Poczekalnia — ze wspomnień mijającej epoki. Felieton Iwony Górskiej

2022-03-08 18:52:24(ost. akt: 2022-03-15 10:49:11)

Autor zdjęcia: archiwum Iwony Górskiej

Urodziłam się w kwiecie PRL-U, ale to chyba zbyt pochlebny przymiotnik dla tych czasów, młodość przypadła na początek młodej energicznej demokracji. Tak dotelepałam się wraz z innymi do dzisiejszych czasów, które oceni historia. Ostatnio znalazłam się w poczekalni szpitalnej, co spowodowało potoczek wspomnień, gdyż czasu miałam bardzo dużo. Rozróżniłam więc kilka ich typów: relaksująca, przygnębiająca, wkurzająca, optymistyczna. Poczekalnia u fryzjera, bardzo przyjemna {informacja dla młodszych:kiedyś nie umawiano na godziny}. Siadasz na wygodnej kanapie lub fotelu, który mięknie pod Twoim ciężarem, bierzesz do ręki kolorowy periodyk i przez chwilę jesteś tą piękną spreparowaną modelką , której idealnie wybielone uzębienie jakby mówiło: i Ty też możesz taka być!

Robi Ci się ciepło na odkrytych ramionach, których dawno nikt nie gładził, tak jak przyjazne ciepło tej suszarki, a przy okazji bierzesz udział w miastowych ploteczkach. Przez chwilę żyjesz kobiecą próżnością. Bezwiedny masaż przypoliczkowych mięśni, też dobrze Ci robi- śmiechu nigdy za wiele. Swą wyjątkowość ta poczekalnia zawdzięcza, temu ,że nie odczuwa się tam mijającego czasu. Po kilku godzinach wychodzisz nowa Ty! z nienaturalnie podniesioną i wypchniętą do przodu piersią. Nierzadko nos zmienia pozycję powyżej grzywki. Jesteś z siebie dumna. Ta poczekalnia jest jedną z najbardziej odmładzających umysł terapii,, bo głowę nie zawsze- w zależności od epoki lub umiejętności fryzjerki, aczkolwiek jeśli fryzjerka jest dobrą terapeutką, to potrafi wmówić, że ten kask, w który Cię przed chwilą ubrała, odjął Ci kilka lat, a nowy kolor włosów , to już na pewno.

Trochę gorzej bywało w poczekalniach firm ZUS lub US. Ludzie siedzieli tam lub podpierali ściany, z minami, jakby im, co dopiero kawałek serca wyrwano. Bezduszne, bezlitosne, bez zbędnych słów, traktujące człowieka podmiotowo. Z panami i paniami, którzy odgrywają rolę zza szyby- przeciwnika. Petenci rzadko załatwiali sprawę za pierwszym podejściem. Przy okienku kolejny rozczarowany człowiek, że potrzebny mu kolejny „taki sam” papierek. Jeszcze niedawno papierologia przeżywała renesans, teraz w jej miejsce powoli sadowi się komputerologia, dzięki której możemy więcej i szybciej. Obrazek takiej poczekalni nie wzbudzał pozytywnych emocji,zmęczone twarze niecierpliwych ciał, zmieniających ciągle pozycje, z siedzącej na przygarbioną, z głową w suficie, stojącą, stojąco-skrzywioną, stojąco-podpierającą, chodząco- drepczącą, pozycję nieruchomych oczu, zerkającą tysięczny raz na biurko pod ścianą. Czasem ktoś się głośniej odezwie- wszystkie głowy w prawo bez komendy, lub ktoś nowy wejdzie do poczekalni- zaczynają się poruszać uśpione oczy. Po kilku godzinach wyrywasz się jak koń z uprzęży, a po kilku sekundach dowiadujesz się, że musisz tu wrócić ponownie, bo dokumenty są niepełne.

Są poczekalnie-marzalnie, dające natchnienie na coś nowego. Chodzi o dworce na lotniskach , kolejowe i autobusowe. Tam z reguły jesteś w dobrym nastroju z po brzegi wypchaną walizką, torbą podróżną, bo właśnie jedziesz, na długo opowiadane swojej wyobraźni wakacje, lub w delegację- zaimprezujesz wreszcie, zobaczysz coś innego od zakodowanych w pamięci pokoi, smaków na podniebieniu, czy szczekającego yorka na Twój widok. Bywają również i mniej przyjemne wyjazdy ale tymczasem na poczekalniach zauważa się przede wszystkim ruch a ruch to życie, kolorowe od ludzi, powietrze przesuwające się zapachem frytek, kebabów i innych olejnych dań, kojarzących się z wolnością, ostrym aczkolwiek bardzo pożądanym teraz przez Ciebie smakiem- smakiem przygody. Pudle na smyczy, kolorowe walizki, kloszardzi, turyści, młodość, starość, pulsujące, wirujące w oczach hale z kolorowymi upominkami. Niecodzienna mnogość wrażeń w Twojej małej głowie. Jedziesz! Masz bilet- przepustkę od codzienności, szarości , monotonii.

Nie mogę nie wspomnieć o takiej poczekalni, która poczekalnią nie była, choć ją mogła przypominać. Były to kolejki nocne w latach 80tych. Pierwsi czekający pojawiali się pod wieczór, czekali kilka godzin na swoich zmienników, niektórzy parali się tym zajęciem jako hobby, inni dorabiali w ten sposób do skromnych pensji. Tak czy inaczej trzeba było kombinować, radzić sobie w trudnym okresie przejściowym na dobrobyt kapitalizmu i wolność słowa!

Kilka godzin przed otwarciem sklepu, towarzystwo oczekujące snuło opowieści o życiu w PRL-u. Jakie? Niestety nie wiem, bo byłam wówczas kilkunastoletnim dzieckiem. Ja stałam w dziennych grubych kolejkach, pogrubianych do kilku warstw, pękających w szwach, które po otwarciu sklepu przeradzały się w Smoka Wawelskiego, wypluwającego z siebie całe stado, dzikich krzyczących głów, płuca pod naciskiem innych ciał, z trudnością łapały powietrze, by wykrzyczeć w stronę ekspedientki jedyne: kilogram cukru!!! Takie wypady do sklepów były zawsze niespodzianką, pamiętam, jak stałam za zeszytami w papierniczym, a wróciłam z papierowymi koralami na szyi (chodzi oczywiście o papier, tyle, że toaletowy.)

Dla mnie, jedną z najciekawszych jest poczekalnia szpitalna. Z opieką zdrowotną, to każdy wie, jak jest, ale jeżeli chodzi o samą poczekalnię, to jest wyśmienitą terapią dla naszej psychiki. Ciekawe, bo pacjenci sami dokonują bezwiednej terapii przedwstępnej, zanim wejdą do gabinetu lekarza.
Och, jak tu się można wyżyć! opowiadając o kolejnym bolącym skrawku swojego ciała. Każdy to robi, bez wyjątku. Słuchacze cierpliwie słuchają, by w ripoście bombardować kolegę z prawego i lewego boku, swoimi cielesnymi bolączkami. Niektórzy w natchnieniu przesuwają granicę, ujmując w swych opowieściach całe rodziny, ciotki, znajomych i nieznajomych nawet! Ale po takim wypluciu całej zawartości bolących narządów, choć na chwilę człowiek odczuwa ulgę i jest jakby zdrowszy. Łączą się cierpiące dusze niewidzialną nicią, która scala ich i jednoczy, czują się pewniej, przez chwilę, fruwają nad nimi strzępki radości. Tak więc, z zewnątrz przygnębiająca poczekania, pełni doraźną rolę terapeutyczną.

Życie poczekalń umiera, zastępuje je technika, która nie pyta, czy drzwi otwarte, czy można? Rusza przed siebie zmiatając po drodze, to co ludzkie. Dzisiejsze mini poczekalnie, mają 2-3 krzesła, ogranicza to kontakt międzyludzki do mini-minimum, zyskujemy w zamian czas, więcej czasu dla siebie, ale co to znaczy? Mniej kontaktów między swoim gatunkiem, oddzielenie, wyalienowanie, samotność oraz inne dolegliwości, które pewnie w przyszłości się odezwą. Za tym idzie również, brak spójności, jedności w działaniu. Spotykam czasem kogoś w poczekalniach, przeważnie z głową pochyloną nad niewielkim ekranikiem i kciukiem wykonującym płynne ruchy, w górę lub w dół.
Nie widzimy już siebie.

Iwona Górska
Lubawianka, pod koniec 2020 r. napisała książkę "Oddech świata"


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B