Darek Grzebski z imponującym wynikiem na UltraKotlinie 180

2024-10-20 13:08:57(ost. akt: 2024-10-20 13:17:17)

Autor zdjęcia: Dawid Koszela

Darek Grzebski osiągnął niesamowity wynik w tegorocznej edycji UltraKotliny 180, zajmując 14. miejsce w klasyfikacji open mężczyzn. Bieg, który odbył się 12 października, Darek ukończył w imponującym czasie 29 godzin, 33 minut i 1 sekundy, pokonując jedną z najtrudniejszych tras w Polsce.
Tak relacjonuje zawody sam biegacz:

Zawody wyjątkowe i trudne pod wieloma względami. Nigdy wcześniej nie biegłem na tak długim dystansie w górach, dlatego z obawą i respektem podchodziłem do "Kotlinki".

Trasa i dystans
Finalnie wyszło 185 km z przewyższeniami ok. 7000 m., po trasie okalająca w całości Kotlinę Jeleniogórską. Pierwszy odcinek to 48 km po Górach Izerskich, drugi biegnie całym pasmem Karkonoszy, od Hali Szrenickiej, przez Śnieżne Kotły, do schroniska Dom Śląski i Kotłem Łomniczki w kierunku Karpacza. Był to jedyny fragment trasy, który dobrze znałem. Od Karpacza trasa wiodła przez piękne Rudawy Janowickie: Wołek, Zamek Bolczów, kończąc punktem odżywczym w Janowicach Wielkich. Kolejna część prowadziła przez Góry Kaczawskie w kierunku Gór Izerskich, by przez Jakuszyce wrócić do Szklarskiej Poręby.
Trasa z wieloma długimi podejściami, stromymi zbiegami, po luźnych kamieniach i błocie, czy po zmrożonych kamiennych blokach, gdzie o wypadek nietrudno.

Jedzenie i nawadnianie
Często na dłuższych zawodach mam problemy żołądkowe, nie mogę jeść i tylko się nawadniam. Tutaj planowałem od początku dostarczać sporo kalorii i płynów. Udało się przebiec bez problemów z żołądkiem, na punktach starałem się jeść dużo, a szczególnie gdy było coś gorącego do jedzenia. Oczywiście nie pogardziłem również ciastami (bloku niestety zabrakło). Życie na punktach ratowała mi duża czarna kawa. To głównie dzięki niej nie zasnąłem na trasie.

Zmęczenie
Do 84 km i punktu na Przełęczy Kowarskiej biegło mi się bardzo komfortowo. Nie miałem problemów mięśniowych ani żołądkowych, humor dopisywał. Niestety od tego momentu zacząłem tracić chęć do biegania, zmęczenie rosło a nogi robiły się cięższe. Za kolejnym punktem pojawiały się nawet myśli żeby zrezygnować, no bo jak mam biec jeszcze 80 km, skoro już nie mogę. Postanowiłem sobie, że nie po to jechałem prawie 600 km, by teraz rezygnować i skończę ten bieg choćby idąc do mety.

Nadeszła druga noc biegu, gdy dotarliśmy z kolegą na punkt odżywczy na 129 km na Górze Szybowcowej, było już ciemno. Zmęczenie kumulowało się, biegnąc nawet zasypiałem w trakcie i miałem zwidy. W pewnym momencie przestałem już zwracać uwagę na czarownice, dzieci, niedźwiedzie, psy i inne halucynacje. Byle przed siebie do punktu, gdzie będzie kawa. To były naprawdę ciężkie kilometry, potem mogło być już tylko lepiej. Gdy zbiegałem w kierunku Szklarskiej Poręby a zegarek pokazywał dystans 180 km, było już jasno, ja z zapasem chęci pędziłem do mety. Nakręcała mnie myśl, ze za chwilę ukończę zawody i będę mógł odpocząć.

Podsumowanie
Mam co do biegu trochę mieszane odczucia. Z jednej strony cieszę się ogromnie z pięknych widoków, ciekawej trasy, fajnej atmosfery zawodów, z drugiej, mam wrażenie, że czas na mecie mógł być zdecydowanie lepszy. Pierwsza połowa trasy przebiegła tak jak to planowałem, ale potem było już tylko gorzej. Wyszły braki w przygotowaniu na zbiegach, brak wytrzymałości, brak treningów w górach i zmęczenie organizmu.

Praktycznie całą trasę pokonałem wspólnie z Karolem, czas zdecydowanie szybciej upływał przy rozmowie, nawzajem się wspieraliśmy, na zmianę narzucaliśmy tempo biegu lub marszu, to dzięki niemu nie zasnąłem gdzieś w lesie w Górach Kaczawskich.

Co dalej?
Gdyby ktoś zapytał mnie na mecie, czy kiedykolwiek powtórzę tak długi bieg, bez zawahania odparłbym, że nigdy w życiu.
Dziś już taki pewny nie jestem ...

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5