Rok temu pod piętnastoletnim Piotrem zarwała się huśtawka. Chłopiec spadł i uderzył głową o ziemię. Lekarze uratowali mu życie, ale dziś Piotr nie widzi na jedno oko i nie słyszy na jedno ucho. Dopiero powtórne śledztwo prokuratury wykazało, że winnym wypadku może być pracownik spółdzielni, który dopuścił huśtawkę do użytku.
Mariusz Jaźwiński
m.jazwinski@gazetaolsztynska.pl
— Mój syn miał połamane kości czaszki. 10 dni przeleżał w szpitalu w śpiączce — wspomina wydarzenia z maja rok temu Iwona, matka 16-letniego dziś Piotra. — W różnych szpitalach spędził trzy miesiące. Nadal nie widzi na jedno oko i nie słyszy na jedno ucho. Zależy mi na ukaraniu osób, których zaniedbania o mało nie doprowadziły do śmierci mojego dziecka. Nie chcę, by takie wypadki zdarzały się w przyszłości.
Sprawa wypadku Piotra ciągnęła się przez ponad rok. Początkowo prokuratura w Nidzicy umorzyła postępowanie. Matka jednak odwołała się od tej decyzji. Sąd rejonowy przyznał jej rację i przekazał sprawę prokuratorom do ponownego rozpatrzenia.
— Zbadaliśmy ją jeszcze raz — mówi Dariusz Paczkowski, zastępca prokuratora rejonowego w Nidzicy. — Znaleźli się nowi świadkowie. Wysłaliśmy huśtawkę do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego w Warszawie. Z opinii, które otrzymaliśmy z laboratorium wynikało, że na spawach znajdujących się w newralgicznych punktach huśtawki były pęknięcia widoczne gołym okiem i że powinny one być widoczne także dla tych, którzy ją sprawdzali.
To najmocniejszy dowód prokuratorów. Według prawa budowlanego huśtawki powinny być sprawdzane co 5 lat. Te, które nie gwarantują bezpieczeństwa, muszą zostać natychmiast wycofane.
— Po wypadku mojego syna natychmiast wszystkie zabrano z podwórek — mówi matka chłopca.
Zdaniem prokuratury, niesprawną huśtawkę miał dopuścić do użytku jeden z pracowników spółdzielni mieszkaniowej w Nidzicy. Postawiono mu już zarzut nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi do trzech lat więzienia.
— Nie chcę komentować tej sprawy — mówi prezes spółdzielni. — Człowiek, który sprawdzał huśtawki, to doświadczony pracownik. Dopóki nie ma wyroku, jest niewinny i nie zamierzamy podejmować w stosunku do niego żadnych kroków.
Śledztwo wykazało, że pracownik przeprowadził inspekcję placu zabaw w feralnym miejscu kilkanaście dni przed tragedią. Być może jednak zarzuty zostaną postawione także innym pracownikom spółdzielni.
Matka Piotra zapowiada również, że będzie domagać się od spółdzielni odszkodowania.
— Zgłosiłam się już w tej sprawie do prawnika. Będziemy się sądzić o dużą kwotę, bo rehabilitacja Piotra jest bardzo kosztowna — mówi.
m.jazwinski@gazetaolsztynska.pl
— Mój syn miał połamane kości czaszki. 10 dni przeleżał w szpitalu w śpiączce — wspomina wydarzenia z maja rok temu Iwona, matka 16-letniego dziś Piotra. — W różnych szpitalach spędził trzy miesiące. Nadal nie widzi na jedno oko i nie słyszy na jedno ucho. Zależy mi na ukaraniu osób, których zaniedbania o mało nie doprowadziły do śmierci mojego dziecka. Nie chcę, by takie wypadki zdarzały się w przyszłości.
Sprawa wypadku Piotra ciągnęła się przez ponad rok. Początkowo prokuratura w Nidzicy umorzyła postępowanie. Matka jednak odwołała się od tej decyzji. Sąd rejonowy przyznał jej rację i przekazał sprawę prokuratorom do ponownego rozpatrzenia.
— Zbadaliśmy ją jeszcze raz — mówi Dariusz Paczkowski, zastępca prokuratora rejonowego w Nidzicy. — Znaleźli się nowi świadkowie. Wysłaliśmy huśtawkę do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego w Warszawie. Z opinii, które otrzymaliśmy z laboratorium wynikało, że na spawach znajdujących się w newralgicznych punktach huśtawki były pęknięcia widoczne gołym okiem i że powinny one być widoczne także dla tych, którzy ją sprawdzali.
To najmocniejszy dowód prokuratorów. Według prawa budowlanego huśtawki powinny być sprawdzane co 5 lat. Te, które nie gwarantują bezpieczeństwa, muszą zostać natychmiast wycofane.
— Po wypadku mojego syna natychmiast wszystkie zabrano z podwórek — mówi matka chłopca.
Zdaniem prokuratury, niesprawną huśtawkę miał dopuścić do użytku jeden z pracowników spółdzielni mieszkaniowej w Nidzicy. Postawiono mu już zarzut nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi do trzech lat więzienia.
— Nie chcę komentować tej sprawy — mówi prezes spółdzielni. — Człowiek, który sprawdzał huśtawki, to doświadczony pracownik. Dopóki nie ma wyroku, jest niewinny i nie zamierzamy podejmować w stosunku do niego żadnych kroków.
Śledztwo wykazało, że pracownik przeprowadził inspekcję placu zabaw w feralnym miejscu kilkanaście dni przed tragedią. Być może jednak zarzuty zostaną postawione także innym pracownikom spółdzielni.
Matka Piotra zapowiada również, że będzie domagać się od spółdzielni odszkodowania.
— Zgłosiłam się już w tej sprawie do prawnika. Będziemy się sądzić o dużą kwotę, bo rehabilitacja Piotra jest bardzo kosztowna — mówi.