Wdowa z ośmiorgiem dzieci opłakiwała swego żywiciela

2016-10-19 07:00:00(ost. akt: 2016-10-13 13:05:23)
Przez 8 dni rosyjskiej okupacji Nidzicy w 1914, carski komendant miasta – pułkownik Iwan Dowatur wydał szereg rozporządzeń porządkujących życie w podbitym mieście. W jednej z dyrektyw zakazał żołnierzom i cywilom rabunków i plądrowania pozostawionych dóbr. Zanim jednak rozkaz ujrzał światło dzienne, przez miasto przetoczyła się fala rabunku i grabieży.
Kiedy opuściłem mój dom i wyszedłem na ulicę, była ona gęsto oblężona rosyjskimi żołnierzami. Co dziesięć metrów stał wartownik z rozstawionym bagnetem. Zaraz pierwszy z wartowników, który stał przed moim domem, krzyknął do mnie rozkazującym „Stoi!”.

Ponieważ on nie umiał po niemiecku, a ja po rosyjsku, mógłbym stać pewnie jeszcze długo na tym samym miejscu. Krzyknąłem więc na całe gardło w dół ulicy: „Kto zna niemiecki?” I zobaczyłem, jak w pewnej odległości jeden z wartowników wystąpił z szeregu i powoli do mnie podszedł. Poprosiłem go, by eskortował mnie na rynek, co też ochoczo uczynił.

Zostaliśmy jednak parokrotnie zatrzymani przez innych wartowników, ja w kompletnej ciemności potknąłem się parę razy o leżące w poprzek ulicy druty telegraficzne, dotarliśmy w końcu z moim towarzyszem przed „Dom Niemiecki” (Deutsches Haus). Dalej wartownik nie chciał mi już towarzyszyć, ponieważ rynek pełen był Kozaków, a z nimi nawet on nie chciał mieć nic wspólnego. Stałem więc sam.

Stoi! Stoi! Stoi!
Kiedy chciałem pójść dalej, zawołano do mnie z kilku stron na raz znanym mi już „Stoi!”. Stałem oczywiście cicho, żeby nie dostać przypadkiem kulki w plecy. Natychmiast zostałem otoczony przez kilku Kozaków, którzy poprowadzili mnie przed siebie przy pomocy długiego łukowatego bata.

Nie było mowy o porozumieniu. Przypadkiem poszliśmy wzdłuż ulicy Zamkowej (Burgstraße), którą i tak chciałem iść. Przed nowym Urzędem Rejonowym, w którym zamieszkał dowodzący generał Samsonow ulica była jednak tak oblężona przez wojsko, że nie mogliśmy pójść dalej. I to było dla mnie dobre; ponieważ w przeciwnym razie Kozacy przegnaliby mnie do centrum miasta i prawdopodobnie zastrzelili. Zawołałem wtedy jednego oficera, którego poprosiłem, by eskortował mnie do szpitala rejonowego, gdzie chciałem spędzić noc.

Powiedział, że nie może tego zrobić, ale przekazał moją legitymację adiutantowi, który pokazał ją jakiemuś wyższemu rangą oficerowi. Po jednogodzinnym oczekiwaniu sześciu Kozaków dostało rozkaz eskortowania mnie do szpitala rejonowego. Dotarłem tam około godziny drugiej w nocy. Tam spędziłem noc siedząc na krześle, ponieważ wskutek przepełnienia pomieszczeń mieszkańcami nie można było znaleźć innego miejsca.

We wspomnieniach mieszkańców Warmii i Mazur, w kilku miejscach przewija się podobny opis dotyczący specyficznej aury, jaka towarzyszyła oddziałom carskim zajmującym małe pruskie miasteczka i miejscowości. Wkraczających do Olsztyna żołnierzy XIII korpusu generała Klujewa mieszkańcy postrzegali bardziej niczym pielgrzymów niż regularne wojsko.

Żołnierze byli zarośnięci, brudni i często maszerowali na boso, bo nowe buty wydane podczas mobilizacji, obcierały do krwi nogi piechurów. Żołnierze Samsonowa od kilku dni maszerowali w upałach sięgających 30 stopni Celsjusza. Po drodze nie było zbyt wielu okazji do skorzystania z odświeżającej kąpieli.

Można zaryzykować stwierdzenie, że dla wielu żołnierzy nie było ich wcale. Dlatego tysiącom maszerujących wojaków towarzyszył nieprzyjemny, słodkawy, duszący zapach łączący w sobie machorkę, pot i odór niepranych mundurów. Wąskie uliczki Olsztyna, Szczytna, Nidzicy bardzo szybko wypełniały się tym specyficznym zapachem okupacji.

Cywile przepędzani w tę i z powrotem
Około setka mieszkańców, w tym obaj duchowni ewangeliccy, przepędzana była przez rosyjskich żołnierzy po ulicach w tę i z powrotem, a w końcu na jedną z łąk.

Wymagali dokumentu potwierdzającego, iż żadna z osób nie posiada przy sobie broni palnej; ludzie i tak od czasu do czasu musieli podnosić ręce do góry. Jeżeli ktoś tego natychmiast nie uczynił, temu przykładano do piersi rewolwer. W końcu mieszkańcy znów mogli się rozejść.

