Karolina Hrynek: Przeszłam swoją drogę, by pomagać innym

2024-07-13 09:00:00(ost. akt: 2024-06-25 15:58:23)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Miejsce, w którym obecnie mieszkamy, daje mi dużo ciszy i spokoju, w której odnajduję siebie. Fotografka, czyli Karolina Hrynek, na Warmii odkryła, że chce połączyć pasję do zdjęć z pomaganiem innym kobietom.
— Najpierw dałaś się poznać jako profesjonalistka od zdjęć, czyli Fotografka, teraz pomagasz innym kobietom pokonywać własne ograniczenia. Kiedy odkryłaś, że masz taką moc?
— Kiedy kolejna kobieta przyszła do mnie po zdjęciach i powiedziała: „ta sesja zmieniła moje życie”. Moja praca od początku nie była dla mnie tylko pracą. Wynikało to po części z mojego ‚„syndromu ratownika”. Czułam też, że mam zasoby, by coś dać innym ludziom, dawać dobro, które ja mam, a im tego brakuje. Ktoś mądry kiedyś pięknie powiedział, że szczęście się mnoży, kiedy się je dzieli. I ja to mocno mam w głowie. Ci, którzy byli u mnie na zdjęciach, choćby do dowodu, wiedzą, że nawet w tak, za przeproszeniem, banalne zdjęcie, potrafiłam włożyć dużo serca. Oczywiście wiele lat zajęło mi dopracowywanie tego modelu oraz zrozumienie, jaką wartość niosą za sobą moje sesje. Ale kiedy w końcu w mojej głowie połączyły się wszystkie kropeczki - dostałam jakby drugie życie zawodowe. I dziś, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że moja praca jest moją pasją i misją. Ale to był proces, nie było żadnego punktu zwrotnego.

— W mediach społecznościowych zajmujesz się rozwojem osobistym, otwarcie piszesz o seksie, o odkrywaniu piękna w codziennej relacji. To dziś, obok fotografii, twoja pasja?
— Nie powiedziałabym, że to jest „obok fotografii”. To, że ktoś dobrze wychodzi na zdjęciach z czegoś wynika. Lata mojego doświadczenia pokazują, że rozwój osobisty jest nieodłącznym elementem budowania swojej pewności siebie, poczucia własnej wartości i samoakceptacji. Jeżeli spojrzymy na to w ten sposób, to stanie się jasne, że te wszystkie elementy wspierają w kobiecie to, że ona na zdjęciu po prostu wygląda lepiej. I to jest jedna strona medalu. Druga jest taka, że dobrze zrobiona i poprowadzona sesja zdjęciowa może stać się cudownym dodatkiem albo momentem początkowym w drodze do samorozwoju. To wszystko ma znaczenie. W moim przekonaniu wcale nie robię fotografii i czegoś tam jeszcze. Przekazuję im narzędzia i zachęcam, by rozwijały się. To taki „pakiet startowy” do ich wymarzonego życia.

— O tym i wielu innych sprawach mówisz w m.in. cyklu „Seria 150s”, co w praktyce oznacza 2,5 minuty wartościowych treści skierowanych do kobiet. Treści, które mają motywować do lepszego, szczęśliwszego życia. Do tego inspirują cię kobiety, które stają na twojej drodze?
— Było wiele fotografek, których obrazy inspirowały mnie do rozwoju technicznego i kreatywnego w dziedzinie fotografii. Ale ich życie i osiągnięcia wydawały mi się zbyt odległe na to, bym chociaż śmiała marzyć o podobnym spełnieniu zawodowym. I tak naprawdę dopiero pojawienie się w moim życiu fotografki - Justyny Łucji Bień - sprawiło, że na nowo odkryłam siebie jako fotografa. I tu faktycznie mogę powiedzieć: ta kobieta mnie inspiruje i motywuje. Ale moim motorem do działania są przede wszystkim kobiety, które spotykam jako modelki na moich sesjach zdjęciowych. To ich potrzeby, ich ciche wołanie o pomoc sprawia, że zajmuję się tym, czym się zajmuję i w takim stylu, jakim to robię.

— Podejmujesz odważne tematy i tworzysz w mediach społecznościowych nową, ciekawą przestrzeń do rozmowy o kobiecości. Czy jeśli kilka lat temu ktoś powiedziałby, że tym będziesz się zajmować, uwierzyłabyś?
— Ależ skąd! Przeszłam pewną drogę. I chociaż zawsze czułam w sobie duży potencjał do działania, to nie postrzegałam siebie jako kogoś na tyle wartościowego i istotnego, by mówić do innych ludzi z poziomu mentora albo wręcz autorytetu. I z jednej strony jest to bardzo miłe, gdy inni biorą sobie moje słowa do serca i traktują je poważnie. Z drugiej strony to ogromna odpowiedzialność. Trzeba mieć odwagę, ale również zachować dystans. Trzeba więc doświadczenia, mądrości, rozwagi, wiedzy, i takiej trochę życiowej bezczelności, żeby mówić do ludzi, jeszcze z przekonaniem, że ma się im coś dobrego, wartościowego do powiedzenia. Droga, która doprowadziła mnie do naszego dzisiejszego spotkania wiedzie przez trudne odcięcie pępowiny z rodzicami, rozwód, toksyczny związek, traumy, myśli samobójcze, samotność, drugie małżeństwo, nowotwór, psychoterapię i samorozwój. Odrobiłam życiową lekcję. I trochę też dzięki temu wiem, jak mogę pomóc innym kobietom. Zatem niczego nie żałuję.

— Piszesz też - od wielu tygodni hasłem przewodnim większości moich działań jest: „Jesteś piękniejsza, niż myślisz”. Jako fotografka wiesz też, że często my, kobiety, nie lubimy siebie na zdjęciach. To pewnie nieprzypadkowo tematem rozmowy na żywo, która już we wtorek, 18 czerwca, o godzinie 16.30 na twoim profilu Facebookowym Fotografka będzie fotogeniczność?
— To będzie pierwszy raz, kiedy poprowadzę transmisję na żywo. Bardzo mnie to stresuje, ale czuję również, że absolutnie nie mogę zrezygnować z tego spotkania. Ponieważ jednym z najczęstszych zdań, które słyszę od kobiet w czasie moich sesji jest: „a bo ja jestem taka niefotogeniczna!”. I zwykle mówią to naprawdę ładne, atrakcyjne kobiety, które w związku z tym przekonaniem rezygnują nie tylko z bycia na zdjęciach, upamiętniania ważnych chwil swojego życia, ale również z wystąpień publicznych. I może się wydawać: „a tam! wielkie mi halo”. Ale ponownie: to przekonanie, że źle wychodzimy na zdjęciach, jest zwykle przejawem tego, że mamy o sobie niskie mniemanie. A to sprawia, że nie tylko kiepsko wychodzimy na zdjęciach, ale także boimy się walczyć o swoje, zmienić życiowego partnera, zawalczyć o lepszą pracę, wyższe zarobki. Zatem fotogeniczność jest tylko pretekstem do tego, by porozmawiać o lepszym, bardziej satysfakcjonującym życiu. A tak naprawdę, to będę chciała udowodnić, że coś takiego jak fotogeniczność w ogóle nie istnieje (śmiech).

— Czy to, że dziś nie mieszkasz już w centrum miasta, Olsztyna, a bliżej natury, pomogło ci na nowo posłuchać, w którym kierunku chcesz dążyć?
— Bardzo. Jestem przekonana, że siebie najlepiej usłyszeć w ciszy. To w niej jest przestrzeń na spotkanie swoich własnych myśli, marzeń, potrzeb. Trudno usłyszeć wtedy, gdy dookoła nas nieustannie panuje chaos i hałas. Miasto wywiera na nas większą presję czasu, dając jednocześnie znacznie mniejszą przestrzeń życia. Dlatego wyprowadzka z miasta była jedynie kwestią czasu. Miejsce, w którym obecnie mieszkamy, daje mi dużo ciszy i spokoju, w której odnajduję siebie, w której odbywam podróż do swojego wnętrza, w której mogę usłyszeć, co mówi do mnie moje ciało. To stwarza zupełnie nowe pole do rozwoju. Poza tym ja zawsze bardzo lubiłam bliskość natury, to na jej łonie odpoczywam i regeneruję siły ale także cieszę oczy doznaniami estetycznymi, napełniam zmysły, czerpiąc z radością ze świata przyrody, pełnego kolorów, dźwięków i zapachów znacznie bardziej sprzyjających naszemu zdrowiu fizycznemu i psychicznemu.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5