Jan Domański: Pamięć przywraca do życia
2025-02-09 16:00:00(ost. akt: 2025-02-06 12:51:31)
Jan Domański urodził się 5 lutego 1949 roku w miejscowości Kędzie w województwie dolnośląskim. Od 50 lat mieszka w powiecie nidzickim, gdzie znany jest z działalności społecznej i historycznej. Jak przyznaje, to rodzice wywarli duży wpływ na jego życie.
Tata
Kazimierz Domański był Żołnierzem Września 1939 roku. Walczył w 84. Pułku Strzelców Poleskich (84 pp) – oddziale piechoty Wojska Polskiego w II Rzeczypospolitej na granicy zachodniej jako kapral rezerwy, dowódca sekcji ciężkich karabinów maszynowych 2 Kompanii, II Batalionu. W wyniku bombardowań stracił 3 ulubione konie o imionach: Cyrus, Tama, Filut. Brał udział w obronie Modlina, gdzie został dwukrotnie ranny. Za udział w jednej z akcji otrzymał awans na stopień plutonowego i nominację do Krzyża Walecznych. Po upadku Modlina, 29 września 1939 roku, trafił do niewoli, poprzez obóz przejściowy w Działdowie, do Stalagu I A w północnej części dawnego niemieckiego poligonu Stablack, znajdującego się w obecnym Kamińsku w gminie Górowo Iławeckie. W 1941 r. uciekł z niego razem z Antonim Kucińskim
Kazimierz Domański był Żołnierzem Września 1939 roku. Walczył w 84. Pułku Strzelców Poleskich (84 pp) – oddziale piechoty Wojska Polskiego w II Rzeczypospolitej na granicy zachodniej jako kapral rezerwy, dowódca sekcji ciężkich karabinów maszynowych 2 Kompanii, II Batalionu. W wyniku bombardowań stracił 3 ulubione konie o imionach: Cyrus, Tama, Filut. Brał udział w obronie Modlina, gdzie został dwukrotnie ranny. Za udział w jednej z akcji otrzymał awans na stopień plutonowego i nominację do Krzyża Walecznych. Po upadku Modlina, 29 września 1939 roku, trafił do niewoli, poprzez obóz przejściowy w Działdowie, do Stalagu I A w północnej części dawnego niemieckiego poligonu Stablack, znajdującego się w obecnym Kamińsku w gminie Górowo Iławeckie. W 1941 r. uciekł z niego razem z Antonim Kucińskim
pochodzącym z Nowej Wsi Wielkiej, który po wojnie był mieszkańcem Nidzicy.
— Tata był rodakiem z patriotycznej miejscowości Zelechów w powiecie garwolińskim, a przed wojną pracował jako leśniczy w powiecie pińskim na Polesiu. Po ucieczce z obozu znalazł się w Warszawie, gdzie wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, a następnie do Armii Krajowej. Przez całą okupację był żołnierzem 2 Rejonu AK Żelechów. Awansował na dowódcę ochrony sztabu w stopniu starszego sierżanta 15 Pułku Piechoty „Wilków” — wspomina Jan Domański.
Po wojnie zaczął pracę w Powiatowym Oddziale Państwowego Urzędu Repatriacyjnego w Chełmie pod przybranym nazwiskiem.
— Tata był rodakiem z patriotycznej miejscowości Zelechów w powiecie garwolińskim, a przed wojną pracował jako leśniczy w powiecie pińskim na Polesiu. Po ucieczce z obozu znalazł się w Warszawie, gdzie wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, a następnie do Armii Krajowej. Przez całą okupację był żołnierzem 2 Rejonu AK Żelechów. Awansował na dowódcę ochrony sztabu w stopniu starszego sierżanta 15 Pułku Piechoty „Wilków” — wspomina Jan Domański.
Po wojnie zaczął pracę w Powiatowym Oddziale Państwowego Urzędu Repatriacyjnego w Chełmie pod przybranym nazwiskiem.
— Niestety, władza ludowa i NKWD wyłapywały żołnierzy AK - niektórzy byli uśmiercani, inni zsyłani na Sybir. Na Syberię trafił m.in. brat stryjeczny mojej mamy Leon Zawadzki. Kiedy władza zainteresowała się moim tatą, uciekł na Dolny Śląsk. Tam nawiązał kontakt z moją mamą — wspomina Jan Domański.
Mama
Henryka Domańska zd. Wierzbicka była wdową. Jej pierwszy mąż, Roman Szymonik ps. ,,Bystry", zginął w Bitwie z NKWD i UB w Lesie Stockim. Oboje należeli do Armii Krajowej. Pseudonim mamy to ,,Romana". Roman Szymonik był jednym z 11 poległych żołnierzy mjr Mariana Bernaciaka, ps. Orlik. Henryka była wówczas w ciąży. — We wrześniu 1945 r., już po śmierci swojego ojca, urodził się mój brat Damian Roman. Brat mamy mieszkał we Wrocławiu. Tam kontakt z nim nawiązał mój tata, i tak zapoznał się z moją mamą — wspomina Jan Domański. Małżeństwo Henryki i Kazimierza trwało zaledwie 13 lat.
Henryka Domańska zd. Wierzbicka była wdową. Jej pierwszy mąż, Roman Szymonik ps. ,,Bystry", zginął w Bitwie z NKWD i UB w Lesie Stockim. Oboje należeli do Armii Krajowej. Pseudonim mamy to ,,Romana". Roman Szymonik był jednym z 11 poległych żołnierzy mjr Mariana Bernaciaka, ps. Orlik. Henryka była wówczas w ciąży. — We wrześniu 1945 r., już po śmierci swojego ojca, urodził się mój brat Damian Roman. Brat mamy mieszkał we Wrocławiu. Tam kontakt z nim nawiązał mój tata, i tak zapoznał się z moją mamą — wspomina Jan Domański. Małżeństwo Henryki i Kazimierza trwało zaledwie 13 lat.
— Tata chorował na płuca. Był ranny w obronie Modlina, miał naruszone płuco i rękę. Zmarł 29 grudnia 1960 r. w Tuszynie pod Łodzią. Miałem wtedy 11 lat. Po śmierci taty stworzyliśmy taki "rodzinny oddział" - nigdy nie daliśmy wypchnąć się poza nawias. Staraliśmy się wspierać mamę. Mama miała tylko rentę rodzinną, a przy 6 dzieci nie mogła pracować. Do leśniczówki musiał przybyć nowy leśniczy, a nas zepchnięto do jednego pomieszczenia. Niestety, mama opiekując się chorym tatą, również zachorowała na gruźlicę. W 1961 r. trafiła do szpitala do Wrocławia. Czwórka najmłodszych dzieci, w tym ja, trafiła do domu dziecka — wspomina.
Jan Domański marzył o nauce w technikum leśnym.
Jan Domański marzył o nauce w technikum leśnym.
— Mama powiedziała, że nie da rady mnie utrzymać. Moi stryjowie mieszkali w Lidzbarku Warmińskim - i tu właśnie, w wieku 14 lat, spod Wrocławia przyjechałem sam. Pamiętam taki epizod z mojego przyjazdu. Kiedy dojechałem na miejsce wszyscy ludzie szeptali o tragedii, jaka miała miejsce Lidzbarku. Okazało się, że 8 sierpnia 1963 r. na obozie harcerskim pod Dobrym Miastem zginęła bliźniacza siostra mojej przyszłej żony - Helenka. Na tym obozie miała być moja żona. Podczas burzy drzewo spadło na namiot harcerski - kilkanaścioro dzieci zostało rannych, a dwie harcerski zginęły - były to Jadzia Górska i Helenka Borowik — wspomina Jan Domański.
Inna historia miała miejsce 23 grudnia 1963 r., kiedy to 14-letni Jan wyruszył w "podróż w nieznane". — Podróż do domu rodzinnego rozpoczęła się o 5 rano. Wyruszyłem z Lidzbarka Warmińskiego do Czerwonki, z Czerwonki do Olsztyna, z Olsztyna do Żmigrodu i przyjechałem około godz. 22. Miałem jeszcze do pokonania kilkanaście kilometrów do miejscowości Dębno. Był mróz, ponad 20 stopni na minusie. Dopytałem kolejarzy, którędy udać się na Rawicz. I szedłem. Noc była jasna, świecił księżyc, mróz niesamowity. Szedłem z walizeczką tekturową, miałem na sobie budrysówkę, niestety zgubiłem rękawiczki. Po 2-3 kilometrach zatrzymuje się Warszawa, otwierają się drzwi, z samochodu bucha woń alkoholu. Okazało się, że myśliwi wracają z polowania. Na tylnym siedzeniu było 3 myśliwych, 2 psy i pytają: ,,dziecko kochane, gdzie ty o tej porze idziesz?". Ja odpowiedziałem, że do domu, do Dębna. Wzięli mnie do środka i podrzucili kawałek. Zostały tylko 2 kilometry, pokonałem je w zaspach. Kiedy doszedłem do wsi panowała noc. Wszędzie były pogaszone światła, tylko w jednym budynku jasno. Okazało się, że to gajówka brata Damiana. Do dziś pamiętam płacz mamy i rodzeństwa — wspomina Jan Domański.
Leśnictwo
Kazimierz Domański uczęszczał do niższej szkoły leśnej w Białowieży. Ukończył ją w 1930 r., po czym odbył roczną praktykę w Nadleśnictwie Garwolin. Został gajowym, następnie podleśniczym i leśniczym na Polesiu. — Do powiatu pińskiego sprowadził 3 siostry, 2 zamężne. Mąż jednej z sióstr, Marty, ppor Kazimierz Łosin zginął jako ofiara zbrodni sowieckiej na terenie Białorusi. Druga z sióstr, Zuzanna, po mężu Kaczmarek, i najmłodsza Jadwiga zostały wywiezione na Syberię. Zuzannę zabrali z półrocznym synkiem. Zuzannie i Jadwidze udało się uratować małego Karolka. Przeżył w Północnym Kazachstanie w bardzo trudnych warunkach. Mąż Zuzanny, Telesfor Kaczmarek dostał się w ręce sowieckie, był więziony m.in. w Pińsku, Mińsku, a następnie zesłany na Syberię w rejon Workuty. Udało mu się dostać do Armii generała Andersa, przeszedł szlak bojowy zakończony wyzwoleniem Bolonii i Ankony. — To był mój ociec chrzestny i zawsze dobrze go wspominam — mówi Jan Domański. Telefsor wrócił w 1947 r. — Rzadko go widywałem. Przyjeżdżał do moich rodziców na leśniczówkę i wtedy też usłyszałem po raz pierwszy ,,Czerwone maki na Monte Cassino" śpiewane pięknie przez moją mamę, tatę i Telesfora — wspomina.
Kazimierz Domański uczęszczał do niższej szkoły leśnej w Białowieży. Ukończył ją w 1930 r., po czym odbył roczną praktykę w Nadleśnictwie Garwolin. Został gajowym, następnie podleśniczym i leśniczym na Polesiu. — Do powiatu pińskiego sprowadził 3 siostry, 2 zamężne. Mąż jednej z sióstr, Marty, ppor Kazimierz Łosin zginął jako ofiara zbrodni sowieckiej na terenie Białorusi. Druga z sióstr, Zuzanna, po mężu Kaczmarek, i najmłodsza Jadwiga zostały wywiezione na Syberię. Zuzannę zabrali z półrocznym synkiem. Zuzannie i Jadwidze udało się uratować małego Karolka. Przeżył w Północnym Kazachstanie w bardzo trudnych warunkach. Mąż Zuzanny, Telesfor Kaczmarek dostał się w ręce sowieckie, był więziony m.in. w Pińsku, Mińsku, a następnie zesłany na Syberię w rejon Workuty. Udało mu się dostać do Armii generała Andersa, przeszedł szlak bojowy zakończony wyzwoleniem Bolonii i Ankony. — To był mój ociec chrzestny i zawsze dobrze go wspominam — mówi Jan Domański. Telefsor wrócił w 1947 r. — Rzadko go widywałem. Przyjeżdżał do moich rodziców na leśniczówkę i wtedy też usłyszałem po raz pierwszy ,,Czerwone maki na Monte Cassino" śpiewane pięknie przez moją mamę, tatę i Telesfora — wspomina.
— Pięknym okresem z czasów dzieciństwa była dla mnie miejscowość Czarny Las. W 1956 r. tata założył w niej szkółkę leśną o powierzchni 3 ha, która obecnie ma ok. 20 ha. Pamiętam to do dziś, zbierałem tam grzyby, szyszki, żołędzie. Zebrane szyszki wysypywaliśmy w pokoju na piętrze w leśniczówce, paliliśmy ogień w piecu kaflowym, dzięki czemu szyszki się otwierały i wysypywały się nasiona. Były one następnie wysiewane w szkółce — mówi Jan Domański. Zamiłowanie do leśnictwa towarzyszy mu od dziecka. — Od kiedy tylko zacząłem chodzić na własnych nogach, biegałem za tatą i wiecznie chciałem do lasu. Leśnikami było dwóch moich braci: Damian Roman i Andrzej. W 1968 r. ukończyłem Technikum Rolniczo-Łąkarskie w Lidzbarku Warmińskim, które w 1946 r. zorganizował brat dziadka Józef Wierzbicki. Praca w charakterze doradcy rolników przynosiła mi zawsze wielką satysfakcję. Widziałem, jak zmieniała się wieś i rolnictwo. Miałem więc możliwość pracy z dwoma, trzema pokoleniami — wspomina.
Jan Domański przyznaje, że wiele zawdzięcza rodzicom. — Mama opowiadała nam wiele historii i pięknie śpiewała. Tata w tym czasie pracował w lesie, a my, jako dzieci, staraliśmy się wykonać jego domowe obowiązki: wyrzucić obornik, dać krowom paszę bądź przypilnować je na pastwisku, wysprzątać podwórko, umyć oborę. Czekaliśmy wieczoru, tata wracał z lasu, odpoczywał, w piecu paliły się polana, było cieplutko, a tata opowiadał swoje historie. My o Katyniu wiedzieliśmy już jako dzieci. W technikum mieliśmy taki zwyczaj, że najlepsi uczniowie z danego przedmiotu, na Dzień Nauczyciela, prowadzili lekcje. Nauczyciele honorowali oceny, które stawialiśmy kolegom, a nawet wychodziła z klasy. Kiedy wiedziałem, że będę prowadził lekcję, z duszą na ramieniu, opowiedziałem klasie o Katyniu — wspomina Jan Domański.
Patriotyzm od dziecka i od pokoleń
Członkowie rodziny Jana Domańskiego walczyli w powstaniu listopadowym, brali udział w walkach wojska Księstwa Warszawskiego dowodzonych przez księcia Józefa Poniatowskiego. — Jeden z członków rodziny Domańskich brał udział w powstaniu styczniowym, dwóch braci ojca mojej mamy wżeniło się do rodziny Krassowskich na Podlasiu. Dowódcą cywilnym powstania styczniowego na powiat włodawsko-radzyński był Franciszek Krassowski. Jego syn Rajmund Krassowski został rozstrzelany w Radzyniu Podlaskim na początku lutego 1863 r. razem z delegatem Rządu Narodowego Drewnowskim. Ich mogiła jest czczona do dzisiaj. Franciszek przeszedł więzienie w Radzyniu, Cytadelę Warszawską, następnie zesłany na 12 lat katorgi na Syberię, niestety zmarł w 1869 r. w Irkucku. Pochował go ksiądz Szwernicki. Niósł on do końca posługę powstańcom styczniowym, odrzucając nawet sakrę biskupią. Jako ciekawostkę przytoczę też postać Polaka Jana Czerskiego, pochodzącego z okolic Witebska. Stał się na zesłaniu badaczem Syberii, interesując się jej historią, geologią, pochodzeniem, do tego stopnia, że Rosjanie nazwali jego imieniem miejscowość Czersk. Umierał w wieku 50 lat i chował go właśnie ksiądz Szwernicki — opowiada Jan Domański.
