Maria Sadowska łamie schematy [ROZMOWA]

2019-06-02 12:00:00(ost. akt: 2019-06-02 18:16:46)

Autor zdjęcia: Anida Keller

Mówi się o niej niepokorna artystka, odważna wojowniczka. W wywiadzie, którego udzieliła po koncercie w CKiT w Mrągowie, ujawniła przyczyny swoich wszechstronnych działań.
— W czasach szkolnych doświadczyłaś odrzucenia od rówieśników, co było tego przyczyną?
— Gdy byłam dzieckiem, często pokazywano mnie w telewizji, wówczas miałam ogromną popularność, ponieważ funkcjonowały tylko dwa programy telewizyjne. W czasie, gdy pojawił się program, doświadczyłam ogromnej zazdrości ze strony moich kolegów i koleżanek. Atakowali mnie bez żadnej, widocznej przyczyny, byłam samotna, czułam się bardzo odrzucona. Nie było to łatwe dla dziecka ale dzięki temu dziś czuję się bardziej uodporniona. Każda krytyka boli, słowa potrafią ranić. Natomiast staram się to sobie wytłumaczyć, że jako artysta, muszę się na to godzić. Wybrałam zawód, gdzie jestem poddawana nieustającej ocenie. Internet w tym nie pomaga.

— Media zmieniły obecny świat i ludzi?
— Kiedyś ludzie plotkowali za twoimi plecami i nie wiedziałaś o tym. Dziś po prostu możesz sobie o tym poczytać. Ten problem dotyka też zwyczajnych ludzi, osób w każdym środowisku. W Internecie możemy czytać różne opinie i każdy może oferować sądami publicznie, nie zważając na słowa. To jest bardzo niebezpieczne. To, co powiem, jest przykre, ale jesteśmy narodem hejterów. Na świecie obserwuje się większy szacunek do artystów. Mam wrażenie, że wiele osób dowartościowuje się tym, że może komuś dokuczyć komentarzem w mediach społecznościowych.

— Kiedy człowiek jest „kimś”, co stanowi o jego wartości?
— Żeby być kimś, należy robić coś, co się kocha, coś wartościowego. Niekoniecznie trzeba być na świeczniku. Jest wielu ludzi, którzy robią wspaniałe rzeczy i nikt o nich nie wie. To nie znaczy, że nie są kimś. Sława jest zupełnie inną sprawą. Myślę, że obecnie ten problem dotyka wielu osób. Dzięki Internetowi nie musisz być bardzo sławnym, bo w pewnym sensie każdy staje się sławnym z powodu mediów społecznościowych. Takie życie nakazuje ludziom, sądzić, że bycie kimś oznacza, że: „cię widzą”. Wydaje mi się, że to jest ta pułapka.

— Jesteś osobą bardzo zaangażowaną społecznie, jakie tematy podejmujesz najczęściej?
— Uważam, że artyści powinni być zaangażowani. Mamy możliwości, siłę przebicia, więc należy coś z tym zrobić. Możemy choć trochę zmienić świat, właśnie poprzez moc muzyki i sztuki. Przygotowuję nową płytę, na której jest piosenka mówiąca o tym, że jeśli siedzimy na kanapie i nie reagujemy na zło, na to, co nas wkurza, i widzimy tylko czubek własnego nosa, to możemy się obudzić w świecie, który już nam się nie spodoba. Wówczas, w pewnym sensie przyłożymy rękę do tego zła. Ja głos zabieram poprzez sztukę, śpiewając i nakręcając o tym filmy. Przykładowo w filmie„Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”, opowiadając historię bohaterki, która była rewolucjonistką. Walczę o zdrowe podejście do emancypacji, zmianę wizerunku feministek w Polsce. Dziś to pojęcie zostało wypaczone. Opowiadam o silnych kobietach, o ich prawach i chcę nadal to robić, reżyserować o nich filmy.

Obrazek w tresci

fot. Michał Pańszczyk

— Sprawy nauczycieli i artystów też należą do twoich działań?
— Tak, zorganizowałam koncert dla nauczycieli. Walczę o ich godność, bo nas artystów niedawno potraktowano tak samo. Ponieważ nasze sytuacje, mówię o artystach i nauczycielach, są podobne. Na nas również spada ogromny hejt, mówi się nam, że mamy pracować dla misji. Artyści, ludzie kultury i nauczyciele to nie tylko te osoby, które są na topie i zarabiają dużo. Przykładowo, wybitni muzycy jazzowi często umierają w biedzie. Mój tata zajmuje się pomaganiem takim artystom. Są to wspaniali, wielcy muzycy, odchodzący w ubóstwie. Do tego grona należą również muzycy filharmonii, autorzy tekstów. W lokalnych kręgach, w małych miejscowościach, na wsi, te grupy zawodowe całe swe życie żyją z tego, co robią i nie są należycie wynagradzani. Zaangażowałam się w walkę o prawa twórców i spotkałam się tu z wielkim hejtem, z nienawiścią i pogardą skierowaną w naszą grupę zawodową.

Te grupy zawodowe łączy, brak okazywania im szacunku przez społeczeństwo i władzę. Nie mogłam uwierzyć w to, jak podważano autorytet nauczycieli. Żaden rząd nie powinien tego robić. Jak oni mają wychować kolejne pokolenie, gdy się ich lekceważy? Artystów powinno obchodzić, aby nauczyciela było stać na kupno książki, wyjście na koncert, czy do teatru. Nauczyciel powinien być uczestnikiem kultury i zarazić tą wyższą kulturą młodzież. U nas się o tym nie mówi, a silna kultura oznacza silną gospodarkę.

— Jaka jest twoja muzyka?
— Z założenia, nie piszę przebojów. Muzyka, którą robię nie jest prostą i łatwą. Zdaję sobie sprawę, że nie trafia ona do szerszego grona. Świadomie wybrałam inna drogę. Jestem artystką poszukującą, która zawsze stara się łamać schematy. Łamałam też wyobrażenia o definicji artysty. To robiłam w programie „Voice of Poland”. Jeśli ktoś chce być gwiazdą pop i diwą, jak najbardziej ma do tego prawo, wskazywałam jednak, że są też inne drogi muzyczne. Można po prostu być artystą, wydać jedenaście płyt i nadal tworzyć. Jest wielu takich artystów, którzy nie mają przebojów, ale czy to oznacza, że są źli w tym, co robią?

— Co sądzisz o polityce kulturalnej w Polsce?
— Jest mi przykro, że tak ona wygląda. Po transformacji ustrojowej zaczął się czas promowania muzyki zachodniej oraz łatwej, lekkiej i przyjemnej i trwa to do dziś. Statystyka muzyki nadawanej w programach radiowej jest zatrważająca: 30 % to muzyka polska, zdecydowaną większość stanowi muzyka zagraniczna. Od lat, radia odmawiają grania piosenek moich i innych wspaniałych wykonawców, którzy tworzą muzykę bardziej niszową niż to, co jest powszechnie uznane za muzykę popularną. Pewnie w innym kraju miałabym szansę przebić się do szerszej publiczności. Niestety Polsce 90% ludzi słucha Disco Polo, nie ma różnorodności. Dziś nie ma wstydu, że słuchamy tak niewyszukanej muzyki. O czym to świadczy? Co stało się z jakością edukacji muzycznej?

— Co zrobić, aby dobra muzyka trwała w społeczeństwie?
— Z muzyką jest tak samo jak z każdą rzeczą i sprawą. Jeśli nie ma żadnej edukacji muzycznej i od dziecka wychowuje się społeczeństwo przy dźwiękach prostej, niewyszukanej muzyki, to gust muzyczny w naszym kraju nie będzie się rozwijał. Dużą rolę do spełnienia i nadrobienia mają tu środowiska inteligenckie. W latach siedemdziesiątych mieliśmy Brekaut, zespoły bluesowe, fantastyczną muzykę funkową. Bardzo trudno jest się przebić, a przecież kiedyś, tego słuchali zwyczajni ludzie. Moi rodzice jeździli na koncerty po małych miejscowościach, wsiach. Słuchało się Czesława Niemena, Ewy Demarczyk. To były wielkie gwiazdy. Dziś według obecnych standardów, Niemen nie miałby szans się przebić. Brakuje właściwej edukacji muzycznej w szkołach i w domach. Dziś o tym, co jest dobre decyduje reklama i komercja, Internet. Standardy zostały znacznie zaniżone i to jest przerażające. Liczy się ilość wejść i odsłon, nie ważne jaka jest treść. Czasami wstyd jest być osobą popularną.

— „Jazz na ulicach” znaczy...
— Wychodzenie do ludzi z edukacją. Mam nadzieję, że gdy człowiek przyjdzie na mój koncert, to choćby na co dzień słuchał Disco Polo, też się będzie dobrze bawił. Myślę, że jestem w stanie go przekonać, że jest to żywa muzyka, doskonale zagrana. Tworzą ja ludzie, którzy całe życie poświęcili, aby ćwiczyć. To jest rzemiosło. Bądźmy uczciwi, żeby grać dobrą muzykę, należy włożyć w nią dużo pracy. Dawniej na koncertach jazzowych były tłumy widzów. Dlatego też powstała płyta „Jazz na ulicach”. Chciałam w ten sposób przypomnieć ludziom, że jazz jest muzyką taneczną, dla ludzi, do słuchania.

— Twoja rodzina to muzycy, czy poza sceną bawicie się muzyką?
— Bardzo dużo gramy. Przychodzą do nas znajomi grający i śpiewający, bierzemy ukelele lub inne instrumenty i improwizujemy się. Mamy taką zasadę, że nie gramy coverów, nie chcemy powielać czegoś, co już było. Takie odtwórcze działanie i odgrzewanie tych samych przebojów nie leży w naszej naturze.

— Która z twoich jedenastu płyt, jest jest szczególnie aktualna tu i teraz?
— To jest tak, jakbyś zapytała mnie, które moje dziecko bardziej kocham. Myślę jednak, że moja płyta „Dzień kobiet” została wydana o sześć lat za wcześnie. Znajdują się na niej ważne dla mnie teksty dotyczące poglądów, powstałe na podstawie cytatów najbardziej znanych światowych feministek. Moje koleżanki teraz nagrywają i tworzą o sile kobiet. Niedawno rozmawiałam z osobą, która pisze o mnie pracę magisterską i powiedziała mi, że u niej na roku wszystkie dziewczyny słuchają tej płyty i stała się ona hitem wśród młodych dziewczyn.

— Dużo mówimy o edukacji, czego nauczyłaś się w programie „Agent Gwiazdy”?
— Sam program jest ciekawą grą psychologiczną. Nie było łatwo być uczestnikiem, choć bardzo dobrze się tam bawiłam. Zawsze lubiłam adrenalinę, więc program i jego charakter był w mej naturze, podobały mi się ekstremalne wyzwania i przełamywanie własnych barier.

— O czym marzysz?
— Marzeń jest dużo, bo nie boję się marzyć odważnie. Chciałabym mieć czas na kolejne podróże. Czekam, aż moje dzieci podrosną, abyśmy mogli wszyscy razem z plecakami wyruszyć gdzieś na wycieczkę, w taki nieskrępowany sposób. Zawodowo, chciałbym teraz zrobić anglojęzyczny film, żeby móc wypłynąć na szersze wody.

Z Marią Sadowską rozmawiała Agnieszka Beata Pacek



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5