Cezary Makiewicz: Czuję się trochę "dziadkersem" [ROZMOWA]

2021-07-24 11:00:00(ost. akt: 2021-07-24 05:17:46)

Autor zdjęcia: Wojciech Caruk

To dzięki niemu dowiedzieliśmy się, że "Wszystkie drogi prowadzą do Mrągowa". Jego mrągowski Piknik Country zaprowadził przed... ślubny kobierzec. Nic więc dziwnego, że kocha to miasto, a miasto kocha jego. Z Piknikiem związany jest od 1983 roku - najpierw jako widza, a potem jako muzyk. Czy Cezary Makiewicz czuje się artystą 40-lecia?
- Jak to się stało, że doszło do powstania naszego piknikowego hymnu?
- Ten utwór powstawał w zasadzie od pierwszego pikniku. Dla mnie pierwszy piknik to ten, który odbył się w 1983 roku w Mrągowie. Pamiętam, że przyjechałem wtedy rowerem. Jeździłem tutaj jako widz aż do 1988 roku. Wtedy na polu namiotowym poznałem chłopaków z Warszawy z instrumentami. Założyliśmy bluegrassowy zespół Little Maggie i rok później wystąpiliśmy na scenie. Kiedy na początku lat 90-tych zawiesiliśmy działalność postanowiłem zrobić coś na własne konto.Zacząłem wtedy pisać piosenki. Kiedy pierwszy raz przyjechałem na piknik to się po prostu zakochałem w tej imprezie. To było coś innego, powiew wolności. Czułem się jak dziecko w sklepie z cukierkami. Przez kolejne lata poznawałem ten festiwal z różnych stron - z widowni, zza siatki, z drzewa, z wody i w końcu ze sceny. Wiosną 1997, zanim ogłoszono konkurs na piosenkę inspirowaną muzyką country, ja już napisałem kilka piosenek i szykowałem swój pierwszy album. Pomyślałem, że taki festiwal musi mieć swoją piosenkę. Jak ją napisałem i nagrałem, to pojechałem do kilku ważnych ludzi decydujących o losach utworów. Nie pokładali w niej żadnej nadziei mówiąc, że za długi refren, że ludzie tego nie zapamiętają. Ja nie myślałem wtedy, że piosenka będzie śpiewana przez tysiące.

Imprezę organizowała wtedy telewizja publiczna. Ja miałem już teledysk i menadżera. Jedna z redaktorek wpadła wtedy w jakiś amok. Biegała i krzyczała: "mamy przebój". Pomyślałem, że jest jakaś nawiedzona.A ona miała po prostu nosa. To była Zuzia Strońska, która później razem z mężem była producentem tej imprezy. To jej zawdzięczam to, że ta piosenka została później wykorzystana jako czołówka do Pikniku Country. Wielu ludzi mnie później spotykało gdzieś na dworcach i mówiło, że dzięki tej piosence postanowili tu przyjechać. Jest w niej coś takiego, co przyciąga do Mrągowa. Pewnie też za to dostałem honorowe obywatelstwo tego miasta.

- Czuje się pan artystą 40-lecia Pikniku?
- Nie bardzo. Czuję 38-lecie poznania mojej żony. Mam 40-letni staż jako widz, ale jako artysta to dopiero od lat 90-tych. Te 40 lat to dużo i czuję się takim trochę "dziadkersem". Dziwię się jednak, że to tak szybko przeleciało. Piknik wciąż się odbywa, nawet mimo trudności. Myślę, że nawet jeśli ktoś kiedyś ogłosi, że piknik się nie odbędzie, to ludzie i tak przyjadą. Nawet jeśli nie będzie artystów, a amfiteatr będzie zamknięty, to pojawią się stragany, a ludzie będą spontanicznie grać w lasach, na łąkach czy ulicach Mrągowa. To już jest wpisane w tradycję wielu ludzi, że po prostu muszą tu co roku być. Niektórzy wracają po latach, z sentymentu. Country to jednak muzyka niszowa. My artyści czujemy to po naszych portfelach. Zainteresowanie samą muzyką jest małe, ale wiele osób przyjeżdża tu dla klimatu.

- Wspomniał pan o 38-leciu z żoną. Poznaliście się na Pikniku w Mrągowie?
- Tak, dokładnie. Spotkaliśmy się na pierwszym pikniku. Nie mamy więc problemu z datowaniem naszego pierwszego spotkania. Spotykaliśmy się co roku. Potem coraz częściej i jesteśmy parą do dzisiaj.

- Czyli połączyła was miłość do country?

- Nie wiem, czy do country. Przyjeżdżało się tutaj, bo coś się działo. Tam była masa zespołów okołocountrowych. Ja jestem generalnie otwarty na muzykę. Lubię mieszać style. Po 89 roku zachłysnęliśmy się amerykańską muzyką. Moi koledzy zaczęli śpiewać po angielsku. Ja chciałem tworzyć piosenki, które mogliby śpiewać ludzie. Żeby zapadły w pamięć. Czesi mieli łatwo, bo im rzad zabronił śpiewać po angielsku. Nawet zagraniczne covery musieli wykonywać w rodzimym języku. Dlatego być może ta muzyka jest tam bardziej popularna niż u nas.

- 10 lat temu z okazji 30-lecia Pikniku w wywiadzie dla Kuriera Mrągowskiego powiedział pan, że wciąż panuje stereotyp traktujący country jako amerykańskie disco polo. Dalej pan podtrzymuje tę opinię?
- Trochę tak. Powoli jednak to się zmienia dzięki internetowi. Teraz młodzież może sama sobie wybierać, czego chce słuchać. Wiele rozgłośni sięga też coraz więcej po nowości country. Nashville to prawdziwa mekka. Tam wyrastają naprawdę duże talenty. U nas jest z tym różnie. Czasami pojawiają się ludzie, którzy chcą grać, a nie potrafią. Przyjmuje się ich z otwartymi ramionami. Fajnie wyglądają w kapeluszach, ale z muzycznym warsztatem są na bakier. Country charakteryzuje się tym, że te piosenki zawsze są o czymś. Są ładne linie melodyczne i dobrzy muzycy. U nas to wciąż nurt amatorski, bo wiele osób zajmuje się czymś innym i grają dopiero po godzinach. No ale niestety tak już jest.

Wojciech Caruk

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5