Członkowie rodziny Jana Domańskiego walczyli w powstaniu listopadowym, brali udział w walkach wojska Księstwa Warszawskiego dowodzonych przez księcia Józefa Poniatowskiego. — Jeden z członków rodziny Domańskich brał udział w powstaniu styczniowym, dwóch braci ojca mojej mamy wżeniło się do rodziny Krassowskich na Podlasiu. Dowódcą cywilnym powstania styczniowego na powiat włodawsko-radzyński był Franciszek Krassowski. Jego syn Rajmund Krassowski został rozstrzelany w Radzyniu Podlaskim na początku lutego 1863 r. razem z delegatem Rządu Narodowego Drewnowskim. Ich mogiła jest czczona do dzisiaj. Franciszek przeszedł więzienie w Radzyniu, Cytadelę Warszawską, następnie zesłany na 12 lat katorgi na Syberię, niestety zmarł w 1869 r. w Irkucku. Pochował go ksiądz Szwernicki. Niósł on do końca posługę powstańcom styczniowym, odrzucając nawet sakrę biskupią. Jako ciekawostkę przytoczę też postać Polaka Jana Czerskiego, pochodzącego z okolic Witebska. Stał się na zesłaniu badaczem Syberii, interesując się jej historią, geologią, pochodzeniem, do tego stopnia, że Rosjanie nazwali jego imieniem miejscowość Czersk. Umierał w wieku 50 lat i chował go właśnie ksiądz Szwernicki — opowiada Jan Domański.
Z rodziną Krassowskich z Pieszowoli wiąże się wspaniała historia współdziałania, przyjaźni Krystyny Krahelskiej, bohaterki Powstania Warszawskiego, słynnej Warszawskiej Syrenki. — Krystyna opiekowała się rodzicami, którzy byli chronieni przez rodzinę Krassowskich w czasie okupacji. Ojciec Krystyny Krahelskiej był wojewodą poleskim. Po jednym z napadów bandy ukraińskiej został strasznie pobity. Był leczony w szpitalu we Włodawie, gdzie Krystyna zatrudniła się jako pielęgniarka. Nocami chodziła, jako zakonspirowany żołnierz AK, leczyć partyzantów do lasu. Krystyna, właśnie w Pieszowoli, napisała słowa do dwóch pieśni partyzanckich. Jedną jest o pieśń o zakopanej broni - oparta na faktach. Jeden z synów Krassowskich, Witold, zbierał porzuconą przez wojsko broń i zakopywał ją z myślą, że kiedyś ona się przyda. Drugiej pieśni uczono się na pamięć w Pieszowoli - ,,Hej, chłopcy, bagnet na broń", była ona hasłem dla uczestników powstania warszawskiego — zaznacza Jan Domańskich.
I podkreśla: — Wspólne działanie rodzin Wierzbickich, Domańskich, Krassowskich jest dla mnie bardzo istotne. Upowszechniam ich historię. Niestety, nauczyciele nie wiedzą kim była Krystyna Krahelska. To znak czasu, że pewne rzeczy umykają. Warto o tych osobach wspominać. Krystyna, podobnie jak moi rodzice i rodzice innych dzieci powojennych oddawali wszystko, żeby Polska odzyskała wolność. Historia mojej rodziny jest dla mnie sztandarem przez całe życie — mówi Jan Domański.
Dęty Katyńskie
Jan Domański jest członkiem Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Olsztynie. — Ppor Kazimierz Łosin, który był członkiem rodziny, został zamordowany, i nie wiadomo gdzie spoczywa. Brat mojego dziadka, podporucznik - a pośmiertnie porucznik - Ryszard Wierzbicki zginął w Katyniu. Poszedł na wojnę z 24 Pułkiem Ułanów, walczył na południu Polski pod dowództwem gen. Maczka — mówi. Jan Domański dba o kultywowanie historii o ofiarach Zbrodni Katyńskiej. Dlatego aktywnie włącza się w propagowanie akcji sadzenia Dębów Pamięci.
Jan Domański jest członkiem Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Olsztynie. — Ppor Kazimierz Łosin, który był członkiem rodziny, został zamordowany, i nie wiadomo gdzie spoczywa. Brat mojego dziadka, podporucznik - a pośmiertnie porucznik - Ryszard Wierzbicki zginął w Katyniu. Poszedł na wojnę z 24 Pułkiem Ułanów, walczył na południu Polski pod dowództwem gen. Maczka — mówi. Jan Domański dba o kultywowanie historii o ofiarach Zbrodni Katyńskiej. Dlatego aktywnie włącza się w propagowanie akcji sadzenia Dębów Pamięci.
