W tym butiku jest jak w domu

2022-08-06 16:10:00(ost. akt: 2022-08-06 16:08:38)
Dominika Fabisiak

Dominika Fabisiak

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

— W moim butiku klientki czują się swobodnie, niemal jak w domu przed własnym lustrem. Chodzą, rozglądają się, przymierzają, pytają czy dobrze wygladają, czy jest to dobry wybór, czy mogłabym im coś polecić, dobrać dodatki, lub po prostu pytają o strój na wesele córki, na komunię dziecka. A ja doradzam — mówi Dominika Fabisiak, właścicielka butiku Dona&Butik.
I naprawdę w butiku jest tak, jak mówi pani Dominika. Byłam tam po raz pierwszy i moją uwagę przykuł elegancki wystrój, modne ubrania i klientki, które czuły się swobodnie, a przede wszystkim pani Dominika, która starała się z każdą z nich porozmawiać, doradzić, pokazać, co ma nowego na wieszakach i jaki ubiór pasuje do klientki.

— Działa pani na nidzickim rynku dopiero od 2 lat. Skąd wziął się pomysł na otwarcie butiku, mimo że w Nidzicy jest ich kilka?

— Zanim podjęłam taką decyzję, pracowałam w handlu. Urodziłam synka i przebywałam na urlopie macierzyńskim. Miałam trochę czasu, zaczęłam zaglądać do laptopa i zupełnie przypadkiem trafiłam na transmisję na żywo pani Kasi, która przez internet sprzedawała ubrania. Nawet kupiłam od niej kilka ubrań.

— Co przyciągnęło pani uwagę w tych transmisjach?
— Przede wszystkim swoboda z jaką pani Kasia prezentowała ubrania, dobierała do nich dodatki. Były to transmisje na żywo, widzowie kupowali ubrania, komentowali, a pani Kasia wszystkich serdecznie witała. Zaczęłam oglądać wszystkie jej transmisje. Nawet mąż był zdziwiony, że siedzę tak długo przed laptopem. Pytał: co ty tak oglądasz ciągle? Opowiedziałam mu o internetowej sprzedaży ubrań. I pomyślałam, że chyba coś takiego otworzę sama. Mąż nie miał nic przeciwko temu.

— I założyła pani firmę?
— Tak. Było sporo formalności, ale udało się i prowadzę ją do tej pory. W jednym z pokoi zrobiłam odpowiedni wystrój, aby można było z niego prowadzić transmisje na żywo. Ostatni etap, to zakup ubrań. Pojechałam na zakupy razem z mężem. Przywiozłam je do domu, rozpakowałam, powiesiłam na manekinach i zaczęłam robić sobie zdjęcia w tych ubraniach. Miałam zamiar rozpocząć sprzedaż na żywo, ale tę decyzję odkładałam z dnia na dzień. Mówiłam sobie: jutro zacznę, przyszło jutro też mówiłam - jutro na pewno rozpocznę. I tak minął tydzień lub nawet 2 tygodnie.

— Dlaczego? Skąd wzięły się wątpliwości?
— Nie miałam odwagi puszczać transmisji na żywo. Pamiętam jak pani Kasia przebierała się, cudnie się poruszała, prezentowała na sobie sukienki, bluzki, spodnie. Bałam się, że nie potrafię się tak pewnie poruszać. Nagrywałam filmiki dla siebie. Oglądałam je i niezbyt mi się podobały.

— Co się stało, że w końcu transmisje pani rozpoczęła?
— Odwagi i pewności siebie dodały mi moje siostry Ewa, Alicja i siostrzenica Paulina. Ewa (mieszka w Holandii) ciągle dopytywała dlaczego jeszcze nie zaczęłam, podobnie poganiała mnie Alicja. Pytały dlaczego tego nie ogarniam. Mówiłam, że się wstydzę. Ustaliłyśmy wówczas, że jak przyjedzie na urlop, to zaczniemy razem.

— I tak się stało?
— Tak, To był sierpień 2020 roku. Razem z nimi prowadziłam transmisje. Ja się przebierałam na zmianę z Alą. Ewa przygotowywała kolejne ubrania, a Paulina była poza kamerą, zapisywała co kto zamówił. Trzeba było śledzić dokładnie komentarze pod filmikiem. Od początku miałam dużo klientek, które oglądały moje transmisje na żywo, co dodawało mi odwagi i szło mi coraz lepiej. Teraz nie mam z tym żadnych problemów, bo transmisje internetowe nadal prowadzę.

— Po zakończeniu transmisji czekała na panią kolejna praca?
— Tak, chyba trudniejsza niż sama prezentacja ubrań. Trzeba było dokładnie przejrzeć wszystkie zamówienia, wybrać sprzedane ubrania, zapakować, podliczyć i przygotować do odbioru. Miałam na to niewiele czasu, bo klientki przyjeżdżały po swoje zakupy następnego dnia. Odbierały je ode mnie z domu o różnych porach dnia, albo wieczorem. Stało się to dosyć uciążliwe i dla klientek, i dla mnie.

— Wtedy postanowiła pani wynająć lokal?

— Tak. Najpierw było to niewielkie pomieszczenie, z którego prowadziłam transmisje i w którym klientki odbierały swoje zakupy. Po jakimś czasie mąż zaproponował, żebyśmy wynajęli większy lokal, który znalazł nad sklepem Avocado. Zaczynała się pandemia, obostrzenia, a ja chciałam rozpocząć sprzedaż stacjonarnie. Wahałam się, czy dam radę lokal utrzymać. Mimo tych obaw, wynajęłam i rozszerzyłam działalność o solarium i nie żałuję.


— Czy klientki, które kupowały przez internet przychodziły do butiku?

— Tak, wszystkie i przyprowadzały ze sobą koleżanki. Były bardzo zadowolone. Mogły obejrzeć wszystkie ubrania, przymierzyć, przejrzeć się w lustrze. Często przychodzą z mężami, którzy oceniają ich wygląd w nowym stroju. Stale przybywało i nadal przybywa klientek, z czego bardzo się cieszę.

— Dlaczego kobiety lubią kupować w pani butiku?
— Myślę, że czują się tu jak w domu, swobodnie. Staram się stworzyć domową atmosferę. Kocham to, co robię. Cieszę się, jak wychodzą zadowolone z tego, co kupiły. Staram się doradzić w czym będzie klientce dobrze. Pokazuję nowości. Gdy klientka wchodzi do butiku, to już wiem w czym będzie jej dobrze, co mogę jej polecić. Wiem także, czy chce coś kupić, czy tylko wpadła, żeby pooglądać.

— Czy panie, które przychodzą do butiku, wiedzą co chcą kupić?

— Zazwyczaj tak. Poszukują stroju np. na uroczystości rodzinne typu urodziny, imieniny, ślub, komunia, oficjalne uroczystości lub do pracy, do codziennego ubierania się. Bywa często, że nie mają określonego modelu ubioru. Wtedy staram się pomóc w wyborze. Wybieram te modele, w których będą dobrze wyglądały. Proponuję przymierzenie i zazwyczaj paniom też się strój podoba. Proponuję także dodatki w postaci biżuterii, które całość uzupełnią. Jest też tak, że jeśli pani chce kupić coś w czym źle wygląda, to po prostu mówię wprost i takiego ubrania jej nie sprzedam. Nie lubię jak ktoś wyjdzie z mojego butiku źle ubrany.

— Czy to nie odstrasza klientek?
— Nie, raczej mi za to dziękuję jak zaproponuję im inny strój. Wtedy same widzą różnice w swoim wyglądzie i chyba dlatego do mnie wracają.

— W jakim wieku ma pani klientki?
— W bardzo różnym. Od młodzieży po seniorki. Dlatego mam ubrania typowo młodzieżowe, dla młodych i tych najstarszych. Każdy coś sobie wybierze.

— Mówi się często, że w starszym wieku czegoś nie wypada założyć. Zgadza się pani z tym?

— Tak. Nie wypada seniorce ubrać się w mini, obcisłe leginsy, ale nie powinny się też ubierać na Solejukową z ,,Rancza", a często tak właśnie starsze panie się ubierają.

— Jak więc powinny się ubierać?
— Bardziej odważnie i kolorowo. Zamiast np. szarej kurteczki pikowanej nałożyć katanę, spodnie dżinsowe, kolorową bluzkę. Ubranie może odmłodzić lub postarzeć. Cieszę się, że w Nidzicy coraz więcej starszych pań ubiera się bardzo fajnie.

— Mówiła pani, że potrafi pani doradzić klientkom? Skąd taki dar estetyczny?
— Od dawna interesuję się modą. Przeglądam czasopisma modowe, zwracam uwagę na ubiór gwiazd filmowych, celebrytów. Obserwuję co z czym łączą, oglądam w telewizji, internecie pokazy mody. Dużo też nauczyłam się, oglądając transmisje pani Kasi. Poza tym mam chyba wrodzoną smykałkę do tego, że wiem jaki kolor do jakiego pasuje, co można połączyć ze sobą, żeby wyglądało dobrze.

— Lubi pani swoją pracę?
— Bardzo. Powiedziałabym, że kocham to, co robię. Daje mi ona wiele radości. Mam także stały kontakt z ludźmi, rozmawiam z nimi. Czasami zaprzyjaźniam się z klientkami. Bywam niekiedy psychologiem - wysłuchuję problemów ludzkich i staram się pomóc jeśli tylko mogę.





2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5