Życia nie starczy, żeby to wszystko ogarnąć
2020-06-07 20:44:00(ost. akt: 2020-06-07 20:45:09)
Rozmawiamy z Władkiem Nowosielskim, nauczycielem, pasjonatem naszego regionu, pirotechnikiem szukającym potencjalnych bomb w samolotach i bagażu na lotnisku Okęcie, technikiem kryminalistyki i fotografikiem utrwalającym piękno przyrody mazurskiej, Człowiekiem Zasłużonym dla Ziemi Nidzickiej.
— Mieszka Pan w Bolejnach. Czy mimo to czuje się Pan nidziczaninem?
— Można powiedzieć, że jestem nidziczaninem, gdyż w tym miasteczku udało mi się przyjść na świat. Wiąże się z tym ciekawa historia, którą opowiadała mi mama. Tuż po porodzie zostawiono mnie na porodówce, na stole, przykrytego jakimś papierem i zapomniano o mnie. Potem, gdy przyszedł czas karmienia, okazało się, że nie ma dziecka. Przeszukano cały szpital i nic. Dopiero, gdy mój głód dał mi bodziec do donośnego "koncertu" dziecko "znalazło się".
— Można powiedzieć, że jestem nidziczaninem, gdyż w tym miasteczku udało mi się przyjść na świat. Wiąże się z tym ciekawa historia, którą opowiadała mi mama. Tuż po porodzie zostawiono mnie na porodówce, na stole, przykrytego jakimś papierem i zapomniano o mnie. Potem, gdy przyszedł czas karmienia, okazało się, że nie ma dziecka. Przeszukano cały szpital i nic. Dopiero, gdy mój głód dał mi bodziec do donośnego "koncertu" dziecko "znalazło się".
— Ostatni zawód, jaki Pan wykonywał to...?
—Od 1982 r. do 2000 pracowałem w Szkole Podstawowej w Żelaźnie. Gdy zapoczątkowano proces likwidacji szkoły, jako pierwszy bezrobotny jej belfer znalazłem się w Zespole Szkół Nr 2 w Nidzicy, gdzie przepracowałem niezbędne mi do emerytury 10 lat... i ani dnia więcej. Z wykształcenia jestem inżynierem chemikiem, ale ukończyłem szereg studiów podyplomowych, np. Ochrona i Kształtowanie Środowiska, Przyroda, Wychowanie Fizyczne, Bezpieczeństwo Ruchu Drogowego, co dało mi możliwość nauczania przedmiotów takich jak przyroda czy technika.
—Od 1982 r. do 2000 pracowałem w Szkole Podstawowej w Żelaźnie. Gdy zapoczątkowano proces likwidacji szkoły, jako pierwszy bezrobotny jej belfer znalazłem się w Zespole Szkół Nr 2 w Nidzicy, gdzie przepracowałem niezbędne mi do emerytury 10 lat... i ani dnia więcej. Z wykształcenia jestem inżynierem chemikiem, ale ukończyłem szereg studiów podyplomowych, np. Ochrona i Kształtowanie Środowiska, Przyroda, Wychowanie Fizyczne, Bezpieczeństwo Ruchu Drogowego, co dało mi możliwość nauczania przedmiotów takich jak przyroda czy technika.
—Dlaczego wybrał Pan ten właśnie zawód?
—Dlaczego wybrałem ten zawód? Już w klasie siódmej podstawówki, pod wpływem starszego kolegi, który wówczas uczył się w Studium Pedagogicznym w Szczytnie postanowiłem, że w przyszłości będę nauczycielem, ale droga do zawodu okazała się w moim przypadku dość zawiła. Najpierw zostałem pirotechnikiem i szukałem potencjalnych bomb w samolotach i bagażu na lotnisku "Okęcie" w Warszawie, potem, po wypadku skończyłem Studium Elektroniczne w Olsztynie i naprawiałem zepsute odkurzacze, żelazka i inny sprzęt AGD. Gdy zaistniały właściwe okoliczności wróciłem do dawnych planów i zostałem belfrem.
—Dlaczego wybrałem ten zawód? Już w klasie siódmej podstawówki, pod wpływem starszego kolegi, który wówczas uczył się w Studium Pedagogicznym w Szczytnie postanowiłem, że w przyszłości będę nauczycielem, ale droga do zawodu okazała się w moim przypadku dość zawiła. Najpierw zostałem pirotechnikiem i szukałem potencjalnych bomb w samolotach i bagażu na lotnisku "Okęcie" w Warszawie, potem, po wypadku skończyłem Studium Elektroniczne w Olsztynie i naprawiałem zepsute odkurzacze, żelazka i inny sprzęt AGD. Gdy zaistniały właściwe okoliczności wróciłem do dawnych planów i zostałem belfrem.
— Szukał Pan bomb? Jak to wyglądało? A ten wypadek miał z tą pracą związek?
—Sprawdzaliśmy w ekipie dwuosobowej tylko wybrane samoloty, co do których były jakieś "informacje". Dwie godziny przed odlotem należało dokonać kontroli na zewnątrz i w środku, czy "czegoś" nie podłożono. Wypadek miał związek z pracą, ale nie na "Okęciu" lecz w porcie morskim w Gdańsku, gdzie kontrolowałem statek towarowy i poluzowany trap był przyczyną upadku ze skutkiem pęknięcia trzech kręgów kręgosłupa. Potem, no cóż, długie leczenie leczenie. 6 miesięcy w szpitalu i potem trzy lata chodzenia w gorsecie ortopedycznym, ale wszystko skończyło się dobrze.
—Sprawdzaliśmy w ekipie dwuosobowej tylko wybrane samoloty, co do których były jakieś "informacje". Dwie godziny przed odlotem należało dokonać kontroli na zewnątrz i w środku, czy "czegoś" nie podłożono. Wypadek miał związek z pracą, ale nie na "Okęciu" lecz w porcie morskim w Gdańsku, gdzie kontrolowałem statek towarowy i poluzowany trap był przyczyną upadku ze skutkiem pęknięcia trzech kręgów kręgosłupa. Potem, no cóż, długie leczenie leczenie. 6 miesięcy w szpitalu i potem trzy lata chodzenia w gorsecie ortopedycznym, ale wszystko skończyło się dobrze.
— Wróćmy do pracy w szkole. Powiedział Pan, że 10 lat i ani dnia dłużej. Dlaczego?
— Szkolnictwo w czasie, gdy uczyłem zmieniało się permanentnie, ale moim zdaniem było coraz gorzej. O ile jeszcze w latach 80-tych i 90-tych wszystko było jasne i klarowne, to już po 2000 roku zapanowała totalna biurokracja i nauczyciel zamiast skupiać się na sprawach najistotniejszych tj. nauczaniu i wychowaniu, całą energię musiał ukierunkowywać na wypełnianie zbędnych planów, tabelek, sprawozdań, opracowywania testów, przeprowadzania tychże, analizowania, wyciągania wniosków i wdrażania planów naprawczych. Totalna paranoja.
— Szkolnictwo w czasie, gdy uczyłem zmieniało się permanentnie, ale moim zdaniem było coraz gorzej. O ile jeszcze w latach 80-tych i 90-tych wszystko było jasne i klarowne, to już po 2000 roku zapanowała totalna biurokracja i nauczyciel zamiast skupiać się na sprawach najistotniejszych tj. nauczaniu i wychowaniu, całą energię musiał ukierunkowywać na wypełnianie zbędnych planów, tabelek, sprawozdań, opracowywania testów, przeprowadzania tychże, analizowania, wyciągania wniosków i wdrażania planów naprawczych. Totalna paranoja.
— I nie chciał Pan dalej pracować w takiej szkole?
— Nie, mogłem już wówczas iść na emeryturę i skorzystałem z tej możliwości. Mogłem więcej czasu poświęcać na rozwijanie swoich pasji.
— Nie, mogłem już wówczas iść na emeryturę i skorzystałem z tej możliwości. Mogłem więcej czasu poświęcać na rozwijanie swoich pasji.
— A ta pasja, to?
— Historia i przyroda naszego regionu, ponieważ jest to coś, co nas dotyka na co dzień, kształtuje naszą teraźniejszość i osadza w przeszłości. Obie te dziedziny interesują mnie, a wręcz fascynują, gdyż Ziemia Nidzicka z punktu widzenia przyrodnika i fotografika jest wyjątkowo piękna, co staram się w mniej, lub bardziej udany sposób pokazać na zdjęciach, a historia regionu jest wprost niezwykła - tyle się tu działo na przestrzeni wieków, od czasów staropruskich, aż do współczesności, że życia za mało, by to wszystko ogarnąć. Trzeba wszystko odkrywać na nowo, opisywać, prezentować, dbać o zachowanie śladów przeszłości, by przekazać to nowym pokoleniom. A po co? Myślę, że nie chodzi tu tylko o wiedzę, ale o to, by każdy kto tu żyje mógł "zakorzenić" się w tym miejscu i poczuć się na trwale związany z tą ziemią, historią, przyrodą i ludźmi tu żyjącymi.
— Historia i przyroda naszego regionu, ponieważ jest to coś, co nas dotyka na co dzień, kształtuje naszą teraźniejszość i osadza w przeszłości. Obie te dziedziny interesują mnie, a wręcz fascynują, gdyż Ziemia Nidzicka z punktu widzenia przyrodnika i fotografika jest wyjątkowo piękna, co staram się w mniej, lub bardziej udany sposób pokazać na zdjęciach, a historia regionu jest wprost niezwykła - tyle się tu działo na przestrzeni wieków, od czasów staropruskich, aż do współczesności, że życia za mało, by to wszystko ogarnąć. Trzeba wszystko odkrywać na nowo, opisywać, prezentować, dbać o zachowanie śladów przeszłości, by przekazać to nowym pokoleniom. A po co? Myślę, że nie chodzi tu tylko o wiedzę, ale o to, by każdy kto tu żyje mógł "zakorzenić" się w tym miejscu i poczuć się na trwale związany z tą ziemią, historią, przyrodą i ludźmi tu żyjącymi.
— To zainteresowanie zaowocowało kilkoma publikacjami. Jakimi?
— Miałem szczęście, gdyż spotkałem w swoim życiu wspaniałych ludzi, z którymi wspólnymi siłami wydaliśmy kilka publikacji. "Obiekty historyczne i religijne Ziemi Nidzickiej", następnie "Nidzica dawniej i dziś", potem "Przyroda Ziemi Nidzickiej", a ostatnio album "Gmina Nidzica 100% Mazur", w tzw. międzyczasie były też zbiorowe mniejsze pozycje - "Przewodnik przyrodniczo-turystyczny po Ziemi Nidzickiej", "Legendy Ziemi Nidzickiej" Ryśka Orszulaka, do której robiłem zdjęcia, czy ostatnio "Album Turystyczny Nidzica wczoraj i dziś".
— Miałem szczęście, gdyż spotkałem w swoim życiu wspaniałych ludzi, z którymi wspólnymi siłami wydaliśmy kilka publikacji. "Obiekty historyczne i religijne Ziemi Nidzickiej", następnie "Nidzica dawniej i dziś", potem "Przyroda Ziemi Nidzickiej", a ostatnio album "Gmina Nidzica 100% Mazur", w tzw. międzyczasie były też zbiorowe mniejsze pozycje - "Przewodnik przyrodniczo-turystyczny po Ziemi Nidzickiej", "Legendy Ziemi Nidzickiej" Ryśka Orszulaka, do której robiłem zdjęcia, czy ostatnio "Album Turystyczny Nidzica wczoraj i dziś".
— A serial historyczny "Tannenberg 1914?
— To pomysł Przemka Kaweckiego - początkowo miał być jeden film o walkach, jakie toczyły się na naszych terenach w sierpniu 1914 r. pomiędzy armią rosyjską gen. Samsonowa, a wojskami pruskimi gen. v. Hindenburga. Potem okazało się, że nie da się pokazać i opowiedzieć w detalach całej tej "tannenberskiej" batalii i powstało dzieło składające się z 8 prawie godzinnych odcinków. Ks. Przemek zaprosił mnie do udziału w odcinku "Bitwa u źródeł rzeki Łyny", gdzie opowiadam o walkach na odcinku walk niemieckiej 37. Dywizji Piechoty v. Stabssa z rosyjskim XV. Korpusem gen. Martosa w miejscowościach Frąknowo, Łyna i Orłowo.
— To pomysł Przemka Kaweckiego - początkowo miał być jeden film o walkach, jakie toczyły się na naszych terenach w sierpniu 1914 r. pomiędzy armią rosyjską gen. Samsonowa, a wojskami pruskimi gen. v. Hindenburga. Potem okazało się, że nie da się pokazać i opowiedzieć w detalach całej tej "tannenberskiej" batalii i powstało dzieło składające się z 8 prawie godzinnych odcinków. Ks. Przemek zaprosił mnie do udziału w odcinku "Bitwa u źródeł rzeki Łyny", gdzie opowiadam o walkach na odcinku walk niemieckiej 37. Dywizji Piechoty v. Stabssa z rosyjskim XV. Korpusem gen. Martosa w miejscowościach Frąknowo, Łyna i Orłowo.
— Dlaczego film o Tannenbergu?
— Chcieliśmy upamiętnić nie tylko tę bitwę, ale także eksterminację ludności polskiej, głównie inteligencji w 1939 roku. Poza tym film ten również mówi o tym, że po obu stronach w armiach niemieckiej i rosyjskiej walczyli Polacy. Na cmentarzach są groby żołnierzy Polaków, których przymusowo wcielono do armii albo niemieckiej albo rosyjskiej. To była także tragedia nasza, bo Polak strzelał do Polaka.
— Chcieliśmy upamiętnić nie tylko tę bitwę, ale także eksterminację ludności polskiej, głównie inteligencji w 1939 roku. Poza tym film ten również mówi o tym, że po obu stronach w armiach niemieckiej i rosyjskiej walczyli Polacy. Na cmentarzach są groby żołnierzy Polaków, których przymusowo wcielono do armii albo niemieckiej albo rosyjskiej. To była także tragedia nasza, bo Polak strzelał do Polaka.
— Kolejna Pana pasja to fotografowanie. Od jak dawna pociąga Pana sztuka fotografii?
— Praktycznie od dziecka. Gdy miałem 12-13 lat ks. Jasikowski, proboszcz w Łynie, zorganizował w plebanii ciemnię fotograficzną i nauczył nas - ministrantów - robienia zdjęć, wywoływania, fotomontaży itp. Robiliśmy samodzielnie widokówki, oczywiście wówczas czarno-białe, które następnie sprzedawaliśmy przed kościołem, najczęściej w czasie świąt. W wieku 19 lat miałem możliwość poznania wszelkich technik fotograficznych i zdobycia wiedzy w tej dziedzinie, otrzymując tytuł technika kryminalistyki. Mój pierwszy aparat fotograficzny z jaki się obnosiłem to Druh, potem Smiena 6, następnie Zenit. Z analogowych był jeszcze po drodze Canon, ale od 2000 roku to już same "cyfraki". Obecnie Sony Alfa 680.
— Praktycznie od dziecka. Gdy miałem 12-13 lat ks. Jasikowski, proboszcz w Łynie, zorganizował w plebanii ciemnię fotograficzną i nauczył nas - ministrantów - robienia zdjęć, wywoływania, fotomontaży itp. Robiliśmy samodzielnie widokówki, oczywiście wówczas czarno-białe, które następnie sprzedawaliśmy przed kościołem, najczęściej w czasie świąt. W wieku 19 lat miałem możliwość poznania wszelkich technik fotograficznych i zdobycia wiedzy w tej dziedzinie, otrzymując tytuł technika kryminalistyki. Mój pierwszy aparat fotograficzny z jaki się obnosiłem to Druh, potem Smiena 6, następnie Zenit. Z analogowych był jeszcze po drodze Canon, ale od 2000 roku to już same "cyfraki". Obecnie Sony Alfa 680.
— Fotografuje Pan głównie krajobrazy. Dlaczego?
— Próbowałem robić macro, portrety, ptaki, ale najlepiej czuję się w fotografowaniu krajobrazów. Dlaczego? Chyba dlatego, że mamy wokół tak piękne tereny, które wręcz zapraszają do ich utrwalenia i pokazania innym ludziom.
— Próbowałem robić macro, portrety, ptaki, ale najlepiej czuję się w fotografowaniu krajobrazów. Dlaczego? Chyba dlatego, że mamy wokół tak piękne tereny, które wręcz zapraszają do ich utrwalenia i pokazania innym ludziom.
— Próbował pan korzystać z drona?
— Tak, ale jednego utopiłem. Drugi czasami, gdy nie ma wiatru "zwykłego" i "słonecznego" nadal lata i zachwyca mnie tym, co może oglądać swoją kamerą. Jeden silnik miał awarię i spadł jak kamień.
— Tak, ale jednego utopiłem. Drugi czasami, gdy nie ma wiatru "zwykłego" i "słonecznego" nadal lata i zachwyca mnie tym, co może oglądać swoją kamerą. Jeden silnik miał awarię i spadł jak kamień.
— Będzie Pan próbował nadal?
— Mam taką nadzieję, ale jestem teraz bardzo ostrożny. Często testuję drona na małych wysokościach, licząc na pomyślne loty...
— Mam taką nadzieję, ale jestem teraz bardzo ostrożny. Często testuję drona na małych wysokościach, licząc na pomyślne loty...