— W księgach cmentarnych pomordowanych przez NKWD odnaleziono historię 106 leśników - nieupamiętnionych ofiar Zbrodni Katyńskiej. Wspólnie z dyrekcją Lasów Państwowych i Nadleśnictwem Nowe Ramuki w Orzechowie posadziliśmy 106 Dębów Pamięci tym leśnikom. Dęby Pamięci są dla mnie przywróceniem do życia w świadomości współczesnych — mówi Jan Domański.
I dodaje: Było nas 6 rodzeństwa, z najstarszym bratem z pierwszego małżeństwa mamy. Dwóch moich braci: śp. Hubert był oficerem rezerwy w stopniu porucznika, a najmłodszy brat Erazm był zawodowym oficerem i przeszedł na emeryturę w stopniu podpułkownika. W tej chwili jest kustoszem Wojska Polskiego. Element wojskowości jest dla mnie ważny. Poprzez działalność z Rodziną Katyńską mam bliski kontakt z różnymi jednostkami wojskowymi, strażą graniczną, samorządami, szkołami i doskonale się rozumiemy.
Powiat nidzicki
W grudniu 1974 r., Jan Domański, dzięki aktywności w ramach Związku Młodzieży Wiejskiej, dostał awans na funkcję sekretarza Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego w Nidzicy.
W grudniu 1974 r., Jan Domański, dzięki aktywności w ramach Związku Młodzieży Wiejskiej, dostał awans na funkcję sekretarza Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego w Nidzicy.
— Pół roku mieszkałem jako komtur na nidzickim zamku. W maju otrzymałem przydział mieszkania i mogłem sprowadzić żonę i córkę. Zamieszkaliśmy na ul. Kościuszki. W czerwcu 1975 r. zlikwidowano powiaty i trafiłem do Janowca Kościelnego. Przez 10 lat pełniłem funkcję kierownika służby rolnej. Wspólnie ze współpracownikami wydumaliśmy i zorganizowaliśmy Święto Pieczonego Ziemniaka, które trwa do dziś. Pierwsze Święto Pieczonego Ziemniaka odbyło się w Połciach Starych przy pomocy Teresy i Mirosława Szypulskich. Piekliśmy ziemniaki na ognisku, zrobionym z łęcin ziemniaczanych. Na stojaku nad ogniskiem warzył się grzaniec. Później zaczęliśmy organizować wystawy zwierząt hodowlanych, wystawy rolnicze. W 1997 i 1998 r byłī dwie piękne wystawy rolnicze pod nidzickim zamkiem — wspomina.
Jan Domański od 57 lat pracuje w rolnictwie na obszarze, najpierw Lidzbarka Warmińskiego, Bartoszyc, później na terenie powiatu nidzickiego, gdzie mieszka już od 50 lat. Ma 3 córki i 6 wnuków. Jest miłośnikiem przyrody i historii terenu Warmii i Mazur oraz Pogranicza.
— Na tym terenie bardzo duży udział miała również moja siostra Ewa, po mężu Osowska, jako pracownik samorządowy gminy Janowo. Brat Andrzej - leśniczy w Koniuszynie, Kurkach, Bolejnach, a największy brat Hubert - nauczyciel, historyk, przyrodnik, działacz PZN Nidzica, współzałożyciel ,,Gazety Nidzickiej" — mówi Jan Domański.
Pragnienia i oczekiwania
— Marzy mi się porządne Muzeum Ziemi Nidzickiej i Północnego Mazowsza w nidzickim klasztorku. Oba te tereny przenikały się mocno w różnych okresach historii — mówi.
— Marzy mi się porządne Muzeum Ziemi Nidzickiej i Północnego Mazowsza w nidzickim klasztorku. Oba te tereny przenikały się mocno w różnych okresach historii — mówi.
Jan Domański włącza się w wiele inicjatyw na rzecz pamięci, m.in. w organizowany od 5 lat Dzień Pamięci o Poległych i Pomordowanych na dawnym Pograniczu.
