Kolejny trip rowerowy Damiana i Błażeja z Lubawy

2022-08-09 11:12:36(ost. akt: 2022-08-09 11:15:52)

Autor zdjęcia: archiwum Damiana Maciołka

W maju 2021, Damian Maciołek i Błażej Grochocki pojechali na rowerach z Zakopanego do Lubawy. Tym razem pojechali aż w Bieszczady, spełnili swoje marzenie i pokazali, że to co wydaje się niemożliwe, jest na wyciągnięcie ręki.
Oboje mieszkają w Lubawie, mają po 27 lat, energii i pomysłów całą masę. Kochają podróże rowerowe, każdy dzień wyciskają jak cytrynę. Ponad rok temu podzielili się swoją relacją z podróży rowerowej na trasie Zakopane - Lubawa. Dziś dzielą się wspomnieniem kolejnej przygody, być może zainspirują właśnie Was.
— Wraz z moim przyjacielem Błażejem postanowiliśmy, że w tym roku jedziemy z Lubawy aż w Bieszczady. Nie było wiadomo dokładnie dokąd, gdzie będziemy spali, co będziemy robili i ile czasu to wszystko będzie trwało — opowiada Damian Maciołek.
Mając doświadczenie ubiegłorocznego wyjazdu i zakupiony wtedy sprzęt, przygotowania do drogi w Bieszczady były o wiele łatwiejsze. Jednak nie obyło się bez przeszkód, na dodatek takich, których przewidzieć nie mógł. 14 dni przed wyprawą, Damian doznał kontuzji nogi.
— Dwa tygodnie bez żadnego kilometra na rowerze. Błażej trenował i czuł sie bardzo dobrze, a że ta wyprawa była dla nas kolejnym wyzwaniem to nie mogłem go zawieść. Powiedziałem sobie, że nawet bez nogi ale pojadę! — Słowa dotrzymał i wspólnie z Błażejem, 19 lipca wyruszyli na wycieczkę.
Już pierwszego dnia podróży przygód nie brakowało. Damian i Błażej, po 90 kilometrach zrobili dłuższą przerwę na przystanku. Gdy ponownie ruszyli w drogę, okazało się, że na miejscu postoju został Damiana plecak. Gdy po niego wrócili, na szczęście wciąż tam był. Noc w plenerze także do spokojnych nie należała. Przy namiocie i hamaku kręcił się dzik, nie wspominając o komarach, które skutecznie utrudniały spokojny sen. Damian i Błażej, na trasie musieli mierzyć się z upałem w ciągu dnia, zimnem w nocy. Jednak jak podkreślają, na szczęście bez dzików.
— Trzeciego dnia mieliśmy zarezerwowany hotel w Sandomierzu, co sprawiało, ze jechało się z lepszym komfortem psychicznym. Trasa była bardzo przyjemna, 20km przed Sandomierzem kilka górek dało nam mocno we znaki.— opowiada Damian — Zadowoleni, że bez awarii i żadnej zgubionej rzeczy dotarliśmy do pokoju hotelowego.
Kolejnego dnia zwiedzili Rzeszów, potem Sanok w którym udało się zaleźć nocleg przed nocą z burzami w prognozach.
Szóstego dnia, Damian i Błażej dojeżdżają do Soliny, na pole namiotowe.
— Poszliśmy zobaczyć zaporę wodną w Solinie, kolejkę górską, wypiliśmy smaczne bieszczadzkie piwko i wróciliśmy na nocleg. Niestety noc okazała się być bardzo zimna. Niska temperatura i straszna rosa sprawiły, że to była jedna z cięższych nocy. Błażej spał praktycznie pod gołym niebem, a ja bez śpiwora... — opowiada Damian.
Siódmego dnia wyprawy miejscem docelowym były Ustrzyki Górne, gdzie panowie weszli na najwyższy szczyt Bieszczad jakim jest Tarnica.
Widoki, emocje na zjazdach, wysiłek na podjazdach z pewnością na zawsze zostaną wspaniałym wspomnieniem.
— To był urlop spędzony trochę inaczej niż wszyscy. Udało się, chociaż nie było lekko i tak łatwo jak to wygląda na zdjęciach. Ciężko to opisać czy opowiedzieć, to po prostu trzeba przeżyć. Warto walczyć i spełniać swoje marzenia – podsumowuje Damian Maciołek.
Fantastyczna sprawa, świetna przygoda, przykład dla innych, że to co wydaje się niemożliwe, jest na wyciągnięcie ręki. Może ktoś zechce wybrać się w podobną podróż? Damian i Błażej chętnie podzielą się swoim doświadczeniem.

red.
lubawa@gazetaolsztynska.pl

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5