Na lekcji czuje się jak ryba w wodzie

2022-10-05 20:00:00(ost. akt: 2022-10-14 16:53:10)
Kinga Chmeilńska

Kinga Chmeilńska

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

O pracy nauczyciela rozmawiamy z Kingą Chmielińską, która od 15 lat uczy historii w Zespole Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących w Nidzicy. Jest również wychowawczynią dwóch klas o profilu wojskowym. Razem z uczniami uczestniczy w zajęciach wojskowych na poligonie.
— Dlaczego została pani nauczycielką?
— Ponieważ lubiłam historię. Chodziłam do liceum na "Górce". Historii uczyła mnie najpierw pani Teresa Orłowska, a później pan Krzysztof Grochowski. I to w tej szkole polubiłam historię. W szkole było kilka osób, które były dobre z historii i rywalizowaliśmy między sobą w konkursach historycznych. Oni nie poszli w tym kierunku, a ja tak. Swoje zainteresowania rozwijałam.

— Dlaczego zainteresowała panią historia, a nie inny przedmiot humanistyczny?
— Do końca sama tego nie wiem, ale jako młody człowiek bardzo interesowałam się literaturą i kulturą żydowską. Czytałam bardzo dużo książek na ten temat. Później zaczęłam zgłębiać historie tego narodu, potem poznawałam historię Izraela. Później zainteresowała mnie starożytność i rozbudzało to moją ciekawość coraz bardziej. W III klasie liceum historia pochłonęła mnie całkowicie. Skończyłam szkołę i studiowałam historię na uniwersytecie w Olsztynie. To był cudowny czas w moim życiu. Poznałam wielu nowych ludzi, którzy poszerzyli mój horyzont, zmienili mój sposób myślenia. Nie tylko się uczyliśmy, ale i podróżowaliśmy. Były to wyjazdy niskobudżetowe, aby zostać dzień dłużej i zwiedzić więcej potrafiliśmy zostać na noc na lotnisku. W ten sposób zwiedziłam m.in. Francję, Wielką Brytanię, Ukrainę, Litwę.

— Wybierając takie studia, wiedziała pani, że zostanie nauczycielką?
— Tak, to był mój świadomy wybór. Podczas studiów motywowała mnie do tego zawodu pani dydaktyk dr hab. Maria Bieniek. Pamiętam, że mieliśmy praktyki studenckie w l LO w Olsztynie. Weszłam do klasy, otworzyłam dziennik, sprawdziłam listę obecności. Na tej lekcji omawiałam unię lubelską. Po jej zakończeniu pani dydaktyk powiedziała mi: ,,To jest to! Stanęłaś przed uczniami jak prawdziwa nauczycielka". I tak mam do tej pory. Czuję się jakbym to robiła od zawsze. Żadnej tremy, skrępowania. Wiedziałam i wiem co i jak zrobić. W zawodzie nauczyciela, to jest tak, albo ma się do tego smykałkę, albo się nie ma. Można nabierać doświadczenia, wypracować metody nauczania, ale trzeba kochać to robić. Ja znam także swoje wady. Za szybko mówię i pierwszaki nie nadążają, ale w porę mnie hamują. Na lekcji czuję się jak ryba w wodzie.

— Dużo mówi się o autorytecie nauczyciela. Czym on jest?

— W szkole zaczęłam pracować jak miałam 24 lata, a uczniowie mieli 18-19 lat. To była niewielka różnica wieku. Więc autorytet musiałam sobie wypracować, żeby nie traktowano mnie jak trochę starszej koleżanki. Wypracowywałam go sobie przede wszystkim konsekwencją, surowością wobec uczniów, ale zawsze sobie powtarzam, że można być surowym, ale nie wolno obrażać. Surowość zawsze można wybaczyć, ale obrażania nie. Trzeba również być sprawiedliwym. Ważna jest także wiedza i sposób prowadzenia lekcji. Uczniowie szybko potrafią rozgryźć nauczyciela i wiedzą na co mogą sobie podczas lekcji pozwolić.

— Rozpoczęła pani pracę w szkole, w której była uczennicą. Pierwsze wrażenie?
— Czułam się nieswojo, jak uczeń. Przyjęto mnie bardzo dobrze w mojej szkole. Mówili: Kinga przyszła. Mimo to poczucie bycia uczniem przeszło mi dopiero po kilku miesiącach. I do tej pory pracuje mi się bardzo dobrze.

— Obecnie jest pani wychowawczynią dwóch klas wojskowych.
— O tym, że zostanę wychowawczynią klas wojskowych zdecydował pan dyrektor Dariusz Wółkiewicz. Jestem wychowawczynią 41 uczniów w dwóch klasach. Łącznie w szkole jest 80 uczniów, którzy uczą się w klasach wojskowych. Wśród nich są także dziewczyny.

— Było to dla pani nowe wyzwanie?
— Tak, ale wiedziałam, że sobie poradzę. To są tacy sami uczniowie jak inni. Uczą się tych samych przedmiotów, zdają tę samą maturę. Obowiązują ich takie same zasady jak pozostałych. Tyle tylko, że chodzą w mundurach i w każdą środę mają zajęcia wojskowe, które prowadzi major Piotr Juraś lub zawodowi żołnierze. Żołnierzami stają się na poligonie, na który wyjeżdżają. Uczą się musztry, strzelania, składania broni.

— Jeździ pani także z nimi na poligon?
— Tak. Jeżdżę także z nimi na wszystkie zajęcia praktyczne do 9. Batalionu Dowodzenia w Olsztynie, który opiekuje się naszymi klasami wojskowymi. Nakładam mundur i jadę jako ich wychowawczyni. Pilnuję ich bezpieczeństwa w czasie drogi. Na poligonie odpowiadają za nich żołnierze 9. batalionu, ale ja też im asystuję. Patrzę co się dzieje, jak się zachowują. Na początku czułam się trochę nieswojo w mundurze, bo mundur ma swoje prawa. Trzeba wiedzieć jak się w nim zachować. Jak jestem na poligonie to muszę się dostosować. Na przykład należy powkładać w buty sznurówki. Nikt mi nie zwraca uwagi, ale chcę pokazać uczniom, że mnie obowiązują inne przepisy. To dotyczy także zachowania w innych miejscach, np. w kościele się nie klęka się, trzeba stać.

— I jak się zachowują?
— Poligon kieruje się zupełnie innymi prawami niż szkoła. Zmienia się także zachowanie uczniów. W szkole czasami dyskutują z nauczycielami, chcą znać uzasadnienia do ocen, często pytają dlaczego coś mają zrobić. Mają do tego prawo. Zupełnie inaczej zachowują się na poligonie. Nie dyskutują z nikim, nie podważają żadnych decyzji, nie pytają dlaczego muszą coś zrobić i po co mają to robić. Oni po prostu wykonują wszystkie polecenia. Nie dyskutują. Stają się karni. Nie podważają autorytetów. Tam funkcjonują zasady wojskowe. Poligon trochę funkcjonuje jak dawna szkoła. Tej dyscypliny teraz trochę brakuje.

— Czego uczą się na poligonie?
— Mają praktyczne zajęcia np. ze składania broni, z łączności, poznają nowoczesny sprzęt wojskowy, jeżdżą rosomakami. Oczywiście nie jako kierowcy, ale uczą się jak kierować rosomakiem przy pomocy chorągiewek. Jak położyć łącze. Są za to oceniani.

— Co pani dają te wyjazdy z uczniami?
— Ja również poznaję funkcjonowanie jednostki, poznaję sprzęt. Czasami biorę udział w ćwiczeniach, zwłaszcza w tych, które mnie interesują. Udało mi się jechać Bojowym Wozem Piechoty. To jest sprzęt do przewożenia piechoty. Ja weszłam tam razem z uczniami. Pomieszczenie bardzo małe. Jest wąsko, nisko. Kierowca jeździ po poligonie. Są dziury, wyrwy. Bałam się o uczniów. A oni skończyli jazdę, wysiedli i usłyszałam okrzyk radości.

— Jechała pani rosomakiem. Jakie wrażenia?
— To było dla mnie ogromne przeżycie. Wsiada się. Nowoczesny sprzęt komputerowy, wygodne, skórzane fotele - przed każdym stolik i laptop, jak w NASA. Kiedy zamykają drzwi - brak naturalnego światła. Huk silnika jak w startującym samolocie, inny nowoczesny świat. To jest niesamowite przeżycie.

— Co najbardziej z tych ćwiczeń zapamiętała pani i uczniowie?
— Chyba obserwowanie ćwiczeń „Tumak 21”. Uczestniczyli w nich żołnierze 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, a także USA, Wielkiej Brytanii, Chorwacji, Rumunii. Zostaliśmy tam zaproszeni dzięki podpułkownikowi Przemysławowi Kurzawiakowi - dowódcy 9. Batalionu Dowodzenia w Olsztynie. Były czołgi, rosomaki, helikoptery, samoloty F-16, migi. Żołnierze przeprawiali się przez Narew. Ćwiczenia trwały kilka dni, a my obserwowaliśmy je około 2 godzin. Słychać było huk, dymy, które puszczano, latające samoloty niemal nad głowami. Ja wtedy po raz pierwszy poczułam zapach wojny. Uczniowie też to przeżyli. Widziałam ich twarze, ich strach i przerażenie. Poczułam klimat prawdziwej wojny.

— Co dają klasy wojskowe uczniom? Czy to tylko moda?
— Trudno powiedzieć, ale na pewno część z nich zostanie w wojsku. A niektórym wróżę ogromne kariery. Nawet niekoniecznie tym, którzy się najlepiej uczą. Jak ich widzę na poligonie, to często uczeń, który ma słabe oceny w szkole, zmienia się całkowicie. Widzę jak walczy, jak się czołga, jak strzela, składa broń. Wykonuje wszystkie ćwiczenia z wielkim poświęceniem i bardzo dobrze. Widzę w nim wówczas zupełnie innego człowieka, który ma inne umiejętności i ma świetne inne strony. Może nie potrafi rozwiązać równania kwadratowego, ale na poligonie się sprawdza. Inni uczniowie też to zauważają, że taki przeciętniak w nauce jest na poligonie od nich lepszy. Oni sami cieszą się z tego, że na poligonie są dobrzy.

— W czasie lekcji lepszy jest wykład czy dyskusja?
— Oczywiście, że dyskusja. Bardzo lubię tak prowadzić lekcje, żeby zmusić uczniów do samodzielnego myślenia, kreatywności i wyrażania swoich opinii. Nie krytyka, nie wytykanie błędów, ale podkreślenie, że jego punkt widzenia jest bardzo interesujący. Potrafią mnie czasami zaskoczyć swoimi spostrzeżeniami. Staram się ich nauczyć własnego toku myślenia. Powinni być odważni w wypowiadaniu swojego zdania. Lubię słuchać uczniów.

— Uczy pani historii. To dosyć trudny przedmiot. Wielu kojarzy się z datami, dokładnym opisywaniem bitew.
— Historia, to nie same daty i wydarzenia. Mnie bardzo interesuje ciąg przyczynowo - skutkowy w historii. Przede wszystkim z jakiej przyczyny dzieją się konkretne wydarzenia. W historii nic nie dzieje się bez przyczyny, tak jak w życiu. Żeby zrozumieć historię trzeba znać przyczyny wydarzeń. Kolejne wydarzenia są następstwem tego, co miało miejsce wcześniej. Pamiętam moment jak zaczęłam nie uczyć się historii, ale ją rozumieć. Wszystko samo zaczęło się układać w logiczny ciąg zdarzeń.

— I tak pani uczy swoich uczniów?
— Staram się tak ich uczyć. Jest to ważne właśnie teraz, kiedy historia jest przedmiotem, moim zdaniem, bardzo ważnym. Często odnoszę się do przeszłości i pokazuję te wydarzenia, które spowodowały to, co się teraz dzieje. I porównuję je, czy mają wspólny mianownik, pytam ich co można było zrobić, żeby się tak nie wydarzyło, jak temu zapobiec. Gdybym mogła ułożyć podstawę programową, to z czasów starożytności wybrałabym nie daty, wojny, trudne nazwy, związane z Rzymem i Grecją, których uczniowie w klasie I nie rozumieją. Uważam, że nauka historii powinna zaczynać się od osiągnięć cywilizacyjnych. Przede wszystkim po to, żeby uczniowie mogli w przyszłości tę wiedzę wykorzystać do stworzenia czegoś nowego. Kładę także nacisk na to, żeby wydarzenia umieszczać w czasie i w przestrzeni, bo uczeń musi wiedzieć, że coś się działo w określonym czasie, że np. już w XVIII w p.n.e istniało już spisane prawo, surowe, ale jasne, bo zapisane. Chciałabym, żeby uczeń wiedział ile czasu człowiek potrzebował na ewolucję, na rozwój, że pewne rzeczy potrzebują czasu, pewne dzieją się natychmiast, a niektóre przez przypadek. Tego chcę nauczyć swoich uczniów.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5