Dwie rozstrzelane osoby
Nie obyło się bez przypadków śmiertelnych. Niedługo po wkroczeniu oddziałów, na ulicy Polskiej (Polnische Straße) robotnik rzucił w jednego z jeźdźców cegłą, na co jadący obok inny żołnierz zastrzelił robotnika.

Na dziedzińcu podoficer kozacki zażądał od przewodniczącego rady miejskiej Schulza owsa dla swojego konia. Robotnik go nie zrozumiał i wzruszył ramionami. Kozak natychmiast wpakował mu śmiertelną kulkę w głowę. Wdowa z ośmiorgiem dzieci opłakiwała swego żywiciela.

Ciężko porównywać wojny, bo każda wojna jest jakąś formą upadku człowieczeństwa, jednak porównując ilość ofiar wśród ludności cywilnej, można pokusić się o stwierdzenie, że przemarsz carskiej armii w roku 1914 niewiele miał wspólnego z bestialstwem jakie rozpętało się na tych ziemiach podczas II wojny światowej.

Spustoszenie i grabież
Wkraczające rosyjskie oddziały przeważnie tworzyły obozy przed bramami miasta. Zaraz po wkroczeniu żołnierze przy pomocy swoich bagnetów wszędzie ścinali młode drzewka lipowe rosnące na ulicach. Głównie przez ten wandalizm ucierpiała ulica Pocztowa (Poststraße).

Burzliwy i bezładny obraz dawały w szczególności rynek koni i bydła oraz łąki przed dworcem, plac budowy nowego gimnazjum na ulicy Dworcowej (Bahnhofstraße) oraz rabaty kwiatowe na ulicy Zamkowej (Burgstraße). Wyrwane i spalone w obozowym ogniu drzewa i odłamki drewien przemawiały z tych miejsc wyraźnym językiem. Inne oddziały jak tylko się dało rozgościły się w ocalałych domach. Zamknięte drzwi domów i izb zostały wyłamane siłą.

Taki sam los spotkał stojące w mieszkaniach szafy i inne kontenery. Sprzęt domowy, lustra i inne meble zostały zniszczone. Ubrania, bielizna i łóżka, firany i zasłony, jeżeli nie mogły już zostać zabrane przez żołnierzy lub oddane plądrującym Polakom, zostały podarte i zbrukane czerwienią. W sklepach towarowych zawartość wszystkich kontenerów została wyrzucona na podłogę, na to wylano naftę, syrop i miód i wszystko podeptano. Widziałem sklepy, w których po kostki brodzono w tego rodzaju breji.

W piwnicach tych kupców było tak samo. Przykry obraz stanowiły te mieszkania, w których na podłodze wielokrotnie załatwiono potrzeby fizjologiczne. To zniszczenie miało swój system. Na terenie całego miasta nie ostał się w całości nawet jeden sejf. Wszystkie zostały wysadzone lub otwarte siłą, a ich zawartość skradziono. Rosjanie do wysadzania używali szarego prochu.

Wartościowe pejzaże i malowidła przebijano bagnetem, w skutek czego często wyglądały jak sito. Najgorszych rzeczy dopuszczali się Kozacy. Ich specjalnością była jednak „kradzież” zegarków kieszonkowych. Dwudziestego drugiego sierpnia widziałem, jak pewien Kozak pyta na ulicy jakiegoś robotnika o godzinę. Kiedy ten nieświadomy wyjął zegarek z kieszeni, by udzielić odpowiedzi, Kozak schylił się z konia i zabrał mężczyźnie ten zegarek. Dzień później szedłem sobie razem z gazownikiem Wirke.

Zatrzymał nas wtedy jakiś Kozak i tak jak i wtedy, chciał wiedzieć która jest godzina. Ja już znałem tę sztuczkę. Zanim jednak mogłem ostrzec gazownika, wyciągnął on już z kieszeni swój zegarek i w tym samym momencie sięgnął po niego także Kozak.

Jednak tak samo szybko wymierzyłem Kozakowi cios w dłoń, tak że zegarek mu wypadł, a gazownik mógł go z powrotem schować. Zdumienie i smutek na twarzy Kozaka warte były zobaczenia. Kiedy go potem sprawnie minąłem, spiął konia i pognał dalej.

Kolejny odcinek fascynujących dziejów Nidzicy z okresu bitwy tannenberskiej opowiedzianych przez Andreasa Kuhna już za tydzień.
Tłumaczenie książki Andreasa Kuhna pt. „Die Schreckenstage von Neidenburg in Ostpreussen” wydanej w Minden w 1915 r. odbywa się na potrzeby filmu dokumentalnego pt. TANNENBERG 1914 w reżyserii ks. Przemka Kaweckiego SDB (Mazurskie Tajemnice) i możliwe jest dzięki Witoldowi Zagożdżonowi (neidenburg-nibork-nidzica.blogspot.com), który udostępnił egzemplarz oryginału znajdujący się w jego kolekcji. Tłumaczeniem zajęła się nidziczanka, Dorota Przybysz.

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B