Mieszkanka Działdowa o kryzysie humanitarnym w Sudanie Południowym

2025-10-13 19:00:00(ost. akt: 2025-10-10 15:10:13)
Aleksandra Czyrko pochodzi z Działdowa, a na co dzień pracuje w Polskiej Akcji Humanitarnej.

Aleksandra Czyrko pochodzi z Działdowa, a na co dzień pracuje w Polskiej Akcji Humanitarnej.

Autor zdjęcia: Polska Akcja Humanitarna

Aleksandra Czyrko pochodzi z Działdowa, a na co dzień pracuje w Polskiej Akcji Humanitarnej. Opowiada o kraju, o którym w Polsce wiemy niewiele, a który zmaga się z jednym z najpoważniejszych kryzysów humanitarnych na świecie.
— Czy brak wiedzy o Afryce w Polsce wpływa na postrzeganie dramatycznej sytuacji humanitarnej, jaka ma tam obecnie miejsce?
— Tak, myślę, że ma to duże znaczenie. Problemem jest również sposób, w jaki Afryka bywa postrzegana – wiele osób uważa, że cały kontynent wygląda podobnie, a przecież to ogromna różnorodność. Zbyt często nasza wiedza opiera się wyłącznie na przekazach medialnych. Dlatego ważne jest, by informacje na temat sytuacji w krajach afrykańskich pojawiały się nie tylko w ogólnopolskich mediach, ale także w regionalnych. To właśnie one docierają do szerszych społeczności, również w mniejszych miejscowościach. W ten sposób możemy zmieniać świadomość i pokazywać, jak złożony i różnorodny jest to kontynent. Dodam, że trwają obecnie rozmowy nad zmianą map, których używamy. Unia Afrykańska zwraca uwagę, że mapy znane nam ze szkoły zniekształcają faktyczny rozmiar Afryki. To także istotny krok w dyskusji o tym, jak kontynent jest przedstawiany i jaki ma to wpływ na nasze postrzeganie.

— Kryzys humanitarny w Sudanie Południowym bywa nazywany zapomnianym, a przecież jest ważny globalnie. Dlaczego?
— Rzeczywiście, raczej mówi się o nim zbyt mało. Tymczasem kryzysy w Afryce dotyczą nas wszystkich. To, co dzieje się w Sudanie Południowym, dzieje się tu i teraz, a moim zdaniem jest nagłaśniane w niewystarczającym stopniu. To jeden z krajów najbardziej dotkniętych skutkami zmian klimatycznych, choć odpowiedzialność za nie ponoszą głównie państwa zamożne – w tym europejskie. Właśnie takie kraje jak Sudan Południowy cierpią najbardziej.

— Na czym polega ten kryzys?
— Od kilku lat Sudan Południowy doświadcza na przemian susz i ulewnych deszczów. Te drugie prowadzą do powodzi, które sprzyjają rozprzestrzenianiu się chorób i potęgują kryzys żywnościowy – nie da się bowiem prowadzić upraw. Pora deszczowa powinna trwać od kwietnia do listopada, jednak zmiany klimatyczne coraz częściej ją zaburzają. W niektórych regionach na północy zaczyna się zbyt późno, przez co nie można zebrać plonów i zapewnić bezpieczeństwa żywnościowego. To dramat, zwłaszcza że większość mieszkańców utrzymuje się z rolnictwa.

— Jak w tej sytuacji działa Polska Akcja Humanitarna?
— W Sudanie Południowym jesteśmy rozpoznawalni przede wszystkim jako specjaliści od wody. Skupiamy się na zapewnieniu dostępu do zdatnej do picia wody i bezpiecznych toalet. Budujemy studnie, stawiamy toalety, ale też edukujemy – uczymy, jak odpowiedzialnie korzystać z wody i promujemy zasady higieny, np. mycie rąk. Bardzo ważne jest również to, że szkolimy lokalne społeczności, jak naprawiać te urządzenia czy sprzęty, by mogły im służyć przez lata. Reagujemy też na zagrożenia epidemiologiczne – na przykład na ogniska cholery, które stwierdzono już w 9 z 10 stanów Sudanu Południowego. Od września ubiegłego roku zachorowało ponad 100 tys. osób. W każdej chwili może zostać ogłoszona epidemia, a sytuację dodatkowo pogarszają powodzie niszczące infrastrukturę wodno-sanitarną.

— To praca w ogromnym stresie. Jak pani sobie z nim radzi?
— Najważniejsza jest świadomość, jak ta praca na nas oddziałuje. W Polskiej Akcji Humanitarnej mocno dbamy o dobrostan osób, które pomagają innym. Mam bardzo wspierający zespół. Trzeba też pamiętać, że każdemu potrzebna jest chwila wytchnienia. Odpoczynek to warunek, by móc realnie wspierać innych.

— Jak mieszkańcy reagują na pomoc?
— Polska Akcja Humanitarna działa w Sudanie Południowym od 2006 roku, a więc jeszcze zanim kraj uzyskał niepodległość w 2011 roku. Przez te lata obserwujemy ogromne zmiany i wdzięczność ludzi, którzy otrzymują wsparcie. Mimo ogromnych trudności widać, że kraj rozwija się gospodarczo. To daje nadzieję i potwierdza, że nasza praca ma sens. Co ważne – część osób, które kiedyś były odbiorcami pomocy humanitarnej, dziś pracuje w naszych lokalnych zespołach i same wspierają innych.

— Często bywa pani w Sudanie Południowym?
— To była moja pierwsza wizyta, spędziłam tam dwa miesiące. Staramy się jednak być obecni na miejscu regularnie, by utrzymywać kontakt zarówno z lokalnymi zespołami, jak i ze społecznościami. Planuję już kolejną podróż, bo pomoc jest najbardziej skuteczna, gdy dobrze znamy realia.

— Pochodzi pani z Działdowa, ale studiowała m.in. w Danii. To był świadomy wybór?
— Tak, zdecydowanie. Zawsze byłam ciekawa świata i ludzi. Moją ulubioną zabawką była… mapa. Chciałam poznawać inne społeczeństwa, a najlepszym sposobem jest po prostu odwiedzić je na miejscu, zobaczyć, jak żyją, zrozumieć ich kulturę. Studia w Danii nie były przypadkiem – dotyczyły migracji, tematu szczególnie mi bliskiego. Sama byłam migrantką i wiem, jak bardzo to kształtuje. Po studiach zaczęłam pracę w PAH. Ukończyłam też studia z pomocy humanitarnej, współtworzone przez Polską Akcję Humanitarną – to świetna inicjatywa.

— Często odwiedza pani rodzinne Działdowo?
— Tak, staram się tam bywać. To był mój pierwszy przystanek po powrocie z Afryki. Działdowo to mój dom, tu mam bliskich i zawsze z radością wracam.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

Działania Polskiej Akcji Humanitarnej w Sudanie Południowym można wspierać na: https://www.pah.org.pl/wplac/

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B