Józef Jabłoński: Byłem grzecznym dzieckiem [ROZMOWA]

2018-09-01 15:00:00(ost. akt: 2018-09-01 11:00:21)
Kętrzyn, ławeczka Wojciecha Kętrzyńskiego. Józef Jabłoński w roli Kętrzyńskiego i Katarzyna, prawnuczka patrona miasta

Kętrzyn, ławeczka Wojciecha Kętrzyńskiego. Józef Jabłoński w roli Kętrzyńskiego i Katarzyna, prawnuczka patrona miasta

Autor zdjęcia: Marek Szymański

— Rysowałem, rysowałem i rysowałem, i kiedyś zdecydowałem się wysłać swoje prace do czasopisma "ITD" — mówi Józef Jabłoński. Z malarzem, rysownikiem karykaturzystą i nauczycielem plastyki z Mrągowa rozmawia Zdzisław Piaskowski.
— W naszym życiu ważnych jest kilka prostych pytań. Nie na wszystkie znamy odpowiedź. Jednym z najważniejszych jest pytanie "dlaczego" lub, jak kto woli, "czemu". Myślę jednak, że na pytanie, które teraz panu zadam, zna pan odpowiedź. Czemu rysunek, karykatura i satyra?
— Nie tylko to, bo zajmuję się też malarstwem i to nie tylko jako twórca, ale też jako nauczyciel. Ale, żeby odpowiedzieć na to pytanie wprost, muszę sięgnąć pamięcią daleko w przeszłość. Dlatego zacznę swoją opowieść bajkowo. ... Bardzo, bardzo dawno temu wychodziła gazeta "Życie olsztyńskie" lub "Życie Olsztyna". Już teraz nie pamiętam dokładnie nazwy. Na pewno był to dziennik i był on konkurencją dla "Głosu Olsztyńskiego". Zobaczyłem tam rysunki satyryczne i bardzo mi się to spodobało. Pomyślałem wtedy, że chciałbym to robić. Miałem 14 lat. Nieco później, już w szkole średniej, dostałem albumik przedwojennego rysownika Kazimierza Grusa. To mnie jeszcze bardziej podniosło na duchu, bardziej sprowokowało, żeby coś takiego robić.

— Czy to był pierwszy pana kontakt z rysunkiem?
— E..., nie. Już w "podstawówce" nieźle rysowałem. Mieliśmy wtedy w szkole, w Kętrzynie, nauczycielkę od geografii i od rysunków. Nazywała się Halina Miłosek. Bardzo mi się podobała i chyba dlatego byłem wyjątkowo dobry z "jej" przedmiotów. W tamtym czasie na okładkach zeszytów przedstawione były wizerunki różnych ważnych ludzi. Były to rysowane portrety wynalazców, poetów, pisarzy oraz innych postaci historycznych. Obrazki te przerysowywałem. Była to niezła lekcja techniki, i warsztatu rysunku, warsztatu plastyki ogólnie. Wszystkie te okoliczności sprawiły, że po ukończeniu szkoły podstawowej wybrałem się do Technikum Sztuk Plastycznych w Białymstoku.

— Mieszka pan w Mrągowie, a wspomniał pan już i o Kętrzynie, i o Białymstoku.
— Tak, bo to ważne miejscowości w moim życiu. W Białymstoku się urodziłem, w 1943 roku, a kiedy miałem dwa lata przyjechałem z rodzicami do Kętrzyna. Mój ojciec, Zygmunt, był kolejarzem, maszynistą. W Kętrzynie dostał pracę i tu się przeprowadziliśmy. Pamiętam jak jeździliśmy z mamą wąskotorówką, tak zwaną "ciuchcią", z Kętrzyna do Mrągowa na zakupy. To była przygoda. Jazda trasą długości około 25 kilometrów trwała prawie 2 godziny. Bywało, że podczas jazdy, ludzie wychodzili z wagonów i szli obok, a potem wskakiwali do pociągu z powrotem.

— Czy pan też biegał przy wagonikach "wąskotorówki"?
— Nie, ja byłem grzecznym dzieckiem. Pamiętam jednak klimat tamtych lat, kolor, szum, świst i zapach pary wodnej z parowozu oraz gwizd lokomotywy. Wsłuchiwałem się też w mazurską gwarę podróżnych, ale to temat na inną opowieść.

— Tak, rozmarzyliśmy się obaj. Proszę jeszcze dokończyć opowieść o swojej edukacji.
— W pierwszej klasie "podstawówki" mieszkałem u cioci w Białymstoku, bo tam było bliżej małemu dziecku do szkoły, ale od drugiej klasy znów zamieszkałem w Kętrzynie z rodzicami. Wracam teraz myślami do Technikum w Białymstoku, bo tam przerwaliśmy opowieść o szkole. Po dwóch latach nauki, moje technikum przenieśli z Białegostoku do Supraśla, do pałacu Buchholtzów i ja tam, z oczywistych względów, też razem trafiłem, i "zrobiłem" tam maturę. Potem skończyłem Studium Nauczycielskie w Ełku, a studia w Gdańsku ukończyłem zaocznie , w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (dzisiejsza ASP), już będąc nauczycielem w kilku kętrzyńskich szkołach.

— Ale pana życie, to nie tylko nauka i praca pedagoga, ale to również praca twórcza, praca artystyczna.
— Od 1968 roku wystawiam swoje prace, głównie malarstwo, rysunek i karykaturę. Najbardziej mnie interesuje karykatura portretowa. W Polsce wystawiałem w Warszawie, Lublinie, Rzeszowie, w Toruniu i w wielu innych miastach. W Warszawie na ulicy Koziej jest Muzeum Karykatury i tam w zbiorach są moje prace. Brałem udział w ponad 80 wystawach w kraju i za granicą: w Belgii, Holandii, Turcji, Włoszech, Francji, w Niemczech i w wielu innych krajach, a nawet na Taiwanie. Otrzymałem do tej pory wiele nagród.

— Które wyróżnienie jest najbliższe pana sercu?
— Właśnie to z Taiwanu, z Excellent Prize Taipei - 2000, za rysunek pod tytułem "Odwaga".

— Współpracował pan i współpracuje z wieloma czasopismami.
— Tak. Rysowałem, rysowałem i rysowałem, i kiedyś zdecydowałem się wysłać swoje prace do czasopisma "ITD". Tam rysował wtedy Jacek Fedorowicz. Nic z tego jednak nie wyszło, więc dalej rysowałem "do szuflady" przez 7 następnych lat, aż wysłałem w końcu swoje rysunki do "Sztandaru Młodych". Tam poczucie humoru kolegium redakcyjnego było bliższe mojemu i kilka rysunków zamieścili. Wtedy uwierzyłem w siebie i zacząłem wysyłać swoje prace do różnych redakcji. Od tamtej pory moje rysunki były publikowane w bardzo wielu pismach w Polsce.

— Jest pan też członkiem kilku organizacji, związanych tematycznie z pana zainteresowaniami twórczymi.
— Jestem członkiem Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Plastycznej, członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków, a Stowarzyszenie Polskich Artystów Karykatury zakładałem w Warszawie, w Muzeum Literatury, wspólnie, między innymi, z Erykiem Lipińskim i jestem, oczywiście, członkiem założycielem tego stowarzyszenia o czym z przyjemnością teraz mówię.

— Jak to się stało, że zamieszkał pan w Mrągowie?
— Moja córka wyszła za mąż i zamieszkała w Mrągowie, w 2004 roku, a moja żona, z kolei, chciała być bliżej córki i tak to wyszło. Zamieszkaliśmy z żoną w Mrągowie i przez 4 następne lata, do emerytury w 2008 roku, dojeżdżałem do pracy, do Kętrzyna, do Centrum Kształcenia Ustawicznego. W Mrągowie od 2007 roku związałem się z Uniwersytetem Trzeciego Wieku, gdzie prowadzę zajęcia plastyczne do tej pory i muszę się pochwalić, że już 19 razy nas nagradzano. Chcę być i jestem aktywny. To co potrafię przekazuję uczestnikom uniwersytetu i jestem dumny kiedy widzę postępy. Są tam też jednostki wybitnie zdolne i pracowite, a ta para cech ludzkich osobowości przynosi rezultaty. Mieszkam w Mrągowie, ale do tej pory nie zerwałem kontaktów z Kętrzynem. W tym roku, 15 stycznia, była 100 rocznica śmierci Wojciecha Kętrzyńskiego i cały ten rok jest poświęcony patronowi Kętrzyna. Bywam często w kętrzyńskim Muzeum i tam wypatrzyła mnie pani Jolanta Głód, która odkryła podobieństwo pomiędzy moją fizjonomią i Wojciecha Kętrzyńskiego. Jesienią ubiegłego roku zadzwonił do mnie ktoś z Urzędu Miasta z Kętrzyna i konsekwencją tego telefonu była sesje zdjęciowa i kalendarz z moją podobizną w roli Wojciecha Kętrzyńskiego. Odgrywam w tym roku patrona Kętrzyna na wszystkich ważnych uroczystościach i jest to dla mnie duży zaszczyt i honor.

Zdzisław Piaskowski

Fot. 1 Zdzisław Piaskowski
Józef Jabłoński odwiedził redakcję Kuriera Mrągowskiego


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B