Andrzej Wiśniewski - przewodniczący EZG Działdowszczyzna: System kaucyjny uderzy w nas wszystkich

2025-07-20 16:00:00(ost. akt: 2025-07-16 12:53:21)
Andrzej Wiśniewski - przewodniczący Ekologicznego Związku Gmin ,,Działdowszczyzna"

Andrzej Wiśniewski - przewodniczący Ekologicznego Związku Gmin ,,Działdowszczyzna"

Autor zdjęcia: Zuzanna Leszczyńska

— 1 października w Polsce ma ruszyć system kaucyjny. Ale zamiast porządku może wprowadzić chaos i finansową dziurę — mówi Andrzej Wiśniewski, który od roku pełni funkcję przewodniczącego Ekologicznego Związku Gmin ,,Działdowszczyzna".
— Czym zajmował się pan wcześniej? Czy są jakieś doświadczenia z poprzednich funkcji, które wykorzystuje pan w pracy w Związku?
— Od początku mojej kariery zawodowej byłem blisko gospodarki odpadami. Przez prawie 20 lat pracowałem w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej, gdzie odpowiadałem m.in. za funkcjonowanie wysypiska w Ciechanówku. To właśnie tam nawiązałem współpracę ze Związkiem i z jego wieloletnim przewodniczącym - panem Kazimierzem Kordeckim – dziś z perspektywy czasu uważam, że to miało duży wpływ na późniejsze zaufanie i propozycję objęcia funkcji przewodniczącego.
Później przez 17,5 roku pracowałem w samorządzie – najpierw jako zastępca burmistrza Lidzbarka, a następnie przez dwie kadencje – i część trzeciej – jako zastępca burmistrza Działdowa. Te lata dały mi nie tylko wiedzę administracyjną, ale i praktyczne spojrzenie na potrzeby mieszkańców, wyzwania finansowe oraz organizacyjne związane z gospodarką odpadami. Zawsze starałem się być blisko spraw Związku – bywałem na posiedzeniach zarządu, śledziłem działania kompostowni w Zakrzewie i sortowni. To doświadczenie dziś procentuje – rozumiem zarówno stronę operacyjną, jak i samorządową całego systemu.

— Jak ocenia pan pierwszy rok pełnienia funkcji przewodniczącego Ekologicznego Związku Gmin ,,Działdowszczyzna"? Jakie były największe wyzwania, z którymi musiał się pan zmierzyć?
— Oceniam ten rok jako bardzo dobry i owocny dla Związku. Udało się zrealizować kilka ważnych inwestycji, które nie tylko unowocześniły naszą infrastrukturę, ale też realnie wpłynęły na koszty działalności. Przede wszystkim zakończyliśmy rozbudowę instalacji fotowoltaicznej w Zakrzewie – zarówno na kompostowni, jak i na składowisku odpadów. Dziś możemy powiedzieć, że cały zakład w Zakrzewie jest zasilany w 100% energią pochodzącą z własnego źródła. To ogromny sukces i realny krok w stronę niezależności energetycznej. Podobny kierunek obraliśmy w Działdowie. To jednak dużo większe wyzwanie, bo nasze roczne zużycie energii wynosi tam około miliona kilowatogodzin. Taka instalacja musi więc mieć dużą moc. Obecnie przygotowany jest teren pod budowę farmy fotowoltaicznej. Chcemy rozpocząć prace jeszcze w tym roku, a zakończyć je wiosną przyszłego. Złożyliśmy wniosek o dofinansowanie do urzędu marszałkowskiego i mamy dużą nadzieję, że otrzymamy wsparcie. Po uruchomieniu instalacji moglibyśmy pokryć około 30% zapotrzebowania energetycznego własną produkcją, co ma ogromne znaczenie w kontekście stale rosnących cen energii. Zrealizowaliśmy też szereg działań modernizacyjnych – wymieniliśmy wszystkie oprawy oświetleniowe w naszych zakładach na energooszczędne lampy LED. Te oszczędności przekładają się na możliwość utrzymania opłaty śmieciowej na niższym poziomie. W Zakrzewie zainstalowaliśmy również dwie pompy ciepła, które ogrzewają biurowiec i garaże – oczywiście z wykorzystaniem energii z naszej instalacji fotowoltaicznej. To nie tylko ekologiczne, ale i ekonomicznie uzasadnione rozwiązanie. Zależy nam też na estetyce i komforcie mieszkańców. Rozpoczęliśmy wyposażanie gospodarstw domowych w pojemniki do selektywnej zbiórki odpadów bio. Docelowo chcemy, by każdy mieszkaniec miał dostęp do kompletu pojemników. Zarządcy i właściciele budynków mogą zgłaszać się do nas i podpisywać umowy użyczenia – zupełnie bezpłatnie.

