Monika Dulska: W tej pracy trzeba być odpornym na stres

2024-11-24 16:00:00(ost. akt: 2024-11-22 11:25:28)
fot. Martyna Owsianko

fot. Martyna Owsianko

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Monika Dulska przez dziesięć lat rozwijała swoją pasję do fotografii i makijażu, budując karierę w świecie sztuki i estetyki. Po dekadzie postanowiła urozmaicić swoje życie zawodowe, próbując swoich sił w zupełnie innej branży... transporcie międzynarodowym.
— Czym zajmowała się Pani dotychczas?
— Z wykształcenia jestem geodetą i grafikiem komputerowym. Niestety nie pracowałam w zawodzie. Od 10 lat zajmuję się fotografią i makijażem.

— Po 10 latach postanowiła Pani zmienić swoje życie zawodowe stawiając na zupełnie inną branżę. Co skłoniło Panią do tej zmiany?
— Nie zmieniłam całkowicie swojego życia zawodowego, makijaż i fotografia cały czas są ze mną, jedynie urozmaiciłam je o branżę transportową. Od zawsze lubiłam jeździć, podróżować, a ta praca daje takie możliwości.

— Miała Pani wcześniej doświadczenie z prowadzeniem większych pojazdów?
— Nie, z większymi pojazdami zetknęłam się dopiero podczas kursu na prawo jazdy.

— Jak wyglądały początki? Pamięta Pani moment, kiedy po raz pierwszy wyruszyła Pani sama na międzynarodową trasę? Jakie emocje Pani towarzyszyły?
— Początki były trudne - presja czasu, ogromna odpowiedzialność, brak doświadczenia, trasy międzynarodowe, i do tego zima. Ale lubię wyzwania. Po 2 tygodniach przyuczania dostałam już swoją ciężarówkę i ruszyłam w trasę sama. Mój pierwszy wyjazd był z Eindhoven do Paryża. Po dotarciu do firmy, w której miałam rozładunek okazało się, że mój telefon i tablet nie działają. Był to ogromny problem, bo w telefonie miałam nawigację, a tablet służył do komunikacji ze spedytorami. Wiedziałam tylko, że po rozładunku mam się kierować w stronę Belgii. I jechałam przez Paryż ciężarówką bez nawigacji i kontaktu z kimkolwiek, w godzinach szczytu...

— Ale poradziła sobie Pani. Wydawać by się mogło, że kierowanie pojazdami o takich gabarytach to raczej męskie zajęcie. Jak została Pani przyjęta w branży zdominowanej przez mężczyzn?
— Powiem szczerze, że różnie jest to odbierane, ale w większości przypadków pozytywnie. Panowie zawsze są zdziwieni, że jeżdżę sama. Kierowcy są mili i pomocni w razie potrzeby.

— Udaje się Pani łączyć obowiązki zawodowe z podróżami? Jakie kraje udało się Pani zwiedzić?
— Tak, zawsze staram się tak sobie organizować przerwy weekendowe, żeby mieć dostęp do miasta i móc zwiedzać. Codziennie jestem w innym miejscu, mogę
poznać różne kultury, próbować regionalnych produktów. Jeździłam w Danii, Szwecji, Niemczech, Holandii, Belgii, Francji, Austrii i Włoszech. Z bardziej popularnych miast udało mi się zwiedzić Paryż, Mediolan, Wenecję, Brukselę, Frankfurt, Norymbergę, Hamburg, Kopenhagę, Amsterdam, Rotterdam, Eindhoven. W naszej firmie mamy też trasy do Norwegii, Finlandii, Szwajcarii i Anglii, ale tam jeszcze nie jeździłam.

— Jak wygląda Pani "typowy dzień pracy"?
— Dostaję plan z rozpisanymi firmami, godzinami załadunków i rozładunków. Zazwyczaj jadę do firmy, gdzie zostawiam pustą naczepę i podpinam załadowaną, potem jadę do miejsca rozładunku. Trasy są różne, często robię nawet 700 km w ciągu dnia.

— Najtrudniejsze sytuacje na trasie?
— Pierwsze przychodzą mi na myśl złe warunki pogodowe, zwężenia na drogach, często też napady i kradzieże, problemy z parkingami szczególnie w nocy. Generalnie jest to niebezpieczny i odpowiedzialny zawód. Niełatwo zapanować nad 40-tonowym zestawem. Trzeba być odpornym na stres, skoncentrowanym, pewnym siebie - nie ma miejsca na strach i panikę. To praca pod presją czasu i wartości przewożonego ładunku. Do tego dochodzi też zmęczenie.

— Jak radzi sobie Pani z długimi podróżami i czasem spędzonym z dala od domu?
— Dobrze, lubię podróżować i sprawia mi to przyjemność. Staram się tak organizować sobie czas, żeby spędzać go aktywnie i pożytecznie. Trudne było przestawienie się na zmienny tryb pracy, często zaczynam jazdę w środku nocy. Trzeba było też przyzwyczaić się do spania w ciężarówce, nieregularnych posiłków, korzystania z toalety i prysznica na stacjach.

— Nie żałuje Pani swojej decyzji?
— Nie żałuję i cieszę się, że odważyłam się i nie poddałam. Początki były naprawdę ciężkie, zastanawiałam się czy ta praca jest na pewno dla mnie.

— Co poradziłaby Pani kobietom, które rozważają karierę kierowcy ciężarówki, ale obawiają się wyzwań związanych z tym zawodem?
— Nie poddawać się, więcej wiary w siebie, początki są trudne, ale ta praca daje dużo możliwości. Coraz więcej kobiet decyduje się na ten zawód i nie jest to już takim zaskoczeniem na drogach jak kiedyś.

Zuzanna Leszczyńska


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5