Jej wianki z Warmii noszą gwiazdy

2023-12-16 16:00:00(ost. akt: 2023-12-15 13:06:07)
Agnieszka Pac-Oleszkiewicz i jej marka Wiankiem Plecione

Agnieszka Pac-Oleszkiewicz i jej marka Wiankiem Plecione

Autor zdjęcia: Agnieszka Pac-Oleszkiewicz

Macierzyństwo obudziło w niej na nowo artystyczną duszę i sprawiło, że odkryła w życiu nową pasję. Rozmawiamy z Agnieszką Pac-Oleszkiewicz, twórczynią marki Wiankiem Plecione i mamą Poli.
— Spodobało mi się stwierdzenie, które znalazłam w pani opisie na stronie internetowej. Pisze pani: „tuż po tym jak przyszła na świat moja córka, obudziła się we mnie niepoprawna florystka i rękodzielnik. I choć niejednokrotnie słyszałam, że przy dziecku się nie da, to ja udowadniałam, że jestem odstępstwem od tej reguły”. Dzięki córce znalazła pani swój sposób na życie?
— Zanim zaszłam w ciążę pracowałam w firmie produkcyjnej, po kilkanaście godzin dziennie. Tak było przed narodzinami córki, bardzo intensywnie. Kiedy na świecie pojawiła się Pola, moje życie bardzo zwolniło. Zawsze byłam aktywna i towarzyska, a tutaj moje dni stały się wypełnione opieką nad maleńkim dzieckiem, powtarzalnością i rutyną. Brakowało mi bardzo rozmów z innymi ludźmi. Trochę mnie przeraziło, że moje kontakty po urodzeniu córeczki będą ograniczone do spotkań z innymi mamami.

— Co było impulsem do zmiany?
— Wtedy przyszła do mnie moja teściowa i zaproponowała, żebym zrobiła wianki ze zbóż na dożynki w Pasymiu. Ten pomysł bardzo mi się spodobał, bo zawsze byłam artystyczną duszą. Wszystko działo się nie bez przyczyny, bo kilka lat przed urodzeniem Poli skończyłam szkołę florystyczną. Uplotłam więc te wianki, z zebranych zbóż i roślin, pojechałam tam z córeczką. Moje wianki zrobiły furorę, usłyszałam tyle komplementów, że z entuzjazmem spojrzałam na moją pasję.

— Okazało się też, że plecenie wianków jest cenną umiejętnością.
— I zaczęło cieszyć się zainteresowaniem. Jeździłam z wiankami na okoliczne jarmarki, również na dożynki czy Święto Ziół, które odbywały się w skansenie w Olsztynku. Niestety zbyt silną konkurencją było jedzenie. To zmieniło się, kiedy zrobiłam kilka wianków, które można założyć na głowę. Te przypadły do gustu osobom z zespołów ludowych, chętnie kupowały je wnuczkom babcie. Plotłam wianki, a na kiermasze jeździłam z Polą w wózku. Jednocześnie też pracowałam zawodowo.

— Na szczęście okazało się, że nie udało się zgasić pani zapału.
— No tak, bo wtedy, pewnego dnia pojechałam do agroturystyki Łan Sztuk, żeby zrobić zdjęcia mojej córeczce. Uplotłam zarówno dla niej, jak i dla mnie, piękne wianki z żywych roślin. Zobaczyła je właścicielka domu, bardzo jej się spodobały i zaproponowała mi współpracę na wieczorach panieńskich. Stwierdziła, że brakuje regionalnych akcentów, takich z Warmii, a wianki idealnie wpisywały się w ten pomysł. Dziewczyny chętnie w nich pozowały. Wkrótce jeździłam w okolice Nowego Kawkowa, gdzie organizowałam warsztaty z plecenia wianków, m.in. dla kobiet z Warszawy czy Gdańska, które na Warmię przyjeżdżały odpocząć.

— Wianki stały się też okazją do rozmowy o Warmii?
— Rzeczywiście, bo w czasie warsztatów opowiadam o Warmii. O tym, gdzie leży ta Warmia, a gdzie Mazury. Wspominam o tradycjach wiankowych, wierzeniach, które są z nimi związane.

— Skąd czerpie pani inspirację? Dużo jest osób, które zajmują się wiankami, jednak te pani autorstwa są rozpoznawalne.
— Dziś spełniam marzenia i realizuję się artystycznie. Pochodzę z Pasymia, w moim domu żyło się skromnie, więc nie mogłam pójść do szkoły plastycznej, bo było to zbyt kosztowne. Zawsze jednak miałam zdolności manualne, a w liceum dorabiałam sobie sprzedając własnoręcznie wykonane anioły z masy solnej czy ramki na zdjęcia. Po latach okazało się, że mogę realizować moje niespełnione wcześniej ambicje.

— Wydaje mi się, że plecenie wianków ma też uspokajającą moc.
— Coś musi w tym być, bo twórczość dostarcza pozytywnych emocji. Ja uwielbiam pleść wianki i sam proces ich powstawania pochłania mnie całkowicie. Robienie wianków sprawia, że skupiamy się na samym procesie ich powstawania. Człowiek nie ma czasu wtedy na rozpamiętywanie tego, co wydarzyło się w ciągu dnia, bo jest zajęty czymś zupełnie innym. Myślę, że wszyscy rękodzielnicy tak mają. Dodatkowo tworzenie przynosi dużą satysfakcję. Uwielbiam kolory, co widać w moich pracach.

— Jak dziś bliscy patrzą na pani pasję?
— Na początku byli dość sceptyczni. Nie traktowali moich wianków poważnie, nie wierzyli w moją pasję. Mój pomysł uznawano za fanaberię, dopóki moje wianki zaczęły być doceniane. Przekonali się do mojej pasji wtedy, kiedy gwiazdy zaczęły nosić moje wianki. Zainteresowały też Annę Woźniak-Starak, która odkryła mnie w ubiegłym roku. Specjalnie dla niej zrobiłam wianki, które pojawiły się w czasie kolacji charytatywnej, w czasie której zbierano pieniądze na rzecz szpitala w Buczy. Miały to być wianki ukraińskie. Nie robiłam tego nigdy wcześniej, ale zrobiłam kilka modeli. Okazało się, że moje wianki się spodobały, a chętnie wybierały je m.in. osoby pracujące w TVN-ie. Wzięłam też udział we wspomnianej kolacji charytatywnej, gdzie poznałam mnóstwo ludzi. Potem pojawiłam się w programie „Dzień dobry TVN”. Znajomi mówili: „tyle lat robiłaś te wianki, w końcu ktoś to zauważył”. Teraz moje wianki ma w swoim sklepie Zosia Ślotała-Haidar. Ludzie mnie polecają. To mnie bardzo cieszy, ale przyznaję, że wolę działać lokalnie. Tutaj, na Warmii, jest jednak najlepiej, mimo że pochodzę z Mazur.

— Jakie ma pani plany?
— Dopiero niedawno, po występie w „Dzień dobry TVN”, zaczęłam udostępniać swój wizerunek. Nadal pracuję zawodowo, teraz w firmie szkoleniowej. Co przyniesie przyszłość? Na Warmii powstaje ogród Wiankiem Plecione. Wybudujemy tam altanę i będzie to miejsce, w którym będą odbywać się warsztaty, opowieści o roślinach i rosnąć kwiaty do moich wianków.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5