Wielka wyprawa maluchów - przygoda życia nidziczan
2024-07-31 16:52:51(ost. akt: 2024-07-31 17:03:33)
Najbardziej bezbronne i zarazem najbardziej poszkodowane w wypadkach drogowych są dzieci. Wielka wyprawa maluchów połączona ze zrzutką pieniędzy ma wspomóc dzieci po wypadkach drogowych. Rafał Michalski z Nidzicy opowiedział o wyprawie na Monte Cassino, która okazała się przygodą życia.
— Proszę powiedzieć jak to wszystko się zaczęło?
— Zaczęło się od imprezy, którą organizuje Polaris. My prywatnie użytkujemy UTV Polaris. Zaczęło się od quadów, a później przeszło w zajawkę na coś większego i cięższego. Polaris zorganizował imprezę na poligonie w Drawsku Pomorskim. Dla właścicieli tych polarisów i była to dość pokaźna impreza. Na tej imprezie m.in. był Rafał Sonik (kierowca quadów rajdu Dakar, wielokrotny mistrz — red.). Pośród wielu konkursów na tej imprezie był do wygrania maluch — Fiat 126p. Była też do wylicytowania wyprawa tym maluchem. Wylicytował ją Łukasz Izydorczyk.
— Zaczęło się od imprezy, którą organizuje Polaris. My prywatnie użytkujemy UTV Polaris. Zaczęło się od quadów, a później przeszło w zajawkę na coś większego i cięższego. Polaris zorganizował imprezę na poligonie w Drawsku Pomorskim. Dla właścicieli tych polarisów i była to dość pokaźna impreza. Na tej imprezie m.in. był Rafał Sonik (kierowca quadów rajdu Dakar, wielokrotny mistrz — red.). Pośród wielu konkursów na tej imprezie był do wygrania maluch — Fiat 126p. Była też do wylicytowania wyprawa tym maluchem. Wylicytował ją Łukasz Izydorczyk.
— I od razu mieliście jechać razem?
— Plany były różne. Na początku Łukasz miał jechać z żoną, potem, że może we trójkę. Nie bardzo wiedzieliśmy jak to ogarnąć, bo wiadomo maluch i 3200km to duże wyzwanie. Ostatecznie pojechałem z Łukaszem ja. I bardzo się z tego cieszę.
— Plany były różne. Na początku Łukasz miał jechać z żoną, potem, że może we trójkę. Nie bardzo wiedzieliśmy jak to ogarnąć, bo wiadomo maluch i 3200km to duże wyzwanie. Ostatecznie pojechałem z Łukaszem ja. I bardzo się z tego cieszę.
— Kiedy ruszyliście?
— Wyruszyliśmy 5 lipca. Już 4 lipca spotkaliśmy się wszyscy w Warszawie, dostaliśmy tego wylicytowanego maluszka, numer boczny, ubrania na całą wyprawę, buty.
Rankiem 5 lipca ruszyliśmy tymi maluchami pod Pałac Kultury tam była taka oficjalna odprawa i rozpoczęcie wyprawy.
— Wyruszyliśmy 5 lipca. Już 4 lipca spotkaliśmy się wszyscy w Warszawie, dostaliśmy tego wylicytowanego maluszka, numer boczny, ubrania na całą wyprawę, buty.
Rankiem 5 lipca ruszyliśmy tymi maluchami pod Pałac Kultury tam była taka oficjalna odprawa i rozpoczęcie wyprawy.
— Od razu w długą trasę?
— Ruszyliśmy przez Polskę. Byliśmy w Tychach w fabryce maluchów. Później Zakopane i tam krótki postój. Tam też były konkursy dla dzieci jeszcze i stamtąd na Słowację, bo tam był nocleg.
— Ruszyliśmy przez Polskę. Byliśmy w Tychach w fabryce maluchów. Później Zakopane i tam krótki postój. Tam też były konkursy dla dzieci jeszcze i stamtąd na Słowację, bo tam był nocleg.
— Kolejnego dnia już poważna trasa?
— Tak, rano dostaliśmy koordynaty na telefony i wszystkimi wytycznymi co do trasy i hotelu na końcu zaplanowanego odcinka. Odprawa i w drogę. Jechaliśmy przez Słowację i Węgry dojechaliśmy do Rumunii, gdzie mieliśmy nocleg. Pokonaliśmy ok 500 km. Kolejnego dnia też mieliśmy jeszcze nocleg w Rumunii też ok 500 km. Odcinki były podzielone między 350, a nawet 650 km. Zdarzyło się, że wyjechaliśmy rano z hotelu, a w kolejnym byliśmy o 1 w nocy. Wszyscy wymęczeni. W Rumunii jest Droga Transfogarska, tu się jedzie praktycznie cały czas w górę, 2000 m n.p.m. Te nasze maluchy miały co robić.
— Tak, rano dostaliśmy koordynaty na telefony i wszystkimi wytycznymi co do trasy i hotelu na końcu zaplanowanego odcinka. Odprawa i w drogę. Jechaliśmy przez Słowację i Węgry dojechaliśmy do Rumunii, gdzie mieliśmy nocleg. Pokonaliśmy ok 500 km. Kolejnego dnia też mieliśmy jeszcze nocleg w Rumunii też ok 500 km. Odcinki były podzielone między 350, a nawet 650 km. Zdarzyło się, że wyjechaliśmy rano z hotelu, a w kolejnym byliśmy o 1 w nocy. Wszyscy wymęczeni. W Rumunii jest Droga Transfogarska, tu się jedzie praktycznie cały czas w górę, 2000 m n.p.m. Te nasze maluchy miały co robić.
— Wszystkie bez usterek całą drogę jechały?
— Nie. Wszystkie ostatecznie dojechały do celu, ale zdarzały się naprawy. Tych dużych napraw było mniej, ale te mniejsze zdarzały się częściej. Był serwis dzienny i serwis nocny. Organizacja była fantastyczna.
— Nie. Wszystkie ostatecznie dojechały do celu, ale zdarzały się naprawy. Tych dużych napraw było mniej, ale te mniejsze zdarzały się częściej. Był serwis dzienny i serwis nocny. Organizacja była fantastyczna.
— Całe zaplecze technicznie przygotowane?
— Tak. Organizacja była na najwyższym poziomie. Było zabezpieczenie strony technicznej i strony medycznej. Był z nami foodtrack, który nas żywił. Wszyscy mieliśmy łączność przez krótkofalówki, które działały bez względu na zasięg. Czy byliśmy od siebie 10 km czy 100 km to mieliśmy ze sobą kontakt. Podzielili nas organizatorzy na ekipy po 10 załóg. Wszystkich załóg było 80 plus obsługa w sumie ponad 250 osób, a aut w sumie 115. Każda 10 miała swojego superwizora i swoje radia i tak jechaliśmy.
— Tak. Organizacja była na najwyższym poziomie. Było zabezpieczenie strony technicznej i strony medycznej. Był z nami foodtrack, który nas żywił. Wszyscy mieliśmy łączność przez krótkofalówki, które działały bez względu na zasięg. Czy byliśmy od siebie 10 km czy 100 km to mieliśmy ze sobą kontakt. Podzielili nas organizatorzy na ekipy po 10 załóg. Wszystkich załóg było 80 plus obsługa w sumie ponad 250 osób, a aut w sumie 115. Każda 10 miała swojego superwizora i swoje radia i tak jechaliśmy.
— A dalej?
— Dalej była Serbia, Bośnia i Hercegowina — też praktycznie jednego dnia. Drobne kłopoty były na przejściu w Sarajewie. Część maluchów, która popsuła się w górach musiała kawałek dojechać na lawecie. I już nie zgadzało się na przejściu, ale wszystko dało się wyjaśnić. W Chorwacji wjechaliśmy na prom, którym płynęliśmy 12 godzin. Rano odjechaliśmy we Włoszech prosto do Monte Cassino. Tam jeszcze odwiedziliśmy fabrykę Fiata i Alfy Romeo szybki obiad i wspinaczka na górę w Monte Cassino. Byliśmy na cmentarzu i złożyliśmy kwiaty na grobach żołnierzy. Później do hotelu na uroczystą kolację.
— Dalej była Serbia, Bośnia i Hercegowina — też praktycznie jednego dnia. Drobne kłopoty były na przejściu w Sarajewie. Część maluchów, która popsuła się w górach musiała kawałek dojechać na lawecie. I już nie zgadzało się na przejściu, ale wszystko dało się wyjaśnić. W Chorwacji wjechaliśmy na prom, którym płynęliśmy 12 godzin. Rano odjechaliśmy we Włoszech prosto do Monte Cassino. Tam jeszcze odwiedziliśmy fabrykę Fiata i Alfy Romeo szybki obiad i wspinaczka na górę w Monte Cassino. Byliśmy na cmentarzu i złożyliśmy kwiaty na grobach żołnierzy. Później do hotelu na uroczystą kolację.
— Wszyscy dojechaliście?
— Tak, wszystkie załogi, które wyjechały z Warszawy dotarły do celu.
— Tak, wszystkie załogi, które wyjechały z Warszawy dotarły do celu.
— Najstarsza załoga liczyła 192 lata — kto w niej był?
— Sobiesław Zasada, który ma 94 lata jechał ze swoim partnerem rajdowym Longinem Bielak, który ma 98 lat.
— Sobiesław Zasada, który ma 94 lata jechał ze swoim partnerem rajdowym Longinem Bielak, który ma 98 lat.
— Mnóstwo kilometrów za Wami.
— Tak, 3200 km z założenia. Każdy maluch miał GPS nasz pokazał prawie 3700 km.
— Tak, 3200 km z założenia. Każdy maluch miał GPS nasz pokazał prawie 3700 km.
— Pogoda sprzyjała czy raczej nie?
— Było upalnie. Raz na postoju pokazał nam termometr prawie 50° i tyle też, albo i więcej było w środku samochodu.
— Było upalnie. Raz na postoju pokazał nam termometr prawie 50° i tyle też, albo i więcej było w środku samochodu.
— Jak radziliście sobie z taką temperaturą?
— W Polsce bez problemu. Gorzej później. Pierwsza zasada to nie myśleć o tym, że jest gorąco. Tu potrzebne było psychiczne nastawienie odpowiednie — jadę i muszę dojechać. Celem było to by dojechać do Monte Cassino. Każdy był mokry i spocony, ale ubrań nie brakowało. Bywało, że ja na postoju moczyłem koszulkę zimną wodą i zakładałem na siebie wtedy tak przez 15 minut czułem się jakbym miał klimatyzację w aucie. Wszyscy dojechaliśmy szczęśliwie na miejsce.
— W Polsce bez problemu. Gorzej później. Pierwsza zasada to nie myśleć o tym, że jest gorąco. Tu potrzebne było psychiczne nastawienie odpowiednie — jadę i muszę dojechać. Celem było to by dojechać do Monte Cassino. Każdy był mokry i spocony, ale ubrań nie brakowało. Bywało, że ja na postoju moczyłem koszulkę zimną wodą i zakładałem na siebie wtedy tak przez 15 minut czułem się jakbym miał klimatyzację w aucie. Wszyscy dojechaliśmy szczęśliwie na miejsce.
— Obciążenie duże?
— Bywały trudne momenty, zwłaszcza kiedy byliśmy bardzo późno w hotelu. Walizki mieliśmy z sobą więc to jeszcze ponosić sobie, szybka kolacja i spać. Byliśmy tam też jako ambasadorzy pokoju, więc nie było mowy o żadnych przekleństwach czy piciu alkoholu. Tu był kładziony duży nacisk. Alkomaty też mieli organizatorzy i bardzo tego pilnowali. Cała atmosfera sprawiała też, że mimo zmęczenia chciało się dalej jechać.
— Bywały trudne momenty, zwłaszcza kiedy byliśmy bardzo późno w hotelu. Walizki mieliśmy z sobą więc to jeszcze ponosić sobie, szybka kolacja i spać. Byliśmy tam też jako ambasadorzy pokoju, więc nie było mowy o żadnych przekleństwach czy piciu alkoholu. Tu był kładziony duży nacisk. Alkomaty też mieli organizatorzy i bardzo tego pilnowali. Cała atmosfera sprawiała też, że mimo zmęczenia chciało się dalej jechać.
— Wiele sław z tego świata motoryzacji jechało.
— Tak, wiele znanych osób jechało. Sobiesław Zasada, Longin Bielak, Rafał Sonik, Kajetan Kajetanowicz, Bartek Ostałowski, który nie ma rąk i kieruje nogami i wielu innych. Spoza sportu motoryzacyjnego jechał np. Jasiek Mela.
— Tak, wiele znanych osób jechało. Sobiesław Zasada, Longin Bielak, Rafał Sonik, Kajetan Kajetanowicz, Bartek Ostałowski, który nie ma rąk i kieruje nogami i wielu innych. Spoza sportu motoryzacyjnego jechał np. Jasiek Mela.
— Ile dni to trwało?
— 12 lipca byliśmy na Monte Cassino. 13 w sobotę byliśmy w Rzymie, a w niedzielę już w domu.
— 12 lipca byliśmy na Monte Cassino. 13 w sobotę byliśmy w Rzymie, a w niedzielę już w domu.
— Wyprawa typowo męska?
— Nie. Były załogi kobiece lub mieszane. Nawet jedna koszykarka jechała choć pewnie miała ciężko taka wysoka kobieta w maluchu.
— Nie. Były załogi kobiece lub mieszane. Nawet jedna koszykarka jechała choć pewnie miała ciężko taka wysoka kobieta w maluchu.
— Co po Monte Cassino?
— Pojechaliśmy do Rzymu maluchami jeszcze, zrobiliśmy wielkie wrażenie na wszystkich jak wjechało 80 maluchów do miasta. Wiele osób robiło sobie zdjęcia z naszymi maluchami. To był dzień, w którym zdawaliśmy maluchy i mieliśmy dzień dla siebie na odpoczynek na plaży czy wypad do Watykanu. Każdy mógł robić co chciał. Luźny dzień. Kolejnego dnia już wszyscy autobusami na lotnisko i samolotem do Polski.
— Warto było? Dla widoków też?
— Tak. My właśnie jechaliśmy tymi bocznymi drogami to widoki przepiękne były. Niedźwiedzie na drogach, albo pani piorąca dywan na drodze. I pani zdziwiona, że jej przeszkadzamy... Wszystko niesamowite.
— Pojechaliśmy do Rzymu maluchami jeszcze, zrobiliśmy wielkie wrażenie na wszystkich jak wjechało 80 maluchów do miasta. Wiele osób robiło sobie zdjęcia z naszymi maluchami. To był dzień, w którym zdawaliśmy maluchy i mieliśmy dzień dla siebie na odpoczynek na plaży czy wypad do Watykanu. Każdy mógł robić co chciał. Luźny dzień. Kolejnego dnia już wszyscy autobusami na lotnisko i samolotem do Polski.
— Warto było? Dla widoków też?
— Tak. My właśnie jechaliśmy tymi bocznymi drogami to widoki przepiękne były. Niedźwiedzie na drogach, albo pani piorąca dywan na drodze. I pani zdziwiona, że jej przeszkadzamy... Wszystko niesamowite.
— I tak po prostu był koniec?
— Jeszcze 19 lipca byliśmy na uroczystym zakończeniu w Krakowie. Finał imprezy. Wszyscy pojechaliśmy do bazy w Czernichowie gdzie stacjonują te maluchy i nimi na Rynek w Krakowie. Były jeszcze parady i końcowe zbieranie do puszek pieniędzy dla dzieci poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych.
— Za rok ponownie?
— Czekamy na to co będzie za rok, jaki cel postawią organizatorzy. Wiemy już, że zainteresowanie jest duże i już dopytują o możliwość wzięcia udziału w przyszłym roku.
Gosia Grabowska
Rafał Michalski i Łukasz Izydorczyk
— Jeszcze 19 lipca byliśmy na uroczystym zakończeniu w Krakowie. Finał imprezy. Wszyscy pojechaliśmy do bazy w Czernichowie gdzie stacjonują te maluchy i nimi na Rynek w Krakowie. Były jeszcze parady i końcowe zbieranie do puszek pieniędzy dla dzieci poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych.
— Za rok ponownie?
— Czekamy na to co będzie za rok, jaki cel postawią organizatorzy. Wiemy już, że zainteresowanie jest duże i już dopytują o możliwość wzięcia udziału w przyszłym roku.
Gosia Grabowska
Rafał Michalski i Łukasz Izydorczyk
Załoga z Nidzicy z Rafałem Sonikiem
Maluch nr 29 załogi z Nidzicy
Przygody "na trasie"
Widok na Droga Transfogaraska w Rumunii
fot. arch. prywatne
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez