Mają otwarte serce dla dzieci

2021-11-05 19:00:00(ost. akt: 2021-11-04 17:37:06)
Zdjęcie ilustracyjne, pixabay

Zdjęcie ilustracyjne, pixabay

Autor zdjęcia: pixabay

Agnieszka Murawska wraz z mężem prowadzą Rodzinny Dom Dziecka. Obecnie pod opieką mają 12 dzieci w bardzo różnym wieku. Mieszkają w Jabłonce. Pani Agnieszka mówi, że nie wyobraża sobie innego życia.
— Od kiedy prowadzicie państwo Rodzinny Dom Dziecka ?
— Od lipca 2006r. Prowadzimy z mężem rodzinę zastępczą zawodową wielodzietną niespokrewnioną z dzieckiem, a od 2015 jesteśmy rodzinnym domem dziecka

— Dlaczego podjęliście taką decyzję?
— Zawsze chcieliśmy mieć dużą rodzinę. Swoich dzieci nie posiadamy. Oboje z mężem pochodzimy z rodziny wielodzietnej. W planach mieliśmy przysposobić dziecko. Trafiliśmy na Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Nidzicy. Pytaliśmy o adopcję, a tam przemiła pani Ania (wówczas jeszcze pracowała) przedstawiła nam sytuację małej dziewczynki, która potrzebowała domu. Wzięliśmy ją i jest z nami do dziś. Tak zaczęliśmy przygodę, która trwa.

— Obecnie iloma dziećmi się opiekujecie? Jak długo dzieci zostają u państwa?
— Wszystko zależy od sytuacji rodziców. Z jakiego powodu zostały odebrane. Zdecydowana większość to nadużycia alkoholowe, ale również niemożność wychowawcza lub choroba rodziców, a rodzina biologiczna nie mogła lub nie chciała się nimi zająć. Zanim dziecko zostanie skierowane do adopcji, to rodzice muszą być pozbawieni władzy rodzicielskiej, a jest to poważna decyzja i próbuje się z rodzicami pracować. Niestety, czasem to trwa latami. Obecnie mamy 12 dzieci. Dwoje 16 latków. Pozostałe mają 14,12,11,8,7,5,4,3,2,2 lat.

— Jak często się zdarza, że dzieci wracają do rodziców biologicznych?
— U nas ostatnie 5 lat nie było takiej sytuacji. W tym roku 2 dziewczynki się usamodzielniły z racji wieku. Jedna skończyła 18 lat i wróciła do mamy, a druga 20 lat i poszła do siostry.

— Rozrzut wiekowy dzieci jest bardzo duży. Jak dzieci dogadują się między sobą?
— Zawsze rozmawiamy z dziećmi zanim przyjmiemy nowe. Gdy mają przyjść maluchy, to wszyscy to przeżywają pozytywnie. Pomagają im wdrożyć się do nowych warunków. Zazwyczaj trwa to około miesiąca zanim "nowe"dziecko powie "jedziemy do domku" wyrażając się tak o naszym domu. Jest to bardzo trudny okres w życiu dzieci. Ważne jest wtedy, aby rodzice dzwonili do dzieci. Uczymy dzieci, aby mówiły do nas ciocia i wujek. Jest to zdrowe. Rodziców ma się jednych. My zdajemy sobie sprawę, że dzieci mogą od nas odejść w każdej chwili, ale nie myślimy o tym. Na co dzień mamy tyle radości i obowiązków. Żyjemy chwilą. Gdy rodzice odzyskają dzieci, to podwójna radość: dzieci mają rodziców, a rodzice dzieci. Jest to jednak tak rzadkie "zjawisko, że aż wstyd. Zazwyczaj trwa to latami.

— Czy dzieci tęsknią do rodziców biologicznych? Czy często kontaktują się z nimi rodzice?

— Dzieci bardzo tęsknią zwłaszcza "nowe"i małe. Rodzice, jeśli jest zgoda sądu, to zabierają dzieci na weekendy. Część dzieci nie ma rodziców, bo nie żyją. Odwiedziny są na terenie PCPR, jeśli rodzice nie mogą zabrać dzieci do domu. Spotkania są tak często jak rodzice zaproponują.

— Czy państwo znają historię dzieci?
— Często poznajemy ją, gdy dziecko już przyjdzie do nas. Samo opowiada o tym, co je spotkało. Informacje mamy również z PCPR. Dzieci małe często opowiadają o rodzicach pozytywnie. Bronią ich, bo były ostrzegane przez rodziców, że jak będą opowiadać, to nie wrócą do domu. Z czasem się otwierają i mówią wszystko.

— Jakie emocje towarzyszą, gdy po raz pierwszy widzicie dziecko?
— Zawsze jest w rodzinie poruszenie i wzruszenie. Małe dzieci płaczą. Proszą rodziców biologicznych, aby ich nie zostawiali. Musimy na początek choć trochę przekonać dziecko, aby z nami poszło.

— Jak ich przekonujecie?

— Zazwyczaj standardowo - słodyczami. Starsze dzieci, zwłaszcza dziewczynki, zakupami. Zapoznajemy się z nimi. Opowiadamy o nas, o tym, co lubimy robić. Pokazujemy zdjęcia innych dzieci.

— Łatwiej jest z maluchami, czy ze starszymi dziećmi? Tworzycie rodzinę?
— Maluchy przychodzą z "mniejszym bagażem". Na początku jest z nimi trudniej, ale wychowawczo później łatwiej. Starsze dzieci nie
zawsze nam "dorosłym" zaufają. Niektóre dzieci są już długo z nami. Dziewczynka miała około roczku, jak do nas przyszła, a dziś ma 16 lat. Inne miały parę miesięcy, a dziś mają 14 czy 11 lat. Tworzymy rodzinę. Starsze pomagają innym dzieciom, które do nas przychodzą.

— Jak radzicie sobie z tak liczną gromadką? Jeden dzień z życia rodziny?

— Ósemka dzieci, "jak są zdrowe" uczęszczają do szkoły do Napiwody (jest dwoje przedszkolaków). Jeden chłopiec uczy się w technikum i jest od niedzieli wieczorem do piątku w internacie. Inna dziewczynka uczy się w technikum w Nidzicy i codziennie dojeżdża, a 2 maluszków mam w domu. Wstajemy z mężem o 5 rano. Ja robię kanapki do szkoły dzieciom i pakuję kanapniki i termosy z piciem. Mąż robi kanapki na śniadanko. Około 6 budzę dzieci. Starszaki ubierają się same, a maluszków ubieram ja lub mąż. Dzieci jedzą śniadanko, myją zęby i są gotowe do wyjścia. O 6.35 mają gimbus. Dzieci małe wracają do domu pierwszym kursem około o 13.45. Starszaki około 16.

— Czy dzieci mają obowiązki ?
— Dzieciaki mają obowiązki, ale nie mamy sztywnego grafiku. Często sami ustalają między sobą kto pozamiata lub wyniesie śmieci.

— Czy dzieci sprawiają problemy wychowawcze?
— Problemy są zawsze. Dzieci dorastają i problemy są wpisane w wiek dojrzewania. Staramy się rozwiązywać je w zaciszu domowym jeśli to możliwe. Jeśli potrzeba, to korzystamy z pomocy. W PCPR jest psycholog - pani Kasia. Mam również koordynatora- panią Danusię która doradzi, podpowie. Wszyscy staramy się, aby te "nasze dzieci" były szczęśliwe. Kierownik PCPR też służy pomocą.

— Nie żałujecie państwo swojej decyzji? Czy znając problemy prowadzenia rodzinnego domu dziecka, podjęlibyście drugi raz taką samą decyzję?
—Tak. Drugi raz też byśmy podjęli taką decyzję.

— Dlaczego?
— Nie wyobrażam sobie robić coś innego. Gdybym miała swoje dzieci, to też planowaliśmy mieć ich sporo. Codziennie patrzę na te moje dzieci i jestem z nich dumna, że dają radę. Starają się coś osiągnąć. Wspólnie spędzamy czas jak prawdziwa rodzina. Na urlop wyjeżdżamy razem. W tym roku byliśmy w Gdańsku. Wspólnie spędziliśmy fajnie czas. Niektóre dzieci były pierwszy raz nad morzem. W sierpniu i październiku byliśmy z dziećmi na weselach. Do rodziny jeździmy z dziećmi. Nasze rodziny akceptują nasze dzieci o zawsze zapraszają nas z dziećmi. Mamy duże wsparcie w rodzinie. Czasem "podrzucamy" dzieci do babci Celiny( mamy męża). Wcześniej moja mama zostawała z dziećmi. Teraz dzieci pomagają mi w opiece nad moją mamą, bo babcia Basia ma 83 lata i mieszka z nami. Nasze, moje i męża, rodzeństwo też pomaga i nas wspiera. Jako dziecko chciałam zostać nauczycielką matematyki. Czyli częściowo realizuję moje dziecięce plany.


— Ma pani czas na realizację swoich zainteresowań?

— Moje hobby to gotowanie. Mam tu duże pole do popisu.

— Jakie warunki trzeba spełnić, żeby zostać rodziną zastępczą?

— Trzeba dostarczyć zaświadczenie o niekaralności, odwiedzić psychologa, a na koniec odbyć szkolenie. No i najważniejsze trzeba mieć otwarte serce dla dzieci i ich rodziców. Rodziców się nie wybiera - ich się ma i trzeba szanować się wzajemnie.


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B