Pokonał ból, wygrał z głową. Kamil Olszewski mistrzem wytrwałości - Nidzica

Pokonał ból, wygrał z głową. Kamil Olszewski mistrzem wytrwałości

2025-08-31 07:00:00(ost. akt: 2025-08-25 16:31:32)

Autor zdjęcia: fot. Michał Fidelus; M. Janiak

Nie spał przez dwie doby, walczył z bólem stóp i własną głową, ale nie odpuścił. Gdy minęło 48 godzin, Kamil Olszewski z Nidzicy miał na liczniku 268,82 km – i tytuły Mistrza Polski oraz Wicemistrza Świata. — To była czysta sportowa satysfakcja — zapewnia.
— Co czułeś na mecie, gdy zobaczyłeś wynik 268,82 km? To była bardziej radość czy ulga?
— Gdy na mecie zobaczyłem wynik 268,82 km, poczułem przede wszystkim ulgę – ostatnie 2–3 godziny były prawdziwą walką. Ból stóp był coraz bardziej dotkliwy, a zmęczenie narastało z każdym krokiem. Mimo wszystko trzymałem swoje tempo i nie odpuszczałem, bo wiedziałem, że to właśnie w tych chwilach kształtuje się charakter sportowca. Gdy minęło 48 godzin, poczułem ogromną radość – nie tylko z dystansu, który udało się pokonać, ale też z tego, że wytrwałem do końca i dałem z siebie wszystko. To była czysta sportowa satysfakcja.

— Zostałeś Mistrzem Polski i Wicemistrzem Świata w kategorii wiekowej 30-34 lat – czy ten sukces był Twoim największym marzeniem sportowym?
— Jadąc na te zawody, nie wyobrażałem sobie, że mogę osiągnąć taki sukces. Tytuł Mistrza Polski i Wicemistrza Świata w kategorii wiekowej 30–34 lata to coś, co przerosło moje oczekiwania i dało mi ogromną satysfakcję. To jednak nie koniec – te wyniki to dla mnie nie tylko powód do dumy, ale także ogromna motywacja na przyszłość. Pokazały mi, że jestem w stanie stawić czoła jeszcze większym wyzwaniom, że mam potencjał, by osiągać więcej. Ten sukces nie jest celem samym w sobie, a raczej początkiem drogi do nowych, jeszcze ambitniejszych celów. Teraz wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli tylko wierzymy w siebie.

— Jak wyglądają przygotowania do takiego wyzwania?
— Przygotowania do biegu 48-godzinnego to ogromne wyzwanie, które wymaga zarówno fizycznej, jak i mentalnej gotowości. Bieg ultra to nie tylko kwestia zwiększonego kilometrażu tygodniowego, ale także wielu wyrzeczeń i dostosowania planu treningowego do specyfiki tak długiego wysiłku. W moim przypadku kluczowym elementem okazał się trening siłowy, który wprowadziłem do planu. Równocześnie do przygotowań fizycznych dodałem 2-3 jednostki treningu mentalnego. Podczas tak długich zawodów psychika odgrywa równie ważną rolę, co ciało. Jednym z kluczowych elementów była zmiana podejścia do samego biegu – zamiast skupiać się na jednym, odległym celu, podzieliłem cały dystans na mniejsze etapy. Dzięki temu każdy kolejny kilometr stawał się osiągalnym celem, co pomagało mi utrzymać motywację i nie tracić wiary w siebie, nawet gdy zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać.

— Co było najtrudniejsze – ból, senność, samotność na trasie? Który moment biegu był najbardziej obciążający psychicznie?
— W mojej ocenie najtrudniejszym momentem było zmaganie się z bólem stóp oraz ciągła walka z własnymi myślami. Szczególnie ciężkie było nie myślenie o tym, ile godzin jeszcze pozostało do końca – to uczucie, że cały czas trzeba iść do przodu, mimo zmęczenia i bólu, było wyzwaniem samym w sobie. Pętla miała tylko 1,7 km, więc nie czułem się samotny na trasie – co kilka minut widziałem swój support, ale również innych uczestników biegu, co dodawało energii i przypominało, że nie jestem w tym sam. To motywowało mnie do dalszego działania. Co ciekawe, podczas tych zawodów nie miałem żadnej potrzeby snu. Hałas i emocje, które towarzyszyły mi przez cały czas, uniemożliwiały zasypianie, ale mimo to udało mi się utrzymać koncentrację i ukończyć bieg. To była prawdziwa próba siły woli, zarówno fizycznej, jak i mentalnej.

— Czy na trasie 48-godzinnego biegu jest czas na sen, rozmowę, myślenie? Co robi głowa przez tyle godzin wysiłku?
— To, czy na trasie 48-godzinnego biegu jest czas na sen, rozmowy czy myślenie, zależy w dużej mierze od każdego uczestnika. Najlepsi biegacze radzą sobie bez snu, robiąc bardzo krótkie przerwy na uzupełnienie energii i szybki odpoczynek. Biegniemy na bardzo niskiej intensywności, więc mamy czas na rozmowy, nawiązywanie nowych znajomości i dzielenie się doświadczeniami. W moim przypadku nie udało mi się zasnąć, ale dłuższe przerwy na odpoczynek pozwalały organizmowi na regenerację, dzięki czemu mogłem kontynuować walkę na trasie. Jeśli chodzi o myślenie, to przez te 48 godzin w głowie przewija się mnóstwo różnych myśli – od strategii, przez wspomnienia, aż po całkowicie przypadkowe refleksje. Co ciekawe, z racji tak małej pętli (1,7 km), nie było czasu na nudę. Ciągła obecność innych uczestników, supportu i zmieniająca się sceneria sprawiały, że nie miałem okazji się nudzić.

— Co jesz podczas takich ekstremalnych biegów?
— Podczas takiego ekstremalnego wysiłku kluczowe jest nie tylko uzupełnianie płynów, ale także dostarczanie organizmowi odpowiedniej energii. Starałem się jeść regularnie, co jakiś czas wprowadzając większe posiłki, takie jak makaron, rosół czy jajecznica. Dodatkowo, w ciągu dnia bardzo dobrze reagowałem na słone przekąski oraz owoce, takie jak banany czy pomarańcze, które zapewniały szybki zastrzyk energii. Mój support starał się jak najlepiej zaspokajać moje zachcianki, co było naprawdę ważne, bo organizm w takich chwilach potrafi mieć różne „kaprysy” żywieniowe. Niedziela była dość ciepła, więc miałem ogromną ochotę na lody – kilka minut później już je miałem, co było małym, ale bardzo miłym "przerywnikiem" w całym wysiłku. W takich zawodach liczy się każda drobna rzecz, która pozwala utrzymać motywację i siły do dalszego biegu.

— Jak wyglądała regeneracja po biegu? Ile czasu potrzebowałeś, żeby „wrócić do siebie”?
— Regeneracja po takim biegu przebiegła dość szybko, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Po 2–3 dniach zakwasy praktycznie odpuściły, a organizm zaczął wracać do normalności. Co ciekawe, mimo że nie spałem przez blisko 62 godziny, moja regeneracja była naprawdę efektywna. Po ukończeniu biegu potrzebowałem około 10 godzin snu, by poczuć się w pełni wypoczętym. To pokazuje, jak niesamowicie adaptacyjny jest nasz organizm, gdy dajemy mu odpowiednie warunki do odpoczynku i regeneracji. Chociaż był to ekstremalny wysiłek, regeneracja przebiegła bez większych problemów.

— Ile kilometrów przebiegasz tygodniowo?
— Mój tygodniowy kilometraż jest zmienny i zależy od etapu przygotowań. Na początku wynosił około 60–80 km, a w miarę zbliżania się do zawodów, zwiększałem go do około 80–100 km tygodniowo. Dodatkowo, raz w tygodniu wprowadzałem trening siłowy, który okazał się kluczowy w przygotowaniach, pomagając mi w utrzymaniu siły i zapobieganiu kontuzjom. Taki plan pozwalał mi stopniowo budować wytrzymałość i formę, jednocześnie dbając o kompleksowy rozwój fizyczny.

— Czy korzystasz z pomocy trenera, dietetyka, fizjo?
— Korzystam tylko z pomocy trenera, Pawła Pszczółkowskiego, który ma ogromne doświadczenie w biegach ultra. To pod jego okiem trenuję i to on pomaga mi odpowiednio przygotować się do takich wyzwań. Paweł doskonale rozumie specyfikę tego typu zawodów i dzięki jego wiedzy i wsparciu mogę skutecznie rozwijać swoje umiejętności, unikając błędów, które mogą kosztować cenne sekundy na trasie.

— Wiele Twoich biegów wspiera akcje charytatywne – dlaczego to dla Ciebie ważne?
— Dla mnie łączenie wielkich wyzwań sportowych z pomocą dzieciom to coś naturalnego. Pomagać w taki sposób to dla mnie podwójna motywacja – walczę nie tylko o własne granice, ale także o coś znacznie większego. Wspieranie akcji charytatywnych daje mi poczucie, że każdy krok na trasie ma głębszy sens. Myślę, że mam po prostu takie podejście do życia – z natury lubię pomagać i dzielić się tym, co mogę. Tego typu inicjatywy dają mi ogromną radość i motywują do jeszcze większego zaangażowania.

— Co dalej? Czy masz już w głowie kolejny szalony cel, czy na razie chcesz się nacieszyć tym sukcesem?
— Plany na przyszłość są zdecydowanie w mojej głowie. Chciałbym wrócić na zawody typu Backyard. Rok temu miałem okazję uczestniczyć w tej formule, choć wtedy nie poszło po mojej myśli. Jednak zdobyte doświadczenie w biegach ultra daje mi pewność, że teraz jestem w stanie przekroczyć kolejną granicę. To będzie kolejna próba, kolejny krok, by udowodnić sobie, że jestem w stanie stawić czoła jeszcze większym wyzwaniom. Cieszę się z tego sukcesu, ale nie zamierzam spoczywać na laurach – przede mną kolejne cele i jeszcze większe wyzwania.


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B