CZYTAM, BO LUBIĘ: Magdalena Kozak - "Minas Warsaw"

2020-12-13 10:00:00(ost. akt: 2020-12-13 10:11:32)

Autor zdjęcia: archiwum Fabryki Słów

Mam już kandydatkę, a wręcz faworytkę do miana mojej ulubionej książki 2020. Zdecydowanie w moim tegorocznym rankingu przoduje Magdalena Kozak i jej "Minas Warsaw". Dawno nic tak fajnie mi się nie czytało.
Ta recenzja czekała na "lepsze czasy". Premiera książki odbyła się na początku wakacji. Kiedy zobaczyłem jej objętość od razu wiedziałem, jak będę spędzał urlop. Zamiast łażenia po Bieszczadach zafundowałem sobie zwiedzanie Pałacu Kultury w Warszawie. Niby nic takiego, gdyby nie towarzystwo, jakie mi w tym zwiedzaniu towarzyszyło, m.in. mag, smok, informatyk z miejskiego urzędu i jeszcze kilka innych nietuzinkowych postaci. I wbrew pozorom nie był to spacer banalnie łatwy.

Historia opisana na prawie 600 stronach czerpie z wielu wzorców. Mieszanie się świata rzeczywistego i magicznego nie jest nowym zabiegiem. Brał się za to już Bułhakow w "Mistrzu i Małgorzacie", a i w polskiej literaturze fantastycznej taki zabieg nie jest obcy. Tytuł "Minas Warsaw" automatycznie przywołuje skojarzenia z Tolkienem i "Władcą Pierścieni". I na tym te skojarzenie się kończy. Również sam mag jest przedstawiony "definicyjnie" - długa, biała szata, siwa broda, w ręku drewniany kostur. Do tego wierny towarzysz w postaci smoka. Mag przyleciał na nim "skądś" i osiadł w warszawskim "darze Stalina", a następnie rozpoczął podporządkowywanie sobie zaskoczonych mieszkańców stolicy. W to wszystko zupełnie przypadkiem zostaje wplątany Maciek Jeżewski - informatyk stołecznego urzędu miejskiego oraz wielbiciel literatury... fantastycznej. Z racji swojego hobby okazuje się, że w całym mieście tylko on może rozmawiać z pochodzącym z fantastycznego świata gościem. Mało tego - sam pisze fantastyczną powieść.

I to właśnie "powieść w powieści" staje się drugim wątkiem "Minas Warsaw". Co logiczne - w punkcie kulminacyjnym te wątki muszą się przeciąć. Więcej zdradzać z fabuły nie będę.

Magdalena Kozak jest jedną z niewielu kobiet w polskiej literaturze fantastycznej. Przeciętny fan fantasy wymieniłby zapewne Maję Lidię Kossakowską, potem właśnie Magdalenę Kozak i.... długo, długo nic. Na tej scenie "rządzą" faceci. Jednak panie wprowadzają w to towarzystwo trochę powiewu i delikatności. W "Minas Warsaw" próżno szukać litanii "bluzgów" czy brutalnych opisów. Tu jest akcja. Jest klasycznie - wstęp, rozwinięcie, zakończenie. Chociaż... czy rzeczywiście jest to zakończenie?

Autorka Ameryki nie odkrywa. Książka nie jest też jakimś dziełem wybitnym. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze nic w tym roku nie czytało mi się z taką przyjemnością. Za każdym razem, jak sięgałem po książkę to miałem wrażenie, że okładka jest wysmarowana czymś klejącym. Miałem naprawdę problem z jej odłożeniem, wypuszczeniem z dłoni. Autorka w prosty sposób spowodowała to, że zostałem szybko wciągnięty w opisaną historię. Do tej pory mam w głowie jej "obrazy". A będąc ostatnio w Warszawie, przechodząc pod Pałacem Kultury odruchowo patrzyłem w górę, czy nie lata tam stworzenie ziejące dookoła ogniem.

Twórczość pani Kozak znałem wcześniej, chociażby z bardzo dobrej serii przygód wampira Vespera. "Minas Warsaw" jest jednak inna. Sama w sobie jest zamkniętą całością z szansą na dalszą kontynuację. I liczę, że będzie kontynuowana. Koniecznie też z taką dawką humoru, jaka jest tu serwowana.

Wróbelki ćwierkają, że w może czekać nas kolejny lockdown. Nie pozostaje mi więc nic innego, żeby zachęcić was do szybkiego zaopatrzenia się w książkowe zapasy. A wierzcie mi, że mając "Minas Warsaw" pod ręką "narodowa kwarantanna" będzie wam przebiegała przyjemniej.

Wojciech Caruk

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5