Żeby uczniowie nie byli bezrobotni
2017-03-27 19:01:14(ost. akt: 2017-03-27 19:09:38)
Trzymają rękę na pulsie rynku, żeby wiedzieć, co się na nim dzieje. I wszystko wskazuje na to, że mają niezłe rozeznanie. Dowodem losy ich absolwentów, którzy znajdują pracę w swoich zawodach. Znaczy to tyle, że szkoły myślą rynkiem i jego potrzebami, a ten najwyraźniej im się odwdzięcza.
Opinia, że szkoły zawodowe kształcą przyszłych bezrobotnych, wciąż się pojawia w dyskursie publicznym. Jej uzasadnienie też jest ciągle takie samo: świat się zmienia, ale nasze szkoły tkwią w starych koleinach, daleko od nowoczesności.
W opinii samych zainteresowanych ten pogląd jest dla nich krzywdzący, bo nieprawdziwy. Szkoły zawodowe niczym dobry menedżer muszą dbać o swoją ofertę, bo inaczej ich „firmy” najzwyczajniej splajtują — nie będą miały uczniów.
— Dlatego sondujemy potrzeby rynku, sprawdzamy, jakie zawody są aktualnie poszukiwane — zapewnia Teresa Kamieniecka, zastępca dyrektora Zespołu Szkół Zawodowych w Mrągowie.
Mrągowski Zespół Szkół nr 2 również zna, bo monitoruje potrzeby lokalnego rynku. Rezultatem jest kształcenie w atrakcyjnych zawodach. Na czym budują tę pewność?
— Potwierdzeniem są udane nabory uczniów — odpowiada Agnieszka Pytel, dyrektorka ZS 2.
Potwierdza to Powiatowy Urząd Pracy: zanim szkoły uruchomią nowy kierunek, konsultują to wcześniej ze starostwem (organ prowadzący) i właśnie PUP.
— Analizują barometr zawodowy, korzystają z naszych opracowań, spotykają się z doradcami zawodowymi — wylicza Ewa Kowalska, dyrektorka mrągowskiego PUP. — W ten sposób badają i poznają rynek.
Kiedyś Zespół Szkół Zawodowych robił to inaczej. — Przeprowadzaliśmy ankiety w gimnazjach — wyjaśnia Teresa Kamieniecka. — Pytaliśmy w nich, na co są nastawieni, jaki zawód chcieliby zdobyć. Muszę przyznać, że byliśmy rozczarowani, bo gimnazjaliści co innego deklarowali, a co innego robili.
Dlatego szkoła zmieniła metody. Dziś korzystają z opinii starostwa, kontaktują się z urzędem pracy, który dysponuję potrzebną wiedzą. Dyskutują o tym na radzie pedagogicznej, wreszcie sondują opinie uczniów, żeby wiedzieć, jak oni oceniają ofertę szkoły, czego im brakuje, co chcieliby zobaczyć. Wszystko po to, żeby zweryfikować słuszność podejmowanych decyzji.
— I chyba nieźle nam to wychodzi, skoro nasi praktykanci są rozchwytywani przez pracodawców za granicą — uważa Teresa Kamieniecka. — A wyjeżdżają do Portugalii, Włoch, Anglii. W tej ostatniej firmy były zaskoczone, że nasi handlowcy po dwóch dniach byli gotowi do pracy z klientami. Posługiwali się oczywiście angielskim.
— Na potrzeby rynku odpowiadamy, kształcąc w zawodach gwarantujących sukces z znalezieniu zatrudnienia — mówi Agnieszka Pytel. — Na przykład jako jedyna szkoła w rejonie kształcimy logistyków, którzy są poszukiwani. Kształcimy w zawodach gastronomicznych, techników hotelarstwa, których lokalny rynek — choćby ze względu na turystyczny charakter rejonu — potrzebuje.
A jak PUP ocenia trafność podejmowanych przez szkoły decyzji? — Generalnie oferta jest trafiona — odpowiada Ewa Kowalska.
Agnieszka Pytel: — Śledzimy losy naszych absolwentów. Część z nich wybiera studia kierunkowe, ale część idzie do pracy, ze znalezieniem której nie mają kłopotów.
Teresa Kamieniecka: — Nasi absolwenci utwierdzają nas w tym, że działamy właściwie. Chwalą szkołę i poziom przygotowania zawodowego.
Żeby jeszcze zwiększyć zawodowe szanse młodych ludzi, jakiś czas temu mrągowski PUP konsultował ze szkołami powrót do szkolnictwa wielozawodowego, łączącego naukę z praktyką. Na rynku wciąż są zakłady, przez które kiedyś przewijali się praktykanci. Co więcej nadal pracują w nich ludzie przygotowani do opieki nad młodocianymi.
W ofercie miały znaleźć się zawody poszukiwane na rynku: murarz, tynkarz, piekarz, cukiernik, szwaczka, mechanik samochodowy. Nic z tego jednak nie wyszło, bo... — Zabrakło chętnych do nauki — wyjaśnia Ewa Kowalska. — I to mimo tego, że jest praca dla ludzi z takimi zawodami.
wim
W ofercie miały znaleźć się zawody poszukiwane na rynku: murarz, tynkarz, piekarz, cukiernik, szwaczka, mechanik samochodowy. Nic z tego jednak nie wyszło, bo... — Zabrakło chętnych do nauki — wyjaśnia Ewa Kowalska. — I to mimo tego, że jest praca dla ludzi z takimi zawodami.
wim
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez