Zapamięta tę niedzielę do końca życia

2021-12-24 10:00:00(ost. akt: 2021-12-23 19:30:36)

Autor zdjęcia: Zuzanna Leszczyńska

1 sierpnia w jednym z mieszkań w budynku wielorodzinnym w Safronce doszło do wybuchu butli gazowej. Mieszkańcy stracili wszystko. Budynek opuszczali w pośpiechu i nie udało im się zabrać niczego. O tym, jak funkcjonują teraz opowiada pani Teresa.
Jej rodzina straciła, tak jak pozostali mieszkańcy, wszystko. Zapewne wszyscy zapamiętają ten niedzielny poranek do końca życia.

— Wstałam rano, żeby przygotować niedzielny obiad, bo dzieci miały nas odwiedzić. Chciałam mieć obiad przygotowany tak, żeby wszystko było gotowe na ich przyjście. Wnuki bardzo lubią kotlety mielone, więc je robiłam. Do tego surówkę i ciasto z wiśniami na deser. Stałam przy kuchni. Nagle usłyszałam ogromny huk. A potem lecące szkło, wypadające okna, wyrwane drzwi od łazienki i pokoi. Wpadłam do męża do pokoju i mówię: wychodzimy. Mąż wybiegł w jednym kapciu. Wyszliśmy na klatkę. Usłyszeliśmy krzyki. Wszyscy uciekali. Drzwi od klatki były wyrwane. Jak mi się udało zejść na dół, nie pamiętam — wspomina ze łzami w oczach pani Teresa.

Zbiegli się również sąsiedzi z pozostałych bloków.

— Pomagali nam. Ale całą prawdę o zniszczeniu budynku odkryliśmy dopiero, gdy wyszliśmy na podwórko. Wtedy zobaczyliśmy, że nie ma jednej ściany i klatka jest otwarta. Stanęłam jak wryta i rozpłakałam się. Świat się nam zawalił — opowiada pani Teresa.

Przyjechała straż pożarna, policja, pogotowie ratunkowe. Nikt z mieszkańców nie mógł wejść do budynku.

— Nie udało mi się zabrać z domu dokumentacji medycznej męża, co jest dla nas bardzo ważne. Prosiliśmy strażaków, ale nas nie wpuścili — mówi. Na miejscu tragedii pojawił się wójt Janowca Kościelnego Piotr Rakoczy i przedstawiciel GOPS-u. — Mieszkańcy Safronki i okolic w świetlicy zorganizowali zbiórkę ubrań, a gmina dostarczyła jedzenie. Do wieczora wszyscy staliśmy pod budynkiem. Pan wójt pytał czy mamy gdzie zamieszkać — wspomina pani Teresa.

Część mieszkańców znalazła schronienie u rodziny, a reszta zamieszkała w internacie Zespołu Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących. My z mężem też przenieśliśmy się do internatu. Warunki były bardzo dobre. Mieliśmy dostęp do kuchni, ale na obiady przyjeżdżaliśmy do Safronki. Przygotowywali je nasi sąsiedzi, za co im bardzo dziękujemy. Śniadania i kolacje robiliśmy sami — mówi pani Teresa.

Od razu dostali pomoc finansową w kwocie 600 zł (po 300 zł na osobę w rodzinie) na codzienne funkcjonowanie.

— Trzeba było coś jeść i jakość żyć — wyjaśnia.

Po miesiącu wypłacono im 6000 złotych na najpotrzebniejsze zakupy. Z końcem sierpnia wszyscy musieli się z internatu wyprowadzić. Część poszła mieszkać do rodziny, część mieszka na stancji.

Sebastian Cycen ze swoją dziewczyną uruchomili internetową zbiórkę pieniędzy, z której mieszkańcy do tej pory korzystają.

— Nam się udało kupić mieszkanie w Komorowie w gminie Janowo. Jest to mieszkanie do remontu, który powoli kończymy. Wymieniliśmy już okna, podłogi, pomalowaliśmy ściany. Jest jeszcze dużo pracy, ale da się spokojnie mieszkać. Finansowo wspomogła nas rodzina. Otrzymaliśmy też pomoc od pani senator Lidii Staroń, od której dostaliśmy szafę, mikrofalówkę, kuchnię gazową i trochę naczyń. Za otrzymane później 3000 zł na najpotrzebniejsze rzeczy kupiliśmy lodówkę segment do kuchni i zaczęliśmy powoli funkcjonować — mówi pani Teresa.


Przyznaje, że mieli chyba trochę szczęścia, bo zadzwoniła do nich senator Lidia Staroń i poinformowała, że firma Szynaka Meble chce podarować meble, a przedstawiciel chce się z nimi skontaktować.


— Oczywiście zgodziliśmy się na podanie numeru telefonu. Skontaktował się z nami pan z firmy i zaproponował, że mogą podarować meble do pokoju.


Wkrótce dojechały też do nas też szafa, komoda, stolik pod telewizor, witryna i ława. Dzięki temu mamy umeblowany jeden pokój — mówi pani Teresa.


Kanapę dostali od GHG z Nidzicy. Sami dokupili trochę mebli oraz pozostałe sprzęty.

— Jakoś funkcjonujemy w nowym miejscu. Chciałabym, aby inni mieszkańcy mieli tyle szczęścia co my, żeby mogli być na swoim, a nie na stancji. Jestem zbudowana tym, że obca firma meblowa nam pomogła.
W Nidzicy też są firmy produkujące meble. Może one wsparłyby pozostałe rodziny, które straciły dach nad głową — zastanawia się pani Teresa.

Wszystkim poszkodowanym potrzeba bardzo wiele rzeczy. Począwszy od mebli, a skończywszy na łyżce do zupy. Nie mają firanek, zasłonek, pościeli. Każdy dar jest na wagę złota.

Wszyscy poszkodowani muszą życie zaczynać od nowa. Zwłaszcza emerytom będzie bardzo trudno.

— Starych drzew się nie przesadza. My w tym budynku, którego już nie ma, mieszkaliśmy 40 lat. Znamy się bardzo dobrze. Żyliśmy jak jedna wielka rodzina. Pomagaliśmy sobie. Latem siadaliśmy na ławeczce przed budynkiem, piliśmy kawę, rozmawialiśmy. Dlatego chcielibyśmy odbudować nasz dom i wrócić na stare śmieci — mówi z nadzieją w głosie pani Teresa.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5