Dom jest dla kobiet najniebezpieczniejszym miejscem

2025-07-27 16:00:00(ost. akt: 2025-07-25 13:38:19)

Autor zdjęcia: PAP/Jacek Turczyk

Głównymi ofiarami zabójstw są mężczyźni, ale kobiety są częstszymi ofiarami, gdy w grę wchodzi przemoc domowa i seksualna — powiedziała dr hab. Dagmara Woźniakowska, prof. UW, kryminolożka, prawniczka, prezeska Polskiego Towarzystwa Kryminologicznego.
— Z danych policyjnych wynika, że od początku tego roku śmierć z rąk mężczyzn-zabójców poniosło już 30 kobiet. To porażająca liczba?
— Każde zabójstwo to tragedia. Jednak nadal jest tak, że głównymi ofiarami zabójstw są mężczyźni. Kobiety są częstszymi ofiarami wówczas, kiedy w grę wchodzi przemoc domowa i seksualna. Podstawowy scenariusz zabójstwa w Polsce jest prosty: dwóch facetów pije wódkę, dochodzi między nimi do kłótni, bo mają jakieś porachunki, albo po prostu nie zgadzają się w jakimś temacie, więc zabierają się do rękoczynów.

— Jednak ofiarą Mieszka R., który zamordował portierkę na Uniwersytecie Warszawskim, była kobieta.
— To wyjątkowa sytuacja, tego rodzaju zabójstw w Polsce jest bardzo, bardzo mało, zdarzają się rzadko, dlatego tak bardzo je przeżywamy i dlatego tak dużo o nich mówimy. To nie jest typowy kontekst, kiedy dochodzi do zabójstwa między osobami nieznajomymi i to bez motywu rabunkowego czy seksualnego. Trudno też powiedzieć, czy sprawca chciał zabić właśnie kobietę, czy to był przypadek, że ona była na miejscu, kiedy mężczyzna postanowił zaatakować.

— Wydawać by się mogło, że kobiety jako słabsze, będą dla napastników różnej maści ofiarami z wyboru.
— Jednak kobiety mają znacznie bardziej niż mężczyźni, rozbudowane strategie, mające zapewnić im bezpieczeństwo. Boją się o siebie, ponieważ są ofiarami różnego rodzaju przemocy ze strony mężczyzn. W związku z tym rzadziej znajdują się w sytuacjach, które prowokują do napadu rabunkowego albo innej napaści przez obcego sprawcę na ulicy, co zmniejsza ryzyko wiktymizacyjne. A faceci tego nie mają, więc częściej są w takich niebezpiecznych sytuacjach, np. na otwartej przestrzeni, w barach, pod wpływem alkoholu wdają się w przypadkowe konflikty czy szarpaniny.

— Jakie są te strategie bezpieczeństwa kobiet?
— Przede wszystkim unikanie konfliktowych sytuacji, samotnych wędrówek w ciemnościach – wówczas zwykle poruszają się w grupie albo biorą taksówkę. Do tego dochodzi kwestia stylu życia – one rzadziej znajdują się samotnie wieczorami w miejscach publicznych, np. barach, choćby dlatego, że czują się w obowiązku opiekować innymi członkami rodziny, zajmować domem. Wiem, że to, co mówię, na odległość śmierdzi stereotypem, ale taka jest prawda.
Natomiast przykre jest to, że te kobiety, które bardzo się boją, czasem irracjonalnie, przemocy ze strony osoby obcej, to ta przemoc najczęściej spotyka w ich domach. Właśnie dom jest dla nich najbardziej niebezpiecznym miejscem i jeżeli padają ofiarami zabójstw, to bardzo często dzieje się to w kontekście przemocy domowej. Podobnie jeżeli kobiety padają ofiarami przemocy seksualnej, to sprawcą najczęściej jest osoba znana, co znowu powoduje, że te strategie unikowe w wielu przypadkach odbierają czujność na innych polach. "O, boję się zgwałcenia, że wyskoczy gwałciciel za zza krzaka w parku" - a to prawie się nie zdarza. Owszem, mieliśmy w Warszawie parę lat temu biegaczkę, która została zgwałcona w takich okolicznościach - miała nieprawdopodobnego pecha, bo statystycznie jest to niesłychanie rzadka sytuacja. Znakomita większość kobiet jest gwałcona przez swoich znajomych, których się nie boją, którym ufają.

— Opinię publiczną wzburzyła niedawno sprawa bestialskiego zabójstwa 16-latki, którego sprawcą najprawdopodobniej jest jej 17-letni kolega. Kiedy i dlaczego sprawcy stają się tacy brutalni?
— Czynniki, które powodują agresję, bywają bardzo różne. Mogą być związane z chorobami psychicznymi, które ulegają okresowo zaostrzeniu, co nie jest łatwe przewidzenia. Mogą też wynikać z kumulującego się napięcia, rosnącej frustracji związanej z różnymi sytuacjami życiowymi – kiedy się nagromadzą w człowieku i nastąpi jakiś czynnik wyzwalający, bywa, że frustracja przeradza się w agresję. Ponadto ta agresja niejednokrotnie wcale nie jest kierowana na obiekt frustracji i złości, tylko na inny, "bezpieczny". Mówiąc obrazowo: jeżeli zostanę w jakiś sposób źle potraktowana przez swojego szefa to – jeśli nie działam w skrajnych emocjach – powstrzymam się z wybuchem agresji wobec szefa, bo mogę dużo stracić, ale przeniosą tę agresję na osobę, która jest ode mnie słabsza. W praktyce wygląda to zazwyczaj tak, że sfrustrowany człowiek wraca do domu, wrzeszczy na dziecko, wyżywa się na żonie, a po drodze "strąbi" innego kierowcę i pokaże mu "faka". To tzw. efekt przeniesienia.
Bywa jednak, że ta skumulowana agresja i frustracja kończy się tragicznie i ktoś traci życie. Czynnikami bardzo mocno odhamowującymi są używki. Przede wszystkim alkohol, który w pierwszej fazie użycia działa pobudzająco. Poza tym wszelkiego rodzaju narkotyki o działaniu pobudzającym. Oczywiście nie każda osoba pod wpływem takich używek zachowuje się w sposób agresywny, ale jeżeli ma w sobie ma ten "potencjał złości" i jakąś niestabilność psychiczną, to jej ta agresja, wcześniej trzymana na smyczy choćby przez socjalizację, może wybuchnąć w niepohamowany sposób.

— Czytałam, że w wielu przypadkach, kiedy kobiety tracą życie z rąk swoich partnerów, w grę wchodzi chorobliwa zazdrość, tzw. kompleks Otella.
— Lepszym określeniem niż zazdrość będzie strach przed utratą kontroli. Osoby, które mają skłonność do przemocowego funkcjonowania w związku, mają także silną potrzebę kontroli. Kiedy czują, że ją tracą, starają się wszelkimi sposobami tę kontrolę utrzymać. Może być np. tak, że ofiara zachowań przemocowych nagle znajduje jakieś wsparcie z zewnątrz i zaczyna się podnosić z wyuczonej bezradności. Nawiązuje jakieś kontakty, idzie do prawnika, zaczyna odkładać pieniądze przygotowując się do odejścia i samodzielnego życia, zaczyna się "stawiać", bo już nie akceptuje pewnych zachowań. Poczucie, że sprawca już nie panuje całkowicie nad sytuacją, jak kiedyś, może spowodować u niego wybuch agresji. W ogóle dla kobiet, które są w związkach przemocowych, najbardziej niebezpiecznym momentem jest ten, kiedy ona zdecyduje się na odejście.

— Podręczniki kryminologii podają, że kobiety cztero-, pięciokrotnie rzadziej dokonują zabójstw, niż mężczyźni. Czy jest to jakoś uwarunkowane ewolucyjnie?
— Generalnie 15 proc. podejrzanych o zabójstwa w Polsce to kobiety, więc jeszcze rzadziej niż pani mówiła, zostają morderczyniami. Na 500-600 zabójstw rocznie jest zaledwie sześćdziesiąt parę, których autorkami są one. Ale też one zabijają w innych kontekstach - przede wszystkim partnerów przemocowych. Dla kobiet agresja fizyczna jest wyborem mniej intuicyjnym, mniej oczywistym niż dla mężczyzn. Można by długo dyskutować o tym, dlaczego tak jest, ale postaram się to wyjaśnić w skrócie. Po pierwsze biologia: kobiety są słabsze fizycznie, więc wolą nie atakować, bo mają nierówne szanse. Druga, jeszcze istotniejsza rzecz, to kwestia socjalizacji. Dziewczynki są uczone, żeby nie rozwiązywać konfliktów siłą, że mają być grzeczne etc. Dlatego kobiety bardziej, niż mężczyźni, są skłonne do przemocy psychicznej, używają jej jako broni. Nawet jeżeli stosują przemoc fizyczną, to w znacznie mniejszym zakresie – są na to badania - potrafią popchnąć partnerów, uderzyć, na ogół nie są zachowania groźne dla tych, wobec których przemoc została zastosowana.

— Powiedziała pani, że kobiety, jeśli zabijają, to najczęściej swoich przemocowych partnerów. Dźgają ich nożem, którym przed chwilą kroiły chleb na kolacyjne kanapki?
—Taki jest najczęstszy scenariusz – nóż. Dzięki Bogu mamy w Polsce bardzo mocno regulowany dostęp do broni palnej, inaczej trup ścieliłby się gęściej. Denerwuję się, kiedy słyszę, że gdybyśmy mieli łatwiejszy dostęp do broni, to ktoś zastrzeliłby tego zabójcę z siekierą. Aha, akurat – to ten mężczyzna, zamiast siekiery miałby pistolet albo karabin i nie wiadomo, ile osób by wtedy zginęło.

— Niekoniecznie ma to zastosowanie do kobiet. Słyszała pani zapewne o policjantce z Podkarpacia, która zabiła swojego męża – nożem, nie skorzystała ze służbowej broni.
— Tutaj wspomnę o jeszcze jednym, charakteryzującym kobiece zabójstwa, aspekcie - one, znacznie częściej niż mężczyźni, starają się udzielić pomocy ofierze, dzwonią pod 112, starają się zapobiec skutkowi tego, co zrobiły.

— Jak pani ocenia sprawność policji, jeśli chodzi o interwencje związane z przemocą domową zgłaszaną przez kobiety?
— Troszeczkę się poprawia, ale bardzo, bardzo powoli. Mimo wielu szkoleń wciąż jest zbyt dużo zbagatelizowanych zgłoszeń, niedostatecznego wsparcia, posługiwania się przez funkcjonariuszy stereotypami. Jednak jest też wielu policjantów, którzy są empatyczni i reagują prawidłowo. Z tego, co mówią osoby pokrzywdzone o swoich kontaktach z organami wymiaru sprawiedliwości, wszystko zależy od czynnika ludzkiego.

Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)/mir/ jann/kgr/

Fot. PAP/Jacek Turczyk

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B