— Robi Pan świetne zdjęcia. Jakieś rady dla początkujących?
— Studiować klasyków fotografii, zgłębiać tajniki kompozycji, oglądać zdjęcia innych, analizować obrazy, nie tylko fotograficzne, ale i malarskie. Być cierpliwym, poznać dokładnie swój aparat i pomocnicze przyrządy foto, wracać wiele razy w to samo miejsce, w różnych porach roku, w różnych porach dnia, przy różnym oświetleniu, szukać nowych pozycji w terenie, eksperymentować optyką, a nade wszystko bawić się fotografowaniem i czerpać z tego radość.
— Studiować klasyków fotografii, zgłębiać tajniki kompozycji, oglądać zdjęcia innych, analizować obrazy, nie tylko fotograficzne, ale i malarskie. Być cierpliwym, poznać dokładnie swój aparat i pomocnicze przyrządy foto, wracać wiele razy w to samo miejsce, w różnych porach roku, w różnych porach dnia, przy różnym oświetleniu, szukać nowych pozycji w terenie, eksperymentować optyką, a nade wszystko bawić się fotografowaniem i czerpać z tego radość.
— Pan czerpie radość z fotografowania?
— Tak, gdyby nie dawało mi to radości, zmieniłbym niechybnie zainteresowanie.
— Tak, gdyby nie dawało mi to radości, zmieniłbym niechybnie zainteresowanie.
— Na jakie?
— Na aktywne poszukiwanie śladów przeszłości i skarbów pozostawionych, zgubionych lub ukrytych w ziemi na przestrzeni minionych wieków.
— Na aktywne poszukiwanie śladów przeszłości i skarbów pozostawionych, zgubionych lub ukrytych w ziemi na przestrzeni minionych wieków.
— Chętnie dzieli się Pan swoimi zdjęciami, o czym wiele razy przekonała się nasza redakcja. Dlaczego Pan to robi?
— To prawda. Cieszę się, gdy inni mogą oglądać miejsca, w których sami jeszcze nie byli. Mam nadzieję, że jak zobaczą jak piękne są nasze tereny, to je po prostu odwiedzą. Myślę, że w ten sposób promuję nasz powiat. Naprawdę jest u nas wiele bardzo ciekawych miejsc i pod względem krajobrazowym, i historycznym.
— To prawda. Cieszę się, gdy inni mogą oglądać miejsca, w których sami jeszcze nie byli. Mam nadzieję, że jak zobaczą jak piękne są nasze tereny, to je po prostu odwiedzą. Myślę, że w ten sposób promuję nasz powiat. Naprawdę jest u nas wiele bardzo ciekawych miejsc i pod względem krajobrazowym, i historycznym.
— W 2019 roku otrzymał Pan tytuł "Zasłużony dla Ziemi Nidzickiej". Co dla Pana znaczy to zaszczytne wyróżnienie?
— Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że znajdę się w tak szacownym gronie osób, że spotka mnie takie wyróżnienie. To bardzo miłe, sympatyczne, ale i zobowiązujące do dalszych moich działań, które inni uznają za istotne, ważne i godne wyróżnienia.
— Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że znajdę się w tak szacownym gronie osób, że spotka mnie takie wyróżnienie. To bardzo miłe, sympatyczne, ale i zobowiązujące do dalszych moich działań, które inni uznają za istotne, ważne i godne wyróżnienia.
— Zobowiązujące? Do czego?
— Odbieram to tak - należy kontynuować, to co się robiło, nie osiadać na laurach.
— Odbieram to tak - należy kontynuować, to co się robiło, nie osiadać na laurach.
— To oznacza jakieś dalsze plany?
— Owszem, jest już zebrany materiał tekstowy i zdjęciowy do nowego albumu pt. "Kapliczki, figury i krzyże przydrożne Ziemi Nidzickiej", ale zostało jeszcze dużo pracy w zakresie korekty, projektu, składu i opracowania graficznego oraz recenzji. Więcej szczegółów nie mogę podać, gdyż nie jestem do tego upoważniony.
— Owszem, jest już zebrany materiał tekstowy i zdjęciowy do nowego albumu pt. "Kapliczki, figury i krzyże przydrożne Ziemi Nidzickiej", ale zostało jeszcze dużo pracy w zakresie korekty, projektu, składu i opracowania graficznego oraz recenzji. Więcej szczegółów nie mogę podać, gdyż nie jestem do tego upoważniony.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez