Kilka słów o instytucji małżeństwa [FELIETON]
2018-08-25 19:00:00(ost. akt: 2018-08-25 19:44:47)
W ostatnim czasie w Gazecie Olsztyńskiej i Kurierze Mrągowskim pojawiły się artykuły i refleksje dotyczące różnych aspektów małżeństwa. Z jednej strony lato sprzyja planowaniu ślubów z drugiej zmienia się podejście do tematu.
Znany olsztyński pedagog Stanisław Kawula zaznaczał, że rodzina to grupa społeczna, której podstawą jest instytucja małżeństwa. Jednak z biegiem lat, narastających przemian społecznych pedagogika i inne pokrewne dziedziny nauk zostały niejako zmuszone do zmiany zdania i poszerzenia horyzontów. W definiowaniu tematu zaczęto kłaść nacisk na takie sformułowania jak: podstawowa grupa społeczna, więzi i relacje, środowisko wychowawcze. Dlaczego tak się stało? Ponieważ wielu młodych lub dojrzałych ludzi nie chce już zawierać związku małżeńskiego. W różnych kręgach taki stan rzeczy został społecznie zaakceptowany. Obecnie panuje dowolność w wybieraniu modelu rodziny, poglądów, a co za tym idzie dorosły człowiek pozornie ma większe możliwości wyboru. To nie oznacza, że dziś jest łatwiej i lepiej. Herbert Spencer mówiąc o samym pojęciu „instytucji” podkreślał, że jest ona zbiorem trwałych elementów ładu społecznego, uregulowanych i usankcjonowanych form działalności, uznanych sposobów rozwiązywania problemów, podejmowania współpracy.
Wstęp do moich rozważań zabrzmiał bardzo poważnie i naukowo. Chodzi o to, że jedni mają „awersję” do instytucji małżeństwa, a inni są jej zwolennikami. Dziś ścierają się te poglądy. Oczywiście zabiorę subiektywny głos w tej dyskusji. Drogi czytelniku, nie poczuj się urażony gdy będzie on odmienny od Twojego. Po prostu przedstawię jedną z opcji przemawiających za instytucją małżeństwa, której możesz się przyjrzeć jak w lustrze, a potem zwyczajnie odejść. Jest też taka możliwość, że coś ulegnie zmianie, jakaś ważna refleksja pozostanie wskazówką na dalsze życie. Być może patrząc w własne zwierciadło poprawisz coś w wyglądzie i fryzurze, nadasz czemuś nowy kierunek, charakter. Nasze mamy i babcie miały łatwiej. Nie dawano im zbyt dużego wyboru. Każdy wiedział jak rodzina ma wyglądać. Naturalną była kulturowo ukształtowana wiedza, że zawieranie związków małżeńskich jest wskazane. To miało swoje plusy i minusy. Jednak klasyczna rodzina - była jakimś gwarantem, punktem odniesienia w rzeczywistości społecznej.
Na początku sierpnia tego roku świętowałam wraz z mężem 22 rocznicę mojego ślubu. Nasz związek trwa, ma się dobrze i nadal się kochamy. Nie jest on idealny, stale ścierają się w nim odmienne charaktery i temperamenty. Pomimo wielu burz, przetrwaliśmy je i patrząc wstecz, na to, co przeszliśmy razem - wciąż nam do siebie jest bliżej niż dalej. Przez te wszystkie lata przeszkód mieliśmy wiele. Na drodze, miedzy innymi, stanęła moja kilkuletnia choroba, dwa wypadki mojego męża, trudności we wspólnym wychowywaniu dzieci, dzieleniu czasu pomiędzy pracę, dom, pasje oraz niepewna sytuacja materialna. Łączyła nas decyzja jaką podjęliśmy w dniu ślubu, wspólna wiara w Boga, spędzanie czasu razem i uczenie się naprawiania usterek, godzenia i przebaczenia. Dla nas miłość to nie tylko uczucia, to też zawarte przymierze, umowa, od której nie zamierzamy odstąpić. W trudnych chwilach nigdy nie jest tak pięknie, górnolotnie, sielankowo, jednak gdy je przechodzimy razem - związek się wzmacnia. Nabiera trwałości. To jest efekt podobny do zalet dobrego wina. Musi być ono odpowiednio przechowywane, leżakować, a im starszy rocznik tym lepszy. Potrzebny jest czas, dystans i cierpliwość. Dziś wiem, że gdyby mojego męża zabrakło, to trudno byłoby mi przed drugą osobą tak się otworzyć, tak się zżyć, tyle zwierzyć. Doświadczam, w moim związku, bycia jednością pomimo znacznych różnic. W miłości nie chodzi o to, by mieć rację, lecz o to aby się darzyć uczuciem. Należy stale opanować sztukę podejmowania właściwych kompromisów. Dzięki Bogu znam wiele takich małżeństw. Jeszcze nie jesteśmy wymierającymi dinozaurami.
Czasem słyszę, że „komuś papierek nie jest potrzebny aby stworzyć udany związek”. To prawda. Nie związałabym się jednak z osobą, która już na starcie zakładałaby, że „może nam nie wyjść i się rozstaniemy”. Taka postawa nie daje poczucia bezpieczeństwa. Gdy przyszli państwo młodzi decydują się wyznać przed Bogiem lub urzędnikiem i ludźmi, że chcą być razem do końca swych dni – biorą odpowiedzialność za drugą osobę. Dziś unika się odpowiedzialności... Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie gryzie. Słowo „narzeczeństwo” zmieniło swoje znaczenie. Dawniej, gdy odbywały się zaręczyny zmierzały one zawsze ku ustaleniu konkretnej daty ślubu. Dziś „narzeczony” to często zamiennik słowa konkubent, partner, chłopak z którym żyję. Nikogo tu nie napiętnuję, ale tak po prostu się dzieje. W moim życiu doświadczyłam już dwóch szczególnych uroczystości zaręczyn: własnych i córki, która lada dzień wychodzi za mąż. To jest niesamowite wydarzenie, zapowiedź wkraczania w odpowiedzialną przyszłość razem.
Wiliam Shakespeare napisał w jednym ze swych dzieł: „Skrzydła miłości niosły mnie przez mury, dla miłości nie ma przeszkód z kamienia”. Śledząc złote myśli i inspiracje w internecie przykuł moją uwagę pewien dialog. Zdjęcie przedstawiało bardzo podeszłą w latach, trzymającą się za rękę, uśmiechniętą parę. Zadano pytanie: „Dziadku jak to się stało, że jesteście małżeństwem już tyle lat i jesteście szczęśliwi”? Odpowiedź była prosta, a zarazem zaskakująca: - „Bo widzisz, za moich czasów jak się coś psuło, to się naprawiało, a nie szło do sklepu i kupowało nowe”. Obecnie w erze szybkiego dostępu do wszystkiego, możliwości kupna za gotówkę, na raty i na kredyt kupujemy sprzęty zamiast je poddać renowacji. Podobnie jest w związkach międzyludzkich. Słyszałam o małżeństwach rozpadających się po miesiącu lub kilku. Nie dajemy sobie czasu na dotarcie, dopasowanie się do siebie.
Często podczas kościelnych uroczystości ślubnych czyta się „Hymn o miłości”. Gdyby zamiast słowa – miłość - wstawić własne imię, to mielibyśmy gotową „instrukcję obsługi swojego męża czy żony”. Nie pomyliłam się, to – ja - muszę stawać się odpowiednią osobą, by ta druga mogła się rozwinąć u mego boku. Stosując się do poniższych wytycznych wiedzielibyśmy, jak dokonywać niezbędnych napraw i móc szczęśliwie dożyć razem wielu lat, jak para wspomnianych dziadków. Czego wszystkim małżonkom i sobie życzę...
"Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą, nie jest bezwstydna,
nie szuka swego, nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego,
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor.13,4-8)
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą, nie jest bezwstydna,
nie szuka swego, nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego,
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor.13,4-8)
Agnieszka Beata Pacek
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez