Byłam trochę niegrzecznym dzieckiem [ROZMOWA]
2018-11-24 16:00:00(ost. akt: 2018-11-24 12:01:57)
Magdalena Lewkowicz, to tak zwany „człowiek (kobieta) renesansu”. Cechuje się wszechstronnymi uzdolnieniami, talentami, pasjami, które realizuje sama i z ludźmi. Najlepiej o tym świadczą jej liczne nagrody. Dwukrotnie otrzymała prestiżowe wyróżnienie w konkursie im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata” ustanowione przez Stowarzyszenie Dzieci Holocaustu w Polsce i amerykańską Fundację „Life in a Jar”.
Magdalena Lewkowicz została uhonorowana statuetką „Duma naszego Miasta” z inicjatywy hufca ZHP im. Janusza Korczaka w Mrągowie, a przez Urząd Miasta „Nagrodą Kulturalną Rady Miejskiej” za pracę na rzecz oświaty i kultury w jej rodzimej miejscowości. Wyróżniono ją Odznaką Honorową - medalem za „Zasługi dla Województwa Warmińsko-Mazurskiego” przez Marszałka Województwa. W 2018 roku znalazła się w 10. Kobiet Sukcesu Warmii i Mazur. Obecnie jest nominowana spośród 110 osób z całego kraju do nagrody POLIN, którą już po raz czwarty przyznaje Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. W latach 2016-2018 pełniła funkcję wicestarosty powiatu mrągowskiego, obecnie jest radną i nauczycielką. Prywatnie pani Magdalena jest skromną osobą. Nie lubi mówić o sobie. Chętnie opowiada o historii gminy żydowskiej zamieszkującej na terenie Mrągowa, o młodzieży, z którą pracuje i o ukochanych kotach. Udało nam się namówić ją na rozmowę.
— Jak to się stało, że tak szczególnie zainteresowała się pani tematyką Żydów?
— Zaczęło się od tego, że zakwalifikowałam się na seminarium do izraelskiego instytutu Yad Vashem. Tam poznałam historię małych miasteczek gdzie przed wojną żyli Żydzi. Po mrągowskich Żydach nie było śladu. Po powrocie zorganizowałam warsztaty dotyczące trudnej tematyki Holocaustu zgodnie z metodologią, której się tam nauczyłam. Przy okazji kolejnego projektu związanego z historią mojego miasta okazało się, że historia gminy żydowskiej zupełnie nie jest znana współczesnym mieszkańcom. To było moją inspiracją do podjęcia kolejnych działań. Powstały następne warsztaty, projekty dla młodzieży oraz mieszkańców. Były one organizowane na podstawie relacji video osób ocalałych z holokaustu z USC Shoah Foundation oraz materiałów dydaktycznych Yad Vaschem.
— Zaczęło się od tego, że zakwalifikowałam się na seminarium do izraelskiego instytutu Yad Vashem. Tam poznałam historię małych miasteczek gdzie przed wojną żyli Żydzi. Po mrągowskich Żydach nie było śladu. Po powrocie zorganizowałam warsztaty dotyczące trudnej tematyki Holocaustu zgodnie z metodologią, której się tam nauczyłam. Przy okazji kolejnego projektu związanego z historią mojego miasta okazało się, że historia gminy żydowskiej zupełnie nie jest znana współczesnym mieszkańcom. To było moją inspiracją do podjęcia kolejnych działań. Powstały następne warsztaty, projekty dla młodzieży oraz mieszkańców. Były one organizowane na podstawie relacji video osób ocalałych z holokaustu z USC Shoah Foundation oraz materiałów dydaktycznych Yad Vaschem.
Jeden z projektów powstał na bazie relacji pani Ireny Bołdok, ocalonej z Getta Warszawskiego, dotyczył dzieciństwa. Okazało się, że ta kobieta żyje i nawiązałam z nią kontakt. Moi uczniowie pisali do pani Ireny listy. To było ważne dla osoby ocalałej z Holokaustu, taka informacja zwrotna od młodego pokolenia. Tak się zaczęła dla mnie historia żywa. Oczywiście spotkałyśmy się nie raz. Pani Irena towarzyszyła mi przy wręczeniu drugiego wyróżnienia im. Ireny Sendlerowej. Pełnię funkcję Ambasadora Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie. Należę do grona nauczycieli – edukatorów, zajmujących się propagowaniem historii Żydów i postaw tolerancji wobec przedstawicieli tego narodu. Jestem w gronie 45 takich osób w Polsce, które wspólnie tworzą ofertę edukacyjną, wymieniają się w doświadczeniami, działaniami, refleksjami po przeprowadzonych projektach. Prowadzę wiele prelekcji, akcji związanych z historią i kulturą Żydów .
Bardzo ważnym dla mnie działaniem było odsłonięcie tablicy upamiętniającej cmentarz żydowski w Mrągowie. Zaczęło się w 2013 roku od gry miejskiej „Dom Rabina”. Jej celem miało być odtworzenie historii gminy żydowskiej w Mrągowie. Z tej zabawy edukacyjnej nakręcono film, który zdobył I nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie „Pamięć dla przeszłości”.Podczas tej gry po raz pierwszy na cmentarzu żydowskim złożono kamienie pamięci. Angażuję się również w ogólnopolską akcję „Żonkil” i przy tej okazji organizowaliśmy marsze pamięci upamiętniające ofiary Holokaustu. Bywało, że ok. 70 osób w Mrągowie uczestniczyło w marszu i składało kamienie pamięci. W 2018 roku z pomocą dobrych ludzi i sponsorów 19 kwietnia udało się nam odsłonić tablicę w miejscu byłego cmentarza żydowskiego.
— Czy to prawda, że okazało się, że odsłonięcie tej tablicy ma wymiar poza lokalny?
— Ta tablica ma napis w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hebrajskim, a przy okazji tych wszystkich wcześniejszych działań, udało się umieścić w Muzeum Mrągowskim oryginalny fragment macewy żydowskiej. Okazało się, że jest więcej niż kilka grup, które chcą odwiedzić to miejsce i poznać historię gminy żydowskiej w Mrągowie. Odbyły się już wizyty osób z Izraela, ze Stanów Zjednoczonych. Odwiedził nas przewodniczący Knesetu z Rabinem. Jak się później dowiedzieliśmy była to wizyta incognito. Dzięki projektowi Informacji Turystycznej w CKiT powstała tablica informacyjna, na której zaznaczono kirkut mrągowski. Po siedmiu latach starań, w jednym roku zadziało się tak wiele.
— Ta tablica ma napis w czterech językach: polskim, angielskim, niemieckim i hebrajskim, a przy okazji tych wszystkich wcześniejszych działań, udało się umieścić w Muzeum Mrągowskim oryginalny fragment macewy żydowskiej. Okazało się, że jest więcej niż kilka grup, które chcą odwiedzić to miejsce i poznać historię gminy żydowskiej w Mrągowie. Odbyły się już wizyty osób z Izraela, ze Stanów Zjednoczonych. Odwiedził nas przewodniczący Knesetu z Rabinem. Jak się później dowiedzieliśmy była to wizyta incognito. Dzięki projektowi Informacji Turystycznej w CKiT powstała tablica informacyjna, na której zaznaczono kirkut mrągowski. Po siedmiu latach starań, w jednym roku zadziało się tak wiele.
Działań z tematyką żydowską przybywa, choć nie zawsze jestem zrozumiana przez ludzi. Głównym zarzutem jest fakt, że w czasie gdy funkcjonowała gmina żydowska, Mrągowo było miastem niemieckim. Jednak to jest nasza historia, nasze korzenie. Fakt, że to byli Żydzi niemieccy nie ochronił ich przed terrorem i skutkami Nocy Kryształowej. Miała ona miejsce 9 listopada 1938 roku. Wówczas palono synagogi, niszczono wszystko co żydowskie. To ich jako pierwszych skazano na śmierć, prześladowano, wypędzono w środku nocy z domów. Mam dowody (kopie dokumentów) na to, że w Auschwitz oraz w getcie w Terezin zginęli mrągowscy Żydzi. Na naszych terenach mieszkali Niemcy i Mazurzy. Mówiło się tu w języku polskim i niemieckim, a nawet rosyjskim. Tę historię pragnę przekazywać młodzieży, budząc w nich świadomość ich korzeni, odkrywając historię miasta i kraju, w jakim żyją.
— Jakie inne działania podejmuje pani wspólnie z młodzieżą?
— Wraz z młodzieżą z naszego miasta oraz z zagranicy (młodzież niemiecka, turecka) zaczęliśmy sprzątać i odnawiać zapomniane cmentarze. Do tej pory zrobiliśmy to w Maradkach (koło Sorkwit), Mikołajkach, Mrągowie, Gajnach oraz w Czerwonkach na terenie naszej gminy. Były to miejsca pochówku wiernych rożnych wyznań ewangelicko-augsburskiego, żydowskiego, prawosławnego oraz rzymsko-katolickiego. Młodzież chętnie uczestniczy w takich akcjach. Tam gdzie nic nie widać, niemal odkopują i wyrywają z chaszczy, krzaków. Odkrywają światu to, co było niewidoczne dla oczu – zapomniane, zabytkowe nagrobki. Na zakończenie robimy podsumowanie, szukamy historii danych ludzi lub miejsca, organizujemy wystawy fotograficzne. W ramach projektu „Liderzy Wolontariatu”, młodzież wyjechała do Kaliningradu. Tam podjęto międzynarodowy dialog dotyczący upamiętniania miejsc pochówku, współpracy. Przeprowadziłam i zaprojektowałam gry tematyczne terenowe. Pierwsza odbyła się na terenie szkoły i dotyczyła Powstania Warszawskiego, drugą przeprowadziliśmy na mieście dotyczyła ona mrągowskiej gminy żydowskiej.
— Wraz z młodzieżą z naszego miasta oraz z zagranicy (młodzież niemiecka, turecka) zaczęliśmy sprzątać i odnawiać zapomniane cmentarze. Do tej pory zrobiliśmy to w Maradkach (koło Sorkwit), Mikołajkach, Mrągowie, Gajnach oraz w Czerwonkach na terenie naszej gminy. Były to miejsca pochówku wiernych rożnych wyznań ewangelicko-augsburskiego, żydowskiego, prawosławnego oraz rzymsko-katolickiego. Młodzież chętnie uczestniczy w takich akcjach. Tam gdzie nic nie widać, niemal odkopują i wyrywają z chaszczy, krzaków. Odkrywają światu to, co było niewidoczne dla oczu – zapomniane, zabytkowe nagrobki. Na zakończenie robimy podsumowanie, szukamy historii danych ludzi lub miejsca, organizujemy wystawy fotograficzne. W ramach projektu „Liderzy Wolontariatu”, młodzież wyjechała do Kaliningradu. Tam podjęto międzynarodowy dialog dotyczący upamiętniania miejsc pochówku, współpracy. Przeprowadziłam i zaprojektowałam gry tematyczne terenowe. Pierwsza odbyła się na terenie szkoły i dotyczyła Powstania Warszawskiego, drugą przeprowadziliśmy na mieście dotyczyła ona mrągowskiej gminy żydowskiej.
W czasie gdy Polska starała się o wejście do Unii Europejskiej założyłam Szkolny Klub Europejski, który działał bardzo długo. W wyniku tej działalności powstało kilka projektów dotyczących tematyki praw człowieka. Nawiązaliśmy współpracę z CKiT w Mrągowie w związku z propagowaniem festiwalu filmowego światowych filmów dokumentalnych „Watch Docs”. Organizowaliśmy również wieczory filmowe. Tematyka była bardzo rożna. Począwszy od holokaustu po tematy związane z żołnierzami wyklętymi, Armią Krajową. Prowadziliśmy też projekt „Okruchy Przeszłości”, w ramach których młodzież miała spotkania z ciekawymi mieszkańcami Mrągowa. Dużo tych działań było. Nie wymienię wszystkich. Wiele z nich przygotowywałam społecznie, angażując swoje środki, sponsorów i innych do współpracy. W wyniku tych wszystkich projektów młodzież i mieszkańcy zyskują świadomość historyczną dotyczącą naszego kraju i miejsca, w którym żyją. Zachętą jest fakt, że w te i inne działania młodzi ludzie angażują się chętnie i z pasją.
— Jak wyglądało pani dorastanie, czasy tzw. „szkolnego mundurka”?
— Jestem mrągowianką. W dzieciństwie byłam trochę niegrzecznym dzieckiem. Moja mama w pewnym sensie nie zwracała na to uwagi. Nie przeszkadzało jej to. Akceptowała moje dziwactwa, pozwalała mi na bardzo dużo. Wiem, że nie przespała wielu nocy z mojego powodu. Po prostu rozpierała mnie bardzo energia i lubiłam chłopięce zabawy. Często wspinałam się po drzewach, grałam w kapsle i wracałam do domu poobijana, z obdartymi kolanami. W szkole średniej grałam w koszykówkę, angażowałam się w różnorodne apele okolicznościowe, sporo czasu poświęcałam na taniec, malowałam. Trudno było mi usiedzieć długo i spokojnie na miejscu. Lubiłam chodzić do szkoły. Miałam tam wielu dobrych znajomych. Nauczyciele mnie nieraz bawili — byli interesujący... Obecnie dobrze wspominam szkołę. Gdy ją kończyłam, miałam mieszane uczucia. Było mnie wszędzie pełno, ale nie byłam dobrą uczennicą. W liceum lubiłam tylko w-f i plastykę, potem pokochałam historię. Kulałam z matematyki i z fizyki.
— Jestem mrągowianką. W dzieciństwie byłam trochę niegrzecznym dzieckiem. Moja mama w pewnym sensie nie zwracała na to uwagi. Nie przeszkadzało jej to. Akceptowała moje dziwactwa, pozwalała mi na bardzo dużo. Wiem, że nie przespała wielu nocy z mojego powodu. Po prostu rozpierała mnie bardzo energia i lubiłam chłopięce zabawy. Często wspinałam się po drzewach, grałam w kapsle i wracałam do domu poobijana, z obdartymi kolanami. W szkole średniej grałam w koszykówkę, angażowałam się w różnorodne apele okolicznościowe, sporo czasu poświęcałam na taniec, malowałam. Trudno było mi usiedzieć długo i spokojnie na miejscu. Lubiłam chodzić do szkoły. Miałam tam wielu dobrych znajomych. Nauczyciele mnie nieraz bawili — byli interesujący... Obecnie dobrze wspominam szkołę. Gdy ją kończyłam, miałam mieszane uczucia. Było mnie wszędzie pełno, ale nie byłam dobrą uczennicą. W liceum lubiłam tylko w-f i plastykę, potem pokochałam historię. Kulałam z matematyki i z fizyki.
— W którym momencie zrodziła się pani pasja do historii?
— W podstawówce bardzo nie lubiłam historii. W szkole średniej trafiłam na srogą, wymagająca nauczycielkę przedmiotu. Zaczęłam się uczyć ze strachu. To dzięki niej coraz bardziej lubiłam ten przedmiot. W końcowym efekcie okazało się, że jestem w stanie się go nauczyć, dostawałam już pozytywne oceny. To był sukces, który mnie zachęcił do pogłębiania swej wiedzy.
— W podstawówce bardzo nie lubiłam historii. W szkole średniej trafiłam na srogą, wymagająca nauczycielkę przedmiotu. Zaczęłam się uczyć ze strachu. To dzięki niej coraz bardziej lubiłam ten przedmiot. W końcowym efekcie okazało się, że jestem w stanie się go nauczyć, dostawałam już pozytywne oceny. To był sukces, który mnie zachęcił do pogłębiania swej wiedzy.
— Jak to się stało, że historia stała się podwaliną pani późniejszej pracy zawodowej i społecznej?
— Wcześniej byłam szczęśliwym człowiekiem, pełnym różnorodnych pomysłów i nic nie planowałam. Dzięki Bogu, wówczas nie było obowiązkowej matematyki na maturze i wybrałam historię. W tamtych czasach zdawało się egzaminy na studia. W związku z tym, że nic innego mnie nie interesowało, spróbowałam dostać się na historię. Udało mi się. Jednak nigdy bym nie przypuszczała, że będę nauczycielem tego przedmiotu. W mojej rodzinie było dość liczne grono nauczycielskie. To była ostatnia rzecz, jakiej bym chciała dla siebie, będąc nastolatką i planując dorosłą przyszłość. Na trzecim roku musiałam wybrać specjalizację. Miałam do wyboru archiwistykę i nauczanie w szkole. Nie chciałam siedzieć i grzebać w papierach. Teraz śledząc losy Żydów przerzucam liczne dokumenty i jednocześnie jestem nauczycielem. Robię jedno i drugie.
— Wcześniej byłam szczęśliwym człowiekiem, pełnym różnorodnych pomysłów i nic nie planowałam. Dzięki Bogu, wówczas nie było obowiązkowej matematyki na maturze i wybrałam historię. W tamtych czasach zdawało się egzaminy na studia. W związku z tym, że nic innego mnie nie interesowało, spróbowałam dostać się na historię. Udało mi się. Jednak nigdy bym nie przypuszczała, że będę nauczycielem tego przedmiotu. W mojej rodzinie było dość liczne grono nauczycielskie. To była ostatnia rzecz, jakiej bym chciała dla siebie, będąc nastolatką i planując dorosłą przyszłość. Na trzecim roku musiałam wybrać specjalizację. Miałam do wyboru archiwistykę i nauczanie w szkole. Nie chciałam siedzieć i grzebać w papierach. Teraz śledząc losy Żydów przerzucam liczne dokumenty i jednocześnie jestem nauczycielem. Robię jedno i drugie.
— Skąd wzięła się u pani postawa prospołeczna, liczne działania wolontariackie i patriotyzm?
— W domu obserwowałam moją mamę – Teresę Hoffleit, która była nauczycielką i dyrektorem szkoły. Odkąd pamiętam była ona osobą aktywną, angażowała się w pracę z młodymi ludźmi. Mieliśmy niewiele czasu dla siebie. Chyba po niej mam taką aktywność. Domyślam się też, że odziedziczyłam ją po moich dziadkach. Na te tereny przybyli z Białorusi. Dziadek był organistą, babcia organizatorką kółek wiejskich. Dziadek Józef był wielkim patriotą. Pisał wiersze, które mam do dziś, śpiewał pieśni. Moja mama jako kołysankę nuciła mi, między innymi „Czerwone maki na Monte Casino”. Dlatego teraz na moim ramieniu mam tatuaż przedstawiający czerwone maki.
— W domu obserwowałam moją mamę – Teresę Hoffleit, która była nauczycielką i dyrektorem szkoły. Odkąd pamiętam była ona osobą aktywną, angażowała się w pracę z młodymi ludźmi. Mieliśmy niewiele czasu dla siebie. Chyba po niej mam taką aktywność. Domyślam się też, że odziedziczyłam ją po moich dziadkach. Na te tereny przybyli z Białorusi. Dziadek był organistą, babcia organizatorką kółek wiejskich. Dziadek Józef był wielkim patriotą. Pisał wiersze, które mam do dziś, śpiewał pieśni. Moja mama jako kołysankę nuciła mi, między innymi „Czerwone maki na Monte Casino”. Dlatego teraz na moim ramieniu mam tatuaż przedstawiający czerwone maki.
— A propos obrazów, czy mogłybyśmy porozmawiać o pani malarstwie?
— Przede wszystkim jestem amatorką. Zawsze lubiłam malować, tak odpoczywam. Najpierw szkicowałam ołówkiem. Głównie skupiłam się na portretach. Nigdy nie lubiłam martwej natury ani krajobrazu. Gdy zaczęłam pracę w szkole i było już mnie stać na farby olejne, sztalugę zaczęłam się uczyć malować tą techniką. Głównie uczyłam się z filmów w internecie i na zasadzie prób i błędów. Ostatnio pracuję też w akrylu. Miałam dwie wystawy autorskie w Mrągowie, Dobrym Mieście. Ktoś o moich obrazach kiedyś wypowiedział się, że są bajkowe i smutne i chyba muszę się z tym zgodzić. Moich obrazów nie sprzedaję zarobkowo. Maluję je na akcje charytatywne. Jedno z moich dzieł pojechało do Stanów Zjednoczonych, po licytacji na rzecz zwierzaków. Drugi obraz jest w Dubaju. Sama nie mam zbyt dużo własnych płócien, bo nie miałabym gdzie ich trzymać, ale fotografuję je i archiwizuję. Przy okazji akcji „Być dla innych”, która organizuje Ewa Gnoza, z tych obrazów zrobiłam pocztówki i można było je zakupić, a dochody przeznaczono na rzecz osób z niepełnosprawnością.
— Przede wszystkim jestem amatorką. Zawsze lubiłam malować, tak odpoczywam. Najpierw szkicowałam ołówkiem. Głównie skupiłam się na portretach. Nigdy nie lubiłam martwej natury ani krajobrazu. Gdy zaczęłam pracę w szkole i było już mnie stać na farby olejne, sztalugę zaczęłam się uczyć malować tą techniką. Głównie uczyłam się z filmów w internecie i na zasadzie prób i błędów. Ostatnio pracuję też w akrylu. Miałam dwie wystawy autorskie w Mrągowie, Dobrym Mieście. Ktoś o moich obrazach kiedyś wypowiedział się, że są bajkowe i smutne i chyba muszę się z tym zgodzić. Moich obrazów nie sprzedaję zarobkowo. Maluję je na akcje charytatywne. Jedno z moich dzieł pojechało do Stanów Zjednoczonych, po licytacji na rzecz zwierzaków. Drugi obraz jest w Dubaju. Sama nie mam zbyt dużo własnych płócien, bo nie miałabym gdzie ich trzymać, ale fotografuję je i archiwizuję. Przy okazji akcji „Być dla innych”, która organizuje Ewa Gnoza, z tych obrazów zrobiłam pocztówki i można było je zakupić, a dochody przeznaczono na rzecz osób z niepełnosprawnością.
— Udziela się pani również charytatywnie na rzecz zwierząt.
— W moim domu rodzinnym zwierzęta zawsze były ważne, bardzo emocjonalnie związałam się z kotami. Od pewnego czasu połączyliśmy siły z innymi miłośnikami tych pupili i założyliśmy stowarzyszenie „Kociarze Mrągowo”. Prezesem jest Izabella Brzeżycka, ręką finansowa i zastępcą Liwia Jarosińska. Pani Alicja Samsel prowadzi dom tymczasowy dla naszych podopiecznych. Od kilku lat pomagamy zwierzętom organizując dla nich opiekę medyczną oraz leczenie, znajdując im tymczasowe i docelowe domy. Jako stowarzyszenie zbieramy dla bezdomnych kotów karmę, budujemy domki na zimę. Jest to bardzo duży i kosztowny problem. Rocznie udaje się nam wyleczyć i zaadoptować do nowych domów około 100 kotów. Niestety ostatnio bardzo brakuje nam pieniędzy, funduszy na prowadzone działania. Choć pozyskujemy pieniądze z różnych źródeł, to jednak nie są one wystarczające. Stowarzyszenie prowadzimy społecznie, po godzinach bo każda z nas pracuje zawodowo. Można się z nami skontaktować przez naszą stronę internetową.
— W moim domu rodzinnym zwierzęta zawsze były ważne, bardzo emocjonalnie związałam się z kotami. Od pewnego czasu połączyliśmy siły z innymi miłośnikami tych pupili i założyliśmy stowarzyszenie „Kociarze Mrągowo”. Prezesem jest Izabella Brzeżycka, ręką finansowa i zastępcą Liwia Jarosińska. Pani Alicja Samsel prowadzi dom tymczasowy dla naszych podopiecznych. Od kilku lat pomagamy zwierzętom organizując dla nich opiekę medyczną oraz leczenie, znajdując im tymczasowe i docelowe domy. Jako stowarzyszenie zbieramy dla bezdomnych kotów karmę, budujemy domki na zimę. Jest to bardzo duży i kosztowny problem. Rocznie udaje się nam wyleczyć i zaadoptować do nowych domów około 100 kotów. Niestety ostatnio bardzo brakuje nam pieniędzy, funduszy na prowadzone działania. Choć pozyskujemy pieniądze z różnych źródeł, to jednak nie są one wystarczające. Stowarzyszenie prowadzimy społecznie, po godzinach bo każda z nas pracuje zawodowo. Można się z nami skontaktować przez naszą stronę internetową.
— W jaki sposób udaje się pani te liczne działania pogodzić?
— Nie wiem. Gdy już potrzebowałam resetu, to najczęściej biegałam. To mnie relaksowało. Ostatnio nie mam na to czasu. Gdy mam wenę, to maluję. Mam świadomość, że muszę odpocząć i najczęściej to robię, gdy jestem chora. Wtedy wszyscy są dla mnie wyrozumiali i zbyt wiele ode mnie nie oczekują. Uczę się też asertywności. Narasta we mnie świadomość faktu, że czasem już nie dam rady czegoś zrobić - zegarek mi się kończy. Najtrudniej odmawia mi się dla młodzieży. Mam męża, który jest moim przyjacielem. Lubimy razem gdzieś wyjechać. Oglądam z nim mecze. Miewam takie chwile, gdy bezwładnie leżę i tulę się do moich dwóch kotków.
— Nie wiem. Gdy już potrzebowałam resetu, to najczęściej biegałam. To mnie relaksowało. Ostatnio nie mam na to czasu. Gdy mam wenę, to maluję. Mam świadomość, że muszę odpocząć i najczęściej to robię, gdy jestem chora. Wtedy wszyscy są dla mnie wyrozumiali i zbyt wiele ode mnie nie oczekują. Uczę się też asertywności. Narasta we mnie świadomość faktu, że czasem już nie dam rady czegoś zrobić - zegarek mi się kończy. Najtrudniej odmawia mi się dla młodzieży. Mam męża, który jest moim przyjacielem. Lubimy razem gdzieś wyjechać. Oglądam z nim mecze. Miewam takie chwile, gdy bezwładnie leżę i tulę się do moich dwóch kotków.
— Czy warto być osobą prospołeczną, działać w wolontariacie?
— To jest bardzo trudne pytanie. Przez ostatnie lata często się nad tym zastanawiam. Wiem, że warto, jednak to ma swoją cenę i zależy od charakteru człowieka. Ja inaczej nie umiem funkcjonować, muszę działać. W ten sposób realizuję też swoje potrzeby. Z drugiej strony, czas ucieka. Poświęcając go na te wszystkie działania niewiele pozostaje mi go dla najbliższych. Mam świadomość, że to oni są najważniejsi i w trudnych chwilach to oni przy mnie są i będą. Moja rodzina ma tego świadomość. Brakuje mi czasu dla nich. Motorem napędowym, który daje mi siłę — jest mój mąż. To mój największy przyjaciel. On mnie zawsze wysłucha. Doradza mi, koryguje mnie i tłumaczy mi wiele spraw. Bardzo dużo się od niego nauczyłam. Bez niego nie zrobiłabym wielu rzeczy. Wzmacniają mnie też inne osoby z pasją, którym chce się działać. Ich energia zaraża mnie. Prowadzenie innych niemal wymusza na nas bycie silnymi, ale w środku jestem małą, słabą dziewczynką, która nie chce dorosnąć, choć czas płynie...
— To jest bardzo trudne pytanie. Przez ostatnie lata często się nad tym zastanawiam. Wiem, że warto, jednak to ma swoją cenę i zależy od charakteru człowieka. Ja inaczej nie umiem funkcjonować, muszę działać. W ten sposób realizuję też swoje potrzeby. Z drugiej strony, czas ucieka. Poświęcając go na te wszystkie działania niewiele pozostaje mi go dla najbliższych. Mam świadomość, że to oni są najważniejsi i w trudnych chwilach to oni przy mnie są i będą. Moja rodzina ma tego świadomość. Brakuje mi czasu dla nich. Motorem napędowym, który daje mi siłę — jest mój mąż. To mój największy przyjaciel. On mnie zawsze wysłucha. Doradza mi, koryguje mnie i tłumaczy mi wiele spraw. Bardzo dużo się od niego nauczyłam. Bez niego nie zrobiłabym wielu rzeczy. Wzmacniają mnie też inne osoby z pasją, którym chce się działać. Ich energia zaraża mnie. Prowadzenie innych niemal wymusza na nas bycie silnymi, ale w środku jestem małą, słabą dziewczynką, która nie chce dorosnąć, choć czas płynie...
— Życzę pani, aby nie dorastała pani nigdy, by wielość pani energii i pasji znalazło swoją przestrzeń i ujście na rzecz społeczności lokalnej i krajowej i oczywiście otrzymania nagrody POLIN, bo w pełni pani na nią zasługuje.
rozmawiała Agnieszka Beata Pacek
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez