Dziki w akcji. Krew, pot i góry satysfakcji
2021-04-29 08:00:00(ost. akt: 2021-04-29 08:09:18)
KOLARSTWO GÓRSKIE || Blisko pół tysiąca ekspertów od "dwóch kółek" stawiło się w podwarszawskiej Jabłonnej, by walczyć o trofea Pucharu Mazowsza MTB XC. Honoru powiatu — z powodzeniem — strzegła ósemka "Dzików" z Mrągowskiego Stowarzyszenia Rowerowego.
Niełatwe, wirusowe realia sprawiły, że pokaźna część tegorocznych imprez sportowych — w tym kolarskich — została albo przełożona, albo odwołana. Te wydarzenia, które się odbyły, siłą rzeczy nie mogą narzekać na brak chętnych.
Zwłaszcza gdy są tak prestiżowe jak Puchar Mazowsza, który w weekend odwiedziło ponad 500 kolarzy. Reprezentowali ok. 50 klubów z Polski, nie brakowało także gości zza granicy (licznie stawili się zwłaszcza Czesi, którzy mają jeszcze bardziej "pod górkę" z obostrzeniami w tym względzie).
— Wszyscy czują głód walki. Stawiła się praktycznie cała czołówka, poziom rywali był naprawdę wysoki — mówi Radosław Parzych, trener MSR. Dodając, że jeszcze trudniejszym przeciwnikiem była sama trasa. Trudna, bardzo techniczna, wymagająca od kolarzy nie tylko solidnego przygotowania fizycznego, ale i stuprocentowego skupienia.
Każdy z odcinków był tworzony przy wsparciu mieszkającego niedaleko, słynnego Karola Ostaszewskiego (jeden z najlepszych zawodników polskiej kat. elite). Trasa była niesamowicie wąska, pełna "ciasnych" zakrętów, skoczni i innych przeszkód, których pokonywanie — choć widowiskowe — dla mniej doświadczonych uczestników było dość ryzykowne. Jeden z rywali przekonał się o tym bardzo, bardzo dotkliwie.
Na sygnale
— By pokonać tamtą przeszkodę, trzeba było albo zwolnić, albo przyśpieszyć i przelecieć nad nią na pełnym gazie. On wybrał wariant "pomiędzy", przez co stracił kontrolę nad rowerem i uderzył mocno głową o ziemię. Gdyby nie kask, mogłoby skończyć się tragicznie. Kolorowo jednak i tak nie było, bo chłopak stracił świadomość na ok. 5 minut. Szybko jednak się nim zajęliśmy, więc gdy przyjechała na miejsce karetka, to zdążył "wrócić do żywych". Na szczęście niczego nie połamał, zęby miał wszystkie, choć krwi wypluł niemało — wspomina sytuację trener Parzych. Zapytaliśmy go czy po takich sytuacjach rodzice nie decydują się na "wypisanie" swych pociech z treningów kolarskich.
— Oczywiście, że "najbezpieczniej" byłoby posadzić młodego chłopaka na kanapie przed telewizorem. Nie o to jednak w życiu chodzi i rodzice, z którymi mam przyjemność od lat współpracować, doskonale zdają sobie z tego sprawę. Robimy wszystko, by zawodnicy byli możliwie najbardziej bezpieczni. Kolarstwo górskie to jednak, faktycznie, sport dość ryzykowny. Widać to choćby wtedy, gdy ubezpieczamy naszych zawodników, co kosztuje nas niemało. Ta dyscyplina jest w "grupie" m.in. razem ze skokami spadochronowymi i wspinaczką wysokogórską. Gdy jednak kocha się tego typu sporty, to i na dobre, i na złe — dodaje szkoleniowiec, który w przeszłości sam nabawił się na rowerze niejednej kontuzji.
Pech za plecami
Jeszcze częściej niż do kontuzji dochodzi na trasie do usterek sprzętowych. Choć w przeszłości mrągowskie "Dziki" często dopadał pech, tym razem został daleko za ich plecami. Frustrację i bezradność oglądali jedynie u rywali. — Ciekawy był zwłaszcza start "elity". Najlepsi w Polsce, każdy miał "wychuchany", sprawdzony sprzęt. A i tak pojawiły się sytuacje, gdy ledwie po 10 metrach od startu... spadały łańcuchy. Niektórzy krzyczeli i rzucali ze złością rowerami — wspominają ze śmiechem nasi młodzi kolarze.
Nerwy były uzasadnione. Pierwszy tegoroczny start w Pucharze Mazowsza jest o tyle ważny, że wywalczone lokaty mają pokaźny wpływ na resztę sezonu. Im wyżej w klasyfikacji, tym z lepszą pozycję startową otrzymuje się w kolejnych odsłonach cyklu.
Mrągowianie nie zmarnowali tej szansy. Wśród młodzików najlepiej zaprezentował się Karol Balcerczyk, który uplasował się na 8. miejscu (6. wśród Polaków). Patryk Sobociński był 25., Marcel Skrocki 32., a Patryk Okrągły 36.
Miejsce w pierwszej pięćdziesiątce juniora młodszego — po godzinie męczącej jazdy — wywalczyli sobie Maciej Parzych (44.) oraz Michał Polewaczyk (49.). Najmłodszy w brygadzie MSR, Wiktor Kajetaniak minął się z podium o włos (5. miejsce, przed nim tylko reprezentanci Warszawy).
Miejsce w pierwszej pięćdziesiątce juniora młodszego — po godzinie męczącej jazdy — wywalczyli sobie Maciej Parzych (44.) oraz Michał Polewaczyk (49.). Najmłodszy w brygadzie MSR, Wiktor Kajetaniak minął się z podium o włos (5. miejsce, przed nim tylko reprezentanci Warszawy).
Hurtownia medali?
Najbliższa impreza, w której mogliby wystartować nasi kolarze, odbędzie się na Kurpiach. — Śledzimy kto się zapisał, by wiedzieć czy będzie z kim się ścigać. Chłopaki mają ambitne podejście do tematu. Nie wybierają imprez łatwych. To żadna sztuka wybrać taką, w której można byłoby zgarnąć hurtowo wszystkie medale — słyszymy w MSR.
— Sami ciągną mnie, by startować w zawodach topowych. Spotykają tam czasem takich "hurtowych mistrzów", którzy często wysiadają jeszcze przed półmetkiem. W naszym klubie nie lubimy tak "naginać rzeczywistości". Jeśli walczyć, to z najlepszymi. Tylko tak można solidnie się rozwijać i coś naprawdę osiągnąć w tym sporcie — podsumowuje Radosław Parzych, którego podopieczni nie mają zbyt wiele wolnego miejsca w kalendarzu startowym.
16 maja wyruszą do Legionowa (II odsłona Pucharu Mazowsza). Tydzień później stawią się na Pucharze Polski w Białymstoku, by następnie odbyć 11-dniowe tournee po górach. Treningi będą przeplatać przynajmniej dwoma wymagającymi imprezami.
Kamil Kierzkowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez