Dominik Wojkowski - "walczył bez amunicji ponad rok"

2016-08-12 11:08:39(ost. akt: 2016-08-12 11:29:03)

Autor zdjęcia: Archiwum rodziny

O Dominiku pisaliśmy na początku roku, kiedy dostał wymarzony pociąg. Pisaliśmy też w maju, kiedy został Honorowym Członkiem UKS Fight Clubu Mrągowo. Dominik, choć coraz słabszy, przez ostatni rok spełniał swoje małe dziecięce marzenia. W spełnianie tych marzeń zaangażowało się wiele osób, dzięki którym czerpał radość i siłę do walki. Ludzie, którzy spotkali chłopca na swej drodze twierdzą, że zyskali więcej: — Dominik udowodnił, że można cieszyć się każdym dniem, zwyciężać ból i cierpienie (Monika Mróz Biegaj). — Swoją dziecięcą spontanicznością i wolą walki pokazał czym jest wartość życia. Dla mnie był krokiem w dojrzałość (ciocia).
Niemal całe życie Dominika to walka ze straszną chorobą. Miał zaledwie roczek, gdy w olsztyńskim szpitalu zdiagnozowano u niego guza pęcherza moczowego, złośliwy nowotwór tkanek miękkich (RMS). Leczenie kontynuowano w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Usunięto guz wraz z pęcherzem moczowym. Gdy ledwie skończył 4 latka nowotwór zaatakował miednicę. Dominik przeszedł kolejną operację i po rocznej walce z chorobą wrócił do domu. W 2015 r. przebył jeszcze jedną operację - wykonano ileostomię.
— Kiedy w kwietniu 2015 r. poddano Dominika operacji z powodu niedrożności jelit wszyscy myśleliśmy, że to wyłącznie powikłanie po przebytej radioterapii. Nikt nie przypuszczał, że prócz zrostów jelitowych nastąpiła druga wznowa nowotworu, ta której wyleczyć się już nie udało — opowiada ciocia, Aneta Gagat.
— Początkowo czuliśmy rozpacz, gniew. Nie było już żadnych możliwości leczenia ze względu na osłabiony organizm Dominika poprzednimi wlewami chemioterapii. Dodatkowo, świeżo po operacji Domiś był jak cień: wychudzony, obolały, nie chodził, bo przeszkadzała mu wielka blizna na brzuchu, a do tego dwa worki stomijne - jeden, który nosił praktycznie całe życie, drugi świeżo wyłoniony. Oba ratowały mu życie. Co zaskakujące, był do nich przyzwyczajony, tak jak można się przyzwyczaić do łańcuszka na szyi. Sam kontrolował kiedy trzeba je wypróżniać. Lekarze przewidywali nam wspólne tygodnie, może miesiące — wspomina ciocia

Wydawało się, że Dominik wraca do zdrowia

— Później, gdy Domiś dochodził do siebie pojawiła się we mnie determinacja. Z pomocą wielu osób i za zgodą mamy Dominika tłumaczyłam dokumentację medyczną i wysyłałam do klinik zagranicą, wszystkie odpowiedzi były odmowne. Bezsilność jaka mi towarzyszyła była jak potwór i przychodziła co chwilę. Pomagały mi liczne rozmowy z fundacyjną ciocią Dominika, która pomagała zbierać energię na "tu i teraz", bo tylko ono było pewne. Tymczasem mijały tygodnie, a Dominik całkowicie odzyskał siły, był jak zdrowy, pełen energii chłopiec. Opieka hospicyjna, którą objęto Dominika początkowo w ogóle nie była potrzebna. Chodził do szkoły, przez ten okres nie złapał nawet żadnej infekcji. Nie potrzebował antybiotyków przez przeszło pół roku i choć jego szpik był poturbowany przez chemioterapię, większość krwinek odpowiadała parametrom zdrowego dziecka — mówi ciocia.
— Moja przygoda z Dominikiem rozpoczęła się 1 września 2015 roku. Tego dnia po raz pierwszy przyszedł z mamą do zerówki. Dominik był radosnym, zawsze uśmiechniętym dzieckiem. Chętnie wykonywał wszelkie zadania. Był pełen energii – taka iskierka, której trudno usiedzieć w miejscu, bo tyle ciekawych rzeczy go otaczało. Chętnie uczestniczył w zajęciach, uroczystościach. Nie skarżył się na dolegliwości. Zawsze starał się być samodzielnym. Nawet wtedy, gdy już stan zdrowia nie pozwalał mu na uczestniczenie w zajęciach szkolnych, a zmęczenie i ból ograniczały jego możliwości, nie poddawał się. Spotkanie z Dominikiem było wielkim doświadczeniem dla mnie i dla wszystkich, którzy mieli okazję go poznać. Dominik na zawsze pozostanie w naszej pamięci jako dzielny wojownik — wspomina Anna Gadomska, wychowawczyni.