— 1 października 2025 roku w Polsce ma wejść w życie system kaucyjny. Jak ocenia pan to rozwiązanie?
— Oceniam to jako poważne zagrożenie – przede wszystkim dlatego, że zostało to ustawione zupełnie na opak. W pierwszej kolejności Polska powinna była wprowadzić rozszerzoną odpowiedzialność producenta (ROP), tak jak zrobiły to wszystkie państwa Unii Europejskiej z wyjątkiem naszego kraju. Mieliśmy obowiązek wdrożyć ten system do końca 2022 roku. Problem leży w braku porozumienia rządu z producentami, którzy mają bardzo silny lobbing i wpływ na decyzje podejmowane w ministerstwach. ROP oznacza, że to producenci ponoszą odpowiedzialność za cały cykl życia opakowania – od wprowadzenia na rynek po zbiórkę i recykling. Tak to działa w innych krajach Unii. Jeśli odpady trafiają na instalacje, to producenci współfinansują ich przetworzenie. Tymczasem w Polsce ten mechanizm nie funkcjonuje, a system kaucyjny wprowadza się w oderwaniu od szerszej reformy. Przykładowo – w Czechach nie wprowadzono systemu kaucyjnego, bo dobrze działający ROP wystarczył, by domknąć system. W Polsce natomiast mówi się ludziom, że dostaną 50 groszy czy złotówkę za oddaną butelkę, ale nie mówi się, że najpierw muszą te pieniądze dopłacić przy zakupie. Żeby odzyskać kaucję, butelka musi być nieuszkodzona, niezgnieciona, oddana do automatu w odpowiedniej formie. To w praktyce będzie uciążliwe i kosztowne. Dla naszej instalacji to bardzo poważny cios. Opakowania PET plus puszki aluminiowe stanowią aż 80% naszego przychodu ze sprzedaży surowców wtórnych przeznaczonych do recyklingu. W skali roku to ponad 4 miliony złotych brutto. Po wejściu systemu kaucyjnego te środki znikną, a powstałą lukę trzeba będzie jakoś załatać – najpewniej przerzucając część kosztów na mieszkańców. Ministerstwo zapowiada rekompensaty – producenci mieliby przekazywać 6 zł na mieszkańca, by wspierać systemy związków międzygminnych takich jak nasz. W naszym przypadku oznaczałoby to 600 tysięcy złotych rocznie, a więc kwotę, która absolutnie nie pokrywa ubytku czterech milionów. Nie rozumiem też całkowicie sensu kar finansowych za niewprowadzenie ROP-u w wyznaczonym terminie – zamiast płacić dziennie dziesiątki tysięcy euro do Brukseli, te środki mogłyby być inwestowane w rozwój recyklingu, instalacji i systemów zbiórki. To smutny przykład na to, jak dobre założenia można wypaczyć przez brak systemowego podejścia.

— Jak ocenia Pan obecny system gospodarki odpadami w gminach członkowskich? Czy są planowane zmiany w opłatach, systemie segregacji lub częstotliwości odbioru?
— Wszystko wymaga czasu. Ekologiczny Związek Gmin „Działdowszczyzna” funkcjonuje już od 28 lat i można zauważyć pewną prawidłowość: im dłużej dana gmina jest członkiem Związku, tym lepiej wygląda realizacja poziomów recyklingu. W gminach, które dołączyły później, sytuacja jest trudniejsza i widać różnice. W 2024 roku obowiązywał nas cel recyklingu na poziomie 45%. W skali całego Związku udało się osiągnąć niespełna 38%, więc zabrakło nam około 7 punktów procentowych. Najbliżej osiągnięcia wymaganego poziomu są gminy Iłowo-Osada, Działdowo, Lidzbark, Płośnica i Rybno – tutaj widać dużą systematyczność i zaangażowanie mieszkańców. W pozostałych gminach odstępstwa są już bardziej widoczne, ale wierzę, że z czasem sytuacja się poprawi – to proces, którego nie da się przyspieszyć z dnia na dzień. Jeśli chodzi o opłaty – już czwarty rok utrzymujemy stawkę 22 zł miesięcznie za odpady segregowane. Niestety, nie da się jej dłużej utrzymać na tym poziomie. Wszystkie koszty stałe idą w górę: energia, wynagrodzenia, serwis instalacji. Dla porównania – w sąsiednich związkach, jak Ostróda czy Giżycko, stawki są już nawet kilkanaście złotych wyższe. U nas tę relatywnie niską stawkę udało się utrzymać m.in. dzięki temu, że aż 40% odpadów odbieramy własnym transportem, co wpływa na konkurencyjność przetargów i ogranicza koszty. Mimo to, od stycznia 2026 roku planujemy podwyżkę – szacujemy, że nie przekroczy ona 10 zł.
Jeśli chodzi o częstotliwość odbioru, planujemy wprowadzenie stałego harmonogramu zbiórki tekstyliów – raz na kwartał, równolegle z odbiorem odpadów wielkogabarytowych i elektrośmieci. Na początku roku mieliśmy problem z zalegającymi tekstyliami, ale obecnie sytuacja się unormowała – worki z odzieżą pojawiają się sporadycznie, co oznacza, że mieszkańcy uporali się z zaległościami.

— Jakie są Pana priorytety jeszcze w tym roku oraz w do zrealizowania w kadencji 2024-2029?
— Jak już wcześniej wspominałem, naszym priorytetem na ten rok jest doposażenie mieszkańców w pojemniki na bioodpady oraz realizacja pierwszego etapu budowy farmy fotowoltaicznej przy zakładzie przy ul. Przemysłowej w Działdowie. Chcemy, aby jeszcze w tej kadencji zakład ten przynajmniej w części samodzielnie zaspokajał swoje potrzeby energetyczne, co pozwoli nam obniżyć koszty i uniezależnić się od wahań cen prądu.
Równie ważne jest dla mnie wprowadzenie całorocznego odbioru bioodpadów – na terenach wiejskich, podobnie jak w miastach. Wieś bardzo się zmieniła. Coraz więcej osób, które tam mieszkają, to dawni mieszkańcy miast. Coraz rzadziej korzystają z przydomowych kompostowników, a zapotrzebowanie na systematyczny odbiór bio rośnie. Musimy jednak pamiętać, że bioodpady muszą być czyste – nie może trafiać do nich plastik czy inne zanieczyszczenia, bo potem bardzo trudno je odseparować i przetworzyć. Zakupujemy także nowy pojazd do odbioru tzw. big-bagów, czyli worków remontowych. Dotąd zajmowała się tym wyłącznie firma zewnętrzna. Teraz będziemy mogli część tych zadań realizować samodzielnie, co przełoży się na sprawniejszą obsługę mieszkańców.
Najważniejszym wyzwaniem całej kadencji będzie jednak osiągnięcie wymaganych poziomów recyklingu. W 2024 roku zabrakło nam około 6 punktów procentowych i wiemy, że trzeba będzie za to zapłacić karę. Pytanie brzmi – po co płacić kary, skoro te same środki można przeznaczyć na inwestycje, edukację czy poprawę systemu? Dlatego ogromny nacisk chcemy położyć na edukację mieszkańców w zakresie właściwej segregacji. W domkach jednorodzinnych wygląda to całkiem dobrze, ale w budynkach wielorodzinnych niestety wciąż mamy sporo do zrobienia.

— Jakie jest Pana osobiste spojrzenie na ekologię i jej miejsce w polityce lokalnej?
— To bardzo szeroki temat, ale myślę, że większość ludzi ma dziś świadomość ekologiczną – chcemy żyć w czystym środowisku, oddychać świeżym powietrzem, mieć dostęp do czystej wody. Ekologia nie jest już modą, tylko koniecznością – i w dużym stopniu zależy od nas samych. Uważam, że wszystko zaczyna się od jednostki – od codziennych wyborów, od edukacji, od odpowiedzialności. Ale rolą samorządu jest stworzyć mieszkańcom warunki, które pozwolą żyć w zgodzie z naturą. Dlatego trzeba iść w stronę szeroko pojętej ekologii – to nie tylko selektywna zbiórka odpadów, ale też termomodernizacja budynków, która obniża zużycie energii, inwestycje w nowoczesne i czyste systemy ogrzewania, rozwój OZE. Odnawialne źródła energii to przyszłość – nie emitują spalin, nie mają negatywnych skutków ubocznych, a przy odpowiednim wsparciu mogą być efektywne i opłacalne. Na poziomie lokalnym właśnie takie działania mają największy sens: konkretne, widoczne, bliskie ludziom.


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B