— Proponuję, aby na terenie Lasu Białuckiego utworzono Mauzoleum Ofiar Północnego Mazowsza, Warmii i Mazur oraz Powiśla, ofiar i więźniów obozu koncentracyjnego KS Soldau. Są już podjęte w tym kierunku działania - IPN wybrał już projekt nowego pomnika. Prosiłem Lasy Państwowe o częściowe ogrodzenie terenu, gdzie znajduje się 5 mogił, żeby ochronić obszar przed zwierzyną leśną. Co roku uczestniczę też w Dniu Pamięci Ofiar Obu Totalitaryzmów na Warmii i Mazurach. Udało mi się włączyć do współpracy Grupę Historyczno-Eksploracyjną „Zawkrze” z Mławy, Muzeum Pogranicza w Działdowie, leśników, straż graniczną, wojsko, samorządy, młodzież szkolną. W powiecie nidzickim mamy tylko jedno miejsce, gdzie została upamiętniona trójka Powstańców Warszawskich - w Szkole Podstawowej im. Orła Białego w Zaborowie. Na terenie powiatu w upamiętnianiu uczestniczą także szkoły w Waśniewie-Grabowie i Janowcu Kościelnym. Wiele dla upamiętnienia ofiar zrobił też Rafał Pyra - nauczyciel z Janowca Kościelnego był w m.in. w Grodnie, Katyniu Miednoje, Charkowie - w wielu miejscach mordów na Polakach. Zrobił w tym kierunku więcej niż niekiedy przedstawiciele współcześnie zmieniających się władz — mówi.
Jak przyznaje, w upamiętnianie ofiar Zbrodni Katyńskiej włączyli się również burmistrzowie i wójtowie wielu miast i gmin oraz przedstawiciele wojska i szkół.
— Dwa lata temu współorganizowaliśmy również z władzami Orzysza upamiętnienie 25 ułanów 1 Pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego. Byłem bardzo zaskoczony, bo mimo, że mieszkam na terenie powiatu nidzickiego, władze Orzysza wystąpiły o wyróżnienie mnie odznaką ,,Zasłużony dla województwa warmińsko-mazurskiego" — mówi Jan Domański.
— Dwa lata temu współorganizowaliśmy również z władzami Orzysza upamiętnienie 25 ułanów 1 Pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego. Byłem bardzo zaskoczony, bo mimo, że mieszkam na terenie powiatu nidzickiego, władze Orzysza wystąpiły o wyróżnienie mnie odznaką ,,Zasłużony dla województwa warmińsko-mazurskiego" — mówi Jan Domański.
Dlaczego tak ważne jest dla niego szerzenie historii i pamięci o poległych i pomordowanych?
— Jestem dzieckiem powojennym. W ofiarach widzę osoby, które były w podobnej sytuacji do moich rodziców. Im udało się przeżyć. Ale zginął pierwszy mąż mamy, zginęło wielu obrońców Rzeczpospolitej. Tylko poprzez pamięć możemy przywrócić ich do życia w świadomości współczesnych — przyznaje.
Zuzanna Leszczyńska
![Obrazek w tresci](https://m.wm.pl/2025/02/orig/img-3110-1251721.jpg)
Jan Domański z fotografią rodziców i pamiątką z Technikum Rolniczo-Łąkarskiego
fot. Zuzanna Leszczyńska
![Obrazek w tresci](https://m.wm.pl/2025/02/orig/img-3096-1251739.jpg)
Od lewej: Jan Marek, Andrzej, Hubert Domańscy, Damian Roman Szymoniuk - syn z pierwszego małżeństwa. Konia prowadzi Kazimierz Domański
fot. archiwum prywatne
![Obrazek w tresci](https://m.wm.pl/2025/02/orig/img-3104-1251755.jpg)
Pokaz bydła. Szczepkowo Borowe, ok. 1980 r.
fot. archiwum prywatne
![Obrazek w tresci](https://m.wm.pl/2025/02/orig/img-3250-1251770.jpg)
Od lewej: Jan Marek, Erazm, Andrzej, Hubert Domańscy
fot. archiwum prywatne
![Obrazek w tresci](https://m.wm.pl/2025/02/orig/img-3098-1251759.jpg)
fot. Od lewej: Powiatowe Święto Ludowe w Kozłowie, 1975 r.
fot. archiwum prywatne
![Obrazek w tresci]( https://m.wm.pl/2025/02/orig/img-3100-1251788.jpg)
Jan Marek Domański
fot. archiwum prywatne
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez![FB](/i/icons/fb.png)