Magdalena Dudzik: Trzeba wychodzić poza schematy
2025-10-04 16:00:00(ost. akt: 2025-10-01 17:33:03)
Nieszablonowość to dla niej nie tylko wartość w sztuce, ale sposób patrzenia na świat. Magdalena Dudzik – artystka, kuratorka i prezeska Związku Plastyków Warmii i Mazur – udowadnia, że twórczość zaczyna się tam, gdzie kończy się schemat.
— Dziś w twórczości ceni się nieszablonowość?
— Zadałaś mi pytanie, na które mam jedną prostą odpowiedź – to ja cenię nieszablonowość. Prowadziłam zajęcia „Malarskie Piątki”. Były to warsztaty dla dzieci w różnym wieku – od sześciu do dziesięciu lat. Zauważyłam, że kiedy dostawały ten sam wzór, ale jednocześnie instrukcję, by nie używać podobnych kolorów jak koleżanka obok, wychodzić poza linię i korzystać z barw, na jakie mają ochotę, patrzyły na siebie ze zdziwieniem. To, niestety, wina systemu edukacji, który ocenia według pewnego schematu: nie wychodzić poza linię, malować farbami z tubki, które dodatkowo „nie brudzą”. To wszystko szkodzi artystycznej ekspresji. To nie jest droga do odkrywania w sobie talentu. Wręcz przeciwnie – zabija go, zastępując tabelkami i wytycznymi, które później są oceniane. W szkołach brakuje też rozmów o sztuce, które pomogłyby najmłodszym zrozumieć i zauważyć niuanse.
— Zadałaś mi pytanie, na które mam jedną prostą odpowiedź – to ja cenię nieszablonowość. Prowadziłam zajęcia „Malarskie Piątki”. Były to warsztaty dla dzieci w różnym wieku – od sześciu do dziesięciu lat. Zauważyłam, że kiedy dostawały ten sam wzór, ale jednocześnie instrukcję, by nie używać podobnych kolorów jak koleżanka obok, wychodzić poza linię i korzystać z barw, na jakie mają ochotę, patrzyły na siebie ze zdziwieniem. To, niestety, wina systemu edukacji, który ocenia według pewnego schematu: nie wychodzić poza linię, malować farbami z tubki, które dodatkowo „nie brudzą”. To wszystko szkodzi artystycznej ekspresji. To nie jest droga do odkrywania w sobie talentu. Wręcz przeciwnie – zabija go, zastępując tabelkami i wytycznymi, które później są oceniane. W szkołach brakuje też rozmów o sztuce, które pomogłyby najmłodszym zrozumieć i zauważyć niuanse.
— To dziś powszechne?
— Tak. Co więcej, są już szkoły, które wręcz uczą szablonowego podejścia do malowania. To zajęcia, które dają gotowe rozwiązania. Jeśli będziemy stawiać wyłącznie na schemat, bardzo trudno będzie odkryć osoby z artystycznym potencjałem. A dziecko, które wyjdzie poza ten wzorzec, poczuje niepokój, bo jego sposób tworzenia nie będzie podobny do reszty grupy.
— Tak. Co więcej, są już szkoły, które wręcz uczą szablonowego podejścia do malowania. To zajęcia, które dają gotowe rozwiązania. Jeśli będziemy stawiać wyłącznie na schemat, bardzo trudno będzie odkryć osoby z artystycznym potencjałem. A dziecko, które wyjdzie poza ten wzorzec, poczuje niepokój, bo jego sposób tworzenia nie będzie podobny do reszty grupy.
— Ty jako kuratorka wystaw wybierasz tematy niebanalne i pokazujesz, że warto przełamywać schematy. „Kreatury” to wystawa zbiorowa artystów z Olsztyna, Barczewa i Warszawy: Krzysztofa de Bradé, Magdaleny Dudzik, Agnieszki Markowicz, Magdaleny Muraszko-Kowalskiej, Moniki Stępień, Marka Szczęsnego i Tomasza Woźniaka. Teraz można oglądać ją w Galerii Sowa. Możesz opowiedzieć o jej zamyśle?
— Tworząc ekspozycję, nie zamykam się w standardowych tematach, jednej grupie wiekowej, modzie czy konkretnym nurcie. Skupiam się na samych twórcach. Wypatruję ich w przestrzeni publicznej i zapraszam do udziału w wystawie. Tak było również w przypadku poprzedniej mojej wystawy, której byłam kuratorką, zatytułowanej „Ziemia i woda”. Mam taką praktykę, że wybierając prace, najpierw proszę o zdjęcia. I tak się zdarzyło, że Monika Stępień i Agnieszka Markowicz przesłały mi obrazy, które – według mnie – nie wpisywały się w koncepcję „Ziemi i wody”. Zapowiedziałam jednak, że na pewno wykorzystam je przy okazji nowej prezentacji. To Tomasz Woźniak zaproponował wspólny mianownik – portrety, ale nie takie oczywiste. Rzucił hasło: „A może byłyby to Kreatury?”. Tak powstał tytuł wystawy. Każdy obraz ma tu swoją historię.
— Tworząc ekspozycję, nie zamykam się w standardowych tematach, jednej grupie wiekowej, modzie czy konkretnym nurcie. Skupiam się na samych twórcach. Wypatruję ich w przestrzeni publicznej i zapraszam do udziału w wystawie. Tak było również w przypadku poprzedniej mojej wystawy, której byłam kuratorką, zatytułowanej „Ziemia i woda”. Mam taką praktykę, że wybierając prace, najpierw proszę o zdjęcia. I tak się zdarzyło, że Monika Stępień i Agnieszka Markowicz przesłały mi obrazy, które – według mnie – nie wpisywały się w koncepcję „Ziemi i wody”. Zapowiedziałam jednak, że na pewno wykorzystam je przy okazji nowej prezentacji. To Tomasz Woźniak zaproponował wspólny mianownik – portrety, ale nie takie oczywiste. Rzucił hasło: „A może byłyby to Kreatury?”. Tak powstał tytuł wystawy. Każdy obraz ma tu swoją historię.
— Opowiesz o nich trochę?
— Krzysztof de Bradé jest absolwentem Wyższej Szkoły Artystycznej. Jego prace zobaczyłam na wystawie w Warszawie – one wręcz krzyczały przekazem. Z kolei Marek Szczęsny pokazał mi obraz z pleneru malarskiego w Lidzbarku Warmińskim. Kiedy go o niego zapytałam, okazało się, że już nie jest w jego posiadaniu. Powiedział jednak: „Dobrze, postaram się namalować ci go jeszcze raz”. I tak powstało dzieło – nieidentyczne, ale właśnie na potrzeby mojej wystawy. Obrazy Tomasza Woźniaka, autora plakatu i wykładowcy w Wyższej Szkole Artystycznej w Warszawie, to koszulki z wizerunkami zwierząt, które zostały naciągnięte na płótno. W ten sposób przedmiot użytkowy stał się sztuką. Do udziału w "Kreaturach" zaprosiłam Magdalenę Muraszko-Kowalską, ponieważ widziałam jej prace, które zamieszczała w Internecie. Podeszła do tego z entuzjazmem. Czekałam na jej prace z ogromną niecierpliwością – i się nie zawiodłam. Tu nie ma przypadków, wszystko pięknie się połączyło w całość.
— Krzysztof de Bradé jest absolwentem Wyższej Szkoły Artystycznej. Jego prace zobaczyłam na wystawie w Warszawie – one wręcz krzyczały przekazem. Z kolei Marek Szczęsny pokazał mi obraz z pleneru malarskiego w Lidzbarku Warmińskim. Kiedy go o niego zapytałam, okazało się, że już nie jest w jego posiadaniu. Powiedział jednak: „Dobrze, postaram się namalować ci go jeszcze raz”. I tak powstało dzieło – nieidentyczne, ale właśnie na potrzeby mojej wystawy. Obrazy Tomasza Woźniaka, autora plakatu i wykładowcy w Wyższej Szkole Artystycznej w Warszawie, to koszulki z wizerunkami zwierząt, które zostały naciągnięte na płótno. W ten sposób przedmiot użytkowy stał się sztuką. Do udziału w "Kreaturach" zaprosiłam Magdalenę Muraszko-Kowalską, ponieważ widziałam jej prace, które zamieszczała w Internecie. Podeszła do tego z entuzjazmem. Czekałam na jej prace z ogromną niecierpliwością – i się nie zawiodłam. Tu nie ma przypadków, wszystko pięknie się połączyło w całość.
— Jest tam też twoja praca.
— Tak. Plakat już powstał, a ja nie miałam jeszcze dzieła. Nie chciałam malować czegoś na siłę. Od lat w moim domu stał manekin, który zawsze miałam ochotę pomalować. I tak powstała moja „kreatura” – rzeźba, pomalowany manekin.
— Tak. Plakat już powstał, a ja nie miałam jeszcze dzieła. Nie chciałam malować czegoś na siłę. Od lat w moim domu stał manekin, który zawsze miałam ochotę pomalować. I tak powstała moja „kreatura” – rzeźba, pomalowany manekin.
— To też wyjątkowa przestrzeń, w której możemy podziwiać tę ekspozycję. Prace możemy zobaczyć w Galerii Sowa.
— Nie byłoby tych wystaw, gdyby nie Krzysztof Żendarski – mecenas sztuki. Podziwiam go, że mu się chce. Przygotowanie ekspozycji to naprawdę trudna praca. W jego zespole działa pan Waldemar, człowiek o niesamowitym wyczuciu. Czasem nie ma potrzeby mojej interwencji, ponieważ wie, w której części powinny znaleźć się konkretne prace. To ogromny komfort, kiedy ma się wokół siebie osoby czujące podobnie, otwarte na nowe spojrzenia. Na przykład „Kreatury” były dla Krzysztofa Żendarskiego wyzwaniem – jedna z prac Krzysztofa de Bradé budzi niepokój swoją formą. Ale właśnie o to chodzi: by wychodzić poza schematy, pokazywać to, co wywołuje emocje i prowokuje dyskusję.
— Nie byłoby tych wystaw, gdyby nie Krzysztof Żendarski – mecenas sztuki. Podziwiam go, że mu się chce. Przygotowanie ekspozycji to naprawdę trudna praca. W jego zespole działa pan Waldemar, człowiek o niesamowitym wyczuciu. Czasem nie ma potrzeby mojej interwencji, ponieważ wie, w której części powinny znaleźć się konkretne prace. To ogromny komfort, kiedy ma się wokół siebie osoby czujące podobnie, otwarte na nowe spojrzenia. Na przykład „Kreatury” były dla Krzysztofa Żendarskiego wyzwaniem – jedna z prac Krzysztofa de Bradé budzi niepokój swoją formą. Ale właśnie o to chodzi: by wychodzić poza schematy, pokazywać to, co wywołuje emocje i prowokuje dyskusję.
— Dziś jako prezeska Związku Plastyków Warmii i Mazur patrzysz na twórców z innej perspektywy. Masz wpływ na to, jak będzie odbierana sztuka z regionu. Co jest według ciebie najważniejsze w promowaniu artystów?
— Kluczowa jest ta nieszablonowość, o której wspominałam wcześniej. Będąc na plenerze, trzeba malować to, co podpowiada artystyczna intuicja, a nie to, co – naszym zdaniem – się spodoba, co będzie kolejną „ładną pocztówką”. Często spotykam się z tym, że ktoś potrafi kopiować obrazy ze zdjęć, ale w plenerze już sobie nie radzi. A przecież w sztuce nie chodzi o to, by usłyszeć: „Och, jaki słodki zachód słońca”. Tu chodzi o artystyczny przekaz. Tworząc wystawę, szukam osobowości.
— Kluczowa jest ta nieszablonowość, o której wspominałam wcześniej. Będąc na plenerze, trzeba malować to, co podpowiada artystyczna intuicja, a nie to, co – naszym zdaniem – się spodoba, co będzie kolejną „ładną pocztówką”. Często spotykam się z tym, że ktoś potrafi kopiować obrazy ze zdjęć, ale w plenerze już sobie nie radzi. A przecież w sztuce nie chodzi o to, by usłyszeć: „Och, jaki słodki zachód słońca”. Tu chodzi o artystyczny przekaz. Tworząc wystawę, szukam osobowości.
— Pracujesz też z różnymi grupami wiekowymi.
— Tak, współpracuję np. przy okazji wystaw, między innymi z grupą „To My”, działającą przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Poprosiłam jej członków, aby wykonali prace na jednym formacie. Często są to osoby, które zaczynają rozwijać się artystycznie dopiero na emeryturze. A wystarczyło zmienić formułę, by wystawa ich prac nabrała zupełnie innego wydźwięku.
— Tak, współpracuję np. przy okazji wystaw, między innymi z grupą „To My”, działającą przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Poprosiłam jej członków, aby wykonali prace na jednym formacie. Często są to osoby, które zaczynają rozwijać się artystycznie dopiero na emeryturze. A wystarczyło zmienić formułę, by wystawa ich prac nabrała zupełnie innego wydźwięku.
— Nie poprzestajesz na jednej dziedzinie. Jesteś wszechstronna, ale też masz intuicję do wynajdywania talentów.
— Śmieję się czasem, że nie mam oporów, by poprawiać profesjonalistów. To chyba dzięki mojej babci, która uczyła plastyki studentów w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Często prace studentów były tematem naszej dyskusji. To chyba wtedy nauczyłam się krytycznego spojrzenia i obserwacji.
— Śmieję się czasem, że nie mam oporów, by poprawiać profesjonalistów. To chyba dzięki mojej babci, która uczyła plastyki studentów w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Często prace studentów były tematem naszej dyskusji. To chyba wtedy nauczyłam się krytycznego spojrzenia i obserwacji.
— Można więc powiedzieć, że trochę podążasz jej śladami? Jesteś społeczniczką, wolontariuszką Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”.
— Chyba trochę tak. Jednak myślę, że podążam własną drogą szukając ciągle nowych inspiracji i to jest prostu kwestia temperamentu. Przede wszystkim zależy mi na tym, by wyszukiwać talenty i zachęcać ludzi do prezentowania swojej twórczości. Powtarzam: „Maluj, twórz, pokaż”. Uwielbiam, gdy dzięki mnie ludzie zyskują skrzydła i odkrywają siebie.
— Chyba trochę tak. Jednak myślę, że podążam własną drogą szukając ciągle nowych inspiracji i to jest prostu kwestia temperamentu. Przede wszystkim zależy mi na tym, by wyszukiwać talenty i zachęcać ludzi do prezentowania swojej twórczości. Powtarzam: „Maluj, twórz, pokaż”. Uwielbiam, gdy dzięki mnie ludzie zyskują skrzydła i odkrywają siebie.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
Magdalena Dudzik urodziła się w Olsztynie. Jest wszechstronną artystką z dużym dorobkiem – fotografuje, maluje, rysuje, tworzy formy ceramiczne. Ma na koncie ponad sto wystaw – indywidualnych i zbiorowych – w Polsce i za granicą. Laureatka wielu nagród i wyróżnień za działalność artystyczną i społeczną. Od 2020 roku pełni funkcję prezesa Związku Plastyków Warmii i Mazur. Z zawodu animator kulturalny z wykształceniem prawno-administracyjnym. Organizatorka plenerów, kuratorka wystaw, mecenas sztuki, prowadzi nowatorskie zajęcia „Malarskie Piątki” – projekt edukacyjny aktywizujący młodzież artystycznie. Łączy ludzi z różnych środowisk, od kilku lat współpracuje z Aresztem Śledczym w Olsztynie w ramach programu readaptacji społecznej. Angażuje się także w działania na rzecz Schroniska dla Zwierząt w Olsztynie oraz Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. Dwukrotna laureatka statuetki „Wolontariusz z Sercem na Dłoni”. Jest również laureatką nagrody honorowej Talent Roku 2024 przyznawanej przez Stowarzyszenie Pro Kultura i Sztuka.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez