Depresja to nie fanaberia czy moda
2024-11-21 18:00:00(ost. akt: 2024-11-21 13:09:08)
Jedni chorując na depresję będą spędzać całe dnie w łóżku, inni normalnie pójdą do pracy, ugotują obiad i porozmawiają ze znajomymi. Każda depresja jest inna. Rozmawiamy z Emilią Dłużewską, autorką książki „Jak płakać w miejscach publicznych”, na podstawie której obejrzymy spektakl w Teatrze im. Jaracza.
— Jak przyjęła pani informację, że w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza obejrzymy spektakl, który powstał na podstawie książki „Jak płakać w miejscach publicznych”?
— To druga inscenizacja książki, pierwszą zrealizował Teatr im. J. Osterwy w Lublinie. Z obu bardzo się cieszę. To bardzo ciekawe, w jaki sposób moją książkę odbierają inni twórcy, jak ją interpretują. Cieszę się, że choć od premiery publikacji minęło już trochę czasu, książka wciąż żyje.
— To druga inscenizacja książki, pierwszą zrealizował Teatr im. J. Osterwy w Lublinie. Z obu bardzo się cieszę. To bardzo ciekawe, w jaki sposób moją książkę odbierają inni twórcy, jak ją interpretują. Cieszę się, że choć od premiery publikacji minęło już trochę czasu, książka wciąż żyje.
— Czy dziś, kiedy coraz częściej mówimy o depresji, przeciętny Polak ma na jej temat większą wiedzę?
— To, z jakiego powodu ktoś choruje na depresję, a ktoś inny nie, jest bardzo złożone. W pewnych przypadkach większe znaczenie mają czynniki biologiczne, w innych społeczne, sytuacja, w której znaleźliśmy się w określonym czasie. Jako społeczeństwo, czyli osoby, które nie są profesjonalistami, może mamy coraz większą teoretyczną wiedzę o depresji, ale przede wszystkim coraz częściej rozmawiamy o jej doświadczaniu. I to jest kluczowe.
— To, z jakiego powodu ktoś choruje na depresję, a ktoś inny nie, jest bardzo złożone. W pewnych przypadkach większe znaczenie mają czynniki biologiczne, w innych społeczne, sytuacja, w której znaleźliśmy się w określonym czasie. Jako społeczeństwo, czyli osoby, które nie są profesjonalistami, może mamy coraz większą teoretyczną wiedzę o depresji, ale przede wszystkim coraz częściej rozmawiamy o jej doświadczaniu. I to jest kluczowe.
— Częściej o depresji mówią jednak kobiety.
— Żyjemy w społeczeństwie, w którym kobiety mają większe przyzwolenie na to, by mówić o emocjach. To ma swoje konsekwencje, bo jednocześnie kobiety często z powodu tych emocji są poddawane ocenie, lekceważone czy wyśmiewane. Z kolei dominujący model męskości nie pozostawia dużo przestrzeni na słabość ani szukanie pomocy u specjalistów. Mężczyźni rzadko rozmawiają o emocjach, co z całą pewnością im szkodzi. Na przestrzeni ostatnich lat depresja przestaje być tematem tabu, ale wciąż łatwiej się do niej przyznać kobiecie niż mężczyźnie.
— Żyjemy w społeczeństwie, w którym kobiety mają większe przyzwolenie na to, by mówić o emocjach. To ma swoje konsekwencje, bo jednocześnie kobiety często z powodu tych emocji są poddawane ocenie, lekceważone czy wyśmiewane. Z kolei dominujący model męskości nie pozostawia dużo przestrzeni na słabość ani szukanie pomocy u specjalistów. Mężczyźni rzadko rozmawiają o emocjach, co z całą pewnością im szkodzi. Na przestrzeni ostatnich lat depresja przestaje być tematem tabu, ale wciąż łatwiej się do niej przyznać kobiecie niż mężczyźnie.
— Pani miała depresję, ale chodziła do pracy. Depresja kojarzy się z mitem, że osoba, która się z nią zmaga, praktycznie nie wychodzi z łóżka ani z domu.
— Tak, i ten mit miałam w sobie zakodowany, choć teoretycznie wiedziałam, że to nieprawda. Tłumaczyłam sobie, że tak długo, jak wstaję z łóżka i wychodzę do pracy, nie jest ze mną tak źle. Depresja nie pojawiła się u mnie z dnia na dzień, to był proces trwający całymi tygodniami. W moim przypadku mimo depresji byłam w stanie wykonywać różne obowiązki, choć pewnie wykonywałam je gorzej. Nie każda osoba chora całymi dniami leży w łóżku. Niestety to przekonanie powoduje, że ludzie z tzw. wysokofunkcjonującą depresją, którzy są w stanie prowadzić normalne życie, pracować, gotować obiady, spotykać się z ludźmi, lekceważą objawy i często zbyt późno zgłaszają się po pomoc.
— Tak, i ten mit miałam w sobie zakodowany, choć teoretycznie wiedziałam, że to nieprawda. Tłumaczyłam sobie, że tak długo, jak wstaję z łóżka i wychodzę do pracy, nie jest ze mną tak źle. Depresja nie pojawiła się u mnie z dnia na dzień, to był proces trwający całymi tygodniami. W moim przypadku mimo depresji byłam w stanie wykonywać różne obowiązki, choć pewnie wykonywałam je gorzej. Nie każda osoba chora całymi dniami leży w łóżku. Niestety to przekonanie powoduje, że ludzie z tzw. wysokofunkcjonującą depresją, którzy są w stanie prowadzić normalne życie, pracować, gotować obiady, spotykać się z ludźmi, lekceważą objawy i często zbyt późno zgłaszają się po pomoc.
— Jest pani z wykształcenia psycholożką. To było pomocne?
— Nie miało wpływu na mój sposób przeżywania depresji. Wiedza, którą zdobyłam w czasie studiów przydała mi się do czegoś innego – pomogła zrozumieć różne aspekty choroby. Może też sprawiła, że mniej bałam się pierwszej wizyty u psychiatry. Zaznaczam, że nigdy nie pracowałam jako psycholożka. Dzięki studiom mam trochę większą wiedzę z zakresu zdrowia psychicznego, niż osoba, która skończyła inny kierunek. Depresja nie była dla mnie tematem tabu. Wiedziałam, że może wymagać wizyt u psychiatry czy leków. Co nie oznacza, że się jej nie obawiałam - zwłaszcza, że depresji często towarzyszy lęk. Moje studia pomogły mi, kiedy zaczęłam czytać na temat nie tylko samej choroby, ale i sposobów leczenia. Natomiast nie były czymś, co mnie uodporniło na zachorowanie.
— Nie miało wpływu na mój sposób przeżywania depresji. Wiedza, którą zdobyłam w czasie studiów przydała mi się do czegoś innego – pomogła zrozumieć różne aspekty choroby. Może też sprawiła, że mniej bałam się pierwszej wizyty u psychiatry. Zaznaczam, że nigdy nie pracowałam jako psycholożka. Dzięki studiom mam trochę większą wiedzę z zakresu zdrowia psychicznego, niż osoba, która skończyła inny kierunek. Depresja nie była dla mnie tematem tabu. Wiedziałam, że może wymagać wizyt u psychiatry czy leków. Co nie oznacza, że się jej nie obawiałam - zwłaszcza, że depresji często towarzyszy lęk. Moje studia pomogły mi, kiedy zaczęłam czytać na temat nie tylko samej choroby, ale i sposobów leczenia. Natomiast nie były czymś, co mnie uodporniło na zachorowanie.
— Dziś można powiedzieć, że ma pani wkład w edukowanie o depresji.
— Nie chcę się wypowiadać z pozycji profesjonalistki czy ekspertki. Człowiek, który zaczyna wymądrzać się na temat diagnozy czy leczenia, bez odpowiedniego doświadczenia czy danych, może zaszkodzić. Każdy ma jednak prawo do opowiadania własnej historii i to zrobiłam w książce. Wiem, że są osoby, które się w tej historii odnalazły i takie, którym pomogłam pewne rzeczy zrozumieć. Tak, może mam swój wkład w to, że o depresji mówimy, ale jestem bardzo ostrożna w przypisywaniu sobie zbyt dużych zasług.
— Nie chcę się wypowiadać z pozycji profesjonalistki czy ekspertki. Człowiek, który zaczyna wymądrzać się na temat diagnozy czy leczenia, bez odpowiedniego doświadczenia czy danych, może zaszkodzić. Każdy ma jednak prawo do opowiadania własnej historii i to zrobiłam w książce. Wiem, że są osoby, które się w tej historii odnalazły i takie, którym pomogłam pewne rzeczy zrozumieć. Tak, może mam swój wkład w to, że o depresji mówimy, ale jestem bardzo ostrożna w przypisywaniu sobie zbyt dużych zasług.
— W jaki sposób zatem powinna wyglądać debata o depresji w przestrzeni publicznej?
— Na pewno powinniśmy więcej mówić o pieniądzach. O tym, że wielu osób nie stać na wizytę u psychiatry, podobnie jest z psychoterapią. O tym, że w Polsce mamy fatalny dostęp do opieki psychologicznej czy psychiatrycznej. Bardzo trudno dostać się do psychiatry na NFZ, nawet na wizytę prywatną czeka się długo.
Mówi się często, że depresja jest chorobą demokratyczną, bo dotyka ludzi bez względu na wykształcenie, status ekonomiczny czy społeczny. Miewają ją osoby z trudną sytuacją życiową, ale też ludzie odnoszący sukcesy. Ale nawet, jeśli demokratycznie chorujemy, to z leczeniem jest inaczej: ludzie, których nie stać na opiekę prywatną, są zostawieni samym sobie. Coraz częściej mówi się o tym, by obalać mity dotyczące depresji, o tym, by nie mówić o niej jako o modzie, fanaberii czy trendzie, który przyszedł z zamożniejszych krajów Europy. To oczywiście ważne i jakoś sobie z tym radzimy, ale równolegle na poziomie ekonomicznym wciąż jest wiele do zrobienia. Jaką skuteczność będzie miało zachęcanie ludzi do leczenia w momencie, kiedy nie mogą dostać się do psychiatry? Warto też wciąż przypominać, że depresja może naprawdę bardzo różnie wyglądać i nie każdy choruje tak samo.
— Na pewno powinniśmy więcej mówić o pieniądzach. O tym, że wielu osób nie stać na wizytę u psychiatry, podobnie jest z psychoterapią. O tym, że w Polsce mamy fatalny dostęp do opieki psychologicznej czy psychiatrycznej. Bardzo trudno dostać się do psychiatry na NFZ, nawet na wizytę prywatną czeka się długo.
Mówi się często, że depresja jest chorobą demokratyczną, bo dotyka ludzi bez względu na wykształcenie, status ekonomiczny czy społeczny. Miewają ją osoby z trudną sytuacją życiową, ale też ludzie odnoszący sukcesy. Ale nawet, jeśli demokratycznie chorujemy, to z leczeniem jest inaczej: ludzie, których nie stać na opiekę prywatną, są zostawieni samym sobie. Coraz częściej mówi się o tym, by obalać mity dotyczące depresji, o tym, by nie mówić o niej jako o modzie, fanaberii czy trendzie, który przyszedł z zamożniejszych krajów Europy. To oczywiście ważne i jakoś sobie z tym radzimy, ale równolegle na poziomie ekonomicznym wciąż jest wiele do zrobienia. Jaką skuteczność będzie miało zachęcanie ludzi do leczenia w momencie, kiedy nie mogą dostać się do psychiatry? Warto też wciąż przypominać, że depresja może naprawdę bardzo różnie wyglądać i nie każdy choruje tak samo.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez