać i wplatać się w główny wątek, w teraźniejszość, w codzienne sprawy bohaterów książki. Staruszka opowiada o swoich wojennych przeżyciach, których tak naprawdę doświadczyli moi krewni i znajomi. Zyta, podczas wojny będąc uczennicą, wraz z innymi dziećmi była zmuszona do obserwacji masowej egzekucji wykonanej przez Niemców na mieszkańcach Nowego Miasta i Lubawy. Wspomina również inne wojenne przeżycia.

Bohaterowie „Tajemnic różanego ogrodu” to bardzo indywidualne jednostki. W swoich powieściach szczególną wagę przywiązuje pani do portretów psychologicznych. Dlaczego jest to takie ważne? Nie jest to chyba częsta praktyka, że w powieściach obyczajowych, autor skupia się na dogłębnej analizie bohaterów.

Mam świadomość, że ludzie noszą maski, nie dziwi mnie to, widzę w tym sensowność, roztropność. Nie można przecież wszystkiego upubliczniać, więc wiem, że nawzajem znamy tylko swoje wersje niekompletne, dlatego lubię pokazywać w moich książkowych postaciach to, czego nie widać po ich wyglądzie i zachowaniu. Pod maską pozoru ukrywają się traumy, zadawnione rany, strach, nieśmiałość, niska samoocena, czy bezsens życia. Ukrywa się też brzydota charakteru. Ludzie w samotności dokonują trudnych wyborów, a towarzyszą temu ogromna niepewność czy lęk, dlatego chcę, aby czytelnik usłyszał ich dialogi wewnętrzne. Zobaczył, że pod piękną sukienką czy modnym garniturem, często jest zranione lub skomplikowane wnętrze człowieka. Żyjemy w czasach mocnego nacisku na ładne opakowanie, o tym krzyczą nam zewsząd, a ono jest kłamliwe, dlatego uważam, że zwłaszcza dziś warto przeniknąć tę kolorową ułudę i usłyszeć niesłyszalny, na pozór, głos ludzkiego wnętrza. Ja jestem właśnie taką osobą, która tłumaczy nawet najczarniejsze charaktery. Coś musiało się w ich życiu wydarzyć, że ranią innych. Wszelkie przejawy niskich instynktów, zazdrości, nienawiści też mają swoje przyczyny. Dlatego takim osobom współczuję i życzę, aby przetarły oczy i odszukały swoją własną drogę, która uzdrowi ich psychikę i uczyni szczęśliwymi, bo szczęśliwy człowiek jest dla innych serdeczny. Dziś nie jest już takie ważne, jakim było się kiedyś, ważne jest, jakim się jest teraz. Każdy powinien ewoluować ku piękniejszej stronie życia, tworzyć dobre nowe wspomnienia, wtedy będzie szczęśliwy, spełniony i pełen przyjaznych uczuć dla innych.

Mówi P
pani, że pisanie książek to dla pani przygoda, swoje książki stara się pani zakańczać happy endem. To  w takim razie odejdźmy na chwilę od tematu książek i proszę powiedzieć, jaka była najwspanialsza przygoda pani życia?

Odpowiedź nie będzie krótka. Bo najwspanialszą przygodą kiedyś, było zdobycie Świnicy, potem ona spadała w rankingu, ponieważ nastawały inne przygody, jeszcze wspanialsze, często osobiste, więc tajemnie. Następnie najwspanialszą przygodą była przeprowadzka z miasta do lasu, w obce mi tereny i kilkunastoletnie życie z końmi, zapachem siana i koniarzami. Przygoda związana z ogromną odwagą, bo wywróciłam życie do góry nogami. Pod koniec tej przygody, tuż przed przeprowadzką ponownie do miasta, już innego, i myślami o nadchodzącej emeryturze, dojrzałam do napisania pierwszej książki. Po otrzymaniu za nią nagrody w konkursie literackim i wydaniu jej, uznałam, że to dopiero jest przygoda! Hura, napiszę drugą, trzecią, czwartą i będę pisarką. Co z tego, że późną. Będę nią. Kilka wywiadów, sporo spotkań z czytelnikami, wspaniałe od nich słowa, były dla mnie najpiękniejszą przygodą. Ale kiedy w ekstremalnych warunkach pogodowych zdobyłam Smerek - w śniegu, oblodzeniu i potwornym wietrze, gdy na szczycie wiatr prawie wyrywał z rąk kubek z gorącą herbatą, uznałam to za przygodę życia, bo byłam już, można rzec, prawie starszą panią, z kolanami nie pierwszej jakości. I którą z przygód mam uznać za najwspanialszą? Sama nie wiem... O, i piękni ludzi - serdeczni, przyjaźni mi i wartościowi, bo z nimi każdego dnia tworzę nowe przygody. Z ludźmi pełnymi dobra i wewnętrznego blasku, który odzwierciedlają ich oczy. W ogóle to życie jest przygodą. :)

Musimy więc rozstrzygnąć ważną kwestię: góry czy morze?

O, nie! Jak można prosić mnie o taki wybór! Hm... Jako nastolatka Tatry pokochałam od pierwszego wejrzenia i ta miłość nie maleje. Za morzem nie przepadałam, bo z wodnych akwenów najbardziej lubiłam ten w mojej łazience, chociaż w wieku szkolnym byłam nad Bałtykiem dwa razy. Obecnie z Mazur do morza mam o niebo bliżej niż w góry, więc bywam częściej. To w dorosłości odkryłam jesienny urok Bałtyku i jego plaż - z niewielką ilością turystów, z cudnym powietrzem, z maleńkimi kryształkami bursztynów na piasku, z milionami nie zdeptanych muszelek. Za górami tęsknię, ale tam trzeba się wybrać już w konkretną podróż i na dłużej. A gdy zatęsknię za morzem, przy śniadaniu lub kolacji pada szybka decyzja - jutro jedziemy na dwa dni nad morze, i tak się dzieje. Ale chyba wygrywają góry, oby morze się o tym nie dowiedziało. :)

Czyli poza poza tworzeniem powieści, kocha pani podróżować. Czy zdarza się tak, że wyjeżdżając w jakieś miejsce, od razu wie pani, że to właśnie będzie idealna lokalizacja na umieszczenie w niej losów bohaterów kolejnej książki?

O, tak! Były takie miejsca, miasta, zabytki, które od razu mnie oczarowały, a moja wyobraźnia błyskawicznie widziała, w jaki sposób wykorzystam je w książce. Nigdy nie piszę będąc gdzieś turystycznie. Robię tylko ręczne notatki, ale i setki zdjęć, aby po powrocie pomogły mi w pisaniu. To takie ściągawki. W moich książkach jest sporo autentycznych miejsc, które mnie zachwyciły.

A prywatnie czytuje pani powieści podobne do tych, które sama pisze, czy jednak są to odmienne gatunki?

Czy naprawdę mam się przyznać? No trudno, powiem - wolę kryminały i biografie naprawdę wielkich ludzi, nawet fabularyzowane. Książki podróżnicze i o samorozwoju, a także z fabułą mocno konną. W tematyce obyczajowej lubię książki z dużą dawką psychologii i te, napisane pięknym językiem - no i właśnie, również z wyraźnie zarysowanymi portretami psychologicznymi. Książki, które w jakimś temacie są rodzajem studium. I o... wampirach!

red.
a.laskowska@gazetaolsztynska.pl

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5