Nie żyje Alfons Kułakowski, malarz z Witoszewa
2020-12-29 14:29:38(ost. akt: 2020-12-29 14:44:28)
Wybitny malarz zmarł 28 grudnia. Posiadał wielki zbiór swoich prac. Sam malarz nie potrafi określić ile ich na swoim koncie miał. Jest ich bardzo dużo. Ukazują one krajobrazy okolic, w których przebywał.
Fragment wywiadu Wiesławy Witos, który ukazał się w Gazecie Olsztyńskiej kiedy malarz przyjechał do Polski.
Nie o takiej Polsce marzyli jaką zastali przyjeżdżając do Witoszewa
— Kiedy pierwszy raz stanąłem stopą na polskiej ziemi byłem bardzo szczęśliwy, że spełniło się moje marzenie i moich rodziców — opowiada Alfons Kułakowski, osiedleniec z Kazachstanu. — Na lotnisku w Warszawie całowałem polską ziemię. Wydawało mi się, że już tylko może być lepiej nie gorzej.
Alfons Kułakowski, malarz z Kazachstanu do Witoszewa przyjechał w 1997 roku razem ze swoim bratem Mieczysławem i jego rodziną. W osiedleniu się na terenie gminy Zalewo pomógł rodzinie Kułakowskich nie żyjący już Kazimierz Piątkowski, nauczyciel z Karpowa.
— Pan Piątkowski zaprosił nas do siebie — opowiada malarz. — Pomógł nam przyjechać do Polski. Dostaliśmy zaproszenie. Przyjechaliśmy i zostaliśmy osiedleni w starej szkole w Witoszewie. Razem ze mną i moją najbliższą rodziną przyjechało moje malarstwo.
(...)
— Pan Piątkowski zaprosił nas do siebie — opowiada malarz. — Pomógł nam przyjechać do Polski. Dostaliśmy zaproszenie. Przyjechaliśmy i zostaliśmy osiedleni w starej szkole w Witoszewie. Razem ze mną i moją najbliższą rodziną przyjechało moje malarstwo.
(...)
W Samarze została jeszcze siostra i brat stryjeczny Alfonsa Kułakowskiego, którzy również planowali przyjazd do Polski.
— Jak jechałem do Polski to już w samolocie pisałem do niej, że już granica blisko — wspomina Alfons Kułakowski. — Przelewałem na papier wiele radości. W pierwszych listach do siostry były same pozytywne odczucia. W późniejszych listach pisałem wręcz inne spostrzeżenia. Odradzałem siostrze powrót do Polski.
— Jak jechałem do Polski to już w samolocie pisałem do niej, że już granica blisko — wspomina Alfons Kułakowski. — Przelewałem na papier wiele radości. W pierwszych listach do siostry były same pozytywne odczucia. W późniejszych listach pisałem wręcz inne spostrzeżenia. Odradzałem siostrze powrót do Polski.
(…)
— Do tej pory szukam miejsca na galerię — mówi artysta. — Jak przyjeżdżałem do Polski do byłem przekonany, że takie miejsce będę miał. Okazało się jednak, że nawet nie miałem prawdziwej pracowni. Budynek szkoły, w którym mieszkamy miał stare nieszczelne okna, dziurawe podłogi, a o pracowni to mogłem tylko pomarzyć. W Almacie miałem dobry dom i piękną pracownię. Tutaj niestety musiałem ją sam zorganizować. Pomieszczenia na piętrze trzeba było dostosować do warunków pracowni. Wstawić okna w celu odpowiedniego oświetlenia pomieszczenia, położyć nową podłogę i ściany. Wszystko od podstaw i za własne pieniądze. Cały czas ciągle coś remontuje. W Almacie byłem w dużo lepszej sytuacji.
(…)
— Od czasu przyjazdu do Polski przeszedłem bardzo dużo — dodaje mieszkaniec Witoszewa. — Teraz mogę powiedzieć, że nie żałuje powrotu do kraju. Nasi rodzice zawsze chcieli tu przyjechać. Wszyscy Polacy chcą wrócić do Polski. Jednak jakbym wiedział na początku co mnie czeka to bym nie wrócił.
— Od czasu przyjazdu do Polski przeszedłem bardzo dużo — dodaje mieszkaniec Witoszewa. — Teraz mogę powiedzieć, że nie żałuje powrotu do kraju. Nasi rodzice zawsze chcieli tu przyjechać. Wszyscy Polacy chcą wrócić do Polski. Jednak jakbym wiedział na początku co mnie czeka to bym nie wrócił.
(…)
— Moi rodzice zawsze nosili swoje nazwisko — opowiada Alfons Kułakowski. Nigdy się nie ukrywali i nie zmieniali go. Byli dumni, że są Polakami. Na Syberii była bieda. Mróz minus 60 stopni. Mieszkaliśmy w jednym pomieszczeniu z niskim sufitem. Drzewo trzeba było przywieźć z lasu saniami. Często bolała mnie głowa. Otrzymywaliśmy bardzo mało chleba dla całej rodziny. Mama musiała gotować zupę z trawy. Nawet soli nie było. W szkole byłem dobrym sportowcem. Jednak po takim jedzeniu nie miałem za dużo siły. Zawsze przed zawodami sportowymi nauczyciel najpierw mnie dobrze nakarmił. Cała rodzina musiała przeżyć ciężkie czasy. Zawsze mieliśmy nadzieję, że doczekamy się lepszych czasów. (…)
— Moi rodzice zawsze nosili swoje nazwisko — opowiada Alfons Kułakowski. Nigdy się nie ukrywali i nie zmieniali go. Byli dumni, że są Polakami. Na Syberii była bieda. Mróz minus 60 stopni. Mieszkaliśmy w jednym pomieszczeniu z niskim sufitem. Drzewo trzeba było przywieźć z lasu saniami. Często bolała mnie głowa. Otrzymywaliśmy bardzo mało chleba dla całej rodziny. Mama musiała gotować zupę z trawy. Nawet soli nie było. W szkole byłem dobrym sportowcem. Jednak po takim jedzeniu nie miałem za dużo siły. Zawsze przed zawodami sportowymi nauczyciel najpierw mnie dobrze nakarmił. Cała rodzina musiała przeżyć ciężkie czasy. Zawsze mieliśmy nadzieję, że doczekamy się lepszych czasów. (…)
Wiesława Witos
w.witos@gazetaolsztynska.pl
w.witos@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez