Pokonać traumę i własne ograniczenia

2018-09-29 15:00:00(ost. akt: 2018-09-29 13:06:54)
Anna Ozygała na wycieczce rowerowej

Anna Ozygała na wycieczce rowerowej

Autor zdjęcia: Archiwum Anny Ozygłay

Bardzo trudno jest pokonać strach przed czymś lub przed kimś albo traumę i silny, długotrwały uraz. Z Anną Ozygałą, kobietą po przejściach, której się to udało rozmawiała Agnieszka Beata Pacek. Człowiek jest zwierzęciem stadnym.
Anna Ozygała wraz z mężem Leszkiem mieszkają w Mikołajkach. Moja rozmówczyni dziś często się uśmiecha, jest zadbaną, piękną kobietą. Kocha i uprawia sport wszelkiego rodzaju. Uwielbia wyjazdy na wycieczki rowerowe, tańczyć ZUMBĘ, spacery ze znajomymi, wyjścia na spotkania kulturalne. Jest oddaną fanką swoich dorosłych dzieci i wnuków. Przyjeżdża do Mrągowa na spotkania nieformalnej GRUPY WSPARCIA. Jej życie nie zawsze miało tyle barw.

W młodym wieku poświeciła się rodzinie. Jak twierdzi „miała ten psychiczny luksus”, że mogła opiekować się chorą matką, ojcem. Towarzyszyła im do śmierci. Jednak ceną, jaką zapłaciła był brak rozwoju osobistego i zawodowego. Przy opiece nad chorymi nie było na to czasu. Miała ten komfort, że jej dzieci nie chodziły do przedszkola, mogła się nimi opiekować.

W przeszłości pracowała dorywczo, obecnie pomaga w wychowywaniu wnuków. Niskie kwalifikacje zawodowe zamknęły ją w domu i obniżyły jej poczucie wartości. Kobieta skupiła się na potrzebach swoich bliskich. Z czasem dotknęła jej poważna choroba kręgosłupa i konieczne operacje. Na pytanie: „czy czuje się dziś szczęśliwa?” - pani Anna nie umie jednoznacznie odpowiedzieć. Z jednej strony jest osobą spełnioną, z drugiej - gdyby miała okazję jeszcze raz mieć osiemnaście lat, przypuszcza, że może podjęłaby inne decyzje, patrzyłaby szerzej. Docenia fakt, że była z rodzicami do końca ich dni, jednak zainwestowałaby też w siebie, w naukę, zdobycie kwalifikacji. Twierdzi, że przeżyła swoje życie tak, jak umiała najlepiej.

Do traumatycznych przeżyć kobieta wraca niechętnie, zgodziła się o nich opowiedzieć, wierząc, że jej doświadczenia pomogą innym w podobnej sytuacji. Kobieta relacjonuje, że 13 grudnia 2009 roku, jechała samochodem jako pasażer. Droga była czarna. W pewnym momencie zaczął prószyć lekki śnieg. Zrobiło się ślisko. Samochód zaczął zbaczać, jechał jak chciał. Jej córka straciła kontrolę nad pojazdem, który zjechał na przeciwległy pas drogi. Z daleka z dużą prędkością nadjeżdżał inny samochód.

Pani Anna wspomina: „Siedziałam i patrzyłam. Nie wierzyłam, że dojdzie do zderzenia. Cały czas myślałam, że najeżdżający samochód wyhamuje, a on po prostu uderzył w nas. Nic nie zrobił... Uderzył w nas... Do dziś słyszę ten szczęk metalu i pamiętam ciemność... Potem był taki moment zamroczenia i poczułam, że nie mogę oddychać... Później przez myśl przeszła mi refleksja: - tak się kończy moje życie... Bardzo dobrze, że byłam u spowiedzi... Trzecia myśl, która mi się pojawiła w głowie, wiązała się z żalem, że już nie zobaczę moich dzieci...”

Już w szpitalu okazało się, że moja rozmówczyni miała pękniętą śledzionę, połamanych sześć żeber, uraz łokcia. Stwierdzono u niej wylew wewnętrzny, planowano operację. Kobieta była bardzo przerażona, nie wiedziała co się z nią dzieje. Towarzyszył jej stale silny, niewyobrażalny ból. Bała się o swój kręgosłup, bo jeszcze przed wypadkiem miała zabieg i był on „skręcony blachami i śrubami”. Podczas długiego leczenia, nie zawsze trafiała na rzetelne prowadzenie lekarskie. To pociągało za sobą kolejne frustracje, dylematy, poczucie niepewności i leku przed przyszłością.

Z czasem okazało się, że pani Anna odczuwała strach przed podróżą samochodem. Przed wejściem do auta, bała się śmierci. Odczuwała, że realnie zginie w wypadku. Podczas jazdy pojawiały się kłopoty z oddychaniem, uczucie duszenia się. Często trzeba było robić postoje i przerwy. Te objawy nasilały się, gdy mijał ich inny pojazd na trasie. Wówczas towarzyszył jej paniczny strach przed zderzeniem. Z czasem odkryła, że może podróżować autobusem. Traumę pogłębiał fakt, że każdego wieczora, przed zaśnięciem słyszała szczęk zgniatanego metalu, dźwięki z wypadku. Doszły również objawy somatyczne, kłopoty z zasypianiem.

Na pytanie: jak sobie poradziła z tymi przeżyciami? - pani Anna opowiada: „musieliśmy jednak jeździć na leczenie, badania lekarskie. Nie zawsze mogłam skorzystać z autobusu, więc wsiadałam do samochodu przeżywając strachy i lęki. To było bardzo trudne”. Szukała wsparcia w rodzinie, ale też u specjalistów. Najbardziej pomógł jej udział w projekcie zorganizowanym przez PCPR w Mrągowie, którego koordynatorką była Bożena Kulikowska.

Zakres zaplanowanych działań miał wiele płaszczyzn pracy z osobami z niepełnosprawnością. Między innymi wyjazd na turnus rehabilitacyjny do Jastrzębiej Góry. Tam owocne okazały się indywidualne spotkania z psychologiem oraz praca grupowa. Niebagatelne znaczenie miały też wyjścia uczestników po zajęciach do kawiarni KREDENS. Tam początkowo w ramach zabawy przeniesiono pewien typ zajęć w kole, podczas którego każdy uczestnik mógł się wypowiedzieć. Potem zaczęto pomagać sobie nawzajem i wypowiadać się już na poważnie.

Uczestnikami projektu byli ludzie z terenu miasta i gminy Mrągowo, żartobliwie nazwana GRUPA WSPARCIA, zaczęła się regularnie spotykać i czyni to do dziś. Formy były różne: domówki, ogniska, wspólne wyjścia do kawiarni. Działalność zaczęła przynosić efekty dla każdego członka. Podjęto dalszą naukę, aktywizację zawodową, wspólnie pokonywano lęki i ograniczenia i udzielano porad płynących z własnego doświadczenia związanego z funkcjonowaniem w długotrwałej chorobie. Do grupy dołączali współmałżonkowie, zawarto jeden ślub (małżonkowie należeli do grupy).

Pani Anna podkreśla, że projekt PCPR „ Aktywność i integracja – szansą na lepsze jutro” był dla niej przełomowy. Zaczęła pokonywać swoje ograniczenia i lęki. Nie zamykała się już w domu. Podjęła pracę nad zmianami związanymi z jej myśleniem o sobie i przeżytą traumą. Zdobyła nowe kwalifikacje, na przykład nauczyła się obsługi komputera, odpowiedniej komunikacji z drugim człowiekiem. Kobieta nadal odczuwa lęki, ale się im nie poddaje. Odważniej patrzy w przyszłość pomimo przejść i wieku. Rozwija i odkrywa swoje pasje. Wciąż próbuje nowych rzeczy.

Zdała egzamin na prawo jazdy i w ten sposób zmierzyła się z największym swoim strachem. Postanowiła, że to będzie jej najlepsza terapia. Stres za kółkiem towarzyszy jej do tej pory, najbardziej w dużym mieście, w Olsztynie. Odważyła się też jeździć dość szybko na motorze z synem, jako pasażer. Moja rozmówczyni wychodzi do ludzi. Uczęszcza na spotkania kulturalne, z koleżankami, zajęcia sportowe. Lubi spędzać wolny czas wspólnie z mężem. Jeżdżą między innymi na wycieczki rowerowe, chodzą potańczyć. Jest bardzo aktywna. Na koniec kobieta dodaje: „przed wypadkiem nie czułam takiej potrzeby. Wszystko to, co się wydarzyło po - zaszczepiło we mnie potrzebę i wolę życia. To był długi proces i nadal trwa. Nie wolno zamknąć się i tylko żyć sprawami domu. Człowiek jest zwierzęciem stadnym i potrzebuje do życia innych osób”.

Agnieszka Beata Pacek

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5