Zrealizował swoje dziecięce marzenia

— Dzięki pomocy Adama, internauty udało nam się spełnić marzenie Dominika i Mały przeleciał się samolotem, dla nas obojga było to niesamowite przeżycie, zaryzykuję i powiem, że chyba najbardziej wyjątkowe w jego życiu. Później, przy pomocy znajomej osoby, udało mi się zorganizować przejażdżkę wozem strażackim. I to na sygnale! Mrągowska Straż Pożarna wykazała się ogromnym gestem, który spowodował na twarzy Dominika uśmiech, choć był to już czas tramalu i sterydów, kiedy o uśmiech było najtrudniej. Życie Dominika składało się z małych marzeń: kota, rybki, psa, nowych zestawów lego. Wszystkich tych radości udało mu się doświadczyć — opowiada p. Aneta.
— Był waleczny ...... pamiętam jak odwiedził mnie i mojego syna ze swoją mamą. Gdy tylko zauważył rękawice bokserskie i worek od razu zaczął boksować. Robił to z wielkim zapałem! Tak samo walczył z chorobą. Pamiętam również jasełka, spotkanie z mikołajem w zerówce i jego świetną interpretację tekstu. I to jak cieszył się z prezentów, bo dostał to, co bardzo chciał: 2 ciuchcie z bajki "Tomek i przyjaciele" oraz kilka innych rzeczy, ale z ciuchci był najbardziej zadowolony. Zapamiętamy Dominika jako fajtera, który się nie poddawał — Marta Majkut, sąsiadka i mama kolegi Dominika.

Do końca walczył niczym zawodnik sportowy

— Był zaskakująco inteligentny, mało mówił o swoich uczuciach, raczej wyrażał je w gestach. Czasem miałam wrażenie, że wie wszystko. Domiś, będąc jeszcze na oddziale onkologii w Warszawie stał się pupilkiem. Był małą zadziorą, wiecznie zaczepiającą ciocie opiekunki - takiego większość go zapamiętała. Walczył bez ‘’amunicji’’ ponad rok. Miał w sobie tyle samozaparcia ile ma zawodnik sportowy, czy rasowy alpinista. Swoją dziecięcą spontanicznością i wolą walki pokazał czym jest wartość życia. Dla mnie był krokiem w dojrzałość, której nie osiągnęłabym bez naszej wspólnej drogi. Niezwykle ciężkiej, ale takiej potrzebnej.
W ostatnich swoich tygodniach Domiś trafił do szpitala, ale błagał nas o powrót do domu - ‘’Teraz, zaraz, już’’- krzyczał. Nikt się na niego nie gniewał. Wiedzieliśmy dlaczego tak bardzo chce wrócić. Nasz mądry chłopczyk przeczuwał nadchodzący koniec. Zmarł 2 tygodnie po tym. W domu, tak jak chciał — mówi ciocia.
Dominik Wojkowski zmarł 3 sierpnia, w nocy z wtorku na środę. Pożegnaliśmy go 6 sierpnia. Miał 6 lat i 9 miesięcy.


— Chciałabym podziękować całej armii ludzi, która pomagała nam zbierać pieniądze przeznaczone na koszty opieki nad Dominikiem. Ludziom, którzy pomagali w realizacji wszystkich marzeń Dominika. Którzy wspierali dobrym słowem, którzy teraz piszą, że Domiś był dla nich bardzo ważny. Pani Basi, która podarowała mu łóżko.
Wszystkim, którzy za pomocą Facebooka angażowali się w pomoc, sąsiadom, jego kolegom, nauczycielom. Chciałabym podziękować Wam całym moim sercem za okazaną nam pomoc. Wiem, że Domiś żył po części dla nas, dlatego będzie wciąż czuwał nad nami — Aneta Gagat, ciocia.
Czytaj e-wydanie





Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. 

Swoją stronę założysz TUTAJ ".

 Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Joanna Turowska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5