Świetnie się bawiłam pisząc

2021-04-18 16:00:00(ost. akt: 2021-04-18 19:59:52)
Okładka debiutanckiej powieści Lucy Wild

Okładka debiutanckiej powieści Lucy Wild

Autor zdjęcia: Wydawnictwa Novae Res

Pisanie pod pseudonimem daje mi anonimowość, którą bardzo cenię. Chcę, by książkę oceniono za jej treść, a nie za to, kto ją napisał i co robi zawodowo na co dzień. A dlaczego taki pseudonim, a nie inny? Cóż, pewne sprawy fajnie jak są niedopowiedziane.
— Jest Pani nidziczanką. Przez jakiś czas nie mieszkała Pani w Nidzicy. Co się wówczas działo w Pani życiu?
— Wróciłam do Nidzicy po 17 latach. Tu mam rodzinę i tu fajnie wychowuje się dzieci. Lubię nasze małe miasteczko i po podróżowaniu po świecie doceniam jego klimat. Na co dzień nie jestem związana zawodowo z literaturą oraz światem twórczym. Pisanie zostanie w sferze pasji, tylko i wyłącznie.

— Została wydana Pani książka pt. ,,Hannah'. Jest to Pani debiut literacki? 
— Tak, ,,Hannah" to mój upragniony debiut. Czekałam na ten moment bardzo długo. Od zawsze dużo czytałam i myślę, że jest tak u każdego mola książkowego, że w skrytości serca marzy się o wydaniu czegoś swojego. Początek był bardzo trudny, ktokolwiek próbował kiedyś coś dłuższego napisać, ten wie. To, co siedzi w głowie, nie równa się temu, co zostanie zapisane na kartce.

Mówią, że papier przyjmie wszystko, cóż nie zgadzam się z tym. W głowie można napisać wybitny bestseller, a papier już trzeba ubrać, by było gramatycznie, ortograficznie i stylistycznie poprawnie. To jest trudne, szczególnie dla dyslektyków, a ja nim właśnie jestem. Ukończyłam pięć kursów nauki pisania. Na zajęciach pisaliśmy własne teksty i wśród kursantów ocenialiśmy siebie nawzajem. Bez słodzenia, surowo, konstruktywnie. Po pierwszym kursie chciałam zrezygnować, bo szło mi słabo. Byłam przekonana, że mam w głowie cudowną historię, a jak zaczęłam przelewać na papier, okazywało się, że brzmi banalnie, nudno i sztucznie.

— Gdy pisała Pani swoją książkę, to pisała ją Pani dla siebie, czy z zamiarem jej wydania? Czy to była Pani tajemnica? 
— Zaczynając pisać nie myślałam o wydaniu, to była moja forma relaksu. Jednak po kilku kursach, kiedy wszystko zaczęło się kleić i przybierać jakąś formę, wiedziałam że metą będzie wydanie książki. Jedna rzecz nie zmieniła się od samego początku. Od pierwszego zamysłu w głowie. Tytuł. Cała reszta ewoluowała w trakcie procesu twórczego. O moim pisaniu do samego podpisania umowy wydawniczej, a nawet do pojawienia się książki w księgarniach online, wiedziała garstka osób. Mój mąż, bez którego pomocy i wsparcia bym nie napisała nic oraz przyjaciółki, które bardzo mnie dopingowały i kibicowały tytułowej Hannah.

— Czy rozpoczynając powieść miała Pani gotowy plan? Wiedziała Pani kim będą bohaterowie?
— Na początku wymyśliłam tylko imię, Hannah. Nie wiem dlaczego to, a nie inne, nie mam z nim żadnych doświadczeń, wspomnień, skojarzeń. Po prostu Hannah i już. Nie miałam też żadnego planu, historia rozwijała się stopniowo. Rosła razem z moim warsztatem. Do końca nie wiedziałam jaki będzie koniec. To było fascynujące, sama się niecierpliwiłam co będzie dalej. Poszczególne sceny rodziły się w mojej głowie w totalnie przypadkowych sytuacjach dnia codziennego. Cała fabuła to sto procent fikcja literacka.

— Czy trudno było wydać książkę? Jak wygląda droga od napisania do wydania?
— Napisanie tej powieści zajęło mi pięć lat. Na co dzień prowadzę bardzo aktywny tryb życia i czasu na hobby mam mało. Pisanie dosłownie, było wykradaniem kwadransów, by skrobnąć choćby akapit. Zdarzały się miesiące, gdzie nie pisałam nic, wtedy trudno wracało się do tekstu. Kiedy książkę skończyłam, zaczął się proces, ja to nazywam, odgruzowania. Wspomniałam już, jestem dyslektyczką i dla mnie oczyścić tekst jest bardzo trudno, w zasadzie niemożliwe. Kiedy koleżanki pomogły mi trochę posprzątać w tekście, zaczęłam rozsyłać go do wydawnictw. Nie znałam tego rynku kompletnie, ani jakie zasady w nim panują. Okazało się, że skoro nie mam konta na Wattpadzie to raczej nie ma o czym rozmawiać. Nie rozsyłałam w wiele miejsc, jakoś szybko trafiałam na Novae Res i tak się zaczęło. Sam proces wydawniczy to niewątpliwie też fajna przygoda. Redagowanie, poprawianie pewnych kwestii merytorycznych no i oczywiście projektowanie okładki, która nieskromnie powiem, bardzo mi się podoba. Kiedy wróciłam do domu z umową wydawniczą czułam, że mogę przenosić góry, cudowne uczucie. Pięć lat to szmat czasu. Tylko ja i mój mąż wiemy jak było trudno to wszystko zgrać z naszym nomadowym trybem życia.

— Jaka była Pani pierwsza reakcja, gdy wzięła Pani swoją książkę do ręki? 

— Kiedy trzyma się w rękach swoją własną książkę, uczucie jest fantastyczne. To ukoronowanie ciężkiej pracy i spełnienie marzeń jednocześnie. Podejrzewam, że takie emocje towarzyszą każdemu kiedy wieńczy jakiś proces twórczy. Niezależnie co by to było.

— Czy lubi Pani czytać? Co czytała Pani w dzieciństwie, potem? Jaką literaturę Pani lubi? Czy inni pisarze są dla Pani inspiracją?

— Uwielbiam czytać, czytam dużo i czytam wszystko. Bardzo lubię książki biograficzne, literaturę podróżniczą i dokumentalną, ale uwielbiam też odetchnąć przy obyczajówce. Od ośmiu lat nie mamy telewizora, co uważam za najlepszą decyzję jaką podjęliśmy w życiu. Książki przewijają się w naszym domu non stop. Dzieci też złapały bakcyla, co niezmiernie sprawia mi radość. Nie mam ulubionego autora, nie mam pamięci do nazwisk, nawet nie umiałabym przytoczyć jakiegoś, ale historie przeczytane pamiętam długo.

— Czy ma Pani zamiar na stałe związać swoje życie z pisarstwem? Czy chce je Pani traktować jak hobby?
— To zawsze będzie hobby, ale nie chcę poprzestać tylko na jednej powieści, zresztą już piszę kontynuację Hannah.

— Czy zdaniem Pani paranie się pisaniem to zajęcie elitarne tylko dla wybranych, czy każdy może zostać zawodowym pisarzem, bo jak mawiają, każdy nosi w sobie jakąś książkę? Czy Pani tę książkę "nosiła" w sobie? Jeśli tak to jak długo?
— Czy elitarne? Nie. Ale, by napisać książkę trzeba być cierpliwym, wytrwałym i pracowitym. To żmudny proces z licznymi zwątpieniami po drodze, no i na mecie nie ma kokosów, ale za to cudowna satysfakcja.

— Powiedziała Pani, że ma bardzo mało czasu. To jak znalazła Pani czas na pisanie? Jak udaje się pogodzić pracę twórczą z innymi obowiązkami?
— Moi przyjaciele i rodzina zadają mi to pytanie zawsze, kiedy oznajmiam im, że napisałam powieść. Ci co nas znają wiedzą, że czasu nie mamy zbyt wiele, ale umiemy nim zarządzać. Ratuje mnie, że nie posiadamy telewizora, i że mąż bardzo mnie wspierał, pomagał mi wyszarpać trochę czasu na pisanie. Przypominam, to trwało pięć lat, więc nie jest to aż taki wybitny wynik.

— O czym jest powieść? Jacy są jej bohaterowie? 
— Hannah to powieść z gatunku New Adult, dedykowana młodym ludziom, wchodzącym dopiero w świat dorosłych, zdobywającym doświadczenia w życiu. Mam jednak bardzo pozytywny feedback również od dojrzałych czytelniczek, więc chyba nie ma co do końca tworzyć tu jakichś ram. Niemniej, problemy i sytuacje są typowe dla czasu wczesnodorosłego. Tytułowa bohaterka wylatuje do Nowego Jorku, by uciec od tragicznej przeszłości i zacząć wszystko od nowa. Nowy Jork jest dla mnie wyjątkowy, byłam tam kilkukrotnie, więc sceny otoczenia to moje własne doświadczenia. Specjalnie pojechałam na Uniwersytet Columbia, by zobaczyć akademik Hannah i wydział gdzie studiowała. Wspaniale było chodzić po mieście i snuć sceny jakie tam się wydarzą. W powieści znajdziemy całą paletę emocji przyjaźń, zdradę, zawiść, strach, ból i miłość. Czyli wszystkie te uczucia, które towarzyszą nam na co dzień. Przede mną jeszcze dużo pracy i nauki w procesie pisania, ale jestem bardzo szczęśliwa, że Hannah ujrzała światło dzienne.
Jeśli choć kilka osób spędzi miłe chwile, czytając moją książkę, to wiem, że było warto. Ja bawiłam się świetnie pisząc ją. Moje marzenie się spełniło, nic więcej po tej książce nie oczekuję, dlatego postanowiłam przekazać cały mój dochód ze sprzedaży na leczenie chorego na SMA Kirillka. Jego zbiórka idzie najwolniej na siepomaga.pl/kirill. Nasze miasto jest świeżo po zwycięskiej batalii dla Lenki Mazur, więc wszyscy znają temat. Ja straciłam serce dla tego chłopca, bo z racji, że jest z Ukrainy odzew na jego nieszczęście jest dużo, dużo słabszy.
Książkę można kupić u nas w Nidzicy w księgarni, albo w księgarniach online. Ebook również jest dostępny, także niezależnie czy lubimy klasykę, czyli papier, czy wersję elektroniczną, każdy znajdzie wersję dla siebie. Jeśli ktoś po lekturze chce się podzielić wrażeniami zapraszam na mój autorski Instagram @lucywildauthor

Halina Rozalska





2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B